Ninety- Nine.
Will
Jechaliśmy przepisowo, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- W-Will...zat....maj...się...- usłyszałem niemrawy głos Chloe.
Obróciłem się na sekundę od drogi. Siedziała niechlujnie. Była cała blada, a nawet powiedziałbym, że zielona. Trzymała się za usta, jakby chroniąc przed wymiotowaniem.
Zatrzymałem auto na zjeździe. Pomogłem siostrze z pasami i wyprowadziłem ją na trawę.
- Co ja ci mówiłem o tym Maynie?
Schyliła się i zaczęła wymiotować. W pewnym momencie, kiedy się pochylała z jej torebki wypadło kilka woreczków.
- Co do chuj...
Podniosłem to.
- Chloe...co...to...jest?!
- N-nie wiem- spojrzała w panice.
Ja wiem.
- Chloe, to są pierdolone narkotyki. Skąd one do cholery znalazły się w twojej torbie?!
- Archer...on...powiedział, że to proszki na ból głowy dla jego mamy, które kupił w aptece, kiedy po mnie jechał. Zapytał czy może przechować, ale nie...wrócił...czekałam.
- Jak mogłaś być tak głupia?!- warknąłem- Dziecko by się nie nabrało na taką bajeczkę! Chloe, Boże...Powiem to: "a nie mówiłem?".
Dziewczyna jęknęła i wytarła twarz o brzeg ubrania.
Miałem właśnie w planie skarcic ją za bezmyślne zachowanie, kiedy do moich oczu, dotarł charakterystyczny dźwięk.
Za sobą ujrzałem odblask niebieskich świateł.
Pięknie. Kurwa!
Podjechał do nas radiowóz. Wysiadł z niego wysoki mężczyzna.
- Dobry wieczór- powiedział- Komisarz Chlodwig Matyens. Nie wiem czy wiecie, ale ten teren jest prywatny- wskazał na znak.
Faktycznie. Znak definitywnie mówił, że nie wolno tu stawać.
Szybko, wcześniej ukryłem po kieszeniach proszki. Beznajdziejna kryjówka, ale musiała pomóc. I uchronić mnie przed gównianym więzieniem.
- Przepraszam, ale siostra źle się poczuła. Wie pan, ta dzisiejsza młodzież i imprezy- uśmiechnąłem się.
- Wiem, ale to nie usprawiedliwia tego, że muszę, was spisać. Podajcie nazwiska.
Podałem dane Chloe, a następnie swoje. Przekazał to dalej do krótkofalówki.
- Byłeś karany, prawda?- zapytał podejrzliwie.
Potaknąłem.
- Błąd młodości- mruknąłem.
- Jesteś młody- przypomniał.
- Ale mądrzejszy.
- Przykro mi, ale muszę sprawdzić auto. Rutynowa kontrola- wskazał na auto.
Otwarłem mu bagażnik.
Sprawdził.
- Dobrze, wynika, że jest w porządku- spojrzał na Chloe- wszystko z nią dobrze?
- Tak- podszedłem i ją podniosłem.
Podnosiłem, gdyby nie moja kochana siostrzyczka zaczępiła przypadkowo o moją kieszeń, z której wypadły woreczki.
Ja pierdole... Rozjebie Archera Mayna! Przysięgam, że już nie żyje!
- Co tam masz?- zapytał policjant.
Wiedział.
Jestem w dupie! Czarnej dupie, kurwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro