Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Hundred- Fourteen.

Celeste

Minął tydzień od wypadku.

Tydzień od naszej utraty. Tydzień od momentu, w którym Will został oczyszczony całkowicie z zarzutów. Tydzień od pogrzebu. Niestety lekarze próbowali wszystkiego, ale Christian stracił za dużo krwi, poza tym postrzelono mu płuco. John wziął urlop w pracy i na stałe zamieszkał z rodziną u swoich rodziców.Ta tragedia wstrząsnęła nie tylko Lawrencami ale i nami. Will, choć udawał twardego, dawał po sobie nie raz poznać jak bardzo przybiła go śmierć Christiana.

Miałam wrażenie, że teraz już nic nie będzie takie samo.

Szykowałam się na obiad z ojcem Willa. Zaprosił mnie, a przy okazji Spencera i Gabrielę, twierdząc, że odkąd jesteśmy z Willem razem, nie mieliśmy okazji zjeść wspólnego posiłku. Miał rację. Poza tym, ja nigdy nie byłam na wystawnej kolacji u rodziców chłopaka. Jacob nie myślał o tym, żeby przedstawić mnie rodzicom. Nawet po tak dużym stażu w związku. 

Jednakże nie narzekam. Mam teraz druga połówkę, która nadrabia to i rozpieszcza mnie tak, jak Jacob nie potrafił.

W związku moim i Willa nastała cisza. Wszystko układa się jak najlepiej. On przestał odstawiać sceny rodem z piekła Supermana, ja natomiast wybaczyłam mu i zaprzestałam wszystkiego, co byłoby nierozsądne i zwyczajnie bezmyślne.

Gabriela wpięła mi we włosy ostatnią wsuwkę. Wygładziłam spódniczkę i przyjrzałam się sobie. Strasznie panikowałam, nawet jeśli miała to być zwykła przyjazna okoliczność.

- Myślisz, że będzie dobrze? Boję się bardziej niż przed wizytą u ginekologa. To moja pierwsza kolacja z Holtami.

Dostawałam trzęsiawki na samą myśl, że byłam w stanie palnąć jakąś głupotę przy Lancu. Wprawdzie znamy się już całkiem dłuższy czas, ale ja i tak czuję niepewność. A umówmy się, ja, kiedy w dodatku jestem spanikowana, potrafię narobić szkód.

- Kochanie, jesteś najbardziej przeuroczą dziewczyną jaką znam. Jesteś słodka i mądra, ale nie brakuje ci przy tym nic, co stawiało by cię w świetle manipulantki. Już cię lubi, a ta kolacja to tylko zwykła formalność.

- Będzie na niej również mama Willa, prawda?

- Tak, Will uparł się, żeby ojciec zaprosił i ją. Ostatnio nie mięli okazji, żeby porozmawiać. Wiesz o co mi chodzi.

Wiedziałam doskonale.

- Chodźmy już, bo Spencer odjedzie bez nas.

---

We trojkę udaliśmy się do drzwi. Zadzwoniłam. W drzwiach ukazała się uśmiechnięta twarz mojej przyjaciółki.

- Kochana- przytuliła mnie- Dzień dobry- przywitała się z moimi opiekunami- Zapraszam, wszyscy czekają.

Zaprosiła nas do środka i wskazała duży salon jako miejsce spotkania.

- Dzień dobry- nastąpiła chwila powitań.

Było nas ośmioro.

Ja, Will, Lance, Spencer, mama Willa, Chloe, Gabriela, a nawet Greg, który jak zauważyłam nie stał nadzwyczaj zadowolony, a stał z boku patrząc spode łba na Willa.

Miałam do załatwienia jedną rzecz.

Złapałam za dłoń chłopaka, po drodze zaczepiłam i pociągnęłam Grega, po czym przeprosiłam wszystkich na minutkę. Wyszliśmy na zewnątrz.

- To po części moja wina, że tak się stało, więc jestem wam winna coś. Nie chciałabym, żeby dwoje najlepszych przyjaciół poróżniła jedna dziewczyna, więc w tej oto chwili macie się pogodzić.

Żaden się nie odezwał.

- Języki wam urwało? Mowę odjęło? Gdzie wasza odwaga, hm? Nie szkoda wam?

Spojrzeli na mnie nie rozumiejąc.

- Nie szkoda wam tyle wspólnie spędzonego czasu? Nie szkoda wam tego spieprzyć? Zamknąć tego rozdziału w życiu? Mi by było cholernie przykro to zrobić. Nawet jeśli oboje powiedzieliście coś, co drugiego uraziło. Nie jesteście idealni w tym, co mówicie, ale nauczcie się wybaczać, bo donikąd was to nie zabierze.

- Cel, nie wtrącaj się w to. Było, powiedzieliśmy sobie wszystko i jest jak jest. Nie drążmy w to ponownie, proszę- Will próbował przyciągnąć mnie do siebie, ale walcząc z samą sobą, odepchnęłam go.

- Nie wrócimy tam dopóki wy dwaj- wskazałam na nich- się nie pogodzicie- tupnęłam nogą i udawałam, że czytam coś w telefonie.

- Boże, to my nigdy tam nie wrócimy- powiedział Greg, po czym usiadł na schodku. Oparł dłonie o kolana.

Will przemieścił się na ławkę obok tarasu. Siedzieli w znacznej odległości od siebie. Żaden nie wykazywał oznak na to, że mają się pogodzić.

Może wydaje im się, że tak jest dobrze, a nawet lepiej, ale mylą się. Udowodnię im to i zrobię wszystko, żeby to naprawić.

Ziewnęłam prowizorycznie.

- Dobra, może zostawię was samych. Żaden nie ma prawa wracać do środka, dopóki nie dojdziecie do porozumienia- powiedziałam.

W duchu śmiałam się sama z siebie, ponieważ to nienormalne, zakazywać komuś wejść do własnego domu. Taka była prawda.

- Do zobaczenia...mam nadzieję za chwilę. Możliwe, że uwiniecie się szybko i obiad nie zdąży wystygnąć- mruknęłam i odeszłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #wattys2016