Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Seventy- Four.

Celeste

Ostrożnie się odwróciłam.

Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, zaś z drugiej napięcie trzymało mnie do końca.

Christian.

- Nie sądziłem, że odmawiając mi, rzucisz się w ramiona Holta- prychnął.

- Zamknij się- warknął Will.

- Uwierz mi, Celeste, że wybierając jego, wcale tak wielkiej różnicy nie zrobiłaś. Nasz mały chłopiec też ma swoje sekreciki- powiedział Chris.

Will poderwał się, lecz zagrodziłam mu drogę. Christian cały czas patrzył tylko na mnie. Celowo ignorował bruneta.

- Wiesz, jest zasadnicza różnica w tym, co masz, a przed czym się bronisz. Ja z góry twierdzę, że na nic nie liczę i prosto z mostu mówię, że to nie miłość, a formalność, ale on- wskazał na bruneta- rozkocha cię w sobie, zauroczy i porzuci, choć daje rękę uciąć, że zrobisz to wcześniej. Wystarczy uchylić rąbka sekreciku, prawda Will?

Nie zdążyłam zareagować, kiedy Will wystrzelił do przodu i złapał blondyna za koszulkę.

- Jesteś pierdolonym idiotą- syknął mu w twarz- Jeszcze jedno słowo...

Złapałam Willa za ramię, w momencie w którym odezwał się Christian.

- Mam- cię- w- du- pie!- przeliterował dobitnie, podpuszczając go.

Wiedziałam, że do tego dojdzie. Od razu widać, że to nie jest materiał na przyjaciół. Pogarda i nienawiść w ludzkiej postaci.

To wystarczyło, żeby William naparł na chłopaka i zaczął się z nim bić. Stałam obok, próbując ich rozdzielić. Łapałam Willa za ramię, podczas, gdy on obijał pięścią twarz Christiana.

Twarz Chrisa wyglądała jak balon. Z wargi ciekła mu krew. Wyglądał coraz to gorzej.

- Will, zostaw go- prosiłam.

Nie zareagował.

- Will, proszę cię...- przytuliłam go delikatnie.

Pomogło, gdyż zawahał się i utrzymał zwiniętą pięść w powietrzu.

- Zostaw... To nie ma sensu- uspokajałam.

Rozproszyłam jego myśli. Aczkolwiek wykorzystał to sam winowajca. Zrzucił z siebie bruneta i teraz to on górował. Pisnęłam.

Próbowałam go z niego strącić, ale nie udało mi się, więc naparłam ponownie.

- Christian! Złaź z niego!

Wiem, że taka sytuacja na środku scieżki, w parku, musiała wyglądać co najmniej tragicznie i dziwnie, ale nie mogłam nic poradzić. Męska natura wzięła górę. Przechodni wpatrywali się w nas ze strachem. Ktoś wyciągnął telefon i zadzwonił na policję.

- Zostaw go. Policja już jedzie!- warknęłam.

- Z tego co wiem, on pierwszy na mnie skoczył- wycharczał blondyn i uderzył Willa w twarz- więc się tylko bronię.

Z całych sił pchnęłam go, ale ani drgnął.

Wręcz przeciwnie.

To ja upadłam, pod wpływem uderzenia.
Christian chcąc wymierzyć kolejny cios, cofnął łokieć i uderzył mnie nim w twarz.
Palił mnie policzek, ale najbardziej nos. Po chwili zaczęła skapywać mi na koszulkę czerwona ciecz.

- Cel, przepraszam, ja nie chciałem cię uderzyć...- wzdrygnął się, widząc mnie na ziemi, z dłonią przy twarzy, spomiędzy której wydostawała się krew.

Starsza kobieta podbiegła do mnie z chusteczką.

- Kochanie, nic ci nie jest?

Wzięłam od niej chusteczkę.

- Jest w porządku- szepnęłam.

- Zadzwonić na policję? To nie może im ujść płazem. Jak można uderzyć kobietę!- oburzyła się.

- Jest dobrze, naprawdę- nie chciałam wywoływać popłochu, tym bardziej, że interesowało się nami coraz więcej ludzi.

Will zrzucił z siebie wystraszonego Christiana. Wstał i podniósł go za materiał koszulki.

- Mnie mogłeś uderzyć, ale, kurwa, to, że ją tknąłeś nigdy ci nie zapomnę. Pożałujesz tego- uderzył go z cichym łoskotem w twarz, tak, że upadł na ziemię.

- Celeste! Co tak dł...- pojawiła się znienacka Chloe- Ty krwawisz?!- obejrzała moją twarz- Kto ci to...

Obejrzała się. Napotkała wzrokiem brata. I podnoszącego się z ziemi Chrisa.

- Will? Christian? Dlaczego wy się bijecie? Will!- doskoczyła- Czy ktos mi tu do cholery powie, co się dzieje? Który ją uderzył?- wskazała na mnie.

Nikt się nie odezwał. Kobieta, która mi pomogła wytłumaczyła jej wszystko.

- Jesteście nienormalni?- krzyczała i stanęła pomiędzy nimi- Jak mogliście tak szczeniacko się zachować i bić na środku parku, a na dodatek uderzyć dziewczynę. Boże, nie wierzę...

Chłopcy mierzyli się wzrokiem, mówiącym, że są w stanie w każdej chwili dokończyć, co zaczeli.

- Dziękuję pani bardzo za pomoc- zwróciła się do kobiety- zabiorę siostrę do domu, a oni poniosą stosowna karę za to, co zrobili- wskazała na tą dwójkę.

Siostrę?- zaśmiałam się mimo wszystko w duch.

- Mam nadzieję! Matko Najświętsza, w moich czasach to było nie dopuszczalne, żeby mężczyzna podniósł rękę na kobietę, że też nie wspomnę, o ulicznych bijatykach. Przecież to jest karygodne!- mówiła do siebie i odeszła mierząc chłopców wzrokiem.

- A wy- powiedziała moja siostra- wyjazd stąd, zanim naprawdę, coś zrobię. Will, Greg i Cameron czekają na ciebie na boisku, i nawet nie mam pojęcia co tu robisz- wskazała na brata- A ty! Znikaj stąd!- syknęła na Christiana

Podeszła do mnie i objęła opiekuńczo.

- Chodź, napisałam z twojego telefonu do Spencera, że zaszłyśmy do mnie. Trzeba ci opatrzyć tą twarz- zgromiła wzrokiem brata i blondyna- Przegieliście!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #wattys2016