Rozdział 3 - Kłopoty z czarnookim
Pov. Sylwia
Minęło nawet sporo czasu. Zobaczyłam swój nowy pokój i wszystko w nim zrobiłam w jakieś prawie dwie godziny. I bardzo dobrze dogadywałam się najbardziej z Matt'em i Edd'em. A Tord to tylko mnie podrywał słabymi podrywami. Czasami nawet robił jakieś dziwne rymy, co nawet mu w to nie wychodziło. A co z Tomem? No cóż... wyszedł na pewno gdzieś do baru by się napić alko. Bardzo typowe jak ktoś bardzo lubi alkohol. Teraz akurat oglądałam telewizję z Matt'em jakiś tam serial. Popatrzyłam na zegarek i była prawie 21, a Toma nadal nie ma. Mam zamiar w tej chwili go poszukać i zaprowadzić go do domu.
- Hej Edd! Idę szukać Toma!
- Dobrze! Tylko uważaj na siebie!
- Jasne szefunciu!
I wyszłam z domu by poszukać zguby. Poszłam od razu do miasta, bo tam zawsze są jakieś bary. Od razu poszłam do tego, którego zobaczyłam za pierwszym razem. Nie myliłam się. Bym tam i leżał na stoliku trzymając szklankę z alkoholem. Weszłam od razu do baru i podeszłam do stolika gdzie siedział Tom. Weszłam tak, żeby unikać innych facetów, bo wiecie... nie jest fajnie z pijanymi osobami. Podeszłam do Toma i lekko szturchnęłam za jego ramię. Obudził się i popatrzył się na mnie tymi czarnymi pijanymi oczami.
- Hej *hik* śliczna~ chcesz się *hik* napić trochę?
- Nie, ale musisz teraz iść do domu, ale ja cię zaniosę do domu.
- Jas-*hik*-ne...
I jak wstał to od razu się na mnie prawie wywrócił, ale jakoś utrzymałam równowagę. Wyszłam bardzo szybko z baru i szłam w stronę domu. Zapukałam do drzwi, bo wiecie... ręce zajęte. Drzwi mi otworzył oczywiście Matt.
- Chcesz pomocy?
- I ty się jeszcze pytasz? Tak!
Matt mi zaczął trochę pomagać i zaniósł ze mną do Toma pokoju. Od razu szybko wyszłam z Matt'em i poszliśmy razem do salonu i usiedliśmy na kanapie. Matt popatrzył się na mnie i się o coś zapytał.
- Edd mi powiedział, że lubi rysować. Jak ci teraz wychodzi rysowanie?
- Całkiem nie źle. Nie jest tak źle. A czemu pytasz?
- Bo chciałem się zapytać, czy byś mnie narysowała? Bardzo się ciekawiłem jak wyglądam w rysunkach.
- Jasne, że narysuję cię, ale najpierw muszę iść po rzeczy do rysowania i jakiś zeszyt.
- Jasne. Poczekam tutaj.
I poszłam szybko na górę do mojego pokoju po moje przybory rysownicze. Wzięłam jakiś zeszyt i i od razu poszłam na dół do salonu.
- Jestem gotowa.
- Mam zrobić jakąś pozę do tego?
I ustawiał się jak jakieś posągi w muzeum i się nawet lekko śmiałam.
- Nie, nie trzeba. Narysuję sama pozę. Nauczyłam się jakoś gdy miałam 14 i 15 lat.
- Ou. Ale będzie pasująca ta poza do mnie?
- Jasne. Teraz czekaj. Będę teraz cię rysować.
I zaczynałam rysować. Matt grzecznie sobie siedział na kanapie i przeglądał się w swoim podręcznym lusterku. Akurat narysowałam takiego Matt'a siedzącego na kanapie, który przygląda się w swoim lustrze. Kończyłam nogi i dorysowałam mu budy i... koniec! Skończony. Od razu pokazałam Matt'owi, a temu normalnie odpadła szczęka ze szczęścia.
- Jestem normalnie przeuroczy! Dzięki, dzięki, dzięki!
I mnie uścisnął, a ja odpowiedziałam przy tym nawet oddałam przytulasa.
- Nie ma sprawy.
Od razu poszedł do swojego pokoju. No czemu się dziwić. Też od razy poszłam do swojego pokoju, by się wyspać. Nawet nie jest tak źle. Mam nawet całkiem nie złych przyjaciół, ale... ja wiem, że to tylko początek.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
542 słowa
Sorki, za nie obecność, ale nauka mnie zwalniała i te inne sprawy. No wiecie jakie to uczucie, co nie? No dobra. Znikam stąd. Na razie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro