"Prolog"
- Więc...powiesz mi wreszcie do cholery, o co chodzi?
- Nie!
- Nie?
- Nie! Głuchy jesteś? Czy głupi?
- Ani to, ani to. Po prostu jestem zakochany.
- Ty? Haha, żałosne....
- Żałosna to jesteś ty, bo nie chcesz wreszcie przyznać, co czujesz!
- Niebywałe, William. Jeszcze niedawno mogłabym to powiedzieć o tobie, a teraz udajesz pieprzonego szczeniaka z serduszkami w oczach. Jesteś niemożliwy..- westchnęłam, udręczona tą nagłą wymianą zdań.
Po co ja, w ogóle zgodziłam się tu przyjść. Po jaką cholerę...
- A ty komiczna. Przyznaj wreszcie, że się zmieniłem. Pociągam cię, wywołuję u ciebie uczucia, jakie chciałaby czuć dziewczyna przy chłopaku. Otworzyłem się przed tobą, a ciebie uwolniłem z kokonu, którym się okryłaś, niedopuszczając do siebie nikogo. NIKOGO! Ale mnie już tak!
- Mylisz się...
- Nie sądzę. Mnie się wydaje, że się boisz. Tchórzysz przed tym co mogę ci zaoferować. Co mogę ci dać. Jednak boisz się, że cię zranię i odrzucę. Boisz się samotności, ale zrozum wreszcie, że ja nie jestem Jacob. Nie zabawię się tobą i nie odepchnę od siebie. Nie pozwolę ci odejść, bo jeśli odejdziesz, ja pójdę ZAWSZE za tobą, księżniczko. Zrozum to wreszcie!
Stałam oniemiała. Moje serce wykonywało przyśpieszony taniec szczęścia.
Celeste nie pokazuj słabości. Pokaż, że nie jesteś uległa. Jeśli naprawdę, tak myśli i czuje, niech to udowodni i się jeszcze nagimnastykuje. Niech pokaże, że mu zależy, a to nie są tylko puste słowa- odezwał się głosik w mojej głowie.
- Jakoś ci nie wierzę, dupku.
Odwróciłam się do niego plecami i próbowałam odejść. Kiedy byłam już kilka kroków przed nim, zatrzymał mnie, gwałtownie łapiąc za rękę. Pod wpływem szarpnięcia, poleciałam wprost na jego tors. Przystawił usta do mojego ucha.
Nie powiem, że mi się to nie podobało. Wręcz przeciwnie. Jak zawsze, kiedy był blisko, włączył się u mnie kołowrotek, syndrom zwiotczałych nóg i Parkinson na raz.
Dlaczego akurat on?!
- Gdzie się podziała dziewczyna z balu? Gdzie się podziała, moja odważna królewna? Nie widzę już przed sobą tej samej pełnej optymizmu i energii siedemnastolatki, tylko tchórzliwą dziewczynkę. Na imprezie wydawałaś się taka szczęśliwa... Widziałem to w twoich pięknych oczach, przede mną tego nie ukryjesz. I wtedy też nie zdążyłaś ukryć...- szeptał mi wprost do ucha.
Jego ciepły oddech otulał moją szyję, lewy polik oraz ucho. Wywoływał dreszcz i zapomnienie. Wprowadzał mnie w błogi stan.
O mój boże... Co on ze mną wyrabia?
- Może to była tylko maska. Nie pomyślałeś o tym?
- Maska? Nie bądź cyniczna....
- Mam już tego dość. Nie mam zamiaru dłużej się z tobą kłócić. Zostaw mnie i odpuść wreszcie. Ja i ty...to nie ma nawet przyszłości, nie rozumiesz? To nie ma sensu...- szepnęłam.
- Wiesz, że gadasz głupoty. Wiesz to, ale i tak zapierasz się rękami i nogami. Czy ty zawsze musisz wszystko komplikować i stawiać na "nie" ? Czy choć raz, nie możesz pójść za głosem serca?
- Nie, w tym starciu, to rozum zwyciężył, a ja nie chcę przeżywać tego ponownie.
Odeszłam zostawiając go z otwartą buzią. Zapewne chciał coś dodać, lecz nie miałam na to siły, żeby kolejny raz prowadzić z nim potyczki słowne.
Za dużo mnie to kosztowało. A ja, byłam od środka wykończona owymi rzeczami. Miałam serdecznie dość mojej wegetacji.
Z chęcią kazałabym Willowi wypieprzać z mojego nędznego życia, ale nie mogłam. Brunet przyciągał mnie do siebie, niczym magnes.
A ja czuję, że tak łatwo nie mogę mu pozwolić odejść, że tylko on może mnie ocalić i być moim oparciem.
Na koniec usłyszałam jeszcze jego ciche słowa:
- Mylisz się, królewno. Udowodnię ci, że się mylisz.
!!!!!!!!!!!!!!!
PRZEPRASZAM WAS BARDZO! WSTAWIAM NA NOWO TĄ KSIĄŻKĘ, PONIEWAŻ ZAPOMNIAŁAM O BARDZO WAŻNYM ELEMENCIE I NA PEWNO TERAZ DOMYŚLICIE SIĘ O JAKIM. WSTAWIAM PO KOLEI! WIEM, ŻE WIELU Z WAS MOGĘ TYM ZNIECHĘCIĆ I ZIRYTOWAĆ, WIĘC PRZEPRASZAM!
JEŚLI MACIE CZAS I OCHOTĘ PROSZĘ O CZYTANIE, BO W WIELU PRZYPADKACH DODAŁAM COŚ, WYRZUCIŁAM.
PRZEPRASZAM ZA KŁOPOT! MAM NADZIEJĘ, ŻE MI WYBACZYCIE!
BlackAngel98dr
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro