Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Piąty

Sapnęłam, wchodząc po kolejnych schodach prowadzących do klasy od wróżbiarstwa. Nie wiem, czemu postanowiłam zostawić sobie ten przedmiot, patrząc na to, że z uzdrowicielstwem ma on niewiele wspólnego. Jednak mimo wszystko lubiłam tu przychodzić nawet ze względu na to, że na tych lekcjach odbywały się najlepsze dramy w Hogwarcie. Na przykład na trzecim roku Trelawney przewidziała Potterowi śmierć, a jakoś do tej pory chodzi i żyje, Na czwartym powiedziała Nicholasowi, że jego siostra pokocha zdrajcę krwi i to się akurat spełniło. Po tej przepowiedni brunet stwierdził, że on już woli siedzieć na numerologii niż słuchać tych głupot, które wygadywała nauczycielka.

Spojrzałam na miejsce, gdzie zwykle siedziałam, ale było już zajęte przez grupkę puchnów, więc ze zrezygnowaniem prześledziłam wzrokiem sale, szukając jakiejś miarę normalnej osoby, do której mogłabym się przysiąść i nie będzie zawracała mi głowy.

Prześledziłam wzrokiem całą salę i ruszyłam w kierunku Rachel Hariss, krukonki, która pochodziła z mugolskiej rodziny. Chrząknęłam cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę blondynki, która czytała coś w książce. Speszona dziewczyna podniosła na mnie swoje niebieskie tęczówki.

— Tak? — zapytała lekko drżącym głosem, przez co zrobiło mi się jej szkoda, była już chyba przyzwyczajona, że każdy ślizgon się nad nią znęcał, więc nie zdziwiła mnie jej reakcja na moje pojawienie się.

— Mogę się dosiąść? — zapytałam trochę niezręcznie, zakładając kosmyk moich jasnorudych włosów za ucho. Hariss popatrzyła na mnie wielkimi oczami i pokiwała głową, biorąc swoją torbę z miejsca obok. Usiadłam na czerwonej pufie i wyjęłam swoją książkę, odkładając ją na blat okrągłego stolika.

Rodzice nie za bardzo pochwalali moje wybory co do przedmiotów, które postanowiłam kontynuować, ale nie przejmowałam się tym zbytnio, bo ich i mój plan co do mojego dalszego życia rozmijały się bardzo gwałtownie.

Cały czas czułam uważne spojrzenie Rachel na swojej twarzy, więc podniosłam na nią wzrok.

— Nie mam zamiaru wbić ci różdżki w gardło, jak się odwrócisz, więc nie musisz tak na mnie patrzeć. — mruknęłam, uśmiechając się lekko kpiąco. Dziewczyna spuściła wzrok i speszyła się tym, że przyłapałam ją na patrzeniu na mnie. Cała wyglądała, jak szczeniak, który musiał się zmierzyć z tygrysem i wiedział, że nie ma szans na wygraną i jest pogodzony ze swoją porażką. W tamtym momencie zrobiło mi się jej szkoda, a obrzydzenie do tych wszystkich czysto krwistych snobów tylko wzrosła. Sama też miałam czystą krew i przyznawałam się bez bicia, że kiedyś też taka byłam. Żyłam w strachu, że mnie też rodzice wyrzucą z domu, jeśli nie będę postępować tak, jak mnie uczyli i przez pierwsze dwa lata zachowywałam się, tak samo, jak Draco i Pansy.

Potem poszłam po rozum do głowy, dokładniej mówiąc w momencie, kiedy zmarł mój dziadek, a cała rodzina zjechała się do naszego domu, na obiad który odbył się po uroczystości pożegnalnej. Wtedy słuchałam wszystkiego, o czym mówili, jak wyzywali i szydzili z mugolaków, osobach pół krwi albo rodach czysto krwistych, które szanowały wszystkich, na przykład rodzina Weasley. Po tym obiedzie przysięgłam sobie w duchu, że nigdy nie stanę się taka, jak oni. Że nie będę potworem.

Niestety łatka z poprzednich lat została. Nikt nie widział we mnie tej zmienionej Gwen. Wszyscy pamiętali tą jedenastoletnią i dwunastoletnią gówniarę, która wyzywała osoby brudnej krwi.

— A ty co widzisz? — poderwałam głowę do góry, patrząc prosto w oczy nauczycielki wróżbiarstwa i przełknęłam głośno ślinę, spoglądając na kulę stojącą na stoliku przede mną. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęła się lekcja, przez to rozmyślanie jak bardzo beznadziejne jest moje życie.

Uporczywie wpatrywałam się w magiczną kulę, z całych sił starając się w niej cokolwiek zobaczyć. Pokręciłam głową i spojrzałam z powrotem na profesorkę, która patrzyła na mnie z wyczekiwaniem.

— Nic nie widzę. — powiedziałam cicho, a ona skrzywiła się, przysuwając do siebie kryształowy przedmiot. Dyskretnie wywróciłam oczami na jej reakcje. Od zawsze wiedziała, że nie posiadam trzeciego oka, o którym tak zawzięcie mówiła. Dosłownie sekundę po tym, jak Sybilla spojrzała w kulę, odskoczyła od niej, zakrywając ręka buzię. Uniosłam brew i spojrzałam na Rachel siedzącą obok, która wydawała się równie zdezorientowana i zaskoczona, jak ja.

— Co pani zobaczyła? — zapytałam neutralnym głosem. Nauczycielka spojrzała na mnie jak na szatana i odsunęła się na odległość dwóch metrów, jakby bała, że zaraz zerwę się ze swojego miejsca i rozszarpie jej gardło paznokciami.

— Zło! Jesteś jak Elizabeth, nie zasługujesz na niego, tylko go zniszczysz. Pociągniesz go za sobą, na samo dno. — wymamrotała cicho i niewyraźnie, tak że pewnie osoby po drugiej stronie Sali nie zrozumieli ani słowa. Jednak ci, co byli bliżej usłyszeli wszystko wyraźnie i przekazali dalej, tak że po Sali rozniosła się masa szeptów, pełne nieprzychylnych komentarzy kierowanych w moim kierunku.

Zmusiłam swoje sparaliżowane ciało do ruchu. Złapałam książkę leżącą na blacie i torbę leżącą na ziemi, po czym wybiegłam z klasy, chcąc uciec od wszystkich spojrzeń i szeptów. Prawie biegiem pokonałam drogę przez cały zamek byle tylko znaleźć się w dormitorium przed dzwonkiem. Oczy szczypały mnie niemiłosiernie, ale nie pozwoliłam, żadnej łzie wypłynąć puki byłam, w miejscu, gdzie ktokolwiek mógł mnie zobaczyć.

Wiedziałam, jak działały plotki w Hogwarcie i w jakim tempie się rozchodziły, więc po przebraniu się w niebieskie jeansy i za dużą, męską, czarną bluzę, którą kiedyś zabrałam Nicholasowi. Przemknęłam niezauważona do biblioteki. Szczęście chodź, trochę mi jednak sprzyjało, bo nie napotkałam nikogo po drodze, nawet pani bibliotekarki nie było przy jej biurku, więc mogłam spokojnie ukryć się w bibliotece. Skierowałam się do innej części biblioteki, niż zwykle siedziałam, bo wiedziałam, że plotki dotrą do Nicholasa, który zapewne zacznie mnie szukać, a chwilowo nie chciałam z nikim rozmawiać, więc wolałam, żeby przyjaciel mnie nie znalazł.

Wiedziałam, że mam jeszcze lekcje, ale postanowiłam zrobić sobie jeden dzień wolnego. Przecież nikogo to jeszcze nie zabiło.

Usiadłam na ziemi między regałami i wyciągnęłam pierwszą książkę z brzegu, o tytule „Baozar antidotum na wszystko?" . Literka po literce, słowo po słowie, strona po stronie, to było moje lekarstwo i chociaż byłam świadoma, że następnego dnia przyjdzie mi się zmierzyć z tymi wszystkimi szeptami i spojrzeniami, to tamtego dnia wiedziałam, że nie będę w stanie ich wytrzymać bez rozpłakania się.

A nikt nie będzie widział, jak płaczę. Już wolała, żeby mieli mnie za największe zło, niż za miękką faję, która płacze, bo ktoś puścił o niej plotkę. No a poza tym moja ślizgońska duma nie wytrzymałaby takiego upokorzenia.

Westchnęłam i po trzech godzinach czytania książki wymieniłam ją na „Quiddich przez wieki", który przeczytałam już prawdopodobnie tysiąc razy, ale tak kochałam tę książkę i ten sport, że nie potrafiłam odłożyć jej na półkę i o niej zapomnieć.

Dźwięk kroków rozniósł się niebezpiecznie blisko mojej kryjówki, w momencie, kiedy byłam dopiero na piętnastej stronie, więc zerwałam się z miejsca i ruszyłam wzdłuż regałów, kroki zrobiły się coraz cichsze, aż w ogóle ustały więc obejrzałam się do tyłu, chcąc sprawdzić, czy ktoś stoi na końcu korytarza między regałami i wtedy wpadłam na coś miękkiego. Odskoczyłam od ciała, z którym się zderzyłam i spojrzałam prosto w oczy Harry'ego Pottera. Zacisnęłam pięści, bo to wystarczyło, bym wiedziała, że dobiegły do niego wieści o tym, co usłyszałam od nauczycielki wróżbiarstwa.

— Nicholas biega po całym zamku i cię szuka. — odezwał się chłopak, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.

— Kto szuka, nie błądzi. — mruknęłam i odwróciłam się, ruszając z powrotem na miejsce, w którym siedziałam przez ostatnie kilka godzin. Przeklęty Potter zawsze musiał się pojawić, tam, gdzie nikt go nie chciał. Słyszałam, że lezie za mną, co tylko podniosło poziom mojego zdenerwowania. Zatrzymałam się gwałtownie.

— Idź stąd Potter, bo nie ręczę za siebie. — warknęłam, odwracając się w jego stronę. Nie sądziłam jednak, że stoi aż tak blisko, przez co speszyłam się delikatnie, czego nie dałam po sobie poznać i sama odsunęłam się na bezpieczną odległość, zakładając pasmo moich jasnorudych włosów za ucho.

— Grozisz mi tak średnio raz na dzień, już jakieś cztery lata temu przestałem się tym przejmować. — prychnął, na co przewróciłam oczami. Szczególną cechą gryfonów, jakiej nienawidziłam była upartość i ciągła chęć zbawienia całego świata. Gdybym powiedziała coś takiego do Draco, to od razu dałby mi spokój, wiedząc, że po prostu potrzebuję czasu, żeby sobie to wszystko poukładać w głowie i jeśli będę chciała o tym porozmawiać, to przyjdę do niego albo do kogokolwiek innego z domu węża i zacznę temat. Oczywiście wyjątkiem był Nicholas, który był uparty jak gryfoni, przez co zawsze się zastanawiałam się, dlaczego nie trafił do Gryffindoru.

Z gryfonami, a zwłaszcza z Potterem był taki problem, że wyciągali z ciebie wszystko, od razu i na siłę.

— Teraz tym bardziej powinieneś na mnie uważać, w końcu jestem chodzącym złem. — sarknęłam, robiąc kolejny krok do tyłu, w głowie już przeliczając, jak szybko będę musiała biec, żeby gryfon w razie pościgu nie był w stanie mnie dogonić.

— Nawet o tym nie myśl Conolly, bo złapie cię i zaprowadzę prosto do Nicholasa, a uwierz, nie chcesz go teraz spotkać. — powiedział, jakby czytając mi w myślach. Pierdolony Potter. Zawsze wiedział, o czym dokładnie myślę albo co planuję zrobić. Cholera wiedziała skąd, to wiedział, może używał legilimencji.

Westchnęłam ciężko i usiadłam z powrotem na ziemi w miejscu, które zajmowałam przez ostatnie kilka godzin, a chłopak zajął miejsce naprzeciwko mnie, opierając się plecami o drugi regał. Patrzyłam, jak uważnym wzrokiem śledzi całą moją twarz jakby szukał czegoś, co potwierdzi mu słowa nauczycielki wróżbiarstwa albo ściślej mówiąc plotki, którą usłyszał, bo nie wiedziałam, jak bardzo podkolorowana była wersja, która trafiła do jego uszu.

— Plotki głoszą, że tak naprawdę jesteś córką Voldemorta, która ma mnie zabić, a Elizabeth to twoja matka więc jesteś tak samo zła, jak rodzice. Muszę wiedzieć, czy to prawda. — powiedział tak prześmiewczo, poważnym głosem, że aż parsknęłam cichym śmiechem. Nie wiem, czy śmiałam się z tonu jego głosu, czy może tych głupot, które ludzie wygadywali. Na twarz chłopaka również wpłynął uśmiech, chodź, próbował z wszystkich sił zachować poważną minę.

— Cholera, prawda wyszła na jaw. — parsknęłam, opierając wygodniej głowę na drewnianej, zakurzonej półce za mną.

— Od pierwszego roku mi nie pasowałaś, teraz wiem dlaczego. — mruknął, kopiąc mnie lekko w biodro, nogą która leżała na ziemi obok mnie. Oddałam mu, szturchając go znacznie mocniej niż on mnie, ale i tak pewnie nic nie poczuł, więc nie miałam zamiaru się tym przejmować.

— Więc pilnuj się Potter, bo mój tatuś na ciebie poluje. — sarknęłam, a lekki uśmiech nie schodził z mojej twarzy. W tamtym momencie poczułam, że jestem w stanie znieść wszystkie.

Bo przy Potterze to wszystko wydawało się jakby łatwiejsze.

— Nie przejmuj się przepowiedniami Trelawney, mnie trzy razy przewidziała śmierć i jakoś żyję. — mruknął, uśmiechając się pokrzepiająco.

— Dzięki Potter. — mruknęłam. Prześledziłam całą jego twarz wzrokiem i zagryzłam wargę, kiedy nasze oczy się spotkały. Oczy Pottera szybko przesunęły się na moje usta, a jego wręcz jaskrawo zielone oczy ściemniały do odcienia znajdującego się na moim krawacie. Atmosfera dziwnie zgęstniała.

— Pięknie, ja cię szukam, latam jak jakiś pojebany po zamku, pytam wszystkich, a ty sobie tu siedzisz i rozmawiasz z Potterem, którego swoją drogą pytałem trzy razy czy na pewno cię nie widział. — podskoczyliśmy, podnosząc gwałtownie głowy do góry, patrząc na wściekłą twarz Nicholasa Blacka, który wydzierał się tak głośno, że prawdopodobnie usłyszała go cała biblioteka i połowa zamku. Błyskawicznie wyciągnęłam różdżkę z kieszeni bluzy i wycelowałam w przyjaciela, widząc, że nabiera powietrza, by kontynuować swoje krzyki.

— Jęzlep. — powiedział, wykonując odpowiedni ruch ręką i w momencie, kiedy chłopak już miał ponownie zacząć się wydzierać, z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk, więc zaczął wymachiwać rękami, podchodząc do nas. Podnieśliśmy się na równe nogi, a ja przy okazji złapałam ramię Nicholasa, który od razu się wyrwał, z groźną miną pokazując mi na migi, że mam go odczarować.

— Pogadamy na osobności Nick, nie drzyj pizdy, bo to biblioteka i ta stara jędza już pewnie nas tu szuka. — syknęłam na niego, na co się uspokoił, robiąc obrażoną minę i ruszył do przodu, przepychając się między mną a Harrym.

— Muszę iść pogadać z tą księżniczką. Jeszcze raz dzięki Potter. — mruknęłam cicho i nie czekając na jego reakcje, ruszyłam za Nicholasem, który łaskawie zaczekał na mnie na końcu korytarza między regałami.

A kiedy opuściłam ściany biblioteki, znowu poczułam się gorzej, że jednak nie jestem w stanie zmierzyć się z tymi plotkami.

Cześć!

Zwykle pisze głupoty w tych notkach więc nic dziś nie powiem. Jak u was? Mam nadzieję, że wszystko dobrze.

Ps. Nie każdy wróżbita (czy jak to tam się nazywa) mówi za każdym razme to co widzi. Mogł powiedzieć coś co jego zdaniem miało kogoś ochronić, a spowoduje to tylko lawinę.

Ps2. Potter nie używa legilimencji, on po prostu zna dobrze Gwen.

Ps3. Nicholas drama queen

Dobra ide i już nie gadam głupot XD.

KimKimkolwiek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro