Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Fifty- Eight.

Celeste

- Chloe, jesteś pewna, że można to pić?- zapytałam kiedy podsunęła mi niebieski kubeczek ze śmierdzącym trunkiem.

- Jak się napijesz, dowiemy się- prychnęła. Łyknęła swojego napoju.

- Jak się panie bawią?- zapytał Chris, który zmaterializował się obok. Objął nas ramieniem. Strzepnęłam jego dłoń i ruszyłam przed siebie. Chloe zarechotała i rozpoczęła rozmowę z chłopakiem.

Poszłam do kuchni po wodę albo sok. Czułam, że nie przełknę nic, co ma wspólnego z alkoholem. Chłopak, który grzebał coś przy napojach, uśmiechnął się do mnie.

- Jest woda albo sok?- zapytałam- Cokolwiek bez alkoholu?

Krótkowłosy chłopak uśmiechnął się promiennie. Podał mi kubek. Powąchałam i wskazywało na to, że to jakiś jabłkowy sok.

- Proszę bardzo, niegazowany i bez cukrowy sok ze świeżych jabłek dla pani.

- Dziękuję- napiłam się. Smakowało dobrze, bardzo dobrze. Pociągnęłam jednym haustem zawartość, zdając sobie sprawę jak bardzo jestem spragniona.

- Jeszcze?- potaknęłam.- Pij, ile zechcesz- puścił mi oczko.

---

Nigdzie nie mogłam znaleźć Chloe. Obraz rozmazywał mi się, jak gdybym znajdowała się pod wodą. Przemierzałam tłum ludzi, chwiejnie, kiedy poczułam na ramieniu czyjąś dłoń.
-Ccze-go chcesz?- jąkałam się. Nie wiedziałam, że można się upić dwoma łykami jakiegoś drinka. Poza tym wypiłam jedynie kilka kubków soku jabłkowego.

- Co ci jest?- zaśmiał się Chris.

- D-ddaj m-i spokój...- powłóczyłam nogami w kierunku sofy i opadłam na nią bez sił.

- Aż tak źle?- zapytał, lecz u naszego boku pojawił się kolega z kuchni i widząc mnie znacząco się uśmiechnął- Karter, o co ci chodzi?

- O nic- uciął i przyglądał mi się jak bym była smacznym kąskiem albo wisienką na torcie.

- Karter, spróbuj tylko coś wywinąć na mojej imprezie z moimi znajomymi, a obiecuję, że nie zobaczysz matki do końca życia, rozumiesz? Będziesz wąchał kwiatki od spodu.

Potaknął, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy nawet na chwilkę. Zemdliło mnie. Musiałam wyjść na zewnątrz.

Wstałam i nikomu nic nie mówiąc, próbowałam wydostać się z domu. Niby wszystko było dobrze, ale czułam jak przez moje ciało przebiega tysięczna armia mrówek. Ponadto mdliło mnie i kręciło się w głowie.

- Dokąd się wybierasz?- zatrzymał mnie gospodarz- Nie możesz..w takim stanie!

- Nnie- jesteś moim o-ojcem...

- Nie, nie jestem, ale ty na pewno nie myślisz teraz racjonalnie.

Wyrwałam mu się.

- Zo-staw m-mnie!- warknęłam i odbijając się od ściany do ściany ruszyłam na zewnątrz.

Na moje nieszczęście z ganku sprowadzały schody, których, rzecz jasna, nie zauważyłam. Potknęłam się i runęłam jak długa. Czekałam na bolesne stłuczenie. Czekałam i czekałam, zasypiając.

- Co ci jest?- zapytał mnie głos.

Podniosłam wzrok na bruneta. Na jego najpiękniejsze oczy. Na chłopaka, przed którym uciekłam kilka dni temu. Uciekłam od pocałunku, a teraz o niczym innym nie marzę jak tylko dotknąć swoimi ustami jego.

- J-ja, n-nie wiem- jęknęłam łapiąc się za głowę.

- Greg, zaczekaj tu z nią- przekazał mnie kumplowi, którego dopiero teraz zauważyłam- Za chwilę wracam.

Brunet zniknął, a ja osunęłam się w ramionach Grega.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #wattys2016