Ninety- Four.
Will
Wróciłem do domu przed 19. Korki na drogach dają o sobie znać, tym bardziej, że zbliża się koniec wakacji, a co za tym idzie? Początek roku szkolnego, odjazdy, koniec sezonu i urlopu. Koło drugiej pojechałem od Cel, następnie przez kilka godzin pomagałem ojcu w przystani. Teraz nareszcie miałem czas dla siebie.
Wszedłem do domu, gdzie na wstępie mój humor zmienił się do tego stopnia, że chciałem wylecieć stamtąd, tak szybko, jak wszedłem.
- Mayn- cisnąłem przez zęby.
- William, przyjacielu, kopę lat- rozpromienił się fałszywie.
Bydlak...Taki sam jak ojciec...
Przed oczyma miałem twarz jego fałszywie obrzydliwego ojca. Największego frajera na planecie- Stephena Mayna. Najgorszego dilera, szachraja i oszusta w New Jersey.
- Nie podzielam twojego entuzjazmu- prychnąłem- i nigdy nie nazywaj mnie przyjacielem. Czego chcesz?
- Twojej siostry- parsknął- Czekam na Chloe. Wybieramy się na imprezę- dał specjalny nacisk na ostatnie słowo.
- Och, to jeszcze nie zdała sobie sprawy jakim idiotom jesteś? Chyba będę musiał przemówić jej konkretniej do rozsądku. Ojciec już cię wkręca w rodzinny biznes? Jakieś dragi czy nielegalne sprawy?
- Nie uwierzy ci, Holt. Jest moja, calutka moja. A ty, nie wtrącaj się, bo twoja blondyneczka pocierpi za ciebie- warknął i poklepał mnie po ramieniu- Nie wtrącaj się do nas, a ja nie wtrącę się do was. Ojciec opowiadała, jakim ziółkiem jesteś. Ale słodką małą Chloe polubił- dodał ciszej.
- Zrobisz jej krzywdę, a przysięgam, że...
- Kto będzie cierpieć?- pojawiła się Chloe, całując Archera- Hej Will- wydawała się lekko podenerwowana moim widokiem.
- Chloe, wybierasz się dokądś?
- T-ak. Idziemy na przyjęcie.
Przyjęcie?
Impreza. To jest bardziej odpowiednie słowo.
- Zostajesz. Nie pójdziesz z nim- łypnąłem na chłopaka.
- Boże, tak myślałam...- westchnęła zirytowana- Daj spokój, nie jestem dzieckiem. Zejdź mi z drogi, Will i daj się dobrze bawić do cholery.
- Nie...- zacisnąłem szczęki.
- Will!- upomniała mnie.
- Chloe!- warknąłem- Nie bądź głupia!
- Wystarczy! Wychodzę, nawet jeśli ci się to podoba czy nie. Jeśli masz mnie obrażać to na razie- pociągnęła Mayna do drzwi.Wyszła u boku z wytatuowanym chłopakiem, trzaskając drzwiami.
- Adios, przyjacielu- rzekł Mayn na odchodne.
Zacisnąłem szczęki. Zwinąłem pięść i uderzyłem nią w ścianę obok drzwi. Bolało, ale nie bardziej jak ulżyło.
Jeszcze chwilka a rozwalę temu gnojkowi łeb. Jabłko od jabłoni daleko nie pada. Ma geny ojca, od razu widać- dygotałem nabuzowany.
Zaraz po nich do domu wszedł Greg, który nie wyglądał na zadowolonego. Tak samo jak ja. Wręcz tryskał zazdrością.
- Nic nie mów- rzuciłem kluczyki na szafkę, które z brzdękiem spadły na podłogę, ale minąłem je i poszedłem do kuchni nalać sobie zimnej wody.
- Co z nim zrobisz? Przecież Chloe nie może się spotykać z kimś takim.
- Co według ciebie powinienem zrobić? Coś, przez co mnie znienawidzi, a zrobię to dla jej dobra?- parsknąłem.
- Jak nic nie zrobisz, skrzywdzi ją.
- Tak? Trzeba było o tym wcześniej myśleć, zanim ukrywałeś przed nią swoje dziecinady. Mogłeś jej powiedzieć, a zapewne nie doszłoby do tego, durniu.
- C-co?- wytrzeszczył oczy.
- Gówno- warknąłem wściekły- Okłamałem cię kiedyś?- pokręcił głową- Więc czemu ty nie mówisz mi prawdy? Czemu nie przyznasz, że lubisz moja siostrę?
- J-ja...- jąkał się wyraźnie zaskoczony.
- Tchórz- splunąłem- Jesteś tchórzliwym idiotą, Greg.
- Może i jestem- wstał z krzesła- ale co ty jeszcze niedawno robiłeś? Zastrzegałeś się, że Celeste to nie jest dziewczyna w twoim typie, że jest jak każda...A teraz co? Bzykacie się na prawo i lewo w ukryc...
Nie wytrzymałem.
Moja ręka spotkała się z twarzą przyjaciela. Przegiął, a mi się to nie spodobało. Krwawił, ale ja nie bylem w stanie mu pomoc. Zasłużył sobie.
Nie pozwolę, żeby mówił w ten sposób o Celeste. Tym bardziej, że tak daleko się nie posunęliśmy, a nawet jeśli, to nie byłoby to "bzykanie".
- Pojebało cię?
- Możliwe- wzruszyłem ramionami.
- Co z tobą do cholery jest? Nie poznaje cię, Will. Nie wiem co się dzieje, ale ta dziewczyna chyba namieszała ci w głowie. Gdzie się podział dawny Will, który spędzał czas z kumplami, poznaje laski, bawi się? Rozumiem, że nie chcesz wracać do tego, co było kiedyś, ale odrobina zabawy nie sprawi, że będziesz postrzegany jak kiedyś! Ogarnij się, stary!
- Uważaj, bo jeszcze ci poprawię- ostrzegłem z pięścią w górze- Właśnie to jest twój błąd! Nie potrafiłeś nic powiedzieć Chloe i nie masz teraz kogoś, kto będzie z tobą wytrzymywał. Ja mam taką osobę, ale co ty możesz rozumieć. Może jak kiedyś znajdziesz dziewczynę, na której zacznie ci zależeć, ponad wszystko, zobaczysz jak to jest!
- Proszę bardzo, skoro tak załatwiasz sprawy. Bij!- nastawił drugi policzek- Dawaj! Pokaż na co cie stań.
Dałem się sprowokować. Poprawiłem mu, tym bardziej dając mu w twarz z płaskiej ręki. Zasyczał. Zrobił się cały czerwony, jak moja ręka od ciosu.
- Nie poznaje cię, Holt. Pieprzony romantyk- syknął- Pierdolony zakochany kundel, który postradał zmysły. A przy tym zabił mojego najlepszego kumpla. Mam cię dość. To koniec. Spierdalaj!
Wybiegł z domu, trzaskając drzwiami.
Kurwa!
Co jest nie tak? CHOLERA!
Co jest ze mną nie tak?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro