Three.
Celeste
Zrobiłam sobie szybką maseczkę na twarz i ciało. Nalałam soku i położyłam na łóżku z książką w ręku z nadzieją, że uda mi się choć na kilka minut wyłączyć. Nawet jeśli wiedziałam, że to nie realne w obecnej sytuacji....i życiu.
Gabriela i Spencer wyszli na miasto. Oczywiście zaproponowali mi wspólne wyjście, ale nie uległam. Po prostu nie chciałam im psuć wypadu. Nie byłam teraz dobrą towarzyszką.
Chciałam zostać sama.
Siedziałam na górze, w swoim pokoju, kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi głównych. Intruz dzwonił, pukał ciągiem, jakby się paliło.
Krzycząc zbiegłam i podeszłam do drzwi. Spojrzałam w judasza, ale nikogo nie dostrzegłam w promieniu jego zasięgu.
Dziwne- pomyślałam.
Ostrożnie otwarłam drzwi. Rozejrzałam się, ale nikogo nie było. Zupełnie jakby nikt nie dobijał się zachłannie kilka sekund temu.
Zamykałam już drzwi. Przyznam, że byłam lekko zdezorientowana całą tą sytuacją. Przed zatrzaśnięciem, coś jednak zwróciło moją uwagę. Bowiem nie było tam nikogo, kogo bym się spodziewała, ale z framugi wyleciała biała kartka. Otworzyłam ją, gdyż była zaadresowana do mnie.
"Obiecuję, że jeszcze się spotkamy, kochanie"
Wzdrygnęłam się. Kto u licha, pisze takie rzeczy? I to bez podpisania się imiennie?
Nie powiem, że nie, ale naprawdę się we mnie zagotowało. Żałowałam, że nie poszłam z wujkiem i Gaby, a teraz jestem sama w wielkim domu, z anonimem w dłoni.
Zatrzasnęłam drzwi i pobiegłam na górę.
Rzuciłam się po telefon i wybrałam numer.
---
- Spokojnie, Cel- wbiegł do domu Will- Może to zwykła pomyłka.
Wytłumaczyłam mu wszystko płaczliwym tonem przez telefon. Bałam się być sama i potrzebowałam go. Bez wahania przyjechał.
- To ma być pomyłka?- rzuciłam w jego stronę listem- Ktoś najwidoczniej namierzył odpowiednią osobę. I tą osobą jestem ja. Podpisał kartkę moim imieniem, Will- załkałam.
- Uspokój się- chłopak zamknął mnie w szczelnym uścisku- Nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził, rozumiesz? Nikt nie zrobi czegoś, wbrew tobie.
Nie bardzo wierzyłam w to, że uchroniłby mnie przed niebezpieczeństwem. Faktycznie, dbał o mnie jak nikt inny, ale przecież nie może być przy mnie 24/24. Ma również swoje życie, a nie ciągłe niańczenie swojej dziewczyny. Biednej do osiemnastolatki z paranoją.
- Will, boję się- wtuliłam się w niego- Co, jeśli to jakiś pieprzony zboczeniec? Albo psychiczny zabójca?
- Przestań- skarcił mnie łagodnie- Wiesz może z kim się widziałaś, znałaś, a nie macie kontaktu? No nie wiem, może to ktoś, kogo już widziałaś. Może ten ktoś jest po prostu miły i zwrot "kochanie" jest dla niego czymś normalnym, nawet jeśli dla nas to...chore. Co to rodzina?- Will próbował mnie pocieszyć.
- Nie przypominam sobie nikogo. Nie wiem, Will, ale nawet jeśli to dlaczego zwiał?- opadłam na krzesło.
Brunet ukucnął naprzeciwko mnie i obją swoimi dłońmi moje.
- Zobaczysz, że to zwykłe nieporozumienie.
Potaknęłam.
- A teraz przestań się zamartwiać i dokończ swój makijaż shreka, piękna- pocałował mnie w nos.
O cholera!
Kompletnie zapomniałam o zielonej mazi na moim ciele. Poza tym moje włosy były całe żółte, przez jajeczną odżywkę.
Musiałam wyglądać okropnie.
Ukryłam twarz w dłoniach z zażenowania. On jednak je zabrał i odsłonił mnie na swój widok. Na szczęście czerwień zasłoniła zieleń.
- Jesteś piękna, nie zasłaniaj się- zaśmiał się.
Prychnęłam, lecz po chwili spoważniałam.
- Zostaniesz ze mną? Chociaż do przyjścia wujka- poprosiłam.
Zgodził się bez wahania.
- Jasne, zrobię wszystko, żebyś lepiej się poczuła, ale- zagroził palcem- nie dam ci się molestować, mała- zarechotał, co jeszcze się wzmożyło, po tym, jak dostał ode mnie kuksańca.
- Nie mam zamiaru- wystawiłam mu język, który próbował uchwycić w palce.
- Fuj- parsknęłam, na myśl o mojej ślinie na jego dłoni.
Złapał mnie w pół i wbiegł ze mną na górę.
- Jeszcze zobaczymy- parsknął śmiechem.
Zamknął za nami drzwi do mojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro