Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Forty- Six.

Celeste

Lawrencowie naprawdę potrafili organizować wystawne przyjęcia. Ten bal, to najpiękniejsza impreza na jakiej byłam. Pięknie przystrojony podjazd był zapewne tylko wstępem do prawdziwego raju.

- Pójdę się przywitać z gospodarzami- powiedział Spencer i zniknął zostawiając nas na podjeździe.

Stałyśmy przyglądając się wszystkiemu z zachwytem.

- Wow- wydusiłam tylko.

Chloe była w trakcie mówienia mi o poprzedniej imprezie, kiedy na podjazd podjechało srebrne auto, z którego wydobywała się głośna muzyka. Wszyscy zwrócili uwagę na pojazd jak i samego kierowce. Z auta wyszedł ubrany w koszulkę i dżinsy chłopak. Kojarzyłam go skądś, ale nie byłam pewna czy kiedykolwiek go widziałam.

- To jest Christian- szepnęła przyjaciółka- I chyba właśnie zapomniał, że to dzisiaj jest ten dzień, kiedy musi udawać idealnego syna. Przystojniak, nie?

Przyjrzałam się blondynowi. Był przystojny, jeśli dziewczyny pociągają wysocy blondyni z kilkudniowym zarostem i tatuażami. Jego oczy spotkały się z moimi. Uśmiechnął się pod nosem i miałam wrażenie, że coś mruknął do siebie.

Przeszedł obok nas, ówcześnie zamykając pojazd i wszedł do domu.

- Chodź- Chloe złapała mnie za rękę i wprowadziła do środka.

Tak jak myślałam, było porażająco pięknie. Stałam oniemiała. Wielka sala z ogromnym złocistym żyrandolem błyszczała niczym brokatowa czara. Parkiet na którym gromadzili się grupkami eleganccy inwestorzy, w tym Spencer, zachęcała do tańczenia przy leciutkiej muzyce przygrywających instrumentów. Wystawne przekąski i kelnerzy z tacami chodzili dookoła rozdając co nieco.

Poza tym całość wyglądała jak kadr wyjęty prosto z kapciuszkowej produkcji Disneya. Bajka.

Chloe zostawiła mnie na chwilkę i podeszła do swoich rodziców. Do mnie, zmierzał natomiast Spencer u boku z piękną starszą kobietą i eleganckim mężczyzną.

- Moi drodzy poznajcie Celeste Daye, moją siostrzenicę. Celeste, poznaj organizatorów tego wspaniałego bankietu, Amanda Lawrence i jej mąż, mój drogi przyjaciel Klain Lawrence- podałam im uprzejmie rękę.

- Dzień dobry- rzekłam. Kobieta pomachała do kogoś i po chwili obok niej stanął chłopak ze srebrnego auta. Ubrany był już w elegancki smoking, który opinał jego szczupłe, lecz umięśnione ciało. Wyglądał nienagannie i przystojnie.

- Poznaj proszę naszego syna Christiana. Jest w podobnym wieku, więc powinniście się dogadać.

Chłopak, jak nie ta sama osoba z podjazdu, podał mi rękę i się przedstawił. Odwdzięczyłam się tym samym.

- Tradycyjnie każdy bankiet, przypieczętowujemy tańcami. Chris, poproś Celeste do tańca. Poznajcie się- zachęciła kobieta.

Spojrzałam na niego błagalnie, ten jednak szeroko się uśmiechnął.

- Czy mógłbym poprosić panią do tańca?- wystawił dłoń.

Wahałam się. Rozejrzałam się w poszukiwaniu ratunku, czyt. Chloe. Spencer szturchnął mnie delikatnie, więc się otrząsnęłam. Tańczyć potrafiłam, ale nikogo nie znałam, więc to cholernie krępujące.

- T-tak.- przyjęłam jego dłoń i wyszliśmy na parkiet.

Czułam na sobie spojrzenia innych ludzi. Bałam się, że przy takiej uwadze, pomylę się i potknę.  A co najgorsza ośmieszę nie tylko siebie, ale i wujka.

- A więc, jesteś siostrzenicą pana White, tak?- zaskoczyła mnie jego "kultura". "Pan"?

- Tak- chwilę się zastanawiałam zanim zapytałam- Przepraszam, że to powiem, ale czy my się już nie widzieliśmy? Poznaję twoje auto i...ciebie, ale...

Zrobiłam obrót wokół własnej osi. Dookoła zaczęło gromadzić się coraz więcej par. Dostrzegłam nawet Chloe, która wirowała u boku ojca.

- Możliwe, a na przyszłość radzę ci bardziej uważać na pasach, bo piratów drogowych nabywa coraz więcej- zarechotał.

Co? Na jakich pasach i o co mu cho...

- Nie rozumiem...

- Przystań, pasy, ty, srebrne auto, kojarzysz?

Myślałam intensywnie.

- To ty!- przypomniałam sobie- prawie mnie zabiłeś- syknęłam.

Przypomniałam sobie sytuacje, kiedy zmierzając do przystani, mało nie zostałam przejechana, przez pirata. Na domiar złego, okazało się, że to idealny syn przedstawicieli i organizatorów balu, z którym tańczę. Stał niewzruszony.

- Nie panikuj. Tobie nigdy nie zdarza się wracać po imprezie i...zaspać?

- Zaspać? Kretynie, ty wyglądałeś jakbyś dopiero co machnął mocnego kielona! Nie tylko mnie mogłeś skrzywdzić, ale kogoś innego, kto stałby na moim miejscu! Dociera do ciebie powaga tego, do czego mogłeś doprowadzić?!- warczałam na niego.

Nie poruszony prowadził taniec, nawet kiedy na niego wrzeszczałam. Co z nim jest nie tak?!

- Jesteś chory?!

- Uspokój się- jęknął- Mam dość gderania lasek w moim otoczeniu. Myślałem, że chociaż ty jesteś inna, ale chyba się pomyliłem.

- Co masz na myśli?!

Szarpnęłam nim w tańcu.

- Jesteś jak wszystkie dziewczyny. Irytująca, zrzędliwa i myślisz, że jak masz ładną buźkę to możesz faceta owinąć wokół palca.

Zamurowało mnie. Przecież on mnie nawet nie zna!

- Wiesz, co? Znajdź sobie partnerkę, która w całej krasie zadowoli twoje podniebienie! Mam cię dość, pieprzony narcyzie! Nawet nie zdążyłam cię poznać, a już mogę powiedzieć, że jesteś dupkiem, wiesz?

Miałam odejść, kiedy u naszego boku pojawiła się męska sylwetka.

- Odbijany- powiedział męski, lekko zachrypnięty głos.

Will.

- William, jak miło!- Christian uśmiechnął się krzywo. Od razu było widać, że nie wzruszył go widok bruneta. Wręcz przeciwnie, wyglądał na poirytowanego. Zacisnął szczękę.

- Christian, jak zawsze u boku najpiękniejszych kobiet- warknął niezbyt zadowolony.

Zarumieniłam się.

- Jak widzisz, żadna mi się nie oprze- błysnął uśmiechem.

- Daj mi zatańczyć z Celeste- oderwałam się od blondyna i skinęłam mu głową. Prowadzona przez niego, ponownie znalazłam się na środku parkietu. Christian odszedł i znalazł sobie już nową partnerkę.

- Dzięki- powiedziałam szczerze, na co Will się zaśmiał.

- Było aż tak źle?

- Uwierz mi, że gorzej- parsknęłam.

- W takim razie, zawsze do usług- puścił oczko.

- Nie zdążyłam ci podziękować za tą akcję na kajakach. Gdyby nie ty...

- Daj spokój, to mój obowiązek. Każdy zachowałby się tak jak ja. Lepiej nie wspominać o tym i nie psuć nastroju- okręcił mnie dookoła. Moja suknia pofalowała się.

Nieoczekiwanie chłopak przyciągnął mnie bliżej siebie. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko objąć go i wczuć się w klimat. Było to dla mnie dość niezręczne, zważywszy na to, jak inne kobiety na sali pożerały bruneta wzrokiem, a mnie wysyłały ostrzegawcze spojrzenia.

- Wyglądasz pięknie- szepnął mi do ucha.

- Ty również prezentujesz się niczego sobie. Tak dobrze, że przy pierwszej lepszej okazji któraś z dziewczyn obetnie mi sukienkę w toalecie- zarechotałam.

- Nie dopuszczę do tego- rzekł- Chyba już mogę się okrzyknąć twoim osobistym rycerzem, prawda? Park, deszcz, plaża, kajaki- wymieniał.

- Jasne- wywróciłam oczami.

Zrobiło się duszno. Dwa tańce pod rząd, a ja płonęłam. Szczególnie po tym drugim.

- Muszę chyba się przewietrzyć, bo to dopiero początek, a ja czuję, że się topię. Przepraszam cię...

- To chyba na mój widok..i dotyk- błysnął- Chodź za mną- złapał mnie za rękę i wyprowadził z tłumu tańczących ludzi.

Wypatrzyłam w tłumie przyjaciółkę, która widząc, kto mnie prowadzi posłała całusa i pomachała jak wariatka. Rozmawiała z Christianem i jakąś dziewczyną.

- Dokąd mnie prowadzisz?- zapytałam, kiedy wchodziliśmy po szerokich schodach. Dotarliśmy na górę, gdzie znajdowało się kilka pokoi. Chłopak wprowadził nas do jednego z nich. Otwarł szklane drzwi i po chwili oboje oglądaliśmy panoramę z balkonu.

- Piękne- szepnęłam.

- Każdego balu odwiedzam to miejsce. Całe te teatrzyki nie są dla mnie- wskazał za siebie.

Oparłam się o balustradę i wdychałam głęboko czyste powietrze. Brunet zrobił to samo.

- Nie przepadacie za sobą, co? Od razu widziałam, że Christian i ty, pochodzicie z innych bajek i nie pałacie do siebie entuzjazmem.

- Zgadłaś- skrzywił się- Nie lubię go, ale ze wzajemnością.  Ale nie rozmawiajmy o nim- zmienił szybko temat- Skoro jest okazja, powiedz mi coś o sobie. Właściwie się nie znamy.

- Nie ma o czym mówić- wzięłam czysty haust.

-  Zamieszkałaś bez rodziców u Spencera? Nigdy ich tutaj nie widziałem. Poza tym Spencer nie wspominał o nich- spojrzał na mnie.

Drażliwy temat. Na sam temat rodziców poczułam łzy w oczach. Przypomniałam sobie jednak, że Will wspominał o rozwodzie swoich, więc mogłam mu się odwdzięczyć i powiedzieć o swoim "szczęściu". Przeklęta ironio.

- Powiedziałem coś nie tak, prawda?- zapytał widząc moją minę. Wyglądał jakby miał się trzepnąć po głowie.

Wysiliłam się na uśmiech. Pokiwałam lekko dostrzegalnie głową.

- Ojca nie poznałam, a matka...cóż, wolałabym nie mieć jej, niż na własnej skórze czuć, że moja kochana mamusia zostawia mnie z dnia na dzień i jedzie ze swoim nowym facetem na wakacje- otarłam samotną łzę z oka.

Spuściłam wzrok i starałam się myśleć o czymś innym niż....

Will przybliżył się do mnie i starł mokrą kropelkę kciukiem. Spojrzał na mnie z przejęciem. Byliśmy tak blisko.

Mogliśmy...

Szlag!

Nastrój został przerwany. Zadzwonił mój telefon. W ciszy rozbrzmiał dźwięk melancholijnego hitu. Spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer. Zdziwiona zmarszczyłam brwi, ale odebrałam..

Odebrałam, co było błędem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #wattys2016