Rozdział 42. Niefortunna pomyłka
— Właściwie czemu nie. — Kathleen ujęła wyciągniętą w jej kierunku dłoń George'a.
Gryfon uśmiechnął się. Porwał Kathleen do dosyć żywiołowego tańca, a zrobił to na tyle gwałtownie, że zaskoczona Puchonka prawie potknęła się o własne nogi. Gratulacje, Black, pomyślała. Najlepiej wywal się na środku Wielkiej Sali. Będzie niezłe widowisko.
Kathleen zauważyła, że George był całkiem niezłym tancerzem - zręcznie obracał ją w tańcu, a przy tym miał wyczucie rytmu. Sama Kathleen nie była jakoś szczególnie uzdolniona w kwestii tańca. Bardziej to jej kuzynki miały fioła na tym punkcie. Kathleen preferowała śpiew. W ich rodzinie muzyka była nieodłączną częścią - Amy i Evangeline wspaniale tańczyły, Kyle grał na pianinie, a Kathleen śpiewała. Puchonka uważała, że jest to doprawdy niesamowite. Łączyła ich muzyka.
— Ładnie wyglądasz — stwierdził George, kiedy muzyka na chwilę przycichła po zakończeniu piosenki.
Kathleen poczuła, jak z jakiegoś niewyjaśnionego powodu policzki zaczynają jej płonąć żywym ogniem. Miała tylko nadzieję, że nie upodobniły się kolorem do sukienki. Wtedy czułaby się jak pomidor.
— Och... Dziękuję — odparła. Nieczęsto otrzymywała komplementy - jeśli mówiąc o osobach innych niż chociażby Caleb. Blondyn lubił traktować Kathleen jak swoją młodszą siostrę i często mówił jej miłe rzeczy. W ten sposób chciał pokazać jej, że jest dla niego ważna. Kathleen pokazywała mu to inaczej - najczęściej troską o niego i dopiekaniem Draconowi, kiedy to Ślizgon zapragnął obrać sobie za cel Caleba.
— Nie musisz dziękować. Przecież ja tylko stwierdzam fakt — zauważył George.
Kathleen zmrużyła oczy.
— O, doprawdy? — zapytała. Miała dodać coś więcej, ale nie zdążyła, bo zauważyła szukającego ją Finlaya. — O, wybacz. Finlay mnie szuka. Muszę iść.
— Jasne — przytaknął George. Odprowadził ją wzrokiem i poszedł na poszukiwania Alicji.
Tylko dlaczego miał jakieś dziwne uczucie w sercu? Jakby ukłucie żalu...
• • •
— Widziałem się z Kathleen — powiedział George bratu.
— O, poważnie? — Fred aż się uśmiechnął. — Gdzie? Ja jej nigdzie nie widzę...
George podejrzewał, że Fred, tak jak on na początku, szukał burzy czarnych loków Kathleen, jednak tym razem to ich zmyliło - tego wieczoru Kathleen była nie do poznania.
— Najwidoczniej nie potrafisz szukać, braciszku — stwierdził George.
— No wiesz co? Ranisz moje uczucia, Georgie.
— To szczera prawda, Freddie. Swoją drogą, wypatrzyłeś ją już?
— No nie, ale ty coś wiesz — stwierdził Fred. — I nie chcesz mi tego powiedzieć.
— Sam znajdź Kathleen — odparł George, pokazując bratu język.
— Drań z ciebie, Georgie.
George wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Dobra, dobra, od razu drań... A gdzie zgubiłeś Marcellę?
— Chciała pogadać ze swoją przyjaciółką — odparł Fred, wzruszając ramionami. — Czemu miałbym ją zatrzymywać?
George pokiwał głową. Kto powiedział, że bale trzeba spędzać jedynie w towarzystwie partnerki bądź partnera? Zawsze można było też bawić się również z przyjaciółmi.
Gryfon już miał się zastanawiać, gdzie podziewa się jego partnerka, kiedy Alicja podeszła do niego i pociągnęła go na parkiet. Fred uśmiechnął się i poszedł szukać znajomych, jednak w pewnym momencie ktoś zwrócił jego uwagę. Caleba poznał od razu, jednak dziewczyny, która z nim tańczyła, nie potrafił początkowo zidentyfikować. Dopiero po chwili zrozumiał, że była to Kathleen. To wyjaśniało, czemu jej od razu nie widział - wypatrywał dziewczyny z lokami, a ona miała teraz proste włosy. Fred jakby nigdy nic podszedł do nich, aby z nimi porozmawiać.
— Cześć, dobrze się bawicie?
— O, George, to znowu ty — powiedziała Kathleen, z rozpędu myląc Freda z jego bliźniakiem.
Rudzielec roześmiał się.
— Fred, nie George.
Kathleen, która teraz poruszała się w rytm muzyki, uderzyła się w czoło, kiedy zdała sobie sprawę, że niechcący pomyliła bliźniaków.
— Och, taaak... Fred. Wybacz.
Caleb starał się nie śmiać z wpadki jego przyjaciółki, co akurat marnie mu wychodziło, za co Kathleen obdarzyła go morderczym spojrzeniem. Blondyn wiedział jednak, że akurat on nie musi brać do siebie groźby w spojrzeniu Kathleen.
— Nie szkodzi, Kathleen — zapewnił ją Fred, machając ręką lekceważąco. — Fred, George, przecież to żadna różnica.
Kathleen roześmiała.
— Skoro tak mówisz, George — powiedziała przekornie, na co Fred uśmiechnął się, mrużąc oczy.
— Udam, że tego nie słyszałem — oznajmił. — Swoją drogą nie poznałbym cię, gdyby nie Caleb. Chodziłbym jak idiota i cię szukał...
— A nie robisz tego tak czy inaczej? — zapytał Lee, który akurat zbliżył się do nich. Uśmiechnął się do Kathleen i Caleba. — Cześć. Dobrze się bawicie?
Kathleen przez chwilę zastanawiała się, jak to możliwe, że w ciągu roku tyle się zmieniło. Przecież jeszcze w zeszłym roku trzymała bliźniaków na dystans, nie pozwalając im się do niej zbliżyć. Wciąż nie miała zaufania do ludzi, jednak w stosunku do Lee i bliźniaków się to zmieniło. Teraz Kathleen czuła się... Lubiana.
— Bardzo dobrze — zapewnił go Caleb. — A wy gdzie zgubiliście swoje partnerki? I George'a — dodał, zwracając się do Freda i Lee.
— George wypił za dużo Ognistej i teraz śpi gdzieś pod stołem — odparł ironicznie Fred. — A Marcella chciała się pobawić też ze swoją przyjaciółką...
— Angelina się do nich przyłączyła — odparł Lee. — Mówi, że Marcella jest przemiła i zatwierdziła ją jako kandydatkę na twoją dzie... AŁA!
Nie dokończył, bo Fred kopnął go w piszczel.
— Wybacz, Lee, to niechcący. Może teraz zapamiętasz, że Marcella to tylko moja koleżanka...
Lee spojrzał konspiracyjnie na Kathleen i Caleba.
— On kłamie — wyszeptał do nich. — Nie słuchajcie go...
— To ciebie nie powinni słuchać, Lee. Głupoty pleciecie razem z Georgem — odparł Fred. W pewnym momencie zauważył Marcellę, która uśmiechnęła się do niego i pomachała mu dłonią. — No dobra, miłej zabawy, młodzieży — powiedział, zdając sobie sprawę, jak komicznie zabrzmiało to, jak ich nazwał.
— Nawzajem, starszyzno — odpowiedziała Kathleen.
Zaraz potem ulotnił się również Lee, a Caleb poszedł zatańczyć z Susan. Jednak Kathleen nie została sama - wrócił do niej Finlay. Dziewczyna musiała przyznać, że zgodzenie się na pójście na bal razem z nim wyszło jej na dobre - dobrze czuła się w jego towarzystwie na balu, chociaż początkowo miała wrażenie, że Finlay jest w jakiś sposób onieśmielony przebywaniem z nią. Jednak wrażenie to minęło równie szybko, jak się pojawiło - po tańcach z Kathleen i spędzeniu z nią większości balu Finlay czuł się przy niej pewniej. Ich ulubionym zajęciem podczas balu stało się przypominanie wszelkich wpadek Kyle'a, kiedy on mógł to doskonale słyszeć.
— Raz przewrócił się własne buty, które zostawił na środku dormitorium — powiedział Finlay, zdając sobie sprawę, że Kyle doskonale go słyszy. W tamtym momencie głowa blondyna zaczynała powoli obracać się w kierunku Finlaya.
— Poważnie? Najwyraźniej pewne rzeczy się nie zmieniają — stwierdziła ze śmiechem Kathleen. — Kiedyś Kyle zabrał różdżkę wujkowi Andrewowi i niechcący zrobił w domu taki bałagan, że później musieli to sprzątać przez cały dzień.
— O, to wyjaśnia, dlaczego teraz tak bardzo lubi bałagan — powiedział Finlay wesoło.
— To jest artystyczny nieład, Fin — odrzekł Kyle z udawanym urażeniem. — Nie zrozumiesz tego, bo tylko chodzisz i sprzątasz.
— No widzisz, Kathleen, co ja się z nim mam? — Finlay westchnął z udawanym zrezygnowanien.
— Order Merlina ci się należy, Finlay — odparła Kathleen. — Albo chociaż kolejny taniec.
Finlay uśmiechnął się, po czym wyciągnął dłoń w kierunku Kathleen, która od razu ją ujęła.
— Chętnie, Kathleen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro