Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X

-Kamiński-

Dobra na początek dnia jak zwykle wstajemy z łóżka. Rozstajemy się z kołdrą. Tak już wyzdrowiałem. Robimy myju, myju. Idziemy do kuchni. Czuję, że coś jest nie tak. Tak jakby ktoś mi tu patelnie spalił, ale przecież to nie możliwe. Dobra robie kanapki. Zobaczę, czy coś jest z nią nie tak, jak będę robić obiad. On tyle tej soli najebał do tego makaronu wczoraj, że aż wychlałem całe Kakao na raz. No, ale dobra. Chuj z tym. Zrobiłem kanapeczki z szynką i sosem czosnkowym na niej. Skóraś wziął to razem z ketchupem raz, bo była promocja. No żyć nie umierać. Chyba muszę nauczyć Michała, jak gotować makaron. Zrobię to może dzisiaj. Zrobiłem mu też kawę. Sobie dzisiaj nie. Nie mogę być nad pobudliwy. Wyspałem się dziś.

- MICHAŁ, KURWO ŚNIADANIE! - wrzasnąłem głośno, a jego łeb wychylił się zza rogu. Ojoj, ale mi przykro, że był aż na dole.

- Kurwo tak się witamy? Zapamiętam to sobie - zaśmiał się cicho i usiadł aby zjeść. - Nie no Kubi wybaczę Ci wszystko - wcinał kanapki zrobione przeze mnie ze smakiem. Ja poprawiałem sobie jeszcze włosy używając aparatu w telefonie.

- Dzisiaj jakoś tak wcześniej wstałeś mamy aż 30 minut - popatrzyłem się na niego. Dopijał kawę. Życie z nim nie jest złe. Znaczy zawsze mogło być gorzej. Dopóki mi nie spali żadnego garnka, patelni, czy czegoś tam innego jest super.

Trening minął nam szybko. Trenera nie było, więc oczywiście ćwiczyliśmy większość czasu, a potem mieliśmy czas na granie w Uno. Czaicie cały Lech Poznań gra w Uno w kółku? Było zajebiście! W chuj zajebiście.

Wróciliśmy do domu. Po drodze były robione zakupy. Skóraś je nosił, bo ja to nie jestem taki silny jak on - ja go nie wykorzystuje dla jasności. On się niemo zgodził. Dobra teraz możemy robić obiad. Wziąłem patelnie do ręki. O tak nie będzie..

- MICHALE KSZYSZTOFIE SKÓRASIU! - wrzasnąłem tak, że aż mnie gardło zabolało i na pewno było mnie słychać na dworze. Zbiegł po schodach z roztrzepanymi włosami, które prawdopodobnie zmoczył wodą, żeby je umyć. O tak nie będzie.

- Kubuniu ja wytłumaczę.. - podniósł ręce w górę, kiedy zamachnąłem się patelnią. - Kubuś! Czekaj! - no jestem po prostu wkurwiony. Jak można brać moją patelnie i tak ją kurwa zjebać? No ja kurwa nie mogę. Raz był gościem w mojej kuchni i już coś jest zjebane no. Czy on serio nie umie gotować? Pojebie mnie coś. Wiedziałem od rana, że coś jest nie tak.

- Co ty mi wytłumaczysz hm!? - klepnąłem go tą patelnią po dupie, co wywołało głośny śmiech. Co za kurwa. No trudno jak dobrze, że wziął tą brzydszą. - Raz Ci daruję, ale za to wezmę sobie twoją bluzę - przewróciłem oczami i spojrzałem na patelnie. Może ją odratuje. Muszę ją odratować.

- Tą, którą mi wczoraj ukradłeś? - zapytał opierając się o blat. Jeszcze mi..

- Ja jej nie ukradłem. Ja ją tylko pożyczyłem - położyłem rękę na sercu. Ja ją tylko pożyczam no. Jakbym ją ukradł to bym teraz jej nie żądał no nie? No właśnie. Sprawiedliwość musi być.

- No dobra, dobra - podszedł do mnie z tyłu i klepnął w dupę. Spiąłem się automatycznie. - To, że Ci zjebałem świętej pamięci patelnie nie znaczy, że nie mogę Ci oddać Kamiński - szepnął w moje ucho i sięgnął po szklankę do półki wyżej. Zrobiło mi się strasznie ciepło.

Dobra pomijając ten incydent tym razem robimy Kuba z Michałem gotuje. Ten jeden kurwa raz. Dobra najpierw trzeba dać przepis widocznie na stole, bo nie wiem, jakie są umiejętności związane z czytaniem u niego. Dzisiaj robimy. Co tam jest napisane, bo chyba ślepy jestem? Gołąbki no tak. Naturalnie to właśnie robimy.

- Słuchaj głąbie ja nie chce zjebać przez Ciebie obiadu - westchnąłem głośno. - Ale spaliłeś moją patelnie, więc musisz się dużo nauczyć - oj już żałuje tego pomysłu. Obrał kapustę z pierwszych liści.

- Co teraz? - spojrzał w moją stronę trzymając kapustę. No jaki geniusz.

- Wycinasz gołąb - spojrzał na mnie ze zdziwieniem. No nie. Po Polsku nie rozumie. Jest źle. Może zacznę mówić po niemiecku?

- Zrób to za mnie - wciąłem to tej sierocie i sparzyłem to we wrzącej wodzie, obrałem liść i z każdego tego liścia wyciąłem gruby nerw. Każdy rozumie nie? Ja też nie spoko. Patrzę jak dodaje ryż do mielonego mięsa razem z jajkiem. Jedną rzecz zrobił dobrze. Chwila, a cebula to, co?

- Michał! Cebula deklu! - dodał ją również. Oczywiście wcześniej ją podsmażyłem i pokroiłem w kostkę. Ble, ble, ble. No jak go pokonają gołąbki to ja jestem papież Franciszek. W między czasie wymieszałem kolejny Fix Knorr w wodzie zgodnie z tym, jak ja to robie. Jebać instrukcje. Prawdziwy kucharz - mówię o sobie, nie potrzebuje instrukcji. Farsz dokładnie wymieszaliśmy. Czy ja mówiłem dokładnie? No dobra to nie jest dokładnie. - Jest napisane dokładnie - mruknął coś pod nosem i zaczął dokładniej mieszać. Teraz nałożył ją na liście kapusty. Liście szczelnie zawijaliśmy. Znaczy ja poprawiałem te jego "szczelne zawijanie". Przygotowane gołąbki ułożyliśmy na takim naczyniu żaroodpornym jak było w przepisie i zalaliśmy bulionem. Dodałem zmrożony czosnek, liść laurowy i ziele angielskie.

- Te, te zielone to musi być? - no ja nie mogę pracować w takich warunkach. Nie kurcze. Nie będę tego doprawiać, bo po co? Będzie bez smaku no.

- Tak musi, to tak, jak kawa, bez kawy - pokiwał głową, ale widziałem, że nie zrozumiał. - To jak ptasie mleczko bez ptasiego mleczka - niby to samo, a tu od razu zrozumiał i skomentował to niezadowolonym okrzykiem. Ten to by tylko żarł te ptasie mleczko. Przykryte naczynie wstawiłem do piekarnika nagrzanego do 170°C. Teraz tylko czekać półtorej godziny.

- I co teraz? - zapytał patrząc się w piekarnik. Świat się skończy. On jest głupi, czy tak specjalnie.

- Duch Święty wstąpi na ziemie - prychnąłem cicho. - Czekamy aż się zrobi - poszedłem do salonu po pady i odpaliłem Fife. Tak ustawiłem budzik na 5 minut przed. Nic się nie stanie. - No chodź, bo Ci strzelę, zanim przyjdziesz! - wybrałem Lech Poznań, a jemu Legię. Kara musi być.

- Czemu wybrałeś mi Legie!? Kuba! - dał mi wygrać i jeszcze sam samobóje strzelił. Zaśmiałem się głośno na ten widok. Zagraliśmy jeszcze w coś innego i tak zadzwonił mój budzik. Dobra idziemy wyjmować gołąbki. Dopiero teraz zrobiłem wywar magiczny. Nie no każdy wie, o co mi chodzi. Dodałam do wywaru koncentrat i całość zagęściłem mąką wymieszaną w zimnej wodzie. Zagotowałem. Wrzuciłem do sosu gołąbki i chwilę dusiłem. Michał se odpuścił. Taka to z nim robota. Dobra kurwa teraz te autograf. Dziękuję, że znowu mogę jakiś dać.

𝙅𝙖𝙠𝙪𝙗 𝙆𝙖𝙢𝙞𝙣𝙨𝙠𝙞 piłkarz i kucharz dla brata niewnikajj11

Tyle z autografów. Zjedliśmy obiad, a ja za karę za Legię siedziałem na jego kolanach przez ten czas. Specjalnie mnie niewygodnie tam posadził. Co za.. dobra zjedliśmy.

Wiecie wyciągnąłem z tego wniosek. Michał Skóraś jest, był i będzie chujowym kucharzem, choć próbowałem go nauczyć gotować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro