Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Forty- Seven.

Will

Przeklęty telefon popsuł nastrój! Celeste odebrała komórkę. Dostrzegłem jak z jej twarzy odpłynęła krew, kiedy powiedziała:

- Mama?

Trwała w chwilowej ciszy, zapewne oszołomiona. Złapałem ją za ramię, ale odtrąciła je delikatnie i odeszła.

Nie chciałem podsłuchiwać, ale nie sposób nie słyszeć, jeśli stała zaledwie metr ode mnie.

- Córciu, co słychać? Jak tam u Spencera?

Dziewczyna przełknęła ślinę i mruknęła. Walczyła ze sobą i ze swoimi emocjami.

- Dobrze. Kiedy wracasz?

-  No wiesz, mój przystojniak rozpieszcza mnie i nie wydaje mi się, żebym wróciła nie szybciej niż za dwa tygodnie. Odezwę się wcześniej do ciebie. Twoja mamuśka musi się wyszaleć! Chris jest taki cudowny!

- Jasne- prychnęła bliska łez- Jest tyle ważniejszych rzeczy niż córka, która potrzebuje matki...Zrozumiałe- załamał jej się głos.

- Oj Cel, nie przesadzaj- jęknęła- Daj już spokój z tą dziecinadą. Dzwonię w pokoju, a ty znów zaczynasz. Właśnie dlatego dzwonię dopiero teraz. Mam cię dość....- rozkręcała się.

Blondynka, drżąc, rozłączyła się i rzuciła telefonem na ziemię. Stała do mnie tyłem. Jej ramiona zadrżały, więc podszedłem bliżej.

- Celeste...

Nie odezwała się, tylko stała ze zwieszoną głową. Dopiero teraz dostrzegłem krople spadające na dywan. Płakała.

- Hej- obróciłem ją do siebie- Nie płacz...

Wyglądała na skrzywdzoną i zranioną. Jakby miała się rozsypać, choć byłem pewien, że do tego nie dopuszczę.

- Jestem nic nie warta, prawda? Wszyscy mają mnie za upierdliwą muchę, której chcą się pozbyć- wyszeptała- Dlaczego ona tak bardzo się zmieniła? Kiedyś była inna...

- Co ty mówisz...- pokręciłem głową.

- Tak jest, od dawna. Wszyscy się mnie pozbywają. Nawet właśni rodzice...- zadrżała.

Podszedłem i przytuliłem ją do siebie. Płakała mi w pierś mocząc białą koszulę, ale to bez znaczenia. Poprowadziłem ją na ławeczkę na balkonie i ukląkłem przed nią.

- Oni nie są ciebie warci.- powiedziałem tylko. Widząc jak z zimna dostaje gęsiej skórki, zabrałem wcześniej powieszona marynarkę z balustrady i okryłem nią jej ramiona.

Nie odzywała się, nawet kiedy pocierałem jej ramiona, chcąc ją rozgrzać. Nie poruszyła się, kiedy usiadłem obok i przyciągnąłem do siebie. Nie zadrżała, kiedy marynarka odkryła jej nagą skórę wystawiając ją na podatność chłodu. Jakby się wyłączyła.

Celeste podniosła głowę i spojrzała na mnie. Była piękna. Łzy lśniły w jej pięknych oczach. Odbijały ból i smutek. Wierciła we mnie spojrzeniem. Robiłem to samo.

Coś pstryknęło!

Zaczęliśmy się do siebie przybliżać. Moje usta znajdowały się milimetry od jej. Już miałem zrobić to, co od dawna nie zaprzestaje mi w głowie. Byliśmy tak blisko, wystarczyło tylko...

Bach! Czar prysł!

Blondynka jakby wyrwana z transu odsunęła się na bezpieczną odległość, wstała i wybiegła bez słowa.

Dureń!  Wystraszyłem ją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #wattys2016