Forty- Six.
Celeste
Lawrencowie naprawdę potrafili organizować wystawne przyjęcia. Ten bal, to najpiękniejsza impreza na jakiej byłam. Pięknie przystrojony podjazd był zapewne tylko wstępem do prawdziwego raju.
- Pójdę się przywitać z gospodarzami- powiedział Spencer i zniknął zostawiając nas na podjeździe.
Stałyśmy przyglądając się wszystkiemu z zachwytem.
- Wow- wydusiłam tylko.
Chloe była w trakcie mówienia mi o poprzedniej imprezie, kiedy na podjazd podjechało srebrne auto, z którego wydobywała się głośna muzyka. Wszyscy zwrócili uwagę na pojazd jak i samego kierowce. Z auta wyszedł ubrany w koszulkę i dżinsy chłopak. Kojarzyłam go skądś, ale nie byłam pewna czy kiedykolwiek go widziałam.
- To jest Christian- szepnęła przyjaciółka- I chyba właśnie zapomniał, że to dzisiaj jest ten dzień, kiedy musi udawać idealnego syna. Przystojniak, nie?
Przyjrzałam się blondynowi. Był przystojny, jeśli dziewczyny pociągają wysocy blondyni z kilkudniowym zarostem i tatuażami. Jego oczy spotkały się z moimi. Uśmiechnął się pod nosem i miałam wrażenie, że coś mruknął do siebie.
Przeszedł obok nas, ówcześnie zamykając pojazd i wszedł do domu.
- Chodź- Chloe złapała mnie za rękę i wprowadziła do środka.
Tak jak myślałam, było porażająco pięknie. Stałam oniemiała. Wielka sala z ogromnym złocistym żyrandolem błyszczała niczym brokatowa czara. Parkiet na którym gromadzili się grupkami eleganccy inwestorzy, w tym Spencer, zachęcała do tańczenia przy leciutkiej muzyce przygrywających instrumentów. Wystawne przekąski i kelnerzy z tacami chodzili dookoła rozdając co nieco.
Poza tym całość wyglądała jak kadr wyjęty prosto z kapciuszkowej produkcji Disneya. Bajka.
Chloe zostawiła mnie na chwilkę i podeszła do swoich rodziców. Do mnie, zmierzał natomiast Spencer u boku z piękną starszą kobietą i eleganckim mężczyzną.
- Moi drodzy poznajcie Celeste Daye, moją siostrzenicę. Celeste, poznaj organizatorów tego wspaniałego bankietu, Amanda Lawrence i jej mąż, mój drogi przyjaciel Klain Lawrence- podałam im uprzejmie rękę.
- Dzień dobry- rzekłam. Kobieta pomachała do kogoś i po chwili obok niej stanął chłopak ze srebrnego auta. Ubrany był już w elegancki smoking, który opinał jego szczupłe, lecz umięśnione ciało. Wyglądał nienagannie i przystojnie.
- Poznaj proszę naszego syna Christiana. Jest w podobnym wieku, więc powinniście się dogadać.
Chłopak, jak nie ta sama osoba z podjazdu, podał mi rękę i się przedstawił. Odwdzięczyłam się tym samym.
- Tradycyjnie każdy bankiet, przypieczętowujemy tańcami. Chris, poproś Celeste do tańca. Poznajcie się- zachęciła kobieta.
Spojrzałam na niego błagalnie, ten jednak szeroko się uśmiechnął.
- Czy mógłbym poprosić panią do tańca?- wystawił dłoń.
Wahałam się. Rozejrzałam się w poszukiwaniu ratunku, czyt. Chloe. Spencer szturchnął mnie delikatnie, więc się otrząsnęłam. Tańczyć potrafiłam, ale nikogo nie znałam, więc to cholernie krępujące.
- T-tak.- przyjęłam jego dłoń i wyszliśmy na parkiet.
Czułam na sobie spojrzenia innych ludzi. Bałam się, że przy takiej uwadze, pomylę się i potknę. A co najgorsza ośmieszę nie tylko siebie, ale i wujka.
- A więc, jesteś siostrzenicą pana White, tak?- zaskoczyła mnie jego "kultura". "Pan"?
- Tak- chwilę się zastanawiałam zanim zapytałam- Przepraszam, że to powiem, ale czy my się już nie widzieliśmy? Poznaję twoje auto i...ciebie, ale...
Zrobiłam obrót wokół własnej osi. Dookoła zaczęło gromadzić się coraz więcej par. Dostrzegłam nawet Chloe, która wirowała u boku ojca.
- Możliwe, a na przyszłość radzę ci bardziej uważać na pasach, bo piratów drogowych nabywa coraz więcej- zarechotał.
Co? Na jakich pasach i o co mu cho...
- Nie rozumiem...
- Przystań, pasy, ty, srebrne auto, kojarzysz?
Myślałam intensywnie.
- To ty!- przypomniałam sobie- prawie mnie zabiłeś- syknęłam.
Przypomniałam sobie sytuacje, kiedy zmierzając do przystani, mało nie zostałam przejechana, przez pirata. Na domiar złego, okazało się, że to idealny syn przedstawicieli i organizatorów balu, z którym tańczę. Stał niewzruszony.
- Nie panikuj. Tobie nigdy nie zdarza się wracać po imprezie i...zaspać?
- Zaspać? Kretynie, ty wyglądałeś jakbyś dopiero co machnął mocnego kielona! Nie tylko mnie mogłeś skrzywdzić, ale kogoś innego, kto stałby na moim miejscu! Dociera do ciebie powaga tego, do czego mogłeś doprowadzić?!- warczałam na niego.
Nie poruszony prowadził taniec, nawet kiedy na niego wrzeszczałam. Co z nim jest nie tak?!
- Jesteś chory?!
- Uspokój się- jęknął- Mam dość gderania lasek w moim otoczeniu. Myślałem, że chociaż ty jesteś inna, ale chyba się pomyliłem.
- Co masz na myśli?!
Szarpnęłam nim w tańcu.
- Jesteś jak wszystkie dziewczyny. Irytująca, zrzędliwa i myślisz, że jak masz ładną buźkę to możesz faceta owinąć wokół palca.
Zamurowało mnie. Przecież on mnie nawet nie zna!
- Wiesz, co? Znajdź sobie partnerkę, która w całej krasie zadowoli twoje podniebienie! Mam cię dość, pieprzony narcyzie! Nawet nie zdążyłam cię poznać, a już mogę powiedzieć, że jesteś dupkiem, wiesz?
Miałam odejść, kiedy u naszego boku pojawiła się męska sylwetka.
- Odbijany- powiedział męski, lekko zachrypnięty głos.
Will.
- William, jak miło!- Christian uśmiechnął się krzywo. Od razu było widać, że nie wzruszył go widok bruneta. Wręcz przeciwnie, wyglądał na poirytowanego. Zacisnął szczękę.
- Christian, jak zawsze u boku najpiękniejszych kobiet- warknął niezbyt zadowolony.
Zarumieniłam się.
- Jak widzisz, żadna mi się nie oprze- błysnął uśmiechem.
- Daj mi zatańczyć z Celeste- oderwałam się od blondyna i skinęłam mu głową. Prowadzona przez niego, ponownie znalazłam się na środku parkietu. Christian odszedł i znalazł sobie już nową partnerkę.
- Dzięki- powiedziałam szczerze, na co Will się zaśmiał.
- Było aż tak źle?
- Uwierz mi, że gorzej- parsknęłam.
- W takim razie, zawsze do usług- puścił oczko.
- Nie zdążyłam ci podziękować za tą akcję na kajakach. Gdyby nie ty...
- Daj spokój, to mój obowiązek. Każdy zachowałby się tak jak ja. Lepiej nie wspominać o tym i nie psuć nastroju- okręcił mnie dookoła. Moja suknia pofalowała się.
Nieoczekiwanie chłopak przyciągnął mnie bliżej siebie. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko objąć go i wczuć się w klimat. Było to dla mnie dość niezręczne, zważywszy na to, jak inne kobiety na sali pożerały bruneta wzrokiem, a mnie wysyłały ostrzegawcze spojrzenia.
- Wyglądasz pięknie- szepnął mi do ucha.
- Ty również prezentujesz się niczego sobie. Tak dobrze, że przy pierwszej lepszej okazji któraś z dziewczyn obetnie mi sukienkę w toalecie- zarechotałam.
- Nie dopuszczę do tego- rzekł- Chyba już mogę się okrzyknąć twoim osobistym rycerzem, prawda? Park, deszcz, plaża, kajaki- wymieniał.
- Jasne- wywróciłam oczami.
Zrobiło się duszno. Dwa tańce pod rząd, a ja płonęłam. Szczególnie po tym drugim.
- Muszę chyba się przewietrzyć, bo to dopiero początek, a ja czuję, że się topię. Przepraszam cię...
- To chyba na mój widok..i dotyk- błysnął- Chodź za mną- złapał mnie za rękę i wyprowadził z tłumu tańczących ludzi.
Wypatrzyłam w tłumie przyjaciółkę, która widząc, kto mnie prowadzi posłała całusa i pomachała jak wariatka. Rozmawiała z Christianem i jakąś dziewczyną.
- Dokąd mnie prowadzisz?- zapytałam, kiedy wchodziliśmy po szerokich schodach. Dotarliśmy na górę, gdzie znajdowało się kilka pokoi. Chłopak wprowadził nas do jednego z nich. Otwarł szklane drzwi i po chwili oboje oglądaliśmy panoramę z balkonu.
- Piękne- szepnęłam.
- Każdego balu odwiedzam to miejsce. Całe te teatrzyki nie są dla mnie- wskazał za siebie.
Oparłam się o balustradę i wdychałam głęboko czyste powietrze. Brunet zrobił to samo.
- Nie przepadacie za sobą, co? Od razu widziałam, że Christian i ty, pochodzicie z innych bajek i nie pałacie do siebie entuzjazmem.
- Zgadłaś- skrzywił się- Nie lubię go, ale ze wzajemnością. Ale nie rozmawiajmy o nim- zmienił szybko temat- Skoro jest okazja, powiedz mi coś o sobie. Właściwie się nie znamy.
- Nie ma o czym mówić- wzięłam czysty haust.
- Zamieszkałaś bez rodziców u Spencera? Nigdy ich tutaj nie widziałem. Poza tym Spencer nie wspominał o nich- spojrzał na mnie.
Drażliwy temat. Na sam temat rodziców poczułam łzy w oczach. Przypomniałam sobie jednak, że Will wspominał o rozwodzie swoich, więc mogłam mu się odwdzięczyć i powiedzieć o swoim "szczęściu". Przeklęta ironio.
- Powiedziałem coś nie tak, prawda?- zapytał widząc moją minę. Wyglądał jakby miał się trzepnąć po głowie.
Wysiliłam się na uśmiech. Pokiwałam lekko dostrzegalnie głową.
- Ojca nie poznałam, a matka...cóż, wolałabym nie mieć jej, niż na własnej skórze czuć, że moja kochana mamusia zostawia mnie z dnia na dzień i jedzie ze swoim nowym facetem na wakacje- otarłam samotną łzę z oka.
Spuściłam wzrok i starałam się myśleć o czymś innym niż....
Will przybliżył się do mnie i starł mokrą kropelkę kciukiem. Spojrzał na mnie z przejęciem. Byliśmy tak blisko.
Mogliśmy...
Szlag!
Nastrój został przerwany. Zadzwonił mój telefon. W ciszy rozbrzmiał dźwięk melancholijnego hitu. Spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer. Zdziwiona zmarszczyłam brwi, ale odebrałam..
Odebrałam, co było błędem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro