Hundred- Fiveteen.
Will
Zagwizdałem cicho. Greg siedziała nadal na schodach i tak samo jak ja nie silił się na żaden gest. To było z naszej strony bezsensowne. Wiedziałem jednak, że Celeste nie chciałaby, żebym wrócił do nich z Gregiem nadal nie kontaktując do siebie.
- Dobra, robię to tylko i wyłącznie dla niej...- zacząłem szybko.
- Nie potrzebuję fałszywych przeprosin!- przerwał mi w pół zdania.
- A kto tu mówi o jakiś przeprosinach?- syknąłem- Niby za co mam przepraszać?
- No nie wiem...pomyślmy...może za bycie jebanym chujem albo idiotą...- wymieniał.
- Zamknij ryj, Greg, bo sam lepszy nie jesteś.
- Od ciebie na pewno lepszy jestem, uwierz mi- zarechotał.
- Nawet nie przyszedłeś do więzienia!- wypomniałem mu- Co to za przyjaciel, który ma wszystkich w dupie?!
Greg nie odzywał się, więc kontynuowałem.
- Moją siostrę też długo musiałeś zwodzić. Dałeś żeby skrzywdził ją jakiś frajer, bo nie mogłeś się wziąć w garść i wyznać jej co czujesz.
W końcu Gregory wybuchł.
- Myślisz, że miałem w dupie, to, że byłeś w pace? Do chuja, nie było mnie tam, bo patrzeć jak brat stacza się na dno jest ostatnim obrazem jaki chciałem widzieć. A z Chloe to zupełnie inna bajka, ale dziwi mnie, że mi to wypominasz zważywszy na fakt, jak było z tobą i Celeste.
- Jej do tego nie mieszaj- warknąłem- To sprawa między nami.
- Ona już jest po uszy w to zamieszana- warknął i uderzył dłonią o kolano- Do chuja, Will, byłem o nią zazdrosny, ale później uwierzyłem, że dziewczyna da sobie z tobą radę, ale widocznie nadal twój mózg nie działa na pełnych obrotach.
- Byłeś zazdrosny! Właśnie! To cie zgubiło- wyjaśniłem ze spokojem- A czy teraz łaskaw jesteś mi wyjaśnić i może przyznać się, że myliłeś się? Zbliżyłeś się do Chloe, więc może poczujesz się tak jak ja wtedy.
- Masz rację, ale ja stawiam sprawę jasno. Ko...Koc...
- Wyduś to wreszcie!- krzyknąłem poirytowany.
- Kocham Chloe, ale stawiam sprawę jasno. Żadna dziewczyna, żadna rodzina, NIKT! Nikt nie jest w stanie poróżnić mnie z najlepszym kumplem! Rozumiesz!?
Zatkało mnie równo.
- A wiesz co w tym wszystkim jest najlepsze? To, że nawet się nie spostrzegłeś a Carlos wziął ślub, kiedy ty bawiłeś się w tajniaka i gniłeś w pierdlu! To jest dopiero kumpel, który siedzi w więzieniu i to z własnej woli, zamiast pełnić rolę drużby a przyjęciu kumpla. Nie chcę nic mówić, ale przy pierwszej okazji, masz wpierdol od chłopaków.
- J-ak to...
- Tak to!
Carlos wziął ślub z Emily. Wziął ślub! A obiecywał, że będę jego świadkiem bez względu na wszystko. A ja tak po prostu go wystawiłem.
24 sierpnia to wtedy miał ustaloną datę! Zawsze o niej wspominał, ponieważ to data do której ma sentyment. To dzień i miesiąc urodzin jego zmarłej przy narodzinach siostry bliźniaczki.
Boże...
- Boże...ja...nie wiem co powiedzieć- mruknąłem i wstałem z miejsca.
- Nic nie mów- westchnął Greg i również wstał- wszystko jest wyjaśnione.
Blondyn próbował odejść. Stałem nieruchomo. Było mi tak wstyd!
- Zaczekaj...
Gregory zatrzymał się plecami do mnie.
- Ja- zacząłem- nie chcę, żeby tak było.
- Już tak jest, zrozum to...
- Nie, Greg, ja chcę po prostu, żeby było jak dawniej. Ja i ty... Proszę, daj szansę nam odbudować to na nowo, a...
- Stary, tu nie ma o czym gadać. To już się stało i nic nie będzie jak dawniej...
- Rozumiem- przerwałem mu w połowie zdania, wiedząc do czego zmierza. Oszczędziłem tych ostrych słów samemu sobie.
Chłopak westchnął i przeczesał włosy palcami. Kopnął z frustracji kamień na ziemi. Byłem niemalże pewny jak przeklął pod nosem.
- ... ale możemy stworzyć coś nowego i zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Nie chcę wprowadzać niekomfortowej atmosfery, ale gwarantuję ci, że jeszcze jeden taki numer, a nie zawaham się zrównać twojego łba z gilotyną ty zidiociały dupku. Może gdzieś tam wróci stary Holt- pokazał mi środkowy palec.
Uśmiechnąłem się lekko. Stary Greg wracał do gry pełną parą.
- I vice versa, stary. To co- podałem mu rękę- graba na zgodę?
Patrzyłem na jego reakcję. Prowadził intensywną obserwację nad moją dłonią i spojrzał na mnie jakbym oszalał. Ku mojemu zdziwieniu nie ujął jej.
- Chyba cię popieprzyło- warknął i zamknął mnie w męskim uścisku. Poklepał mocno po plecach, po czym powiedział- Cholera, nareszcie możemy wracać, bo umieram z głodu.
- Idioto, zrobiłeś to dla jedzenia?!- palnąłem go po głowie.
- Ta...Nie! Oszalałeś- cofnął się w słowach widząc jak zamachuję się rękę przed jego twarzą i powalam go na ziemię.
- Zaraz pomyślą, że się napieprzamy. Wstawaj ze mnie zboczeńcu!
Oboje wstaliśmy. Nareszcie dostrzegłem uśmiech u przyjaciela, kiedy przebywa obok mnie. Ostatnio tego brakowało, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo tego potrzebowałem.
Było mi o wiele lżej na sercu, kiedy odzyskałem ważną dla mnie osobę. Powoli odbudowywałem to, co w życiu zawaliłem. A tą iskierką, która napawała mnie do tego, była piękna blondynka, która stała się dla mnie całym światem. To dzięki niej moje życie staje się lepsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro