XIII
-Kamiński-
Obudziłem się sam i bólem głowy. Niby wszystko było okej, wczoraj świetnie się bawiłem z Michałem, ale czułem się źle i dopiero dotarło do mnie, że żyłem w kłamstwie. Wykręciłem numer do mamy. Po kilku sygnałach odebrała.
- No, co tam kochanie? - powiedziała wesoło, a mi zachciało się płakać. Ona jest szczęśliwa za granicą beze mnie. Skuliłem się kładąc telefon przed sobą.
- Okazało się, że moja dziewczyna bierze ślub i, że mnie okłamywała - wyrzuciłem z siebie. Kobieta tylko głośno westchnęła. Jest rozczarowana. Mogę to już przyznać, choć nie zdążyła tego skomentować.
- Nie sądziłeś, że problem jest w Tobie? - coś we mnie pękło. Czułem się tak, jak powinienem. Tak to jest, kiedy jesteś nieplanowanym dzieckiem. Rozłączyłem się, zostawiłem telefon i sięgnąłem do szafki. Były tam różne rzeczy, ale interesowała mnie tylko ta metalowa. Zrobiłem kilka nacięć na rękach. Zawiodłem wszystkich. Zawszę będę sam. Zasłoniłem nadgarstki bluzą i poszedłem do salonu, gdzie siedział widocznie zmartwiony Michał. Po jednym spojrzeniu umiał poznać, że coś jest nie tak. Stałem bez ruchu.
- Michał, czy ja jestem problemem? - stałem jak wryty. Nie mogłem się ruszyć, a te słowa to jedyne, co przeszło mi przez gardło. Wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem. Podszedł do mnie i rozłożył ramiona. Lekko go przytuliłem i żałowałem, że nie opatrzyłem tych cholernych rąk. Krew przeciekła przez rękaw bluzy.
- Nie jesteś problemem - spiął się lekko, bo coś kapnęło mu na rękę, ale kontynuował. - Jesteś jedyną osobą, z którą chce rozmawiać i spędzać czas - pogłaskał mnie po włosach i zauważył krew na swoim rękawie. - Kuba kochanie.. - zaczął miękko, ale widząc, że chowam ręce za siebie nie musiał nawet pytać. - Usiądź mały - wskazał mi krzesło, na którym usiadłem. Czułem się winny. Opatrzył moje nadgarstki i ucałował moje dłonie. - Oddasz mi to, czym sobie to zrobiłeś dobrze? - lekko kiwnąłem głową. - Powiedz mi, co się stało - otworzyłem buzię, ale nic się z niej nie wydobyło, nawet najmniejszy dźwięk i w tedy pomyślałem, że mu to pokarzę.
-Skóraś-
Widząc go w takim stanie, moje serce łamało się na pół. Kochałem jego uśmiech, jego głos.. teraz milczał i był nieobecny. Oddał mi żyletkę i wskazał na telefon. Niemo zapytałem się, czy mogę go odblokować, więc po prostu wpisał przy mnie swój kod. Zobaczyłem z kim rozmawiał. Jak można być takim podłym. Przeczytałem jeszcze wiadomość od jego matki.
- Kuba to nie ty stwarzasz problem. Jesteś za dobry na dziewczyny.. może.. - to wydało mi się głupie, ale przecież musiałem to powiedzieć. - Może.. powinieneś spróbować z facetem? - spojrzał się na mnie zdziwiony. - Wiesz.. to się chyba niczym nie różni.. tylko, że uprawia się inaczej seks, ale.. ten ktoś na pewno Cię pokocha i będzie dla Ciebie dobry, jak ja.. pomocny, jak ja i będzie Cię kochał, jak.. - ja dodałem w myślach. Przecież bym się tak nie przejmował, gdyby coś mnie w nim nie urzekło. Martwiłem się na każdym meczu, że moje, lecz nie moje maleństwo może ktoś skrzywdzić. To było chore, ale chciałem, żeby rozmawiał tylko ze mną i nie uśmiechał się do innych tak słodko, jak do mnie.
- Ty? - zapytał, a mnie zamurowało.
♥ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـﮩﮩﮩﮩـ٨ﮩﮩـ٨ﮩ♥
Specjalnie dla agata5015, wiem, że rozdział urywa się w najlepszym momencie, ale nie jestem w nastroju, żeby tego teraz kończyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro