Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Hundred- One.

Will

Siedziałem na łóżku polowym. Zamknęli mnie w obskurnej celi, gdzie miałem okazję już kiedyś być. Może nie dosłownie w tej, ale w tym miejscu na pewno.

Pomieszczenie samo w sobie było odrażająco przytłaczające. Małe łóżko, zero okien, kraty i zimne brudne ściany.

Czułem się jak w klatce.

- Masz gościa- powiedział strażnik.

Zerwałem się z miejsca.

Na widok "gościa" stanęło mi serce.

Celeste!

- Nie powinnaś być tutaj, nie w takim miejscu- powiedziałem i podszedłem ostrożnie do wejścia.

- Też się cieszę, że cię widzę- szepnęła blondynka i zbliżyła się do krat- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego się przyznałeś?

- Bo to moje- zacisnąłem szczękę- Przy mnie znaleźli narkotyki.

- Wiem, że chcesz chronić Chloe- ściszyłam głos- Ale ona jest bezpieczna.

- Nie rozumiesz- syknąłem.

- To mi wytłumacz!

Zniżyłem głos tak, żeby nikt nie usłyszał.

- Nie wiesz jak to jest siedzieć w celi obok mordercy, gwałcicieli, rabusiów. Archer Mayns podrzucił mojej siostrze prochy. Co miałem zrobić? Pozwolić jej przeżywać, to co ja?! Pozwolić jej się wyniszczyć?!

- William, wiem o wszystkim. Wiem o tym, że kiedyś miałeś problemy- pogłaskałam go prze kratkę po dłoni.

Wyrwał się.

- Więc teraz możesz uciekać od kryminalisty. Możesz mnie zostawić i wyświadczyć nam obojga cierpienia.

- O czym ty mówisz? Nie jesteś kryminalistą. Nie jesteś, rozumiesz?- z niedowierzaniem kręciła głową- Myślałam, że jesteś twardszy- szepnęła.

- A czy ty, Celeste, widzisz w jakim miejscu jestem? Gdzie się spotykamy?!

- Nie obchodzi mnie to. Chcę żebyś się przyznał, że to nie twoje. Chcę cię widzieć na wolności. Nie mogę znieść widoku ciebie...tutaj- zakreśliła koło.

- W takim razie zakończ to, bo ja nie mam zamiaru niczego zmieniać.

- Will...

- Nie, Cel. Nie chcę ponownie mieszać w to Chloe. A jeśli zmienię zeznania, ona również zostanie ponownie pociągnięta. Ten bydlak już i tak ją zbojkotował i skrzywdził.

- To nie ty ją mieszasz, a ten idiota Mayn. To on wami zmanipulował i sprawił, że tutaj jesteś, a Chloe w szpitalu.

Trwałem w ciszy. Musiałem na spokojnie pomyśleć.

- Czy z nią dobrze? Ojciec mówił, że jeszcze dzisiaj wyjdzie, ale chce to usłyszeć od ciebie.

- Z nią dobrze, ale proszę odwołaj zeznania. Ja wiem, że to nie ty, ty wiesz, wszyscy wiedzą. Po co to robisz...

- Mówiłem...

- Chloe jest pod opieką lekarzy. Słusznie wydała go na policji. Szukają Archera, więc nie oskarżą jej. Ale ty? Po co się psujesz?

Momentalnie powiedziałem coś, co chciałem, a jednocześnie nigdy tego nie pragnąłem. Cholernie nie chciałem tego kończyć.

- Nie powinnaś być z kimś takim. Zasługujesz na porządnego chłopaka. A ja nie mogę ci tego zaoferować. Przepraszam, Cel...

Zachwiała się, jakbym ja spoliczkował.

- Nie mów tak...- załkała.

- Celeste, powinnaś już pójść.

- Will, nie utrudniaj tego...

Było mi ciężko, ale to nie miejsce dla niej. Bolało jak diabli, ale ja tylko pragnąłem ja chronić.

Zwróciłem się do strażnika.

- Proszę ją zabrać, powinna już pójść- powiedziałem i odeszłam od krat. Starałem się na nia nie patrzeć, choć to było pieprzenie trudne.

Patrzenie na nią, kiedy martwi się o taka osobę jak ja, jest czymś bolesnym.

- Will- powiedziała ze łzami w oczach.

- Skończyliśmy, Celeste- szepnąłem.

Usłyszałem jak odchodzi. Jej slaby, jednocześnie mocny głos wstąpił we mnie niczym duch. Chciałem sturlać się z leżanki i przekoziołkować, ale to, co powiedziała, przyparło mnie do muru.

- Ja niczego nie skończyłam. Nie skończę z chłopakiem, który dał mi poznać tą drugą stronę jego osobowości i w którym się...zakochałam. To nie takie proste.

zakochałam...

zakochałam...

zakochałam...

Wyszła zostawiając mnie z policzkiem na twarzy. Ciosem, przez który krwawię.

Mówią, że ludzkie łzy to z jed­nej stro­ny wy­raz og­ro­mu cier­pienia, lecz z dru­giej także ul­ga. Ra­zem z łza­mi wypływa cier­pienie, by zro­bić miej­sce na nową, ko­lejną falę bólu. Inaczej ból przes­tałby się w nim mieścić.

A ja z kamienna twarzą nie potrafiłem wydobyć z siebie mokry okruszek.

Zraniłem ją. I siebie.

Zraniłem dziewczynę, która odmieniła moje łamliwe życie. Dziewczynę w której nie wiem kiedy a zakochałem się bez pamięci. Odkąd przekroczyła próg " Przystani" i pomyślałem, że jest jak wszystkie ładne dziewczyna.

Ale ona jest inna.

A teraz ją odtrąciłem, choć tak bardzo chciałem, żeby była ze mną na dobre i złe.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #wattys2016