Eleven.
Celeste
Cały dzień zleciał mi niezwykle stresująco. Nie obyło się oczywiście bez pytań i tłumaczeń dla Willa, bez oglądania tego idioty czy moich nagłych zmian nastroju.
Dlaczego to spotkało akurat mnie? Dlaczego, do cholery ten idiota znowu pojawił się w moim życiu i miesza. Znowu.
O 15 pojechaliśmy na pyszne gofry. Miałam okazję się odprężyć i spędzić czas najmilej jak mi to potrafi dać mój chłopak. Obecnie, siedzimy u Willa, grając na konsoli.
- Nie masz czasem ochoty uciec stąd i odpocząć?- zapytał znienacka Will klikając w pada. Dostałam wirtualny cios od boksera. Zaatakowałam w grze jego postać. Był nokaut.
- Uwierz, że to momentalnie moje największe marzenie- powiedziałam.
Nieoczekiwanie William zatrzymał grę.
- Co?- uśmiechnęłam się- Dlaczego tak patrzysz? Will, co ty kombinujesz?
- Ucieknijmy stąd!- wyszeptał- Chociaż na kilka dni. Nikomu nie powiemy! Odpocznijmy od tego wszystkiego, Celeste.
- Zwariowałeś- zaczęłam się śmiać.
- Nie, mówię serio.
- Will, daj spokój. To nie czas na żarty, włączaj grę i kontynuujmy...
- Cel, ja nie żartuję- spojrzał na mnie i już wiedziałam, że nie kłamał.
- Will, mamy dopiero początek szkoły, rodzice cię zabiją, Spencer zabije mnie...Nie możemy uciekać. Podczas przerwy światecznej lub wakacji, obiecuje, ale nie teraz.
- Możemy. No właśnie. To dopiero początek szkoły. Tydzień nikogo nie zbawi. Jeszcze nauka na dobre się nie zaczyna. To dopiero wprowadzenie. Cel, zastanów się...
Pomyślałam o Jacobie i o tym ile bym dała, żeby nie móc na niego patrzeć choć przez jeden dzień.
- Will, to nie przejdzie- pomyślałam- wszyscy się skapną, nie mamy wystarczajaco pieniędzy na taką podróż ani nawet bil...
Will uciszył mnie gestem. Podszedł do swojej szafki przy łóżku, a następnie podszedł do drzwi i zakluczył je. Wrócił z
kopertą w dłoni. Położył ją między nami.
- Otwórz- nakazał.
Wzięłam papier i rozdarłam go. W środku znajdowały się dwa jasnobrązowe papierki.
- Nie, Will, przecież to nie...
Wyjęłam dwa bilety z opłaconą wycieczką pięciodniową po wybranym miejscu w Europie.
- Will...
- O to nie musimy się martwić.
- Skąd to masz?
- Mama dostała w pracy. Nie wykorzystała ich i zachowała dla nas. Ojciec kazał ze względu na szkołe zrezygnować, ale zawarłem z mamą układ. Nikt się nie dowie. Będzie nas kryła, ale musiałem jej coś obiecać.
- Co?
- Że będziemy się dobrze bawić i wrócimy cali. Ona tez uważa, że to nam dobrze zrobi.
- Will, twój ojciec ma rację...
- Dobra, to nie jedziemy. Niepotrzebnie brałem je od mamy. Koniec tematu- Will schował bilety do koperti i wstał. Schował je do szafki i powrócił do mnie. Włączył grę i zaczął grać. Widząc, że nie poruszyłam się, podał mi pada i wskazał na ekran. Widziałam jak zmaga się z uśmiechem ukrytym pod maską powagi.
- Wiedziałeś, prawda?
- Co?- uśmięchnął się z błyskiem.
- Skubany, załatwiłeś te bilety i wiedziałeś jak bardzo tego potrzebuje!
- Nie wiem o czym mówisz...
- Dobra jedźmy tam, jedźmy! Zanim.się rozmyślę, mówię TAK!
- Tak?! Tak! Wow!- chłopak wstał i podniósł mnie, okręcając w koło. Zaczęliśmy się wygłupiać i krzyczeć.- Znam cię na wylot, kochanie!
- Dupek- ugryzłam go w płatek ucha- A kiedy dokładnie jest wylot?
- Pojutrze. Dziwi mnie, że nie zapytałaś, które miejsce wybrałem, a troszkę ich do wyboru miałem.
Uśmięchnęłam się.
- A więc, jakie to miejsce? Nie daj mi czekać panie "wiedzący najlepiej"!
- Palmy, słońce, plaża...pizza!
- Nie!- pisnęłam, wiedząc dokąd zmierza.
- Tak! Cel, wyjeżdżamy do Włoch.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro