Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14. Skazaniec

Nadszedł dzień, którego najbardziej obawiali się Hagrid i Elise - Ministerstwo skazało Hardodzioba na śmierć. Kathleen i Caleb od razu zostali o tym poinformowani, w związku z czym poszli odwiedzić Hagrida. Zabrała ich tam Elise, uprzednio poinformowawszy o tym profesor Sprout.

Gajowy był zrozpaczony - czuł się tak, jakby zawiódł Elise, która dała mu Hardodzioba w opiekę, choć ona ciągle powtarzała, że to był niefortunny wypadek i żadna w tym wina Hagrida.

— Co najwyżej Malfoya — dopowiedziała Kathleen. — Robił z siebie taką ofiarę, że aż musieli w to uwierzyć.

— Głupi ma zawsze szczęście — skwitował Caleb.

— W przypadku Malfoya ta zasada się sprawdza.

Elise nawet nie próbowała karcić córki za takie wyrażanie się o swoim koledze, bo sama uważała, że ma rację - Draco miał swój wkład w skazanie Hardodzioba na śmierć.

Kilka dni później Kathleen i Caleb byli świadkami, jak Hermiona pod wływem impulsu uderzyła Malfoya w twarz. Caleb aż zagwizdał z podziwem.

— Imponujące — skomentował i zerknął na swoją przyjaciółkę - na jej bladej twarzy malował się triumf.

— I bardzo dobrze, należało mu się — dodała Kathleen.

Słysząc ich słowa, Hermiona spojrzała na nich i uśmiechnęła się, czego nie zauważyli Harry i Ron, bo byli zbyt zajęci rozkoszowaniem się widokiem uciekającego Malfoya.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Dosyć szybko nadeszły ferie wielkanocne, w czasie których Elise i Kathleen odwiedziły między innymi Andrewa i Siennę Mayersów, czyli brata i bratową Elise.

Dla Kyle'a i Kathleen tradycją było granie na pianinie, jeśli spędzali jakieś święta razem. Tak było i tym razem - z salonu niosły się dźwięki pianina oraz melodyjny głos Kathleen.

— Nie ma świąt bez naszej tradycji, Kath — zaśmiał się Kyle po zakończeniu grania piosenki.

— To jedna z lepszych tradycji — uśmiechnęła się Kathleen i przycisnęła jeden z klawiszy pianina, przez co instrument wydał z siebie długi dźwięk. — Jeszcze raz?

— Nie musisz nawet pytać — odparł Kyle, po czym ułożył palce na klawiszach i zaczął grać tę samą piosenkę.

Nie udało im się doprowadzić melodii do końca, bo siedzący na ramieniu brunetki nieśmiałek zeskoczył na pianino i nieco chwiejnie przebiegł po klawiszach, jakby chciał zagrać po swojemu. Kyle parsknął śmiechem, kiedy Scarlett wskoczyła na jego wyciągniętą dłoń na samym końcu klawiatury.

— Nie wiedziałem, że nieśmiałki są takie muzykalne — powiedział, podając zwierzaka Kathleen.

— Cóż, ja sama dopiero się o tym dowiaduję — odparła i uśmiechnęła się. — Scarlett, mała łobuziaro — zachichotała, sadzając ją sobie na udzie. — Może zagramy jeszcze raz, a końcówkę zagra Scarlett?

— Nigdy nie grałem na pianinie z nieśmiałkiem — zauważył Ślizgon z rozbawieniem. — Warto spróbować.

Jak postanowili, tak zrobili. Głos Kathleen ponownie niósł się z salonu, podobnie jak melodia grana przez Kyle'a. Ich rodzice, wcześniej siedzący w kuchni, pojawili się u progu salonu, z rozczuleniem patrząc na swoje dzieci, które łączyło upodobanie do muzyki.

Koniec piosenki pozostawili do dyspozycji Scarlett. Opuszczony na klawiaturę pianina nieśmiałek zaczął żwawo skakać po klawiszach, tworząc nie do końca spójną melodię, ale widocznie mu się to spodobało.

Elise z uśmiechem na twarzy podeszła do pianina i złapała Scarlett, która nieco chwiejnie zbliżała się już do końca klawiatury, po czym pocałowała Kathleen w głowę.

— Moje utalentowane dzieci — powiedziała, odnosząc się rzecz jasna do Kathleen i Scarlett, bo do swoich zwierząt była prawie tak przywiązana, jak do swojej córki.

Kathleen uśmiechnęła się, po czym spojrzała na swojego kuzyna, który nie podnosił dłoni z pianina.

— Kyle, zagramy coś jeszcze? — zapytała, a takiej propozycji Kyle nie mógł się oprzeć, dlatego w domu Mayersów po raz kolejny rozległy się dźwięki pianina i piosenka śpiewana przez Kathleen. A to wszystko dedykowane rodzicom obydwojga muzykantów.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Dzień przed meczem, który miał rozstrzygnąć, kto zdobędzie Puchar Quidditcha, nikt nie krył zainteresowania owym wydarzeniem. Nie brakowało również zakładów o to, kto zwycięży.

Przed meczem bliźniacy zauważyli, że Kathleen ściska w bladej dłoni chorągiewkę w barwach Gryffindoru, co znaczyło, że im kibicuje, podobnie jak Caleb, i oczywiście siedzący obok nich profesor Lupin.

— No popatrz, Fred, nasza znajoma będzie nam kibicowała — powiedział George do brata.

Fred roześmiał się.

— Jak by nie patrzeć, nie ma większego wyboru, bo Malfoyowi to na pewno by nie kibicowała.

— To fakt, ale mogłaby przecież oglądać mecz bez kibicowania którejkolwiek z drużyn, chociaż to odbierałoby całą frajdę.

Po tej rozmowie Fred i George musieli skupić się na grze, by odbijać tłuczki w stronę przeciwników, a nie na przykład do swojej drużyny.

W toku rozumowania bliźniaków było sporo racji, choć nie było dokładnie tak, jak mówili - Kathleen rzeczywiście nie kibicowałaby Ślizgonom, za którymi nie przepadała (oczywiście, istniały wyjątki), ale też nie kibicowała Gryfonom z braku innej opcji. Uważała, że jeśli Gryfoni wygrają, to będzie to dla nich zasłużona wygrana, bo byli utalentowaną drużyną.

Tak jak przeczuwała, uczniowie Slytherinu nie mieli powodów do triumfu, bo przegrali, a Puchar Quidditcha zgarnął Gryffindor. Widać było, że najbardziej z wygranej cieszy się Oliver, a szczęśliwa Heather już zmierzała w jego kierunku z aparatem, by następnie rzucić mu się na szyję, uważając jednak na swój sprzęt.

— Zasłużyli na wygraną — stwierdziła Kathleen. — O wiele bardziej cieszyłabym się ze zwycięstwa Hufflepuffu, ale Gryfoni naprawdę zasłużyli na puchar.

— Profesor McGonagall aż popłakała się ze wzruszenia — Caleb pokiwał głową. — Podobnie zresztą jak Oliver.

— On to przed nikim nie ukryje tego, że się popłakał — zaśmiała się. — Heather narobiła mu tyle zdjęć, że mogłaby go nimi szantażować.

Profesor Lupin roześmiał się, słysząc uwagę Kathleen. Machnął różdżką, a trzy kubki z herbatą kolejno ustawiły się na stoliku w jego gabinecie.

— Miejmy nadzieję, że nie będzie musiała dopuszczać się do szantażu — stwierdził, po czym spojrzał na swojego syna i jego przyjaciółkę. — Jak z waszymi patronusami?

— Kilka razy ćwiczyliśmy — odpowiedział Caleb. — Jak na razie nie mieliśmy okazji do użycia ich...

— I lepiej, żebyście nie mieli — powiedział stanowczo Remus. — Dementorzy to nie żarty, Caleb.

O tym dwójka Puchonów doskonale wiedziała.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Egzaminy nadeszły szybko, wręcz za szybko, jak uważała Kathleen. Nie dość, że egzamin z astronomii poszedł jej nie najlepiej, to jeszcze dowiedziała się, że apelacja się nie powiodła i egzekucja Hardodzioba miała odbyć się ostatniego dnia egzaminów. Elise po raz kolejny gościła u Hagrida, nie chcąc zostawiać zrozpaczonego gajowego samego.

Był wieczór, kiedy Kathleen i Caleb siedzieli u Hagrida razem z Elise i Remusem, który postanowił dotrzymać towarzystwa swojej przyjaciółce, dla której strata zwierzęcia, które sama uratowała, była jak strata członka rodziny. Wcześniej byli tam również Harry, Ron i Hermiona, ale na prośbę Hagrida wrócili do zamku.

Kathleen siedziała u boku swojej mamy, która ani na chwilę nie puszczała córki, którą do siebie przytulała. Po policzkach blondynki raz po raz spływały łzy i wsiąkały w czarne loki Puchonki.

W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy już wiedzieli, co to znaczy. Nadszedł czas, kiedy Hardodziob musiał pożegnać się ze światem.

Do środka weszli kolejno Dumbledore, Knot, ktoś z komisji i Macnair. Minister magii omiótł wzrokiem cały dom, zatrzymując się najpierw na Calebie, a następnie na Kathleen.

— Czy te dzieci nie powinny być już w Hogwarcie? — zapytał, oczekując, że Kathleen i Caleb natychmiast opuszczą pomieszczenie.

Elise podniosła się z miejsca i spojrzała na ministra z goryczą w bursztynowych oczach.

— Widzi pan, nasze dzieci przynajmniej mają jakiekolwiek uczucia i postanowiły pożegnać się z niewinnym zwierzęciem — odpowiedziała, po czym wzięła Kathleen za rękę i wyprowadziła z domu Hagrida. To samo zrobił Remus z własnym synem.

— Nie uważa pani, że to niebezpieczne narażać własną córkę na niebezpieczeństwo, pani Black? — zapytał Knot, ale Elise go zignotowała.

Kolejno ukłonili się przed hipogryfem, który chętnie dał im się pogłaskać na pożegnanie. Temu wszystkiemu przyglądał się Knot z uniesionymi brwiami.

— Nadal nazywa pan Hardodzioba niebezpiecznym stworzeniem? — zapytała Elise opanowanym tonem, choć Kathleen podejrzewała, że gdzieś w środku jej mama ma ochotę krzyczeć.

— Dowody mówią co innego, pani Black — Knot upierał się przy swoim. — Proszę zabrać stąd te dzieci.

Elise zacisnęła zęby, a Remus położył jej dłoń na ramieniu.

— Zabiorę ich stąd — powiedział, po czym uścisnął przyjaciółkę. — Trzymaj się, Elise.

Zanim odeszli, Kathleen rzuciła się matce na szyję, chcąc dodać jej otuchy przed tym, co za chwilę miało się stać. Kobieta nie prostestowała i odwzajemniła mocny uścisk córki.

Kiedy Kathleen, Caleb i Remus wracali do zamku, żadne z nich nie spojrzało za siebie - bo kto chciałby zobaczyć, jak niczemu winne zwierzę traci głowę przez bezmyślność Dracona Malfoya?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro