II
-Kamiński-
Trening się skończył, a ja, jak to, ja wziąłem dosyć długi prysznic i wychodziłem jako ostatni. Przegapiłem przy tym czytanie tego z kim mam pokój, ale na szczęście mój nowy współlokator się zlitował i postanowił na mnie poczekać. Na Boże szczęście miałem pewność, że będę mieszkał właśnie z nim, bo na tablicy z taktyką wisiała lista.
- Uhh jestem Kuba i uhh jesteś moim współlokatorem.. - powiedziałem do tego całego Michała, który siedział na murku przed stadionem. Wydaje mi się, że skądś znam jego nazwisko, ale za Chiny nie wiem skąd. Czuję się jakoś tak dziwnie w jego obecności..
- Też grasz w prawdziwą piłkę, czy się tutaj przyplątałeś chłopczyku? - zapytał patrząc w moją stronę. - Chyba Cię skądś kojarzę.. - wstał i podszedł do mnie. Przycisnął mnie do ściany. Patrzył na mnie uważnie. Wyglądał tak wyniośle..
- Uhh.. gram w Lechu Poznań.. czyli t-tutaj.. - odpowiedziałem trochę zmieszany. Uśmiechnął się szeroko. Nie podobało mi się to.
- Ojoj Kamiński - już wiem skąd go znam. Te szare oczy, ta postawa, ten głos.. przecież to jest ten sam Skóraś, który poszedł do Rakowa.. ten sam Skóraś, który nie dawał mi żyć.. i musiał wrócić? Wolałbym jednak nie wiedzieć, kim on jest..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro