Eleven.
Will
Po treningu, miałem jeszcze siłę i czas wolny do rozbiegania. Ubrałem spodenki, czapkę z daszkiem i okulary. Zgarnąłem z szafki kuchennej przygotowany napój z cytryną i nie fatygując się, żeby nałożyć, koszulki, gdyż było okropnie sucho i gorąco, wyszedłem.
Pobiegłem kilka kilometrów za miasto, a następnie w drugą stronę. Tempo średnie, lecz nie o to chodzi. Chodzi głównie o utrzymanie i szlifowanie formy.
Moim punktem docelowym miała być fontanna niedaleko "Przystani".
Dobiegłem do niej, a następnie przebiegłem kolejno kilka metrów. Wróciłem do fontanny, po oddaleniu się o jakiś kilometr.
Zatrzymałem się i popiłem zimnego napoju. Chłeptałem orzeźwiającą ciecz, kiedy dość... dziwny widok, zwrócił moją uwagę.
Z początku myślałem, że to jakiś bezdomny, leży na ławce i dosypia, ale zorientowałem się, że bezdomny, zapewne nie ma długich, jasnych włosów, topu z odkrytym brzuchem i widocznymi piersiami i krótkich spodenek, odsłaniających smukłe nogi.
Podszedłem do wyraźnie, nieprzytomnej dziewczyny. Przyjrzałem się jej.
Przecież, to Celeste Daye. Rzekoma siostrzenica Spencera. Ta sama, którą widziałem w klubie.
Stanąłem nad nią.
- Hej, słyszysz mnie? Dziewczyno?
Nie otrzymałem odpowiedzi, więc domyśliłem się, że zasnęła.
Na tym słońcu? Oszalała?- pokręciłem mentalnie głową.
Nie dość, że nie miała nic na głowie, nawet okularów, to dała się ponieść i to na takim upale.
Potrząsnąłem ją za ramiona.
Blondynka otwarła oczy, choć widziałem, że sprawia jej to trud, po czym zamknęła je ponownie.
- Hej, nie zamykaj oczu...Słyszysz mnie?- powiedziałem lekko zaniepokojony. Mogła przecież dostać udaru. A wiem, że to niebezpieczne.
- O co ci chodzi...- otwarła oczy nieco wzburzona- Kim ty, do cholery, jesteś?
- Prawdopodobnie osobą, która uratowała twój tyłek. Leżałaś tu dłuższy czas i nie wstawałaś, a kiedy podszedłem byłaś zaczerwieniona i miałaś lekkie dreszcze. Musiałaś doznać lekkiego udaru- rzekłem spokojnie.
- Dzięki, ale...- spokojnie próbowała dobrać słowa.
Dziewczyna nieudolnie próbowała wstać. Przytrzymałem jej ramiona, żeby się nie podnosiła za wcześnie.
- Ostrożnie, myślę, że powinnaś się zgłosić do szpitala.
- Niekoniecznie, ale dzięki za pomoc. Biegałam i od tego słońca zrobiło mi się słabo, nic wielkiego. Każdemu się zdarza.
Kurczę, z całym szacunkiem do blondynek, bo co jak co, ale rodzice wychowali mnie na dżentelmena, ale czy ten stereotyp o bezmyślnych blond czuprynach jest prawdą? Bo jak na razie ta dziewczyna tylko w tym mnie utwierdza.
- Wiesz, że w taką pogodę bez nakrycia głowy się nie obejdzie- wskazałem na swoją czapkę, odwróconą tył na przód.
Nie odezwała się, jedynie rozejrzała po plenerze, jakby lekko skonsternowana.
- Muszę lecieć- ucięła- Jeszcze raz, dzięki.
- Może cię odprowadzę, też biegałem, więc...- niepewnie zacząłem.
W takim stanie nie powinna sama wracać. Ledwie trzyma się na nogach, a co dopiero...
- Nie ma potrzeby, na razie- rzekła szybko i odbiegła.
A ja w razie pewności, zabawiłem się w szpiega.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro