Rozdział.35
POV Jungkook
Gdy tylko dotarliśmy pod szpital, serce waliło mi jak oszalałe. Czułem, jak adrenalina przelewa się przez moje ciało, a każdy mięsień był napięty.
Wziąłem T.I na ręce, jej ciche jęki bólu rozdzierały mi serce.
Kurwa, jak mogłem pozwolić na to, żeby była w takim stanie?
Wbiegłem z nią do środka, czując, jak jej drobne ciało drży w moich ramionach. T.I ściskała moje ramię z całych sił, próbując wytrzymać ból
Oczy wszystkich skierowały się na nas, ale nie obchodziło mnie to. Była teraz tylko ona i nasza mała Hana.
Jungkook – Moja żona rodzi!– wrzasnąłem na całą poczekalnię, czując, jak napięcie rośnie.
Jungkook–Proszę o pomoc!– dodałem, patrząc na zdezorientowaną pielęgniarkę, która natychmiast zareagowała, podchodząc do nas.
T.I jęknęła z bólu, a ja poczułem, jak moje ciało wręcz wrze.
Jungkook– Kurwa, ktoś nam pomoże, czy będziecie się tak na nas gapić?!
Pielegniarka– Proszę uspokoić się – powiedziała pielęgniarka z delikatnym uśmiechem, ale ja nie miałem teraz cierpliwości na jej opanowanie.
Pielęgniarka –Zaraz się nią zajmiemy. Proszę tędy.
Pielęgniarki zaczęły działać szybko, kierując nas do sali porodowej. Trzymałem T.I mocno, czując, jak jej ból niemal przenika przez moją skórę.
T.I– Jungkook... – wyjęczała, zaciskając zęby.
T.I–Nie dam rady...
Jungkook– Dasz, T.I jesteś cholernie silna. Przecież wiem, co potrafisz. Nie pieprz mi tu, że nie dasz rady, bo to jest moment, na który czekaliśmy.
Starałem się brzmieć pewnie, choć w środku byłem totalnie rozbity.
Jungkook– Hana potrzebuje cię teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Zbliżyliśmy się do łóżka, a ja ostrożnie położyłem ją na nim.
Jungkook– Wszystko będzie dobrze. Zaraz będzie po wszystkim – dodałem, starając się opanować emocje.
Jungkook–Jesteś moją wojowniczką, T.I.
Jej oczy spotkały się z moimi, pełne bólu, ale i determinacji.
T.I– Kurwa, Jungkook, jeśli kiedykolwiek to zrobimy jeszcze raz, przysięgam, że cię zabiję – rzuciła, a mimo wszystko uśmiechnąłem się, widząc jej siłę.
Jungkook–To już ustalimy później– odpowiedziałem zadziornie, chociaż wewnątrz walczyłem z lękiem o nią i nasze dziecko.
Moje dłonie były wilgotne od potu, a serce biło mi jak młot.
Lekarz wszedł do sali, przyglądając się T.I.
Lekarz– Dobra, zaczynamy. Jak się czujesz, T.I.?
T.I– Jakbym miała, kurwa, eksplodować! – syknęła przez zęby, a ja nie mogłem się powstrzymać przed lekkim śmiechem, mimo powagi sytuacji.
Była niesamowita, nawet w takim stanie.
Jungkook– Oddychaj, kochanie – szepnąłem, pochylając się nad nią, gładząc jej czoło.
Jungkook– Dasz radę. Jesteś cholernie silna.
T.I z całych sił zaciskała moją dłoń, jej twarz wykrzywiona od bólu, a ja czułem, jak każdy jej skurcz niemal mnie powala. Nienawidziłem widzieć jej cierpiącej, ale wiedziałem, że to jest nasz moment. Nasza córeczka miała przyjść na świat.
Jungkook– Zaraz będzie po wszystkim, T.I. Wytrzymaj jeszcze trochę. Kurwa, ja wiem, że to boli, ale zrobisz to. Jesteś moją królową.
Jej oddechy były ciężkie, a każda sekunda zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Czułem, jak drżę, próbując jej pomóc, ale byłem tylko obserwatorem. Bezsilnym, cholernie bezsilnym.
T.I– Jungkook... – jej głos był ledwie szeptem.
T.I– Kocham cię... ale jeśli nie przestaniesz pieprzyć o tym, jak jestem silna, to nie wiem co ci zrobie.
Uśmiechnąłem się przez zaciśnięte zęby.
Jungkook– Zawsze wiesz, jak dodać mi otuchy, co nie?
Jej oczy zalśniły łzami, ale mimo bólu, była tam ta sama dziewczyna, którą pokochałem. Moja wojowniczka, moja T.I.
Lekarz spojrzał na mnie.
Lekarz– To już zaraz. Chcesz tu zostać?
Spojrzałem na T.Iktóra ściskała moją rękę tak mocno, że czułem, jakby miała ją złamać.
Jungkook– Nigdzie się nie ruszam. Jesteśmy w tym razem, do samego końca.
Lekarz– Skoro tak... czas na wielki finał. Przyj T.I.!
Lekarz rzucił komendę, a ja byłem świadkiem najważniejszego momentu w naszym życiu.
Gdy usłyszałem pierwszy krzyk naszej córeczki, cały świat jakby stanął w miejscu. Hana była tutaj. Nasza mała Hana. Łzy napłynęły mi do oczu, ale starałem się je ukryć. Nie mogłem być teraz słaby, nie przy T.I która ledwie łapała oddech.
Spojrzałem na nią, leżącą wycieńczoną na łóżku, ale uśmiechniętą.
Jungkook– Zrobiłaś to, kochanie. Zrobiłaś to.
Ona spojrzała na mnie, jej oczy pełne miłości i wyczerpania.
T.I–Nigdy więcej...– wyszeptała, ale w jej uśmiechu widziałem, że w głębi serca była dumna z tego, co się właśnie wydarzyło.
Pielęgniarka podała mi Hanę, a ja czułem, jak moje serce topnieje. Patrzyłem na naszą małą córeczkę, na to, jak delikatnie porusza paluszkami, jak mruga oczkami. Była doskonała.
Jungkook– Jest piękna, T.I. – powiedziałem cicho, patrząc na naszą córeczkę.
Jungkook– To nasze dzieło. Nasza mała Hana.
T.I uśmiechnęła się słabo, jej dłoń delikatnie dotknęła mojego ramienia.
T.I– Nasza córka...
Mała Hana
Spojrzałem na nią, na kobietę, która przeszła piekło, aby dać nam ten cudowny dar. Poczułem nagłą falę pożądania, ale tym razem nie było w tym nic prymitywnego.
Była to mieszanka miłości, wdzięczności i uwielbienia. Pragnąłem jej, ale pragnąłem także chronić ją i naszą rodzinę, jak nigdy wcześniej.
Jungkook– Jesteś moją wojowniczką, T.I. – szepnąłem, pochylając się, aby pocałować jej czoło.
Jungkook –Kocham cię...
Wiedziałem, że nasza przyszłość nie będzie łatwa, ale w tej chwili liczyła się tylko ona i Hana.
W kieszeni zawibrował mi telefon .To była Luna. Otworzyłem wiadomość.
Od Luna:
Pamiętaj, że jesteś moim królem. Obiecałeś mi to i było cudownie...
Uśmiechnąłem się gorzko. Była tak pewna siebie, jakby wszystko było już przesądzone. Nie wiedziała, jak bardzo się myliła. T.I i nasze dziecko były dla mnie najważniejsze.
Luna nie wiedziała, że właśnie podpisała własny wyrok śmierci. Ja, Jungkook, nigdy nie pozwolę, aby ktoś skrzywdził moją rodzinę. Będę walczył o to, co moje, do samego końca.
Patrzyłem na moją małą córeczkę, śpiącą spokojnie w ramionach T.I. Była idealnym połączeniem nas obojga. Małe paluszki, pulchne policzki i te duże, ciemne oczy. Serce mi pękło z miłości.
Spojrzałem na T.I., która patrzyła na naszą córeczkę z taką miłością, że aż zaparło mi dech.
Jungkook– Ona jest śliczna, kochanie- wyszeptałem, głaszcząc delikatnie główkę Hany.
Jungkook– Nasza mała Hana.
T.I uśmiechnęła się, łza spłynęła po jej policzku.
T.I–Jest piękniejsza niż kiedykolwiek sobie wyobrażałam – powiedziała, przyciskając córeczkę mocniej do siebie.
W tym momencie poczułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Miałem wszystko, czego kiedykolwiek pragnąłem kochającą żonę, zdrowe dziecko i dom, który mogliśmy nazwać swoim.
Ale wiedziałem, że to szczęście jest kruche. Luna nie odpuści tak łatwo.
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Kiedy T.I i Hana już wróciły do domu, otrzymałem wiadomość
od Luny:
Gratuluję ci, królu. Twoja królowa jest zazdrosna. Ale nie martw się, wkrótce wszystko się zmieni.
Zignorowałem wiadomość. Nie miałem zamiaru dać jej satysfakcji. Postanowiłem zwiększyć ochronę naszej rodziny. Zatrudniłem najlepszych agentów, zainstalowałem kamery w całym domu i wszędzie, gdzie się poruszałem, towarzyszył mi ochroniarz.
Mimo to, czułem się niespokojny. Bałem się, że Luna zrobi coś szalonego. Nie mogłem pozwolić, aby skrzywdziła moją rodzinę.
Wieczora, gdy T.I i Hana już spały, usłyszałem dziwny dźwięk dochodzący z ogrodu. Chwyciłem pistolet i cicho wyszedłem z domu. Zobaczyłem postać czającą się w ciemności.
Jungkook–Kto tam?! - zawołałem, celując w cień.
Postać wyszła z ciemności. To była Luna. Uśmiechnęła się szyderczo.
Luna–Cześć, królu - powiedziała.
Luna–Przyszłam cię odwiedzić.
Jungkook–Co tu robisz?- zapytałem, zaciskając palce na pistolecie.
Luna–Przyszłam po to, co mi się należy- odpowiedziała, zbliżając się do mnie.
Luna– Ciebie i twoje królestwo.
Jungkook–Nigdy tego nie dostaniesz- warknąłem.
Luna–Och, naprawdę? A co powiesz na małą Hana? - zapytała, śmiejąc się złośliwie.
Luna–Wyobraź sobie, co mógłbym z nią zrobić.
Wściekłość przepełniła mnie. Wyciągnąłem pistolet i wycelowałem w nią.
Jungkook–Nie odważ się! - wrzasnąłem.
Luna tylko zaśmiała się głośno i ruszyła w moją stronę.
Luna patrzyła na mnie, w jej oczach płonął ogień zazdrości i pożądania.
Luna–Zapomniałeś już jak mnie kilka dni temu pieprzyłeś, było ci dobrze! Obiecałeś mi że będziesz moim królem, tylko moim! - syknęła, jej głos był pełen nienawiści.
Patrzyłem na nią, ściskając pistolet w dłoni. Nigdy nie myślałem, że dojdzie do takiej konfrontacji.
Jungkook– To było dawno temu i nic dla mnie nie znaczyło .- odparłem chłodno.
Jungkook–am rodzinę, o którą muszę dbać.
Luna–Rodzinę? - zaśmiała się szyderczo.
Luba–To tylko słaba wymówka. Wciąż mnie chcesz, prawda?
Jungkook–Nie - odparłem stanowczo.
Jungkook–Chcę tylko, żebyś wyszła stąd.
Luna–A jeśli nie chce? - zapytała, zbliżając się do mnie.
Jungkook–Wtedy będę zmuszony użyć siły - powiedziałem, nie odrywając od niej wzroku.
Luna uśmiechnęła się, odsłaniając ostre zęby.
Luna–Zrób to, Jungkook. Zrób to i pokaż mi, jaki jesteś naprawdę.
Zanim zdążyłem zareagować, Luna rzuciła się na mnie. Odparłem jej atak, ale ona była szybsza i zwinniejsza niż myślałem. Zaczęła mnie otaczać, zadając ciosy z każdej strony.
Walka była zacięta.
Czułem, jak adrenalina płynie mi w żyłach. Wiedziałem, że muszę ją powalić, zanim zrobi mi krzywdę.
W końcu udało mi się ją złapać za nadgarstek i odrzucić na ziemię.
Jungkook–Nie poddasz się tak łatwo, co? - zapytałem, patrząc na nią z góry.
Luna podniosła się i splunęła mi pod nogi.
Luna– Nigdy! - krzyknęła.
Luna–Zabije cię!
W tym momencie usłyszałem krzyk T.I. Odwróciłem się i zobaczyłem, że stoi w drzwiach, trzymając na rękach płaczącą Hanę.
T.I–Jungkook, co się dzieje? - zapytała przerażonym głosem.
Jungkook–Nic się nie dzieje, kochanie - odpowiedziałem, po czym zwróciłem się do Luny.
Jungkook– Zniknij stąd, zanim zrobię coś, czego będę żałował.
Luna spojrzała na mnie z nienawiścią, po czym odwróciła się i odeszła.
Jungkook–Chodźmy do środka - powiedziałem do T.I biorąc ją za rękę.
Kiedy byliśmy już w domu, zamknąłem drzwi i oparłem się o nie, ciężko oddychając. T.I przytuliła się do mnie.
T.I– Dziękuję, że nas chronisz - powiedziała, łapiąc mnie za dłoń.
Jungkook– Zawsze będę was chronił - zapewniłem ją, całując ją w czoło.
Wiedziałem, że to nie koniec. Luna nie podda się tak łatwo. Ale ja byłem gotowy na wszystko, aby chronić moją rodzinę.
Spojrzałem na telefon, który wibrował w mojej dłoni. To była Luna. Serce mi zabiło mocniej, wiedziałem, że to nie koniec. Otworzyłem wiadomość.
Od Luna:
Jeszcze z tobą nie skończyłam, mój królu. Jesteś mój, tylko mój!
Zaciągnąłem się głęboko powietrzem, starając się zachować spokój. Ta kobieta była szalona. Musiałem coś zrobić, zanim skrzywdzi moją rodzinę.
Jungkook– T.I weź Hanę i idź do pokoj - powiedziałem cicho.
Jungkooka Zablokuj drzwi.
T.I– Ale... - zaczęła, ale przerwałem jej.
Jungkook– Proszę, zrób to - poprosiłem, patrząc jej prosto w oczy.
T.I kiwnęła głową i wzięła Hanę na ręce. Zniknęła w sypialni, a ja usłyszałem, jak zamyka drzwi na klucz.
Wróciłem do okna i spojrzałem na ogród. Czułem, jak adrenalina płynie mi w żyłach. Wiedziałem, że Luna może zaatakować w każdej chwili.
Chwyciłem pistolet i powoli podszedłem do drzwi wejściowych. Zatrzymałem się przed nimi i nasłuchiwał. Cisza. Złapałem za klamkę i powoli otworzyłem drzwi.
Luna stała na środku ogrodu, uśmiechnięta szeroko. W ręku trzymała nóż.
Luna– Czekałem na ciebie, Jungkook - powiedziała, jej głos był pełen nienawiści.
Jungkook– Co chcesz? - zapytałem, próbując zachować spokój.
Luna–Chcę ciebie - odpowiedziała, zbliżając się do mnie.
Jungkook– I twoją córeczkę.
Jungkook– Nigdy nie nie będziesz mnie miała ,a nie mojej córki - powiedziałem, celując w nią pistoletem.
Luna–To zobaczmy - rzuciła i rzuciła się na mnie.
Rozpoczęła się szalona walka. Luna była szybka i zwinna, ale ja byłem silniejszy. Przez chwilę wydawało się, że mam ją w garści, ale ona zdołała wyrwać mi pistolet z ręki.
Luna– Teraz to ja mam przewagę - zaśmiała się złośliwie.
Jungkook–Nie na długo - odparłem, uderzając ją z całej siły w twarz.
Luna zachwiała się, ale szybko doszła do siebie. Zaczęła mnie okładać ciosami.
Czułem, jak siły mnie opuszczają. Wiedziałem, że muszę coś zrobić, i to szybko.
Spojrzałem na dom. W oknie sypialni zobaczyłem twarz T.I. Była przerażona. Musiałem chronić ją i naszą córkę.
Zmobilizowałem wszystkie swoje siły i jednym silnym ciosem powaliłem Lunę na ziemię.
Jungkook– Nigdy więcej nie zbliżaj się do mojej rodziny! - wrzasnąłem, kopiąc ją w bok.
Luna jęknęła z bólu i zamknęła oczy. Wiedziałem, że to jeszcze nie koniec, ale w tej chwili czułem ulgę. Ochroniłem swoją rodzinę.
Patrzyłem na Lunę, łkającą na ziemi, i czułem, jak narasta we mnie frustracja.
Cholera, dlaczego musiała wracać teraz, kiedy wszystko zaczynało się układać?
Nie chciałem tego bałaganu, nie teraz, kiedy miałem T.I i Hanę. Złapałem się za głowę, czując wściekłość i coś, czego nie chciałem sobie przyznać litość.
Jungkook– Luna, proszę cię... odpuść sobie- powiedziałem z irytacją, a w moim głosie pobrzmiewało zmęczenie.
Luna uniosła na mnie swoje rozmazane od łez oczy, pełne rozpaczy.
Luna– Miałeś być mój, obiecałeś mi... mam tylko ciebie... nie zostawiaj mnie samej, proszę - mówiła drżącym głosem, a jej słowa przesiąknięte były desperacją.
Kurwa... Mogłem ją zignorować, ale wiedziałem, że jeśli teraz ją odtrącę, może zrobić coś głupiego.
Oparłem dłonie na kolanach i ciężko westchnąłem, czując, jak gniew i litość walczą w mojej głowie. Przeklęta przeszłość...
Zbliżyłem się do niej, przytuliłem ją, chociaż w głębi duszy pragnąłem czegoś zupełnie innego.
Jungkook–Wszystko będzie dobrze... uspokój się - powiedziałem, głaszcząc jej włosy.
Jungkook– Chodź do środka... ale nie waż się mówić T.I, że było coś między nami. Rozumiesz?
Luna przytuliła się do mnie mocniej, a ja poczułem, jak jej gorące łzy wsiąkają w moją koszulę. Wciągnąłem powietrze przez zaciśnięte zęby, czując mieszankę wkurwienia i winy.
Wiedziałem, że muszę jakoś to załatwić, ale nie miałem pojęcia jak. Do cholery, wszystko się pieprzyło, a ja miałem ochotę rozwalić coś, byleby tylko wyrzucić z siebie tę frustrację.
Weszliśmy do domu, a w drzwiach sypialni stała T.I patrząc na nas z obawą w oczach. Jej delikatna twarz zmarszczyła się z niepokojem.
T.I– Jungkook, co się stało?– zapytała ostrożnie, jej głos był miękki, ale pełen niepokoju.
Jungkook– Nic ważnego, kochanie- odpowiedziałem szybko, próbując zamaskować drżenie w głosie.
Jungkook–Po prostu mały incydent, nic więcej.
T.I zmarszczyła brwi, spoglądając na Lunę, która skulona stała w kącie, wyglądając jak zranione zwierzę.
T.I- Kto to jest?
Jej głos stał się bardziej stanowczy, chociaż wciąż była ostrożna.
Zacisnąłem zęby.
Kurwa , jak mam z tego wybrnąć?
Jungkook–To... to stara znajoma- wymamrotałem, wymijając prawdę.
T.I–Aha okey– odpowiedziała T.I chłodno, nie spuszczając wzroku z Luny.
Jungkook– Idź z nią porozmawiać. Ja zajmę się Haną.
Wpatrywałem się w nią przez chwilę, a potem odwróciłem wzrok. Zostawiłem Lunę z T.I i wyszedłem z domu, starając się ochłonąć.
Każdy krok na świeżym powietrzu przypominał mi, jak bardzo chciałem uciec od tego całego pierdolonego gówna. Wiedziałem jednak, że nie mogę. Nie teraz.
Wszedłem do pokoju Hany. Mała leżała spokojnie w łóżeczku, jej delikatne rączki ułożone na kocyku. Była taka niewinna, bezbronna.
Podszedłem do niej i oparłem się o krawędź łóżeczka, patrząc na jej śpiącą twarz. T.I była moją rodziną.
Hana była moją rodziną.
Ale tamta część mnie, która należała do Luny, wciąż próbowała się przebijać, jak zatruta strzała w mojej duszy.
Cholernie skomplikowane uczucia wirowały we mnie, a ja nie miałem pojęcia, jak sobie z tym poradzić.
Kolejny rozdział jest już za nami kochani ✨
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro