Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Fifty- Three.

Celeste

Siedziałam od dobrych piętnastu minut czekając na Chloe. Kiedy rano się pożegnałyśmy, na zaś umówiłyśmy się na później. Miała niedługo skończyć i wybrać się ze mną na miasto. Potrzebowałam kilku kosmetyków.

Czekałam, czas biegł, a brunetki nigdzie nie było widać. Mogłam wprawdzie pójść po nią do "Przystani", jednak ławka w parku, wydawała mi się wyjątkowo miękka i kusząca do siedzenia.

Leń- pomyslałam.

Napisałam przyjaciółce wiadomość. Czekałam nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

Położyłam głowę na oparciu i grzałam twarz, poddając ją gorącym promieniom. Przymknęłam oczy. Znużyło mnie do snu, kiedy na mojej twarzy pojawił się cień. Otwarłam wrażliwe na światło oczy.

- Hej- powiedział Christian, winowajca cienia, który uśmiechał się głupkowato.

- Czego chcesz?- zapytałam niemiło.

- Milutka- mruknął i usiadł bez pytania obok- Słyszałem o zajściu po balu. Wiem, że to po części moja wina, ale dzięki. Uratowałaś mi dupę.

-  Po części? Człowieku, to była twoja wina! Mało się nie wsypałam. Mogłam się udupić, więc nie pieprz!

- Sorry mała, ale nie kazałem ci zaglądać do toalety i zabierać mojego towaru.

- Ciekawe, co powiedziałby twój ojciec albo matka, na wieść, że nieskazitelny synek znowu bierze- zaśmiałam się gorzko.

- Nie dowiedzą się, więc nie wiem- powiedział zaznaczając każde słowo, dobitnie.

- Nie byłabym tego taka pewna- prychnęłam- Jak mogłam się tak przez ciebie narazić...

- Sorry, mała. Odwdzięczę się.

- Jak? Jak chcesz cofnąć to, że zostałam w oczach najbliższych postrzegana jako ćpunka. Jak?!- warknęłam.

- Nie wiedziałem, że tak wyjdzie. Poza tym, powtarzam, że nikt ci nie kazał brać tych prochów- napił się z butelki, którą trzymał w ręku.

- Idiota- syknęłam.

- Głupia kwoka!

Wstałam od stolika. Miałam go dość.

- Dokąd idziesz?

- Z dala od ciebie- mruknęłam, rozglądając się.

- Zaczekaj- zatrzymał mnie z desperacją- Nie przyszedłem się kłócić. Mam sprawę.

Prychnęłam.

- Nie ma szans, żebym znowu ci pomogła i się wkopała.

- Nie w tym rzecz...Teraz moja sprawa jest...bardzo delikatna. Tylko ty możesz mi pomóc.

Pokręciłam głową i zaśmiałam się gorzko.

- No co ty...

Zacisnął szczękę.

- Gdybyś nie pojawiła się na tym cholernym balu rodziców, może nie byłoby tego całego cyrku- warknął.

- Porąbało cię? O co ci chodzi?

- Moi rodzice nawiali mi o tobie w domu. Znają się dobrze z twoim wujkiem i ...do cholery są tobą zaślepieni. Gadają mi tylko jaką to nie jesteś śliczną i mądrą dziewczyną. Twierdzą, że taka dziewczyna to rzadkość.

- Nie rozumiem- spojrzałam na niego.

- Celeste. Musisz mi pomóc. Musisz udawać moją dziewczynę.

Dziewczynę? Czy go do reszty popaprało?!

Kiedy tylko wypowiedział to zdanie, czułam jak przeszłość pcha się do mnie drzwiami i oknami. Wspomnienia naraz zaczęły gromadzić się i dawać o sobie znać.

Przypomniałam mi się moja historia z Jacobem.

**

- Dziwka!- syknął  mi w twarz.

- Jacob, co ty mówisz?- łzy napłynęły mi do oczu.

Dlaczego on mi to robi?!

- To co słyszysz. Oszukałaś mnie. Nie jesteś pieprzoną dziewicą. Pieprzysz się na prawo i lewo. Straciłem tyle czasu z dziewczyną szukającą przygód.

- N-nie...

Łzy uwolniły się i zalewałam się nimi, kiedy cała szkoła przypatrywała się mi i chłopakowi na środku szkolnego korytarza.

- Brzydzę się tobą- warknął i odszedł.

 A w raz z nim moi znajomi, koledzy, ludzie, którzy niegdyś chcieli mieć ze mną kontakt. Wraz z nim odeszła moja reputacja.

Stałam się...DZIWKĄ.

**

- Nie- otrząsnęłam się.

- Dlaczego? Przecież będziemy tylko udawać- tłumaczył- Naprawdę mi na tym zależy.

- Co? Rodzice obiecali nowe auto czy może dom z basenem?- zarechotałam nieprzytomnie.

Nie patrzyłam na niego, tylko obserwowałam swoje dłonie. Były o wiele ciekawsze.

- Nie wygłupiaj się. Nie lecę na kasę. Mam gdzieś pieniądze rodziców, bo sam potrafię zarobić na własne utrzymanie- warknął.

- Sprzedając prochy? Zabawiasz się w dilerkę?

Teraz to on prychnął.

- Zgódź się, a obiecuję, że zgłoszę się na policję i wyczyszczę cię z zarzutów. Powiem prawdę, czyje były prochy. Poza tym spełnię każde twoje życzenie...tylko błagam cię, pomóż mi, bo oni nigdy nie dadzą mi spokoju.

- Przecież to bez sensu. Wszyscy się dowiedzą, że dalej bierzesz.

- No tak, ale nie mam wyjścia. Może tym udawaniem złagodzę to.

Westchnęłam. Przecież i tak już wszystko było minęło.

- Nie ma sensu, to się już stało. Nie rozdrapuj tych ran. I tak to nic nie zmieni- mruknęłam- Przykro mi, Christian, ale nie mogę ci pomóc.

Spuścił wzrok. Wyglądał jakby nad czymś myślał. Wyglądał na zrezygnowanego. Jakby przegrał ważną walkę.

- Trudno- szepnął- Daj znać jakbyś jednak zdecydowała się zmienić zdanie.

Odszedł nie czekając na moją odpowiedź.

- To się nie uda- mruknęłam.

Byłam zdecydowana.

Otrząsnęłam się po chwili, widząc nadbiegającą i zziajaną Chloe. Była zapłakana i nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że wydarzyło się coś złego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #wattys2016