Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Hundred- Two.

Celeste

Wyszłam z tego przeklętego komisariatu ze strzałą w piersi.

Dlaczego to tak bardzo boli? Dlaczego nie bolało jak Jacob mnie zranił?

Bo jego tak nie kochałaś, kretynko- podpowiadał mój wewnętrzny głosik.

Wybiegłam stamtąd jak najszybciej. Byleby tylko nikt nie musiał widzieć moich łez.

Oparłam się o drzewo przy budynku i płakałam. Płakałam, dopóki ktoś nie podał mi chusteczki. Przyjęłam ją z ulgą i wytarłam nos.

Jak się okazało obok mnie stał policjant, ten sam który zajmuje się sprawą Willa.

- Rozumiem, że nie poszło najlepiej- lekko stwierdził- z narzeczonym- wskazał na budynek.

Potaknęłam.

- Może chcesz pogadać? Mam brata w twoim wieku i też czasem potrzebował się wygadać. Mam lekką wprawę.

Pokręciłam głową.

- W takim razie usiądźmy- wskazał na ławeczkę- w takim stanie nie powinnaś wracać do domu.

Poszłam za jego przykładem. Usiadłam bez słowa z chusteczka przy twarzy. Nie miałam ochoty na rozmowę.

- Wiesz- zaczął patrząc przed siebie- czasami tak jest, że człowiek musi dostać niezłego kopa, żeby zrozumiał pewne rzeczy. Musi zawalczyć o coś...

- A pan skąd to niby wie?- zapytałam nieco opryskliwie.

- Wiem to, ponieważ sam kiedyś musiałem zawalczyć o coś, co uciekało mi z rąk. Jestem w mieście od tygodnia. Wróciłem po siedmiu latach rozłąki z rodziną. Ale czuję, że muszę na nowo nawiązać z nimi to, co utraciłem przed laty. Szczególnie z Christianem. On najbardziej jest na mnie zły.

- Nie wiem czy to takie łatwe. Czuję, że to będzie o wiele trudniejsze niż się wydaje. Will... on jest  trudny. Uwielbiam go, ale czasami mam ochotę zdzielić go, żeby się opamiętał. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo mi zależy.

- To tak jak Christian. Słyszałem, że ostatnio narozrabiał. Jestem policjantem, ale też byłem nie tak dawno w waszym wieku. Zaznałem smak alkoholu, narkotyków czy imprez. Ale Chris robi to za nas dwóch. Ostatnio nawet wdał się w bójkę. Nieprawdopodobne, że to ten sam mój brat.

Bójka, narkotyki, hmm, zupełnie jak TEN Christian Lawrence.

- Przepraszam- otarłam usta- znam pewnego Christiana i z opisu się zgadza, ale ma inne nazwisko. Może z akt policji znasz nazwisko Lawrence.

Niespodziewanie John roześmiał się. Gromkim, lecz miłym echem.

- Coś nie tak?

- Znam go doskonale, nie tylko z akt policji. Lawrence to nazwisko moich rodziców, a ja  w celach policyjnych przyjąłem nazwisko Ricky, wiesz prawie jak Rocky- próbował obrócić to w żart- Ten waleczny.

- Nie wierzę! Przecież wy jesteście jak dwa przeciwieństwa! Ty policjant, on...no wie pan...

- Pomińmy te formalności. John-podał mi rękę.

- Celeste.

- Więc, widzę, że poznałaś już mojego braciszka.

- W rzeczy samej, ale to mało powiedziane.

- Nie wywarł pierwszego wrażenia jak należy, hm?- skrzywił się.

- Nie bardzo.

- Będę musiał to naprawić. Aaa skoro już się poznaliśmy tyle o ile, może pójdziemy na szybką kawę? Porozmawiamy, powiesz mi wszystko, a ja poufnie, nie naginając rzecz jasna mojego prawa i zasad, pomogę ci z narzeczonym.

- Wiesz...może narzeczony to za duże słowo- skrzywiłam się- Chłopak, to odpowiedniejsze słowo.

- Jeśli to jedyny fakt jaki przede mną zataiłaś, może pominę go i nie zapiszę w twoich papierach- powiedział z udawaną powagą- i nie wspomnę, że oszukałaś policjanta, który de facto nad ruszył swoje kompetencje rozmawiając z tobą o aresztowanym.

- Przepraszam- zawstydzona schowałam twarz w chustkę- Tylko tak mogłam się czegoś dowiedzieć. I nie, nie spodziewam się dziecka.

- Już zapomniałem. A blef z dzieckiem i tak by nie przeszedł. Nie wyglądasz mi na ciężarną- oznajmił- Lepiej już?- zapytał.

- Tak, dziękuję. Chodźmy na tą kawę...Ale zaczekaj!- zatrzymałam go- Ile tak właściwie masz lat?

- A ile mi dajesz?

Przyjrzałam mu się. Miał krótkie ciemne włosy, błękitne oczy i ubrany był w ubrania, które same w sobie dawały mu dziewiętnaście lat. Począwszy od sportowej bluzy, i narzuconą na to skórą, butami sportowymi i dżinsami. Całość oceniałam na około...

- Dwadzieścia siedem lat- powiedziałam.

- Prawie zgadłaś. Mam dwadzieścia osiem lat.

- Młodo wyglądasz.

- Dzięki- uśmiechnął się- A czemu pytasz?

- Mama zabroniła mi pić kawy ze starszym nieznajomym- pociągnęłam nosem.

Mama....Po co ja o niej wspomnieniami? Kolejna fala bólu i łez sponiewierała moje oczy. Zacisnęłam powieki i udawałam, że jest okej.

- To chyba mieszczę się w metryce wieku, prawda?

- Tak, ale na wstępie mówię, ze to zwykła kawa. Mam chłopaka.

Mężczyzna roześmiał się ponownie. Uniósł ręce w geście obronnym.

- A ja żonę i dzieci.

Wybałuszyłam oczy.

- To było to, o co musiałem walczyć. Teraz musisz zrobić to samo. I zatrzymać chłopaka, który jest dla ciebie wszystkim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #wattys2016