XV
-Kamiński-
Jeśli pomyśleliście, że sytuacja z mojej poprzedniej opowieści to koniec, jesteście w błędzie. To miałbyć dopiero początek. Matka Skórasia przyjechała i mnie polubiła. Powiedziała, że jestem dobrym kandydatem na męża dla jej syna. Tak się ucieszyłem tymi słowami, że musiałem iść się wypiszczeć na dworze. Wróciłem już spokojny, a mój ukochany wyglądał na bardzo szczęśliwego. Rozmawialiśmy długo, bardzo długo. Jego mama mimo moich próśb nie chciała u nas zostać i nam przeszkadzać. Pożegnaliśmy się. Teraz tak myślę, że niczym nie przypominała mojej mamy.
☆☆☆
-Skóraś-
Oglądaliśmy serial, a Kuba przysypiał w moich ramionach. Miał taki spokojny oddech. Zatrzymałem odcinek i chciałem pocałować go w głowę, kiedy usłyszałem ciche.
- Idioto przecież oglądam.. - wznowiłem go z powrotem. Dwie sekundy potem na pewno spał i tym razem nie usłyszałem sprzeciwu. Mocno go przytulałem. Chyba naprawdę lubił mój dotyk. Uśmiechnąłem się szeroko. On był cały mój. Słodziak. Pamiętacie tę kurwę? Znalazłem tego jej kochasia. Uciekł z przed ołtarza, bo dowiedział się, że chciała go wykorzystać i tak między nami był mocno zainteresowany kolegą z drużyny. Dobiegły mnie słuchy, że zostali znalezieni nadzy w szatni, ze śladami namiętnego kochania się na ciele. Podrapania, sperma, ślina.. świetnie się bawili. Nie mówiłem Kubie, bo nie chciałem przypominać mu o tej suce, choć przez nią jesteśmy razem.
- Mi-chał.. - usłyszałem cichutko. - Włóż mi piankę do ust.. - powstrzymałem śmiech i zupełnie poważnie wyjąłem ją z opakowania i delikatnie mu ją tam włożyłem. Zaczął ją przeżuwać. - Dziękuję.. - no i spał dalej. Nie wiedziałem, że dzieci aż tak muszą uzupełniać cukier. No widać, że nie wiem dużo rzeczy o tym małym skarbie. Chociaż od początku wiedziałem, że miał ochotę zajebać mi wszystkie bluzy. Teraz, gdy je mu pożyczam mam szanse na odzyskanie ich. Tsa to bardzo mała szansa. Cieszę się, że mama go polubiła. Swoją drogą.. dostaliśmy powołania do reprezentacji, ale Kubuś jeszcze nie wie. Ale będzie miał mine!
♥ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـﮩﮩﮩﮩـ٨ﮩﮩـ٨ﮩ♥
No cóż. Czasami trzeba, ale nie mam pomysłów na tę książkę
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro