Powrót "Prawdziwego" Trickstera
- Dean, Bobby!
Krzyk Sama było słychać aż po drugiej stronie domu jak nie dalej.
Obaj mężczyźni wpadli do salonu i spojrzeli z niepokojem na bruneta, który pokazywał coś z szeroko otwartymi oczami, siedząc z zaciekawionym Jackiem na kanapie.
Zielone oczy Deana obróciły się w kierunku telewizora, włączonego na kanale z wiadomościami.
Blond włosa kobieta w czarnym żakiecie mówiła coś szybko z przejęciem, gestykulując zawzięcie dłońmi.
- W Teksasie, Kalifornii i Ohaio zaobserwowano dziwne zjawiska. Poczynając od podobno jednorożców spacerujących po ulicach, do przemalowanego na różowo Białego Domu. We wszystkich z tych miejsc widziano cień mężczyzny, który po tych zdarzeniach znikał. Z odpowiedzi świadków po prostu rozpływał się w powietrzu, by niedługo po tym pojawić się w kolejnym stanie.
Przerwała, gdy jakiś młody chłopak pojawił się w kadrze i podał prezenterce arkusz papieru i powiedział jej coś na ucho. Ta odsunęła się i spojrzała na niego przerażona. Potrząsnęła szybko głową i spojrzała ponownie w kamerę.
- Wiadomość z ostatniej chwili. Empire state building stanął w ogniu. Cały budynek płonie. Okoliczne jednostki strażackie starają się ugasić płomienie i uratować życia osób znajdujących się w budynku podczas pożaru. Podpalaczem jest ten sam mężczyzna, co przemalował budynek prezydencki. Przed zniknięciem powiedział tylko jedno zdanie: "Trickster powrócił"
- To jest dość kiepski żart.- Blondyn spojrzał po zebranych i już sięgał po komórkę z kieszeni spodni, aby zadzwonić po Castiela, lecz usłyszał za sobą cichy łopot skrzydeł.
Obrócił się i spojrzał w niezwykle błękitne oczy ich prywatnego anioła stróża.
-Widzę, że widzieliście wiadomości.- Wskazał ekran z jak zawsze poważnym wyrazem twarzy.
- Ciężko było tego nie zauważyć, skoro trąbią o tym na wszystkich kanałach. - Bobby prychnął pod nosem, wciskając guziki na pilocie ze zdenerwowaną miną.
- Cas, czy to znowu Gabrysiowi coś odwala od tego cukru, czy jak? - Brew zielonookiego powędrowała do góry, patrząc na anioła w jego nieodłącznym prochowcu. - Ciężko mi to przyznać, ale tamte kawały były chociaż śmieszne, a to... - Zamilkł i wzruszył ramionami. - Chociaż to z Białym Domem...
- Dean, to poważna sprawa! - Długowłosy szybko mu przerwał i spojrzał na rycerza niebios. - Cas, gdzie teraz jest Gabriel?
- Nie wiem. On nikomu nie mówi gdzie idzie. Jeszcze wczoraj mignął mi na sekundę w Niebie.
- Bobby, mamy wszystko, by wezwać anioła? - Głowa Sama obróciła się w stronę starszego mężczyzny w czapce z daszkiem.
- Powinniśmy. - odpowiedział tamten po krótkim zastanowieniu, jakby kalkulując swoje zgromadzone przez lata zapasy.
- Sammy, a nie łatwiej po prostu go zawołać? Wiesz, nie chce mi się rysować kółka i bawić w ziółka. - Dean westchnął głęboko.
- Aha, to ci się modlić zachciało? - Brunet spojrzał na niego niedowierzająco z nutką kpiny w głosie.
- To na pewno mniej zachodu, niż rysowanie kółka jak od cyrkla.
- No to proszę cię bardzo. - młodszy z braci wskazał dłonią na zielonookiego z wyzwaniem w oczach.
- Ale to ciebie Gabrysia bardziej lubi i wiesz, może szybciej przyleci. To wy się ostatnio często widywaliście.
Dean starał się jak mógł wykręcić od tego zadania, ale Sam był nieugięty. Stwierdził, że skoro Dean to zaproponował, to niech on to zrobi, ale tak prosto być nie może.
Niestety po przegranej przez starszego Winchestera rozgrywce "kamień, papier, nożyce" i tak musiał to zrobić, czy tego chciał, czy nie.
Blondyn sapnął pod nosem i siadł na podłokietniku fotela i zamknął oczy z nie chęcią.
- Archaniele Boży... - zaintonował, ale po chwili pokręcił głową z rezygnacją i zajęczał. - Ja tak nie umiem! Inaczej. - Wykonał dziwny gest ręką. - Gabryś, nie utrudniaj nam tego do diabła i rusz tu swoją pierzastą dupę w tej chwili, bo...
- Bo co i gdzie moje słodycze? - Znajomy głos odezwał się zza jego pleców.
- Gabe, nie będzie żadnych słodyczy! - Sam warknął w stronę piwnookiego anioła i zabrał Singerowi pilota, pokazując resztę wiadomości.- Siadaj i oglądaj.
Archanioł usiadł na kanapie, prychając pod nosem: Po cholerę oni mnie przywołali? Jak chcieli oglądać film, to mogli mnie zaprosić normalnie.
I skupił się na ekranie urządzenia. Jego oczy rozszerzyły z minuty na minutę, tak samo, jak uśmiech.
- Nie wiem, kto to, ale już lubię gościa. Ma ciekawe poczucie humoru. Przemalować Biały Dom...Tego jeszcze nie widziałem. - Zaśmiał się, wciąż patrząc w telewizor i oceniając działo swojego, jeśli można tak powiedzieć, "konkurenta".
- Czekaj, bracie, jak to nie wiesz, kto to jest? - Czarnowłosy anioł zmarszczył brwi.
- A co, myśleliście, że to ja? - Zaśmiał się w głos, ale przestał, gdy zobaczył poważne miny wszystkich w pokoju. Szczególnie twarde miny mieli bracia Winchester i jego młodszy braciszek.
Jack siedział tylko cicho, przysłuchując się uważnie tej wymianie zdań.
- Naprawdę, czuję się urażony. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. - Przyłożył teatralnie dłoń do serca, a drugą otarł niewidzialną łzę. Spojrzał z boleścią w stronę młodszego z braci. - I ty Samuelu przeciw mnie?
- Gabe, nie dramatyzuj. - Długowłosy przewrócił swoimi zmieniającymi przez światło kolor oczami w geście rezygnacji, ale przez nie przepłynęła także maleńka iskierka. Mimo że tego po nim nie było widać, rozluźnił ramiona, czując wielką ulgę, że to nie on to wszystko zrobił.
- Dobra, jak nie ty, to kto?
To zdanie zdawało się rozchodzić echem po pomieszczeniu, nieprzyjemnie wbijając się w świadomości zebranych tu mężczyzn.
Dla Winchesterów oznaczało to tylko jedno.
Kolejna sprawa do rozwiązania.
...
Wysoka brunetka przechodziła wolnym krokiem przez kampus uczelni, wracając z paro godzinnych wykładów. Siorbnęła zdrowo porządny łyk kawy z kubka, jakby ta była w tej chwili lekarstwem na wszystko. Przetarła dłonią zmęczone oczy i wyjrzała przez okno obok którego przechodziła.
Okna najstarszej uczelni w Polsce, a dokładniej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
- Co ja tutaj robię u diabła?! - mruknęła wykończona. Głowa jej wręcz pulsowała, a nogi w szpilkach wręcz odmawiały posłuszeństwa.
I jeszcze ta niewygodna koszula!
-A no tak, chciało mi się przyjechać na drugi koniec Polski, by co robić? Wykładać na tym cholernym uniwerku dla studencików! I to jeszcze w wydziale historii!
- Pokręciła z rezygnacją głową. - A mogłam iść na biotechnologię, jak chciałam w gimnazjum, ale nie! Na mózg mi kompletnie padło! - Jej opierdzielanie siebie zajęłoby pewnie jeszcze trochę, gdyby nie łupnięcie muzyki z wnętrza jej torebki.
Z jękiem odstawiła kubek na pobliski parapet, a zaraz za nim poszła teczka uprzednio trzymana pod pachą, a po niej z głośnym "Łup" wylądowała torba zielonookiej.
- Co za burdel! - warknęła, starając się dokopać do odpowiedniego urządzenia, prawie nurkując w tej torbie. Po pięciu wyjętych rzeczach dogrzebała się do swojego "dziecka" i wcisnęła zieloną słuchawkę, widząc numer dzwoniącego.
Długo nie musiała czekać, by po drugiej stronie usłyszeć trzy znajome głosy.
- Oddaj mi ten telefon do diabła! - Krzyki Oliwi przebijały się przez nie wszystkie najbardziej.
- Ja ci już kiedyś powiedziałem, ryby i karły głosu nie mają.
- Jak ja mu zaraz wyjebię! No po prostu go dojadę jak szmatę!
- Spokojnie kurduplu, bo ci żyłka pęknie.
W odpowiedzi dziewczyna tylko warknęła jak najprawdziwszy wilkołak i przez głośnik Zuza dosłyszała głośne kroki i uderzenia szafek o siebie. Wykładowczyni wszystkimi siłami starała się nie śmiać z poczynań przyjaciół, by przechodzący niedaleko studenci nie pomyśleli, że jest szurnięta.
Chociaż i tak pewnie myśleli.
- Oliwia, przestań szukać broni w tych szafkach, bo się jej pozbyłam po ostatnim razie, gdy próbowałaś do niego strzelić. - Weronika ewidentnie cisnęła bekę z zaistniałej sytuacji, nawet się z tym nie ukrywając.
- Co zrobiłaś?!
- To, co słyszałaś. Paweł, oddaj jej ten telefon, bo ona ci zaraz tętnice przegryzie.
Blondyn tylko westchnął, słychać było szum, a zaraz po tym dalej wkurzony głos Oliwi.
- Zuzka, jesteś?
- Jestem. Skończyliście w końcu? - Brunetka zaśmiała się, sięgając po kubek prawie już zimnej kawy. Skrzywiła się nieznacznie, ale piła dalej.
- Cicho siedź!
- Dzwonicie, tylko żeby mi tylko humor swoimi kłótniami poprawić, czy to coś ważnego? Mam jeszcze jeden wykład zaraz.
Nagle wtrąciła się Weronika z poważnym tym razem tonem.
- Znaleźliśmy go.
Zuza prawie opluła szybę na to zdanie. Na szczęście albo nieszczęście, zaczęła się tylko dusić.
- Gdzie?- wycharczała.
- Ameryka Północna. - O dziwo głos należał tym razem do Pawła i był trochę oddalony oraz niewyraźny. Jak zwykle siedział pewnie przed komputerem. - Dokładniej Stany Zjednoczone. Ostatnio widziano go w Nowym Jorku, Manhattan, Empire state building.
- USA? - Brunetka zmarszczyła brwi w zastanowieniu. - Czy to nie są przypadkiem tereny łowieckie Winchesterów?
- Zgadza się.
- Życie mu niemiłe? Spadł z deszczu pod rynnę. - prychnęła z rozbawieniem, dopijając kawusie.
- A kto go tam wie. Zuza, bierz wolne i pakuj walizki, lecimy do Ameryki. Paweł już namierza obecne miejsce pobytu Samuela i Deana. Musimy się śpieszyć. Normalnie z tego szczęścia, że go znaleźliśmy, chce mi się skakać... z mostu...najlepiej pod pociąg.
Najwyraźniej Oliwia jak zawsze tryskała wręcz optymizmem i dobrym humorem.
- Dobra, gdzie się spotykamy?
- Paweł załatwia nam bilety na pociąg do Krakowa. Będziemy o szesnastej na tym samym peronie co zawsze. Potem idziemy na po Nikole i prosto na lotnisko w Balicach.
Zgadza się? - Dziewczyna po drugiej stronie słuchawki zwróciła się do ich technika. Ten tylko niewyraźne mruknął na tak.
- Do zobaczenia.
Zuzia rozłączyła się, chwyciła za torbę i ruszyła ożywionym krokiem w stronę budynku szefostwa.
A walić ostatni wykład!
.....
Tak jak mówiła Oliwia o szesnastej, a raczej o szesnastej trzydzieści dwa, dwie dziewczyny wyskoczyły z pociągu z kwaśnymi minami i dłońmi obładowanymi licznymi torbami.
Zuzanna, widząc swoje przyjaciółki, odbiła się od barierki i ruszyła w ich kierunku.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu cisnącego jej się na usta, gdy zobaczyła, jak brunetki starają się zebrać ze wszystkimi swoimi rzeczami.
Dwie pary oczu zgromiły ją, gdy zaczęła się głośno z nich śmiać.
- Z czego ty się śmiejesz? Pomogłabyś, a nie stoisz! - Niższa z nich ofukała ją zła i pokazała z twardą miną na dwie walizki i solidną torbę sportową, a sądząc po jej wyglądzie, była obładowana po same brzegi.
- Zarza, co ją ugryzło? - zwróciła się, uśmiechając od ucha do ucha, wyższej z przyjaciółek. Piwne oczy dziewczyny przeniosły się na Panią Doktor.
- Paweł nie mógł sobie odpuścić, żeby jej nie po wkurzać przed wyjazdem.
- I wszystko jasne. - Pokiwała głową ze zrozumieniem.
Paweł, o którym była mowa, był ich przyjacielem od czasów gimnazjum, a Zuzi i Oliwi już od podstawówki.
W gimbazie zaczął nazywać Oliwie krasnalem, kurduplem i tym podobne, ze względu na jej niski wzrost. Ze swoim 1,58 była najniższa w klasie. Zawsze chodził i klepał ją po głowie, bo jak to mówił: W Chinach mówi się, że jak się poklepie karła po głowie, to będzie mieć się szczęście.
W sumie wraz z Weroniką nie były lepsze i robiłby dokładnie to samo, a że Liwia za każdym razem dostawała od tego białej gorączki i śmiesznie się denerwowała, to robiły to dalej.
O dziwo, gdy Zarza i Oliwia zostały łowczyniami, Paweł został ich technikiem, przez wzgląd na jego znajomość informatyki, ale i tak darli dalej koty, mimo dwudziestu paru lat na karku, bo dziewczyna mimo teraz 1,65 i tak była wciąż najmniejsza z ich czwórki.
Jej rozmyślania przerwał głos Weroniki, która mówiła, żeby jednak wzięła tę sportową torbę.
Gdy podeszła i ją chwyciła. Prawie ją przegięło pod jej ciężarem.
- Co wy tam cholera macie?! - krzyknęła zaskoczona, odstawiając szybko tobołek na chodnik.
Tamte spojrzały po sobie i wybuchnęły głośnym śmiechem.
-Jak to, co? - Zielone oczy Oliwi, tym razem niezakryte przez okulary jak zazwyczaj, zatrzymały się na niej.
- Broń oczywiście. Trzeba było się przygotować. - Na jej twarzy zagościł lekko złośliwy uśmiech.
Z takim wyrazem twarzy przypominała trochę takiego chochlika.
- Dlaczego mnie to nie dziwi. - Zuzka wywróciła oczami i ponownie spojrzała na torbę. - Jak wy chcecie to wszystko przeszmuglować przez granicę?
- Spokojnie, Paweł się tym razem postarał i załatwił nam prywatny samolot. - odpowiedź przyszła od Weroniki, która chwyciła swoją granatową walizkę i spojrzała na wyjście z peronu. -To gdzie masz ten swój samochód?
......
Zajechały na dosłownie sekundę do mieszkania Zuzi, gdzie ta szybko zabrała swoje rzeczy i pojechały w kierunku dobrze znanego już sobie adresu.
Dziwnie szybko z ulicy Gołębiej trafili na Kasztanową przed odpowiedni budynek.
Dokładniej pod klasztor Zgromadzenia Sióstr świętego Dominika.
Cała trójka niezbyt przepadła za takimi miejscami.
Jak ktoś je widział w kościele od dziesięciu lat, to był chyba jakiś cud.
Jak na ironię ich przyjaciółka pewnego dnia oświadczyła im, że zamierza być zakonnicą.
Z początku śmiały się z tego, sądząc, że to żart, ale jak Nikola przyszła do nich w biało-czarnym habicie nie mogły ukryć zdziwienia.
Trzy brunetki wyskoczyły z samochodu ze skrzywionymi minami w o dziwo biało-czarnych habitach Dominikanek.
- Zarza, ja cię kurde zabije za ten twój plan!- Oliwia spojrzała z zawiścią na piwnooką, która stała z niewinnym wyrazem twarzy.
- Oj nie przesadzaj. - machnęła ręką.
- Przestańcie się kłócić i chodźcie do tego cholernego zakonu. Im szybciej zabierzemy Nikole, tym szybciej zrzucę z siebie ten niewygodny worek. - Karcący wzrok Zuzki przystopował temperament dziewczyn i wszystkie ruszyły szybkim krokiem w kierunku czarnej bramy.
Na ich szczęście nie musiały dobijać się do drzwi, ponieważ jakaś młodziutka zakonnica właśnie wracała zza tyłów budynku.
Pewnie dopiero niedawno wstąpiła do zakonu.
Na ich niespodziewany widok delikatnie podskoczyła i szybkim krokiem ruszyła prosto do nich.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Cała trójka odpowiedziała jej z wymuszonym uśmiechem na ustach. Każda z nich od tego momentu musiała założyć maskę przykładnej posłanniczki kościoła, co nie było łatwe z ich charakterami.
- W czym mogę siostrom pomóc? - zapytała, wcześniej zapraszając do środka.
- Chciałybyśmy się spotkać z waszą matką przełożoną w pewnej sprawie. - odpowiedziała spokojnie Zuza, idąc korytarzem.
- Mogłaby siostra nas do niej zaprowadzić? To bardzo ważne. - poprosiła Weronika.
- Dobrze. Proszę za mną. - Dominikanka wskazała im dłonią brązowe, drewniane drzwi na końcu korytarza.
Gdy do nich podeszły, dziewczyna zapukała i po zaproszeniu otworzyła drzwi do gabinetu swojej przełożonej.
- O co chodzi, siostro Kingo? - Trochę zimny i bezbarwny głos dotarł do uszu naszych fałszywych zakonnic.
Po wkroczeniu do pomieszczenia stanęły przed starszą, już osiwiałą, pulchną kobietą w charakterystycznym stroju.
Okulary o cienkich oprawkach zsunęły jej się z nosa, gdy spojrzała na nieznajomą trójkę młodych kobiet przed nią.
Zimne, szare oczy kobiety przyprawiały o dreszcze.
- Szczęść Boże, kim siostry są?
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. - odpowiedziała prędko najniższa z nich z udawaną słodyczą w głosie. - Ja jestem siostra Klara, a to siostra Łucja i siostra Faustyna. Przyjechałyśmy tutaj z polecana naszej przełożonej.
- A w jakiej to sprawie?
- Rok temu trafiła tu pewna siostra, by tu pomagać przez jakiś czas. - Zaczęła Zuza, a raczej teraz siostra Łucja pewnym głosem.
- Chodzi o siostrę Nikole, zgadza się? - Ponownie spojrzała swoimi szarymi oczami znad okularów połówek.
- Jak najbardziej. Zostałyśmy tu przysłanie, by dostarczyć bardzo pilny list. - Weronika kryjąca się pod pseudonimem siostry Faustyny podeszła szybko w kierunku biurka i delikatnie położyła kopertę ze sfałszowanym jeszcze wczoraj listem.
Gdy nieznacznie się schyliła, welon jej się przesunął i mieląc przekleństwo, szybko go poprawiła.
Stara zakonnica spojrzała na kawałek papieru uważnie i wzięła go w ręce, otwierając kopertę.
List przeczytała szybko i jakby pobieżnie.
- Czyli wasz zakon potrzebuje ponownie siostry Nikoli? Wasza przełożona uznała, że bardziej przyda się w waszej parafii. - No cóż, nie będę się spierać z tymi decyzjami. Mamy tu trochę więcej sióstr, niż przed laty, więc przeniesienie jednej z nich do innego klasztoru nie powinno sprawić nam żadnego problemu. Muszą siostry tylko odszukać siostrę Nikole i powiadomić ją o przeniesieniu. Ja nie mogę tego zrobić, mam za dużo pracy. Siostra Kinga was zaprowadzi do jej pokoju.- odpowiedziała beznamiętnie i ponownie zajęła się papierami.
- Bardzo dziękujemy.
Jak najprędzej wyszły z tego zimnego i jadącego stęchlizną gabinetu w kierunku pokoi mieszkalnych dla obecnych w tym miejscu Dominikanek.
Na szczęście pokój, w którym obecnie mieszkała Nikola, nie znajdował się daleko. Prędko wbiegł do niego, zamykając drzwi, pozostawiając ich przewodniczkę w kompletnym szoku. Blondynka w pokoju podskoczyła wystraszona na ich widok.
Niebieskie oczy wyrażały kompletny szok.
- Co wy tu robicie!? I to jeszcze w tych strojach!
- To cudowny plan Weroniki. - Oliwia parsknęła pod nosem i oparła się o drewniane krzesło.
- Boże, co wyście znowu wymyśliły?
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale Weronika jej przerwała.
- Bóg nie ma tu nic do rzeczy, Nikola. Pamiętasz naszą ostatnią wspólną sprawę? - Gdy blondynka pokiwała głową, kontynuowała. - W końcu wiemy, gdzie on jest.
- Więc się zbieraj. Jeszcze dzisiaj lecimy prosto do USA. - zakomenderowała Zuzia, klaszcząc w ręce.
- Ale nie mogę tak sobie stąd wyjechać z wami na polowanie!
- A właśnie, że tak. Wszystko już załatwiliśmy. - Oliwia zanurkowała pod łóżkiem, spod którego wyciągnęła sporą, czarną walizkę. Szybko doskoczyła do szafy i jęknęła z czystej rozpaczy, widząc jej zawartość.
- Nikola, czy ty do cholery jasnej masz tylko te obrzydliwe habity?!
- Dobra, Oliwia zapakuj ich trochę. Normalne ciuchy załatwimy dla niej później. - rzuciła Wera i chwyciła Nikole za nadgarstek, ciągnąc w kierunku drzwi.
- To w drogę. - Oliwia szybko z pomocą Zuzki dopięła siłą walizkę, ówcześnie wrzucając tam parę habitów i wszystkie jak najprędzej wypadły z tego przyprawiającego o ciarki miejsca.
....
- Co jest z tobą kuźwa nie tak?
Chyba krzyki Oliwii na Pawła będą już tradycją.
- Prosiłyśmy cię o środek transportu, w którym nikt nie będzie patrzył nam toreb i nie będzie miał wontów za przewożenie broni za granicę, a ty co nam załatwiłeś? Przelot z komandosami! Nikola jak skakała z tym spadochronem, zgubiła po drodze welon. Później mieliśmy jeszcze fajniejszą zabawę. Jazdę autobusem z emerytami! Siedział obok mnie jakiś brodaty dziad, który częstował mnie z miną pedofila cukierkami. Normalnie kopia Dumbledora!- Chciała krzyczeć jeszcze więcej, ale blondyn nie wytrzymał i zerwał połączenie.
- Już, uspokoiłaś się? - parsknęła Weronika zza ogromnej torby z żarciem.
No tak, żarcie to podstawa.
- Nie. Ile jeszcze będziemy iść?
- Jakbyś przestała drzeć się na Pawła, to byś zobaczyła, że stoimy już na miejscu od trzech minut. - Zuzka ze śmiechem wskazała budynek przed nimi.
...
- Sam, Dean, czy spodziewacie się kogoś?
Dość głośną rozmowę mężczyzn przerwał głos Jacka, stojącego ze zmarszczką na czole przy oknie.
Wspomnieni bracia spojrzeli po sobie, a Gabriel, który siedział u nich już drugi dzień, wstał z kanapy z lizakiem w ustach i podszedł do miejsca, w którym stał nephilim.
- Dzieciak ma rację. Przyznać się, który sobie laski do domu sprowadza, co? - zarechotał. - A może to ty, Bobby? Może starość to nie radość, ale trochę wiagry...
Nie zdołał dokończyć, bo drzwi zostały otworzone z głuchym łomotem, ukazując w przejściu cztery kobiety około trzydziestki.
Castiel i Gabe bezszelestnie wyciągnęli swoje miecze w każdej chwili gotowi do obrony "swoich" ludzi.
- Cześć! - krzyknęła najwyższa z nich, ale od razu dostała łokciem w żebra od innej.- Za co, Zuza?
- Weronika, matole, przecież jesteśmy w Ameryce! Nie zrozumieją cię!
Dean nie zamierzał czekać, aż dziewczyny przestaną ze sobą dyskutować w jakimś dziwnym języku, tylko warknął zimno.
- Kim jesteście?
Kolejne zdanie w pokoju zrozumiał każdy, a nie tylko dwójka ich prywatnych aniołków.
- Mamy placki. - Dziewczyna nazwana Weroniką uniosła z szerokim uśmiechem wypchaną reklamówkę.
Deanowi na tę wiadomość zaświeciły się oczy jak światła na skrzyżowaniu i w mgnieniu oka był już przy czwórce gości, zaglądając do torby i niewyraźnie mamrocząc coś, co przypominało: Jestem Dean, miło poznać.
- Dean! - Sam z szeroko otwartymi oczami patrzył niedowierzająco na starszego brata, dobierającego się w najlepsze do jabłkowego placka.
- Co? - wymamrotał z zapchanymi ciastem ustami, wywołując śmiech ich gości.
- Jak możesz jeść placki od osoby, której nie znacz?! A może one chcą nas zabić?! - Brunet krzyczał na niego z pretensją, a Cas miał nieodpartą ochotę mu przytaknąć.
Dean zrobił oczy kota ze Shreka i wskazał na już otwartą tartę.
- Ale to są placki, Sammy.
Młodszy Winchester ostatkiem sił starał się nie pacnąć ręką w czoło na wypowiedź brata.
- Niech je, nie musicie się martwić. Jesteśmy tu z gałązką pokoju, patrzcie, nawet zakonnice mamy ze sobą, więc ci wasi przyjaciele ze skrzydełkami mogą przestać celować w nas tymi swoimi wykałaczkami. - Zuza, jeśli dobrze zrozumiał Sam, spojrzała na dwóch aniołów Pana, którzy nie wyglądali, jakby mieli odłożyć swoje ostrza.
Długowłosy spojrzał na dziewczyny z powątpiewaniem, ale poprosił gestem Gabriela, aby obaj opuścili broń.
- Jeśli nikt już nie próbuje się zabić, to świetnie. - Najniższa z brunetek klasnęła w dłonie nad wyraz wesoło.
- My wiemy, kim wy jesteście, ale już w drugą stronę to nie, tak więc... Ja jestem Oliwia Cybul, ta pani częstująca Deana plackami to Weronika Zarzecka. Obie pracujemy, jeśli tak to można nazwać, jako łowczynie na terenie Polski. Zuza Żelazek, a raczej pani doktor Zuzanna wykłada na uniwerku w Krakowie, a ta blondi w białym habicie, która rzuca mi złe spojrzenie, bo wypchnęłam ją z samolotu, to Nikola Litera. Chyba nie muszę mówić, kim ona jest. - Zaśmiała się, a blondynka z całej siły wbiła jej łokieć w żebra i uśmiechnęła się w pełni zadowolona.
- Już je lubię. - Gabryś zaśmiał się, rzucając się na kanapę tuż obok Bobby'ego, który uważnie obserwował nieproszonych gości.
- Jesteście daleko od domu, czemu? - Castiel spojrzał na nich uważnie niebieskimi ślepiami, odciągając stanowczo jedną ręką blondwłosego łowcę od pełnej torby ciast i innych słodyczy.
Jego przyjaciel mimo jawnej niechęci zostawił już jedzenie i skupił się na rozmowie.
- Och, wiemy, że nie umknęło wam to, co się teraz dzieje. Dziwny mężczyzna, różowy Biały Dom, chyba nawet w Michigan widziano nawet jakieś zombie, a w Idaho w Meridian jakiś larpowiec walczył drewnianym mieczem z prawdziwym ogrem. No, nie skończyło to się dobrze. - Zuzanna wzruszyła ramionami i zmarszczyła brwi, wymieniając na palcach. - Chyba jakieś złamane cztery żebra, prawa ręka i jeszcze lewa noga do kompletu, siedem wybitych zębów i.... Kurde, uciekło mi coś, ale żadna laska już na niego nie spojrzy. - zachichotała. - Ale najbardziej mi szkoda tego miecza. Fajny był. Dobra robota stolarza, a tu w drobny wiór. - Otarła wyimagowaną łzę z policzka.
- Zuzka, do rzeczy. - Autentycznie rozbawione prychnięcie Weroniki doszło od strony o dziwo fotela, w którym się rozłożył w najlepsze.
- Nie przerywaj mi! Ja tu do ważnego punktu kulminacyjnego dochodzę! - Zjebała ją i kontynuowała. - Zanim Zarza mi przerwała, chciałam powiedzieć, że wiemy, kim jest osobą, która za tym wszystkim stoi.
- Kto? Chciałbym go poznać.
- Nie, Gabriel, nie chciałbyś. - Oliwia szybko pokręciła głową, a Nikola skubiąc rąbek swojego habitu, przytaknęła. - Esu, jak dobrze, że przyjaźnicie się właśnie z tym archaniołem! - Rzuciła zielonym okiem na Winchesterów, słuchających ich o dziwo uważnie. - Jedyny sensowny. Jak Lucyfera jeszcze da się, znieść jak nie chce wymordować połowy świata, to sorry, ale Michał i Rafał to kurwa szmaty. - Ostatnie dwa słowa rzuciła szybko po polsku, przez co jedynymi osobami, nie licząc jej przyjaciółek, jeśli tak można nazwać anioły, które złapali kontekst byli Cas i Gabe, który zaśmiał się na epitety o swoich braciach.
- Spoko, bo to prawda. Dlaczego nie powinienem go poznać?
- Bo tym panem jest...Przydałyby się werble... Tą osobą jest... Loki!
Gabe zaczął się dusić powietrzem. Gdyby nie to, że anioł nie może się udusić, to Sam już stałby przerażony przy przyjacielu i starał się mu pomóc.
-Loki!? - krzyknął brązowooki, łapiąc łapczywie oddech.
- Dobrze wiesz, no taki Asgardzki bóg, bardzo lubi kawały...A co ja strzępie język, to Zuza się tym specjalizuje.- Oliwia machnęła ręką i siadła na oparcie fotela Wery, ale ta ją zarzuciła na podłogę z mściwą miną.
- Czekajcie, bo ja czegoś nie rozumiem... - przerwał Dean, unosząc palec wskazujący do góry i pokazał blondwłosego anioła z konstrukcją na twarzy. - Chcecie mi powiedzieć, że ten pierzasty bałwan, który spędza od miesiąca z moim bratem codziennie bite dwanaście godzin, udawał nordyckiego bożka, który tak naprawdę żyje i ma się dobrze?
- W skrócie? To tak i na dodatek jest wkurzony i nie zdziwiłabym się, jakby zaczął szukać swojego sobowtóra. - Zuzia ruszyła od progu i prawie wywaliła się o torby zostawione w przejściu przez dziewczyny. Spojrzała na nie mrożąco i oparła się o stół. - Szukamy go już od czterech lat. Najwyraźniej został uśpiony na terenie województwa Warmińsko-mazurskiego w naszym kraju, a dokładniej, aby było śmiesznie, to na Woźnicach, w mojej i Oliwi kochanej wsi. - sarknęła.
- Jak zaczął palić wszystko na swojej drodze, postanowiliśmy się go pozbyć. Nie wyszło. Okazał się zbyt silny. Polscy Ludzie Pisma mimo naszych próśb mieli nas kompletnie w dupie. Jasno dali nam do zrozumienia, że nie zamierzają nawet kiwnąć palcem, dopóki ich to nie dotyczy.
- Ale przecież to ich obowiązek.
- Radziliśmy sobie do tej pory w piątkę, ale skoro Loki teraz jest tutaj, chcielibyśmy zapytać, czy byście nam pomogli? - Tym razem głos zabrała niespodziewanie Nikola, patrząc prosząco na wszystkich, a szczególnie na Sama. Ich słaby w tej sprawie punkt.
Już było widać, że diabelnie chciał wziąć udział w tej sprawie po prostu z czystej ciekawości, a po drugie, ten głupi syndrom bohatera odzywał się u tej dwójki Winchesterów zdecydowanie za często.
- Nie, żeby Gabryśka miał jakikolwiek wybór. - rzuciła niby mimochodem Zuzia.
Co jak co, ale gej radar tych czterech dziewcząt był niezastąpiony już od czasu gimnazjum. Krótkie zmartwione spojrzenia, które Sam posyłał dla anioła i odwrotnie były zbyt czułe, nawet jak na bliskich przyjaciół. Nie ukrywali się zbytnio, sądząc po tym, że jego brat wiedział o ich częstych spotkaniach. Ale... Sądząc po tym, jak Dean patrzył na Castiela... Nie, on kompletnie nie wiedział o związku swojego braciszka.
Jak można być tak ciemnym. - westchnęła w myślach pani doktor, powstrzymując się, by nie pokręcić z dezaprobatą głową.
Uśmiech Oliwi był zbyt znaczący... Rybka połknęła haczyk.
- Ja się zgadzam. - Prawie odkrzyknął długowłosy.
Jego brat zmarszczył brwi, niedowierzając.
- Sammy, mieliśmy zrobić sobie wreszcie wolne. Teraz kiedy był w końcu spokój od tylu lat. Wreszcie bez żadnej apokalipsy, a ty od razu rzucasz się, by pomóc łowcom.
- Dean, ten problem nie zniknie, jeśli ty odwrócisz się w innym kierunku, ignorując go.- Castiel podszedł do niego i położył mu dłoń na ramię.
Gdy zielone oczy zetknęły się z tymi błękitnymi, ramiona Deana zaczęły nieznacznie opadać, tak samo, jak jego ośli wręcz upór.
Łatwo poszło. - uśmiech Weroniki pasował teraz do kota, który wypił śmietankę i jeszcze złapał do tego kanarka.
Po jeszcze jednym spojrzeniu w stronę brata spomiędzy warg Deana wpłynęła cicha, dość niechętna zgoda.
Dziewczyny z zadowoleniem przybyły sobie mentalne piątki.
- Dziękujemy. - Nikola uśmiechnęła się promienie i spojrzała po chwili z uwagą w stronę Gabriela i Castiela. - Nie rozumiem tylko jednego... Co chwila mówicie o aniołach. Ba! Mówicie, że ten blondyn jest archaniołem! Przecież to nie może być prawda!
- Nikuś, wiesz, przy czym pracujemy, ścigasz z nami nordyckiego boga...Będąc zakonnicą, powinnaś mieć ociupinkę większą wiarę. - Zaśmiała się Oliwia, krzyżując ręce na piersi.
- Ale to jest nieprawdopodobne! Oni w żadnym stopniu nie przypominają aniołów opisywanych w Biblii. Chcecie mi powiedzieć, że ten gostek z lizakiem w ustach to archanioł Gabriel, który zwiastował Maryi poczęcie Jezusa?! - tłumaczyła, wymachując żywo dłońmi.
- Ja wolę nie wiedzieć, czym Ojciec spijał tych swoich ewangelistów... - zaczął Gabe, ale po chwili wzruszył ramionami. - Albo w sumie chciałbym... Chciałbym tego spróbować. Musiało być mocne cholerstwo! - Zaraz po tym okrzyku spojrzał na Nikole z politowaniem. - Złociutka, Biblia w tej wersji, którą znasz, jest kompletnie okrojona. Wiele rzeczy tam nie ma, a Bóg opisywał tam od góry do dołu o swojej wspaniałości. A potem się dziwić po kim Michał, Rafał i Lucie mają tyle pychy. - Prychnął pod nosem. - Nie znajdziesz tam informacji o cioci Amarze ani o tym, że ta zwiastowana Apokalipsa już dawno była i to nie przyjście Jezusa, tylko burdel rozpętany między moimi braćmi idiotami.
Nikola stała ogarnięta szokiem z otwartymi oczami.
- Dzięki Gabe, mózg jej się zlasował i cała wiara poszła się jebać! - Weronika śmiała się do rozpuku, wpychając sobie do ust cukierka z torby.
- Macie jakiegoś kumpla anioła, który jakoś w miarę lubi Winchesterów i można go tutaj sprowadzić, by jej udowodnić? - Zuzanna przeniosła wzrok na czarnowłosego żołnierza niebios, stojącego dalej blisko Deana.
- Balthazar. - rzucił jedno imię po krótkim zastanowieniu.
- W porządku. - Klasnęła w dłonie i spojrzała na Bobby'ego. - Ma pan wszystko, co jest potrzebne?
- Kolejna osoba w ciągu dwóch dni mnie o to pyta. - westchnął, wstając z kanapy. - Mam. Chodź. - I ruszył w sobie znanym kierunku.
- Weronika, rusz dupę, a nie żresz. - Zielonooka spojrzała na przyjaciółkę, na co ta tylko jęknęła i sturlała się wręcz z fotela za Singerem.
Oliwia jak gdyby nigdy nic podeszła do biurka i spojrzała na niego jakoś bardzo zamyślona.
Po minucie zaczęła ściągać z niego szybko wszystkie rupiecie, które go zagradzały i odkładać na wszystkie okoliczne półki.
Gdy wrócił Bobby z Weroniką, biurko było kompletnie czyste. Nie została na nim nawet jedna karteczka.
Piwnooka położyła ostrożnie wszystkie potrzebne rzeczy na uprzątnięty mebel.
Liwia szybko je przejrzała i mlasnęła.
- Jak zwykle. Zawsze tak jest. Zuzka, mogłabyś mi podać z naszej torby kredę? Powinna leżeć w takim małym, zielonym pudełku z brzegu.
Ta podeszła do ich arsenału i otworzyła torbę, trochę szarpiąc się z zamkiem.
Dean gwizdnął z podziwem, widząc jego otworzoną już zawartość.
- Nieźle. Jak u nas w bunkrze, co nie Sammy? Tylko mi by się nie chciało nosić tyle broni. - zaśmiał się wesoło, ukazując urocze łapki wokół oczu.
Historyczka wygrzebała to, czego szukała i rzuciła z rozmachem białą kredą w kierunku stojącej do niej bokiem przyjaciółki. Mały przedmiot idealnie trafił ją w skroń, a Zuzka ledwo powstrzymała się, by nie krzyknąć: Headshot!
Niska brunetka tylko syknęła wkurzona i z morderczym spojrzeniem sięgnęła po przedmiot, który wylądował na podłodze tuż pod jej stopami na dywanie.
- Dobrze, że to nie był nóż. - westchnęła i zaczęła sprawnie rysować okrąg i symbole wewnątrz niego.
Gdy skończyła, Wera ustawiła na jego środku dziwne naczynie z jakimiś zielskiem, jak to mówiła Zuzka, w środku i parę świeczek dookoła.
- Zarza, wzięłaś zapalniczkę? - zapytała Liwia, wycierając ręce z białego proszku.
- Nie. Kurde, zapomniałam.
- Dobra, Zuzka daj zapalniczkę. - poprosiła, ale zaraz krzyknęła gorączkowo. - Tylko jej nie rzucaj tym razem! - Gdy dostała narzędzie do ręki normalnie, podała je zaraz Weronice. - Czyń honory.
Piwnooka zapaliła wszystkie knoty i urwała kawałek kartki, który także podpaliła i rzuciła z rozmachem w kierunku zielska. Zioła zajęły się płomieniem od razu, buchając ogniem jak flara.
Wszyscy rozejrzeli się dookoła, szukając wzywanego. Było...pusto.
- I gdzie on niby jest? - Weronika fuknęła, patrząc na Castiela o wciąż kamiennej twarzy.
- Skąd mam...- Nie dokończył, bo przerwał mu oczekiwany głos.
- Czegóż mogą chcieć ode mnie moi ulubieni bracia? Od razu wam mówię, nie oddam tej laski Mojżesza. - dodał błyskawicznie.
Cas szeroko otworzył na to oczy i spojrzał z niedowierzaniem na swojego brata i przyjaciela w jednym.
- Balthazar, czy ty znowu zwinąłeś ją z Nieba?! - zapytał rozeźlony, a jego błękitne ślepia prawie ciskały gromy w kierunku drugiego anioła, który nawet tego nie ukrywając, zignorował swojego brata i spojrzał w kierunku dziewczyn, które stały z uśmiechami na ustach. Niezwykle bawiła ich ta sytuacja.
Balthazar rzucił okiem na wszystkie i zatrzymał je na uśmiechającej się lekko Nikoli.
W mgnieniu oka stał tuż obok niej, delikatnie się pochylając.
- Co to za urocze panny sprowadzacie sobie do domu, hm? - Zaśmiał się, zerkając w kierunku dwójki łowców, ale zaraz prędko przeniósł wzrok na blondynkę. Uśmiechnął się niezwykle szeroko i z błyskiem w oku powiedział, prawie mrucząc. - Moja droga, co ty na to? Pobawmy się w Tytanika, ty będziesz górą lodową, a ja pójdę na dół.
Po tym zdaniu po całym domu Singera rozniósł się głośny ryk śmiechu. Sam prawie się popluł, a dziewczyny wraz z Gabe'em i Deanem prawie dusiły się ze śmiechu. Oliwia prawie siadła na podłogę, nie mogąc złapać oddechu.
Jack spojrzał pytająco na Castiela, który jako jedyny się nie śmiał. Czarnowłosy tylko stał i zdezorientowany patrzył na wsztkich w pokoju.
Gdy zobaczył spojrzenie swojego podopiecznego, wzruszył tylko ramionami.
Już chciał się zapytać wszystkich, co ich tak śmieszy, ale nagle doszedł do niego sens słów Balthazara.
Złapał się prędko za nasadę nosa, by nikt w pomieszczeniu przypadkiem nie zobaczył delikatnych rumieńców, które wykwitły na jego policzki.
Nagle uświadomił sobie także, do kogo jego brat to powiedział i spojrzał na niego z przerażeniem.
Już sądził, że Nikola mu przywali, bo miała uniesioną dłoń, ale ta patrzyła na niego tylko w kompletnym szoku, aby potem spłonąć czerwienią.
- To było świetne!
Z otępienia wyrwał wszystkich głos Gabriela, który śmiał się dalej w najlepsze.
Oliwia z pomocą Zuzki podniosła się z dywanu z szerokim uśmiechem, skierowanym do blondwłosej przyjaciółki, która wciąż stała z opuszczoną głową, jakby nie wiedząc co powiedzieć.
- Niki, co ty się w buraczka zmieniłaś? - parsknęła kpiąco Weronika, dźgając Nikole natarczywie palcem w biodro.
Niebieskooka spojrzała na nią wkurzona.
Jej oczy prawie że ciskały gromy.
- Spierdalaj. - warknęła i poszła usiąść obok Jacka na czerwoną kanapę. Młody Nephilim ostrożnie odsunął się trochę w bezpieczne miejsce dalej od kobiety, której mina jawnie pokazywała, że ktokolwiek skomentuje to, co się stało, to wygryzie mu tętnice.
- Nikola, zakonnicy przeklinanie nie przystoi. - Zaśmiała się historyczka mimo niebezpieczeństwa.
Dominikanka już miała coś powiedzieć, ale jej gwałtownie przerwano.
- Witajcie, chłopcy.
Na samym środku salonu tak z dupy pojawił się średniego wzrostu, troszkę korpulentny mężczyzna w ciemnym, widać, że cholernie drogim garniturze.
- Crowley? - Dean aż podniósł się z krzesła, na którym wcześniej usiadł. - Cóż za zaszczyt! Sam król piekła zawitał w nasze progi! Czego tutaj chcesz? - ostatnie zdanie powiało tak odrobinę ( bardzo) chłodem.
- Powinienem poczuć się urażony twoim nastawieniem do mnie, Wiewióro, ale ja nie w tej sprawie. Czy ktoś może mi z łaski swojej powiedzieć, co za kompletny kretyn sieje spustoszenie wśród moich ludzi! - Wraz z każdym słowem jego głos stawał się coraz głośniejszy i bliższy furii.
- Wow! Spokojnie! - Blondwłosy łowca szybko uniósł ręce, jakby chciał uspokoić demona. - Bez nerw. Nie rozumiem, po co przylazłeś z tym do nas?
- Jak to, po co? Przyznać się, który z was sobie robi sieczkę z moich demonów?! - wrzasnął, wskazując palcem na braci Winchester.
Sam zamrugał szybko, niedowierzając w to, co słyszy.
- Crowley... - zaczął powoli, starając się nie rozwścieczyć obecnego władcy Piekła jeszcze bardziej, bo już i tak prawie go roznosiło.
- Ups...Chyba przyszedłem nie w porę.- Kolejny trochę rozbawiony głos doszedł do uszu wszystkich.
- To są kurna jakieś żarty. - sarknął Bobby, stojąc w progu kuchni i wskazując na kolejną osobę, która zawitała w tym pomieszczeniu. - Czy waszym zdaniem mój dom wygląda jak cholerny motel?!
- Trochę? - rzucił mężczyzna i spojrzał na kanapę, dokładnie w to miejsce, w którym siedział cicho Jack. - Cześć synu.
- Luci...Rozumiem Crowley'a, ale co ty tu robisz? - Gabriel spokojnie przyglądał się swojemu starszemu bratu, który założył dłonie na piersi z ukrywaną złością w oczach.
- Z tego co słyszę, to chyba mamy ten sam powód. Jakiś cholerny pogański bożek mnie zaatakował! A tam, gdzie paranormalne zjawiska tego typu, tam i wy, więc już zapewne wiecie, kim to plugastwo jest.
Dziewczyny wymieniły ze sobą spojrzenia, szczerząc się od ucha do ucha.
Chyba ich znajomy Asgardczyk nie wie, z kim chyba zadziera. Ledwo się obudził, a już zdołał wkurwić Lucyfera i demona rządzącego w Piekle.
Lepiej być nie mogło.
- Przeceniasz nasze możliwości Lucyferze... - zaczął Sam, ale jego brat mu przerwał, podchodząc bliżej demona i upadłego anioła.
- Crowley przyszedł tu po prostu wydrzeć na nas mordę... - mężczyzna w czarnym garniturze już chciał coś powiedzieć, ale Dean spojrzał na niego ostro. - Zamknij się. Nie przerywaj mi, jak mówię. - Byłemu królowi rozdroży zadrgała nerwowo brew, ale nic jednak o dziwo nie powiedział. - Myślisz, że ci pomożemy? Z tego co pamiętam to tak, mamy między sobą "pokój"... - zrobił cudzysłów palcami w powietrzu. -... Ale to nie znaczy, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Och Dean, Dean obaj będziemy mieć z tego korzyści. Ja pomogę wam, wy pomożecie mi. - blondwłosy upadły wzruszył powoli ramionami. - Co wam szkodzi?
- Może to...
- Halo! Ja tu wciąż jestem! Kto pozbawia mnie moich ludzi i cennych dusz?! - wrzasnął rozeźlony Crowley.
Jego moc trochę wymknęła się spod kontroli i żyrandol rozsypał się w drobny mak, a ostre gorące szkło od roztrzaskanej żarówki posypało się prosto na głowę Zuzi.
Brunetka warknęła z wściekłości w stronę demona, gdy szkiełko rozcięło delikatnie jej policzek.
- Przestań się zachować jak cholerna primadonna! Gdybyś się zamknął, to byś się dowiedział! Ale nie, ważniejszy jest czubek własnego nosa! No jak moi uczniowie! W dupie się poprzewracało!
Dziewczyna ruszyła z werwą w kierunku demoniego władcy, który stał w szoku po niespodziewanym ataku w jego stronę. Zielonooka chwyciła go z ogromną siłą i popchnęła go w kierunku dużego pentagramu, narysowanego przed trzema dniami przez Sama, podczas przesłuchania go w sprawie pięciu ogarów, znowu które uciekły.
Weronika zaczęła się śmiać w najlepsze wraz z Oliwią, a także Nikolą i sięgnęła w kierunku foliowej reklamówki, wyciągając paczkę popcornu.
Dean jakby pchnięty radarem na jedzenie od razu się obok niej znalazł i sięgnął dłonią do paczki po garść prażonej kukurydzy.
Wera widząc to, pacnęła go w rękę i spojrzała na niego ze wzrokiem "Moje".
Starszy Winchester zrobił swoimi zielonymi jak młoda trawa ślepkami oczy zbitego szczeniaczka i wtedy łowczyni tylko ciężko westchnęła, ulegając pod naporem tego spojrzenia i podzieliła się żarciem.
W tym czasie Zuzka zdążyła wepchnąć oszołomionego Crowleya do pentagramu i opierdolić go jeszcze raz. Nie pozwoliła mu podczas tego nawet dojść do słowa. Za każdym razem kazała mu "zamknąć ryj" .
Nie tylko brązowowłosy demon był w szoku, ale i też wszyscy, którzy nie znali temperamentu pani doktor.
Na jej wykładach zawsze, gdy miała zły humor, było słychać na sali tylko tykanie zegara.
Żaden ze studentów nigdy się nie odezwał nieproszony (chyba że umiejętnie), a teraz objektem jej złości był ten, w porównaniu do reszty, niski mężczyzna.
A takiego pomiatania Crowleyem w tym pokoju jeszcze nie widział nikt.
Gdy skończyła swoją tyradę, wróciła na swoje miejsce z miną: "nie podchodź, nie mów, nie oddychaj, bo dostaniesz wpierdol".
- Dobra, to teraz skoro wszyscy już są spokojni, to przejdźmy do rzeczy. - zaczęła, normując oddech po swoim wybuchu złości. - Otóż tym bożkiem, jak zauważył Lucyfer, jest Loki. Chyba wam nie muszę tłumaczyć, kim on jest, racja? - spojrzała twardo na uwięzionego demona i Lucyfera. Obydwaj mężczyźni skinęli głowami. Crowley jakby trochę żywiej i trochę z obawą.
Oliwia zaśmiała się na to w duchu.
Czyżby jej przyjaciółka aż tak go przestraszyła?
- Najważniejsze pytanie... Jak go zabić? - Tym razem na szczęście odezwał się powoli Sam, patrząc uważnie na cudzoziemki.
- Dobre pytanie. - westchnęła przeciągle Oliwia. - Tego nie wiemy. Ale... - spojrzała zielonymi oczyma oceniająco w stronę dawnego archanioła. -...on zapewne dałby radę to zrobić. I ty Gabrielu pewnie też. Tylko jest tu mały kruczek... Nie można go zabić zwykłą mocą, racja? Dlatego nie mogłeś się go pozbyć.
Diabeł powoli i z uwagą skinął jej głową, marszcząc brwi.
- W takim razie, jak pozbyć się tego pierdolonego boga?
- I tu jest pies pogrzebany. Paweł miał wysłać wszystkie prace Zuzki na jej lapka. - Oliwia przeniosła proszący wzrok na Werę, która wciąż wpychała sobie do ust kolejną porcję kukurydzy. - Weź, napisz do niego, żeby to w końcu wysłał, bo jak zobaczy mój numer, to ni chuja nie wyśle.
- Muszę? - jęknęła brunetka cierpiętniczo.
Wzrok Oliwi mówił sam za sobie, więc Weronika mimo niechęci wyciągnęła komórkę z kieszeni spodni i zaczęła wystukiwać w nim wiadomość.
- Dobra, mówi, że za dziesięć minut wszystko dojdzie, więc odpalaj elektronikę. - rzuciła piwnooka znad telefonu w stronę Zuzanny, która już dobierała się do swojej torby w poszukiwaniu wspomnianego urządzenia. Wyciągnęła go i przeniosła się żywym krokiem do kuchni. - Kto mi pomoże? - krzyknęła w stronę salonu.
Weronika bardziej tylko zakopała się w fotelu, prawie chowając się za Deanem, a Liwia jak najszybciej przemieściła się w odwrocie taktycznym za Balthazara, który wciąż starał się zagadać Nikole i śmiejącego się na jej manewry Lucyfera, który wciąż stał na środku pokoju.
Wszystkie wiedziały, ile tego jest.
Nikt o zdrowych zmysłach nie zgodziłby się na taką pomoc.
- Dzięki, na was to zawsze można liczyć. - warknęła historyczka i ze wkurzoną miną zniknęła w drugim pomieszczeniu.
Sam tylko z rezygnacją przewrócił oczami i odkrzyknął do kobiety, ruszając się ze swojego miejsca.
- Poczekaj, ja ci zaraz pomogę!
Zaśmiał się tylko jeszcze litościwie ze zszokowanej miny ich koleżanek po fachu z Polski i spojrzał na niższego z archaniołów, który stał u jego boku.
- Chodź, Gabe. Twoja wiedza może się na coś przydać. Musimy się streścić, zanim Bobby się wkurzy i wywali nas ze swojego domu.
Blondyn zrobił tylko jakby przerażoną minę i zaczął panicznie oglądać się po czerwonych ścianach pomieszczenia.
- A-ale ja mam coś bardzo ważnego do załatwienia w Niebie. Wiesz, od kiedy Ojciec wrócił do domu, to jest jeden wielki bajzel. Co nie, Balth? - zapytał się szybko, licząc na wymiganiu się od pracy.
Niebieskooki albo go nie usłyszał, albo bardzo dobrze to udał i wciąż gadał do czerwonej z jakiegoś powodu Nikoli, która siedziała wciąż przy Jacku i wzrokiem pokazując mu, żeby jej pomógł. Chłopak jednak chyba znacznie bardziej wolał siedzieć cicho i nie przeszkadzać w niczym wujowi.
Sam ponownie westchnął i z przebiegłym uśmiechem nachylił się nad aniołem, szepcząc mu coś cicho do ucha.
Niezadowolony grymas na twarzy Gabriela zmienił się w niezwykle szeroki uśmiech i pokiwał z satysfakcją głową.
- No skoro tak stawiasz sprawę.
Młodszy Winchester nie czekając na jego możliwą zmianę planów, chwycił go za przegub dłoni i pociągnął do czekającej na nich Zuzi.
- No to teraz sobie poczekamy. - szepnęła Oliwia, wyglądając przez okno.
...
Po pięciu godzinach wszyscy już ledwo siedzieli.
Bobby to w ogóle został doprowadzony przez Lucyfera i Crowleya do białej gorączki i stwierdził, że pierdzieli i poszedł na górę do sypialni.
Balthazar zniknął na jakiś czas, ale wrócił i zajął miejsce pod regałem niby dość daleko od czytającej Nikoli, ale jednak blisko.
Lucyfer doszczętnie znudzony przytaszczył sobie jakieś krzesło z nie wiadomego miejsca i chwycił pierwszą lepszą rzecz jaka mu wpadła w rece... A mianowicie... Szachy. Tylko skąd on je u diabła wziął?
Tego nie wie nikt.
I tak rozgrywał już z piątą kolejkę, siedząc na podłodze wraz z Crowley'em, który wciąż znajdował się w pentagramie w rogu pokoju. Demon przez ten cały czas lamentował, kiedy go w końcu z tego cholerstwa wypuszczą, bo go nogi już bolą.
Gdy Zuzka już na to nie wytrzymała z początku krzyczała, aby się uspokoił, bo jak to powiedziała: Buzdygan mu do dupy wepchnie, jak się nie uspokoi, ale potem nie dała rady i rzuciła z rozmachem poduszką w kierunku króla piekła, na której on obecnie siedział.
Jack tak jak Nikola przesiadł się z kanapy w inne miejsce, a mianowicie na sąsiadujący obok Weroniki fotel. Szybko złapali tematy do rozmów i włączyli jakiś film, żywo go między sobą komentując.
Oliwia siedziała skupiona na podłodze w rogu kanapy bez emocji na twarzy, oglądając kolejne anime w telefonie.
Dean nawet zaprzestał czyszczenia po raz kolejny swojej broni, gdy usłyszał, co ona ogląda i zajrzał jej w komórkę, ale gdy zobaczył, że to nie hentai walnął się z tyłu za nią na kanapę, prawie trzymając nogi na Casie, który także na niej spoczął. Ale chyba aniołkowi to niezbyt przeszkadzało.
Blondwłosego łowcę szybko zmorzył sen i tak to wszystko się ciągnęło, aż w końcu Zuza wybiegła z dzikim okrzykiem szczęścia do salonu, stawiając na nogi wszystkich.
Nawet Bobby zbiegł, śpiący z wiatrówką pod pachą i rozkojarzonym wzrokiem.
- Co się stało? - krzyknął i już prawie wystrzelił przypadkiem w Lucyfera.
- Mam! Znaleźliśmy! - Prawie podskoczyła rozpierana radością, a zza niej wyłonił się szeroko uśmiechnięty Gabe i Sam.
- To mów! - ponaglił ją Crowley, wstając z czerwonego jaśka.
- Mjolnir. - To jedno słowo z ust Samuela spowodowało szybkie podniesienie się brwi Oliwi.
- Zuza, czy ty chcesz mi powiedzieć, że przez... - spojrzała na zegarek. -... pięć godzin szukaliście czegoś, co jest tak... - zamilkła, jakby szukając odpowiedniego słowa. -... tak oczywistego co moglibyśmy wymyślić razem na poczekaniu?
- Jebnę ci zaraz. - prychnęła tamta.
- Też cię kocham. - Zaśmiała się łowczyni. - A teraz, czemu ten młotek do kotletów?
- Był najczęściej powtarzającą się bronią jej zapiskach i podaniach Nordyjczyków. Uznaliśmy, że warto byłoby z nim spróbować.
- Lepsze to niż nic. - Nikola wzruszyła ramionami i zaczęła bawić się krzyżykiem zawieszonym na jej szyi.
- Wiecie, chociaż, gdzie on jest? Czy znowu chcemy rozwścieczyć kolejnego bożka i zabrać mu jego zabawkę?
Zuzka spojrzała na Crowleya z lekkim politowaniem i pokręciła głową.
- Nie będziemy zabierać Thorowi jego własności, Crowley. - Imię demona wymówiła z naciskiem, patrząc mu głęboko w oczy. - Podobno dwa tysiące lat temu z hakiem bóg piorunów zgubił młot podczas jednej z licznych bitew z olbrzymami. Na nasze szczęście odbyła się ona nie w Asgardzie, a na Ziemi.
- Gdzie? - odezwał się Dean, już bardziej świadomie, siadając wygodniej na okupowanej kanapie.
Zuzka prychnęła, a jej przyjaciółki już wiedziały.
- USA. - Weronika pokręciła głową zadowolona. - Czemu wszystko, co ciekawe, dzieje się u was, hm? Jak nie Apokalipsa jedna to i druga.
- Nie uznałbym tego za szczęście. Zawsze kończy się to niezbyt dobrze dla nas. - odezwał się z niezadowoleniem Cas, patrząc smutno na braci Winchester, a szczególnie na niższego z nich.
Dean także spojrzał w te dwa błękitne tunele anioła i uniósł prawie niezauważalne kąciki ust w imitacji uśmiechu.
- To gdzie jaśnie pan od piorunów zgubił młoteczek? - rzucił Crow z pentagramu.
- No akurat tego nie napisali. - mruknęła wykładowczyni i zmrużyła niebezpiecznie oczy, wkładając dłonie w kieszenie swoich czarnych rurek.
- Balthazar, nie wiesz czegoś o tej broni? - zapytał Gabe zza Samuela w stronę blondyna.
- A niby skąd mam wiedzieć? To, że kolekcjonuje niektóre rzeczy...
- Dobra, dobra. - Gabryś uniósł dłonie i wsadził do ust wiśniowego lizaka w krztałcie serca.
- Czyli wiemy tyle, co nic. - Bobby odłożył strzelbę na biurko. - Jest już osiemnasta, a te panie wczoraj musiały mieć męczący lot. Znajdziecie resztę informacji jutro.
- Bobby, jest problem. Gdzie my się wszyscy zmieścimy? - padło sensowne pytanie z ust Deana.
Jak jeden mąż każda para oczu zwróciła się w kierunku Singera. Niebieskooki brodacz otworzył szeroko oczy zaskoczony.
- No chyba nie u mnie? Nawet po kanapach się nie zmieścicie.
Nagle Dean podskoczył dziwnie na bordowej kanapie i przeniósł swoje niezwykle zielone oczy na siedzącego chicho obok niego Castiela.
- Cas, Chuck naprawił wam wszystkim już skrzydła, tak? - Malutka iskierka zabłysła w tych ślepkach blondwłosego łowcy.
- Tak... - odpowiedział niepewnie brunet. - Do czego zamierzasz, Dean? - Zmarszczył powoli brwi.
- Sam, ile mamy sypialni w bunkrze?
Sam od razu podłapał i z szerokim uśmiechem na ustach odgarnął włosy za ucho.
- Dużo.
- Cas, czy ty i twoi bracia przenieślibyście nas i dziewczyny do naszego domu?
Anioł uważnie przyjrzał się przyjacielowi i po chwili przeniósł spojrzenie na trójkę swoich braci. Ci także obejrzeli się po sobie i wzruszyli ramionami.
- Czemu nie. - mruknął cichy jak do tej pory Lucyfer. - Dobra, każdy z nas bierze dwójkę i lecimy! - zakomunikował, a raczej tak w sumie nakazał, ale o dziwo żaden z aniołów nie protestował.
- To chwtamy się za łapki! - krzyknął wesoło Gabriel i wypuścił Crowleya z pułapki. - Idziesz z nami. Zamieszkasz w swoim ukochanym pokoiku.
Chwycił szybko demona za jego marynarkę, a drugą rękę podał Samuelowi i jak gdyby nigdy nic zniknęli.
- Bobby? Zajmiesz się moją Dziecinką, dobrze? - Dean spojrzał prosząco na swojego przyszywanego ojca, a ten szybko skinął głową i machnął ręką, pośpieszając go.
- Tak, tak, tylko zabierz stąd już ten cyrk. Zanim tu zbiegłem, dzwonił Rufus. Ma jakieś problemy z namolnym duchem niedaleko.
- Dzięki.
Blondyn podszedł do Castiela i o dziwo złapał go za dłoń. Jack szybko do nich podbiegł i chwycił swojego czarnowłosego opiekuna, zanim zniknęli.
Na twarzy Lucyfera Oliwia zauważyła mignięcie żalu na zachowanie jego syna, ale szybko ten wyraz zniknął, ustępując miejsca zrozumieniu.
Balthazar chwycił Nikole i Weronikę z taką szybkością, że te ledwo zdążyły złapać swoje walizki. Oczywiście Zarza, jak to ona, w ostatniej sekundzie musiała też zabrać torbę pełną słodyczy ze sobą. Zuza nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, biorąc swoje rzeczy wraz z Oliwią. Lucyfer poczekał spokojnie, aż te podadzą mu swoje dłonie.
Ścisłą je trochę i wykrzyknął.
- No to w drogę, panienki!
- Jak ja ci dam panienkę! - niższa z dziewcząt w impetem wpakowała mu łokieć prosto w żebra.
Zniknęli w akompaniamencie cichego jęku bólu byłego władcy Piekła i złośliwego rechotu Zuźki.
Gdy wszyscy wylądowali już w siedzibie amerykańskiego oddziału Ludzi Pisma, Dean kazał wybrać gościom szybko dla siebie pokoje do spania.
Dopiero jutro zaczął się ich poszukiwania.
....
- Zuzka, to jest bez sensu! - jęczała Weronika, przeglądając już kolejne woluminu, będące w archiwum Ludzi Pisma. - Tu niczego nie ma!
- Zarza, coś musi być, więc siedź cicho i się skup, a nie jojczysz pod nosem! - warknęła zielonooka zza ekranu swojego czarnego laptopa, wertując po raz kolejny swoje uzbierane przez lata informacje przesłane przez Pawła, który pewnie teraz cisnął z nich bekę i gra w jakąś odmóżdżającą gierkę na kompie. Jak nie ma z nim Wery i Oliwi to się ubija, leń patentowany.
Zarz załkała udawanie i walnęła głową w kartki.
- Weź ty się uspokój! Skupić się przez ciebie nie mogę! - Oliwia rzuciła w nią długopisem prosto w głowę, odrywając wzrok od ekranu tabletu, odpalonego w tej chwili na ja jakiejś "czarnej" stronie internetu.
Od dziesiątej rano po zajebistym śniadaniu zrobionym przez Deana wszyscy siedli dalej szukać informacji o legendarnej broni nordyckiego boga piorunów.
Balthazar jakiś czas temu nawet za ich prośbą o dziwo poleciał do Nieba, by im pomóc.
Trzy brunetki miały swoją teorię, dlaczego to zrobił, a mianowicie dla ich uroczej Nikolki, która już zdążyła omotać blondwłosego anioła.
Uroczo.
Jedynymi osobami, które jakikolwiek się obijały byli Gabe i Lucyfer. Crowley za szantażem Zuzki zgodził się im pomóc, w zamian za wypuszczenie go z tej obrzydliwej klitki ukrytej za regałami.
Tak więc tak, jak oni siedział zakopany w starych księgach, w których było cokolwiek o mitologii nordyckiej.
Dosłownie, cokolwiek.
Gabriel zamiast pomagać to bardziej rozpraszał wszystkich, a w szczególności Sama, co jakiś czas miziając mu włosy, gdy ten szukał potrzebnych im informacji w internecie.
A Luci, to już w ogóle miał na to wszystko wywalone i rzucał jakąś kaczukową piłeczką w ścianę i czasami zaglądał komuś przez ramię, co akurat czyta.
Gdy Dean, zamiast się skupić, przeszedł na stronę hentai, dostał solidnie w łeb od swojego brata, który to zobaczył, wracając z kuchni z kubkiem kawy.
- Są kolejne wiadomości na temat poczynań Lokiego. Jest coraz bardziej śmiały. - mruknęła niezadowolona Nikola, która już ku zadowoleniu zainteresowanego nią Balthazara, zrzuciła swoje zakonne fatałaszki, zamieniając je na normalne ubrania. Dzisiaj akurat padło na jasne jeansy i prawie biały sweterek z dość dużym wycięciem jak na osobę duchowną.
- To znaczy, że musimy się pośpieszyć. - sapnął Castiel, dokładając na regał kolejną przeczytaną przez nich opasłą księgę.
- Nie wierzę. - Oczy Sama rozszerzyły się do nienaturalnych wielkości i zamrugał szybko.
Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli na niego wyczekująco. - To niemożliwe.
Gabe pojawił się za Łosiem, jak to mówił Crowley i zajrzał w ekran laptopa. Po przeczytaniu czegoś uśmiechnął się jak kot z Alicji w Krainie Czarów, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Nieźle. - zagwizdał piwnooki. - Słoneczka, nasza zguba jest wystawiona na... - zaczął chichotać. -... aukcji, z tego, co tu widzę, organizowanej przez greckiego boga bogactwa, Plutosa.
- Kolejny pogański bożek. - warknął Lucyfer z nienawiścią w głosie i rzucił mocniej piłeczką, robiąc niewielkie wgłębienie w ścianie.
- Ej, ej, ej, spokój, bo mi ścianę rozwalisz, diablo dupku! - krzyknął Dean w stronę upadłego anioła. Ten mu tylko pokazał rozdwojony język i rzucał sobie dalej w najlepsze.
- Adres? - zapytała Zuzia.
- Chicago, Illinois. Już piszę dokładnie. - Sammy pochwycił kartkę i długopis, który podał mu jego archanioł. Szybko coś tam nabazgrał i jeszcze raz spojrzał na ekran. - Aukcja odbędzie się jutro o siedemnastej dwadzieścia. Nie mamy zaproszeń, ale chyba sobie pogardzimy, prawda, Gabe? - Spojrzał w górę prosto na twarz wspomnianego mężczyzny.
- Jasne. - odpowiedział mu tamten z pewnym siebie, zadziornym uśmiechem.
- Czyli szósta rano zbiórka? - Oliwia spojrzała na adres.
- Dokładnie i lecimy po moje skarbie w drodze powrotnej. - Dean wstał od stołu, by odnieść księgi.
Niska łowczyni już chciała powiedzieć, że po co mają lecieć po jego skarb, skoro Castiel stoi niedaleko przy regale, ale ugryzła się w ostatniej chwili w język.
Oni sami muszą do tego dojść, a dopiero gdy im w tym kompletnie nie będzie szło, wkroczą do akcji dziewczyny, by pomóc zakochańcom.
- Czyli mam nie mówić Deanowi, że wczoraj o pierwszej w noc Bobby wraz z Rufusem dostarczyli impale do domciu?
- Powiesz mu jutro, Gabe.
Liwia zdołała jeszcze usłyszeć cichą rozmowę między Samem, a jego chłopakiem.
Potem każdy rozszedł się do swoich pokoi. Trzeba się wyspać na zapas.
...
O piątej w całym bunkrze panował najprawdziwszy rozgardiasz.
Nikola jawnie rano oświadczyła, że ona na żadną aukcję nie jedzie i chyba przez to wpadła z deszczu pod rynnę, bo niedawno Balthazar zaoferował się, że skoro ona nie idzie, to może jej zapewnić rozrywkę i teleportował się z nią niespodziewanie po obiedzie do troszku (bardzo) oddalonego od ich kryjówki parku na spacer.
Jack powiedział, że skoro Litera nigdzie nie jedzie, to on może za nią, na co Dean ostro mu to wyperswadował, mówiąc, że to nie miejsce dla niego i żeby został w domu dla jego własnego bezpieczeństwa. Wtedy stało się coś niemożliwego...
Lucyfer poparł Deana!
Chyba odezwał się w nich obydwu instynkt rodzicielski.
Ale tu pojawiał się kolejny problem, bo samego go zostawić nie mogli. Jeszcze dzieciak zrobi coś kompletnie głupiego i co wtedy?
Z odsieczą przyszła Weronika i zaproponowała, że z blondynkiem pojadą sobie do kina parę miast dalej na tę komedię, co chciała już dawno.
Młody nephilim z radością przytaknął łowczyni i spojrzał na ojca i opiekuna prosząco, szczenięcymi oczkami.
Po bardzo sensownych argumentach Sama, Castiela i Oliwi, obaj mężczyźni ulegli i im pozwolili.
Reszta błyskawicznie się przebrała w coś "lepiej" wyglądającego. No nie licząc Casa, który zawsze był w swoim czarnym garniturku.
Deana naprawdę było trudno namówić na to, by zostawił swoje flanelowe koszule i założył coś odpowiedniejszego, zważywszy na to, że ta licytacja miała być tak jakby "ekskluzywna". Cokolwiek to znaczy u potworów.
Za bardzo by się wyróżniali, a to nie wchodzi w grę.
Oliwia poszła im wszystkim na kompromis.
Niech obaj Winchesterzy i Lucyfer oraz Gabe zostaną w jeansach, ale do tego mają mieć założone koszule.
I tak oto Dean i Sam skończyli w białej koszuli, a dwaj archaniołowie w granatowej oraz czarnej. Gdy Lu zobaczył Oliwie w białej koszuli, czarnej spódniczce i na obcasach, prawie potknął się o własne nogi na korytarzu.
Zuza także zbiegła ze schodów, stukając obcasami. Włożyła naprawdę ładną sukienkę i zarzuciła na to lekki sweterek.
Już chwytała w biegu za torebkę, gdy zatrzymał ją głos Sama.
- Crowley.
- Co Crowley? - Dean pokręcił głową zaskoczony.
- Nie możemy go zostawić samego w naszym domu. Zazwyczaj nie kończy się to dobrze. - odpowiedział mu długowłosy.
- I co teraz? - mruknął Castiel, oglądając się po wszystkich.
- Niech Zuzia zostanie. - zaproponował Diabeł. - Może nie wygląda, ale ta dwójka się dobrze dogaduje. Może się nie zagryzą. A poza tym, ona ma taki temperament, że da radę go ujarzmić w razie czego.
- Zuzu, zrobisz to? - Liwia uważnie spojrzała na przyjaciółkę, biorąc dziwną walizkę, która przyszła trzy godziny temu od Pawła. Ta tylko skinęła dość niechętnie głową i spojrzała w głąb bunkra.
- Tylko pamiętajcie, macie dostarczyć Mjolnira tutaj za wszelką cenę, czy to jasne?! - Pogroziła im palcem z twardą, poważną miną.
- Jak słońce.
I wyszli, pozostawiając panią profesor samą z królem Piekła.
*...*
Zuzia, gdy została w bunkrze Ludzi Pisma, żeby pilnować Crowleya zamkniętego w pentagramie nie miała zbytnio niczego do roboty, więc pchana jakimś przeczuciem chwyciła swoje rzeczy i ruszyła wolnym krokiem do archiwum. Mocno pchnęła odpowiednie półki i zobaczyła kpiąco uśmiechającego się Crowleya.
Rozstawiła swój sprzęt na biurku, przy którym siedział demon i zaczęła przeglądać strony z wiadomościami, by zobaczyć czy Loki nie zrobił jeszcze jakichś psikusów. Dziewczyna nie miała gdzie usiąść, ponieważ jedyne krzesło, które było w pomieszczeniu, zajmował Król Piekła. Nagle zabolały go nogi od ciągłego stania.
-Crowley oddaj mi krzesło. Nie mam gdzie usiąść.-zawołała słodko Zuzanna i uśmiechnęła się do demona.
-A co będę z tego miał?-zapytał Crowley.
-Czy ty chcesz ze mną podpisać pakt o głupie krzesło?- Dziewczynie wyrodził się pewien pomysł.
-Oddam ci krzesło, a za dziesięć lat ja wezmę coś twojego. Uczciwa wymiana.-powiedział i spojrzał na profesor z zachęcającym uśmiechem.
Zuzanna uśmiechnęła się wrednie i odwróciła się plecami do Króla. Biurko było dość nisko, więc wypięła się tak, że Crowley miał doskonały widok na opięty obcisłą sukienką tyłek kobiety.
Nie dało się nie usłyszeć, jak Crowley wciąga powietrze do płuc i powoli je wypuszcza. Po chwili usłyszała cichy dźwięk jakby gwizdnięcia. Nie odwróciła się jednak. Zależało jej właśnie na takim skutku jej zachowania. Crow tak się zagapił, że nie zauważył, jak spadł z tego cholernego krzesła. Zuzia szybko wbiegła do pentagramu i zabrała krzesło, nie zauważając tego, że przerwała linię koła.
Nie zastanawiając się dłużej, usiadła na krzesło przy biurku i dalej sprawdzała wiadomości. Nagle poczuła dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła się i od razu wyciągnęła broń ze swojego stanika.
-Serio? Broń? W staniku?-Crowley zaakcentował ostatnie pytanie i zaśmiał się.
-Nie miałam gdzie jej schować. Praktyczne miejsce. Lepiej mów jak się wydostałeś!?-Zapytała dziewczyna, nadal trzymając broń wycelowaną w głowę Demona.
-Spokojnie mała. Przerwałaś moją linię. Następnym razem patrz pod swoje piękne nóżki.-Crowley mówiąc to, zakłopotał się.
-Czy ty mnie podrywasz?-Zapytała ze zdziwieniem dziewczyna, próbując powstrzymać się od uśmiechu.
-Jaaa? Nieeeee. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy!?-Zapytał jeszcze bardziej zakłopotany z rumieńcami na twarzy Król.
-Nie wierzę!! Pieprzony Król Piekła mnie podrywa!! - Krzyknęła zdziwiona Zuzi.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przeszkodziły jej w tym czyjeś usta. Były miękkie i delikatne.
Normalnie jak usta Anioła.
Co za pieprzona ironia.
Demon ma usta Anioła.
Całował dziewczynę lekko i delikatnie. Po chwili ona oddała jego pocałunek, który nie był już tak czuły. Teraz całowali się namiętnie, a zarazem brutalnie. Dziewczynie wydawało się, że nie może już być lepiej. Zaczęli powoli wychodzić z archiwum i iść w stronę najbliższej kanapy, którą ostatnio przytargał tu Dean, nie przerywając pocałunku. Nagle dziewczyna poczuła miękkie poduszki pod sobą. Zaczęła zdejmować z Crowleya marynarkę. Jej oczom ukazały się lekko umięśnione ramiona. Crowley spojrzał w zielone oczy kobiety i z pocałunkami zszedł na jej szyję a później dekolt. Lekko ją podniósł, aby ściągnąć z niej lekki zwiewny sweterek, który okrywał jej ramiona. Dziewczyna była już podniecona a co to będzie później. Zuzanna zaczęła powoli ściągać z niego koszulkę, przez co Crow odwdzięczył się dosłownym zdarciem z niej sukienki. Ona już się do niczego nie nadawała a co dopiero do powtórnego założenia.
Kobieta leżała pod mężczyzną w samej bieliźnie i uznała, że to nie fair. Zaczęła odpinać mu pasek i zsunęła spodnie wraz z bokserkami. Jej oczom ukazał się dużych rozmiarów członek. Wzięła go do ręki i zaczęła lekko poruszać dłonią. Crowley, aż jęknął z podniecenia. Po chwili bielizna pani profesor leżała na podłodze.
Crowley nie przestając całować dziewczyny, wszedł w nią po pośpiesznym przygotowaniu i zaczął robić coraz szybsze ruchy biodrami. Ich jęki roznosiły się po pomieszczeniu.
Dobrze, że są pod ziemią i w promieni kilkunastu kilometrów nie ma sąsiadów, którzy mogliby przyjść ze skargą, bo byłoby niezręcznie.
Po skończonym stosunku Crowley wrócił grzecznie do pentagramu i pozwolił go naprawić. Zuzanna poprawiła sobie włosy i uświadomiła sobie, że nie ma w co włożyć bo jej sukienkę ktoś rozerwał. Wzięła swoje rzeczy i pobiegła biegiem do swojego przydzielonego pokoju i ze swojej walizki wyciągnęła czarne spodnie z dziurami i białą koszulkę. Ubrała się w to i dalej sprawdzała wiadomości, ale już tym razem w bibliotece, bo teraz nie wiedziała jak odezwać się do Crowleya. Ustalili razem tylko, że przy wszystkich zachowywać się tak jak zawsze.
....
Tymczasem dziesięć godzin później w Chicago przed starym, opuszczonym magazynem zaparkowała czarny Chevrolet Impala centralnie przed Lucyferem. Dean zatrzymał się perfekcyjnie pięć centymetrów od niego.
Archanioł trochę tu sobie na nich poczekał, bo jak to powiedział:
- Nie zamierzam jechać z wami wszystkimi tym samochodem.
Zielonooki łowca niezwykle się na to ucieszył.
- I dobrze. Twoje diabelskie dupsko i tak by się tu nie zmieściło. Mam tylko pięć miejsc.
Tak więc Diabeł miał tu sobie grzecznie na nich poczekać i może przy okazji sprawdzić teren.
- Niezła miejscówka. - prychnął rozbawiony Gabriel, rozglądając się wokół.
- Dobra, chodźcie szybko, nie chce tu tak stać. - Oliwia zabrała torbę i ruszyła do wejścia. Prosto w kierunku odzianych w czarne garnitury ochroniarzy.
Towarzyszący jej mężczyźni tylko pokręcili głowami i nie pozostało im nic innego, jak iść za nią.
Gabe na wejściu z zadowoleniem pomachał im przed oczami sfingowanymi zaproszeniami.
Dwaj mięśniacy przy drzwiach tylko wzruszyli ramionami i otworzyli drzwi.
Pierwsze co łowcom i aniołom rzuciło się w oczy, nie licząc okropnego, wyrafinowanego budynku to... Wykrywacz metalu?
Niezłe zabezpieczenia.
Jak na lotnisku.
- Powiedz, że na te wasze mieczyki są przez to wykrywanie? - zapytała szeptem Lucyfera idącego tuż przy jej boku.
- Zaraz się przekonamy. - odpowiedział równie cicho.
Oliwia bez najmniejszych problemów przeszła pewnym krokiem przez bramkę i spojrzała na towarzyszy.
Sam ruszył przed siebie bez żadnego problemu, a za nim z pokerową twarzą i rękami w kieszeniach przeszedł Lu.
Na ich szczęście, nic nie zapiszczało. Gabriel prawie przeskoczył przez maszynę za starszym bratem, ciągnąc za sobą czarnowłosego.
Dean ruszył z krzywą miną i dziwnie ścisnął się, przechodząc przez wykrywacz.
I wtedy rozległo się pikanie i zaświeciły się czerwone światełka.
Oliwi wręcz ręce opadły, a Sam prawie strzelił sobie face palma.
Nagle obok nich wyrósł mężczyzna o średnim wzroście, szarym garniturku i cylindrze.
Jego wygląd od razu sam się prosił, aby go porównać do jakiegoś leprechauna, czy innego chochlika.
- Witajcie, jestem Beau. - skinął delikatnie głową w kierunku chłopaków, ściągając cylinderek i spojrzał z szerokim uśmiechem na zdenerwowaną Liwie. - Witam także i śliczną panią. - schylił się i cmoknął dziewczynę w wierzch dłoni. Zielonooka wykrzywiła się w parodii uśmiechu, zabierając szybko przytrzymaną przez niego dłoń i niezauważenie otarła ją z degustacją o rąbek spódnicy.
Lucyfer na ten gest o dziwo uśmiechnął się z niewielkim triumfem.
Mężczyzna w garniturku spojrzał już mniej zadowolony na Deana, który zdawał się udawać, że nic się nie stało i w ogóle nie chciał przemycić broni.
- Proszę pana, to jest pożądana aukcja i chcemy, aby wszyscy czuli się tu niezagrożeni, wiec wymagamy od wszystkich jej uczestników, aby nie wynosili tutaj broni.
- Jasne, panie Orzeszku. - Dean szeroko się wyszczerzył, patrząc trochę z góry na mężczyznę.
Beau zignorował nadane mu przezwisko i pokazał na skrzynkę, patrząc na blondyna.
- Niech pan odłoży broń w depozyt.
Starszy Winchester z niechęcią podszedł pilnowany wzrokiem do skrzyneczki i sięgnął za pasek spodni, wyciągając dwa pistolety. Potem sięgnął jeszcze raz i jeszcze i jeszcze, aż w końcu ostatnim co wyciągnął był miecz na demony.
- Wrócę po niego. - zastrzegł, patrząc groźnie na pilnujące go bóstwo.
Po skończonej rewizji ruszyli wreszcie w głąb budynku, prosto do głównej sali, z której było słychać szum rozmów. Z zadowoleniem zobaczyli eksponaty wystawione w szklanych gablotach. Chociaż, jaką przeszkodą dla kupujących mogłoby być szkło? Zapewne łowczyni oraz bracia Winchester byli tu jedynymi ludźmi.
Wszyscy mimo otaczających ich niezwykłych artefaktów szukali tego jedynego, po którego tutaj przyszli.
Wzrok Cartiela gwałtownie się zatrzymał w jednym punkcie.
- Psst! - szturchnął Deana w ramię i pokazał duży, srebrny młot bojowy
- Jest. - sapnął szczęśliwy Sam.
Już zamierzali prędko do niego podejść, lecz zatrzymał ich głos znajomego bożka, mówiący, że czas już zacząć licytacje i pojawienie się łysego mężczyzny w dużym czarnym dresie z białymi paskami po bokach i złotym łańcuchem na szyi.
A więc to jest Plutos.
Jak żul spod Biedronki.
Prychnęła dziewczyna i pociągnęła wszystkich na czarne, niezbyt wygodne krzesła.
Gdy wszyscy zajęli miejsca, ich znajomy "leprechaun" zaczął mówić.
- Panie, panowie... i reszta. Witamy na jedynym takim wydarzeniu. - zaczął żywo gestykulować, podpierając się ozdobną laską. - Przodujemy w magicznych i alchemicznych przedmiotach.
- Bla bla bla, skończ wreszcie i przejdź do rzeczy. - jęknęła Oliwia, krzycząc się niemiłosiernie.
Jak na złość mężczyzna zajadle kontynuował.
- Nasze ceny mogą być wysokie, ale jakość jest nie do przebicia i jesteśmy wierni naszym produktom. - Klasął w dłonie. - Pierwszy przedmiot to amulet Hesperosa. Zacznijmy od trzech dom karlego złota.
Naszyjnik greckiego boga, uosobienia Gwiazdy Wieczornej został szybko sprzedany.
O ironio. Na sali znajdował się archanioł, który nosił przeciwny przydomek Gwiazdy Zarannej.
- Następnym przedmiotem jest Mjolnir, młot Thora.
Cała szóstka od razu się przebudziła z letargu i już młoda łowczyni chciała krzyknąć swoją propozycję, ale ubiegł ją starszawy, niski mężczyzna w ciemnym garniturze, kapeluszu i okrągłych okularach w cienkich oprawkach.
- Kość palca lodowego olbrzyma Yamira. - I jakby na dowód podniósł ususzonego palucha do góry.
Beau zerknął na Plutosa, który niezadowolony pokręcił głową.
To ich szansa.
- Łeb warszawskiego bazyliszka z kamienic przy Krzywym Kole! - krzyknęła, a wszyscy w sali wytrzeszczyli na nią zszokowani oczy. Ale nikt nie zrobił tego tak mocno, jak jej towarzysze.
No tak, nie byli wczoraj przy rozmowie dziewcząt, gdy wybierały, czym będą licytować następnego dnia. Teraz pewnie siedzieli w kompletnym osłupieniu.
To ona to trzyma w tej walizce? - Sam spojrzał na nią przerażony, a Dean z Gabe'em kiwali głową z uznaniem.
- Działa? - zapytał ciekawsko Beau na polecenie swojego szefa.
- Może nie zabija, ale wciąż zamienia w kamień. - odpowiedziała, a staruszek od palca krzyknął na prendce prawie z desperacją, wstając z impetem z krzesła, wywracając je.
- Kość i 5/8 dziewicy!
Plutos wzruszył ramionami i już chciał coś powiedzieć, ale Oliwia mu się wcięła.
- Głowa i trzy czarne krasnoludzkie diamenty wykopane w kopalni w Wieliczce!
- Sprzedane dla tej pani! - krzyknął od razu Plutos, uderzając w biurko młoteczkiem.
Brunetka uśmiechnęła się zadowolona i z satysfakcją poczekali na koniec aukcji.
Gdy ostatnia rzecz została zalicytowana, ruszyli, by uregulować rachunek.
Gdy zielonooka wyciągnęła dwa pozostałe krasnoludzkie diamenty z torby i podała ją Beau'owi, Dean trochę dalej tak jak obiecał, zabierał po kolei swoje bronie.
Plutos z kamienną miną podał w ręce Sama ich nową własność i odszedł z łbem bazyliszka oraz pozostałymi kamieniami.
- A teraz wracamy się pochwalić! - wykrzyknęła i prawie podskakując jak dziecko, wyszła z budynku prosto do zaparkowanej Impali.
Dean prędko wpakował się na siedzenie kierowcy, a Sam wpakował się na miejsce pasażera. Gabe zniknął i pojawił się na kolanach długowłosego. Dean wytrzeszczył zaskoczony oczy, ale nic nie powiedział. Reszta wpakowała się na tylne siedzenia i Winchester wcisnął gaz do dechy, wieżdżając na drogę.
Time Skip 7 godzin później.
- Oliwia, jeśli mogę wiedzieć, skąd ty miałaś te wszystkie rzeczy? - zapytał cicho Cas, mrużąc oczy.
Dziewczyna wyszczerzyła się zadowolona i wzruszyła ramionami.
- Może polski wydział Ludzi Pisma nas nie wsparł w naszej sprawie, ale to nie znaczy, że nie mogliśmy wziąć sobie, że tak powiem odszkodowania. Gdy nam odmówili, włamaliśmy się do ich archiwum i wzięliśmy sobie co ciekawsze artefakty i zapiski. - Zrobiła niewinną minę.
- Jestem dumny! - krzyknął Gabriel wesoło, wygodnej moszcząc się na kolanach młodszego z braci Winchester.
- Dean! Uważaj!
Krzyk, a raczej spanikowany wrzask Castiela wszystkich gwałtownie otrzeźwił.
Blondyn szybko i mocno wcisnął pedał hamulca, przez co siedzący z przodu archanioł, gdyby nie silne ręce łowcy, wylądowałby na szybkie, albo i za nią.
- Co się stało? - Oliwia zaskoczona wyprostowała się po tym, jak prawie zaryła nosem w fotel zajmowany przez parę mężczyzn.
- To ten sukinsyn! - Słowa wypowiedziane z ust Lucyfera wypowiedziane były z taką wściekłością, że aż prawie przypominały warknięcia.
Łowczyni przeniosła spojrzenie, gdzie były skierowane błękitne oczy blondyna i prawie się zachłystnęła powietrzem.
Reszta także spojrzała w tamto miejsce.
W niedaleko na środku drogi zobaczyli ubranego na czarno chłopaka z bardzo zielonymi oczami, które aż świeciły. Miał białe włosy i mocno zarysowaną szczękę. Na twarzy wymalował mu się jak zwykle cwaniacki uśmiech ukazujący idealne białe zęby mężczyzny.
- Kurwa. - syknęła dziewczyna. - O to nasze walone szczęście.
- TO jest LOKI?! - Dean popatrzył na Polkę w kompletnym szoku i ponownie spojrzał na boga przed nimi. - Ten blondas o jebitnie zielonych oczach?! - Wskazał na niego dalej niedowierzając.
W sumie takie same spojrzenia mieli Gabe i Sam, a i nawet Castiel, którego twarz wykazywała tyle emocji co kawałek cegłówki.
- Tak. - odpowiedziała i zobaczyła, jak białowłosy podnosi dłoń i kiwa na nich palcem. - Dobra, dzieciarnia, co robimy? Ja proponuję spierdalać i poczekać na resztę.
- Oliwia, jak jesteś zdenerwowana, strasznie klniesz. - Były archanioł pokręcił z mało wesołym śmiechem ze względu na okoliczności.
- Rozładowuje w ten sposób emocje!
- Wyjdziecie, czy mam wam pomóc? - Dobiegł ich nowy, nieznajomy dla niektórych z nich śmiech.
Szeroki uśmiech zielonookiego bóstwa poszerzył się, gdy zobaczył, że wszyscy wysiadają powoli i niepewnie z czarnego pojazdu.
Co nie znaczy, że Dean zgasił silnik swojego maleństwa.
Gdy wszyscy stanęli już na drodze, Loki uważnie spojrzał na brunetkę, która skrzętnie schowana w połowie za Casem i Lu, wkładała broń za pas spódniczki.
- Czy my się nie znamy? - zmarszczył wąskie brwi i nagle go olśniło.
- Ty jesteś jedną z tych dziewczyn, co mnie ścigały w tym dziwnym kraju! Nie sądziłem, że przylecicie za mną aż tutaj. - Jego śmiech przypominał chichot chochlika.
- A nawet jeśli, to co? - mruknęła beznamiętnie.
- Twoje koleżanki też tu są?
- Może. - Założyła ręce na piersi z bojową miną.
- Lucyfer, uspokój się, bo ci żyłka pęknie. - Białowłosy spojrzał rozbawiony szmaragdowymi oczami na upadłego skrzydlatego, którego oczy zaczęły pobłyskiwać jaskrawą czerwienią. - Spokojnie. Chcę porozmawiać.
- Porozmawiać? - mruknął Cas, stając przy boku Deana i Sama, który chował coś za swoimi szerokimi plecami.
- Podoba mi się w tych czasach. Jest tak inaczej. Dlatego nie mam zamiaru opuszczać tego świata. Nie dam się znowu uwięzić na tysiące lat! - Ostatnie zdanie było wypowiedziane bez typowego dla tego boga śmiechu. Jego głos był wręcz zimny, a wokół jego szczupłego ciała, a głównie dłoni zawirowały drobinki magii.
Oliwia cofnęła się i wyciągnęła broń, celując w białowłosego, a oczy towarzyszących im aniołów mocno się zaświeciły.
Dziewczyna pociągnęła za spust i poleciała pierwsza kula. Bożek z ogromną szybkością ominął go i uśmiechnął się drapieżnie, wyciągając dłoń przed siebie. Dean, który szykował się do strzału, poleciał pięć metrów do tyłu, prosto na Impale. Z głuchym łomotem poleciał prosto na maskę, uderzając mocno w nią głową.
- Dean! - wrzasnął wystraszony Castiel i już miał biec w stronę nordyckiego bożka z wyciągniętym mieczem, gdy ponownie wokół mężczyzny w czarnym płaszczu zabłysły iskry mocy.
Gdy zaryły go całego, nie stał przed nimi jeden Loki, a trzech.
- Co się... ? - krzyknął Gabriel, stojąc skamieniały z anielskim ostrzem w dłoni.
- To także bóg iluzji. - odpowiedziała zielonooka i strzeliła w jedną ze zdublowanych postaci.
Postać, w którą strzeliła, okazała się kopią i rozmyła się w powietrzu.
Gabe zniknął i pojawił się za jednym z Lokich i wsadził mu miecz między żebra. Jego cel odwrócił do niego głowę o sto osiemdziesiąt stopni i uśmiechnął się z kpiną, znikając. Archanioł stał skamieniały przez chwilę, ale to starczyło, by prawdziwy bóg kłamstw zaszedł go od tyłu. Wytrącił mu ostrze z dłoni z dziecięcą łatwością i z półobrotu kopniakiem w brzuch posłał go parę metrów dalej, prosto na Oliwię. Anioł wraz z dziewczyną runął na ziemię z głuchym jękiem bólu.
Łowczyni obolała po uderzeniu ciałem skrzydlatego mocno złapała powietrze i starała się podnieść z asfaltu.
Spojrzała na swoje rozdarte kolana i dotknęła policzka, w który uderzył pistolet i syknęła.
- Cholera, będzie siniaki! Ale dobrze, że nie wypalił.
Gdy podniosła oczy, zobaczyła, jak Sam robi mocny zamach Mjolnirem.
- Sammy! - Dean wydał okrzyk, zrywając się z maski samochodu.
Loki nawet nie próbował się uchylić przed pędzącym z ogromną siłą wspomaganą przez telekineze Lucyfera młotem.
Stał tylko z szerokim uśmiechem, który poszerzył się z minuty na minutę. Wyciągnął tylko przed siebie rękę i pochwycił broń, nawet nie zginając ramienia. Oczy Lucyfera jarzyły się coraz bardziej, podczas siłownia się mocy.
- Nie będzie tak łatwo, cukiereczki. - I zacisnął palce na żelazie. Na młocie zaczęły pokazywać się delikatne rysy, które zaczęły się z każdym zaciśnięciem ręki powiększać.
Iskry powoli zaczęły się wydobywać z broni i przy echu grzmotu Mjolnir rozpadł się na kawałki, a wylatujące z niego pioruny poszybowały w górę, uderzając w chmurę, z której polał się deszcz.
Wszyscy stali osłupiali i bladzi z przerażenia.
-Nie, to jakiś żart. - sapnął Sam i odwrócił się do swoich towarzyszy. - Ewakuujemy się! Natychmiast! - krzyknął i biegiem ruszył w kierunku dalej stojącego na gazie Chevroleta, wysiadając na miejsce za kierownicą. Dean pchany adrenaliną wskoczył obok brata, nawet nie zwracając uwagi, że krwawi mu głowa.
Cas, Gabe i Lucyfer, który w ostatniej chwili chwycił Oliwię, zrobili to samo. W tym momencie Sammy wcisnął pedał gazu tyle, ile się dało, ruszając z piskiem opon.
- Nie uciekniecie ode mnie daleko! - krzyknął za nimi Loki, szczerząc się jak szczerbaty na suchary.
...
Dwie godziny później.
Całą szóstką weszli do bunkra.
Oliwia trochę kuśtykała, a Dean trzymał się za obolałą głowę.
Gdy adrenalina minęła, dopiero wtedy poczuli skutki ataku.
Zuzka, Weronika i Nikola, które już wróciły, rzuciły się w ich kierunku. Zakonnica prawie aż potknęła się o wystający schodek.
- Co się stało?! Gdzie jest Mjolnir? - wrzasnęła Zuzia, oglądając się po wszystkich w kompletnym szoku.
- Cieszę się, że pytasz się, czy nic mi nie jest, Zuzu. - sarknęła zielonooka łowczyni i siadła przy stole z podświetloną mapą świata.
- Oliwia! Nie wiedzę, że to mówię, ale to nie czas na żarty! - odkrzyknęła Zarza.
- Mjolnira nie ma. - odpowiedział spokojnie Cas, czule dotykając palcami głowy starszego Winchester, który zamknął ufnie oczy, gdy z dłoni jego anioła wydobyło się białe światło. Już po sekundzie po rozcięciu nie było śladu, a Serafin z niechęcią zabrał dłoń.
- Jak to nie ma?! - Ponownie z ust pani profesor wydobył się krzyk.
- Loki go zniszczył. - wymamrotał Lucyfer, lecząc ze skupieniem Liwie.
- Jak to zniszczył? - sapnęła przerażona Nikola, a zza jej plenów wyłonili się Balthazar i Jack.
- Zniszczył, czyli rozwalił na kawałki. Wszystko poszło się jebać. - warknął Dean, łapiąc się za nasadę nosa.
- Musi być jeszcze jakieś sposób! -Historyczka popędziła do biblioteki i dopadła swój sprzęt, odpalając ponownie swoje zapiski i chat z Pawłem.
# Paweł, kurwa, wysłałeś mi WSZYSTKIE moje materiały?!
Blondyn odpisał prawie od razu.
# Nie sraj na mnie capsem! Czekaj, sprawdzę.
Po dziesięciu minutach przyszła wiadomość.
# Fuck, nie wysłałem. Został jeszcze jeden plik. Jakieś stare podania nordyckie. Kurde, ukryłaś go, między jakimiś gejowskimi fanficami! Już go wysyłam.
Na ekranie laptopa ukazał się pasek ładowania.
Gdy plik się pobrał, szybko go otworzyła i kazała odpalić dla Sama jego sprzęt, przesyłając informacje.
- My to przeszukamy, a wy spać. - rozkazał Gabe, patrząc przymykających na zmianę oczy Sama, Deana i Oliwię.
- Nie będę się spierać. - Brunetka wstała, ziewając i wyszła z biblioteki. Dean za nią, a jego brat już trochę z mniejszą chęcią, więc piwnooki anioł przeniósł go do jego sypialni.
....
Po pięciu godzinach Liwia wyłoniła się zza winkla biblioteki z jogurtem w dłoni.
Gabe, Lu i Balth gdy ją zobaczyli, zaczęli się śmiać w najlepsze.
Dziewczyna stała ledwo obudzona w biało-bordowej piżamie w serduszka, rozwalonym kroku, łyżce w ustach i co najważniejsze w czarnych okularach.
- Szczeg se glomby smejece? - wysepleniła, oblizując łyżeczkę.
- Wiesz, Liwia, to dla nich raczej niecodzienny widok. - parsknęła Zuzka, dalej prawie nurkując w swoim komputerze.
Łowczyni parsknęła i wzięła kolejną porcję jagodowego jogurtu.
- Jak wam idzie? - zapytał zielonooki, wchodząc z bratem do pokoju.
Obaj na chwilę przystanęli, widząc Oliwię.
- Esu, idę się przebrać, bo o zawał kogoś przyprawie. - prychnęła i ruszyła z powrotem do siebie.
Gabriel siedział z nogami założonymi na stole, na udach trzymając na udach laptop swojego chłopaka, jak stwierdziły dziewczyny, kiwając się w rytm puszczanej przez Weronikę muzyki. Nagle przestał i spojrzał na Castiela, który siedział do niego plecami, przeglądając kolejny raz akta Ludzi Pisma.
- Cassi.
Właściciel imienia odwrócił się do starszego brata z pytaniem w oczach i gdy zobaczył, co przegląda, szybko skupił na tym wzrok.
- Gabrielu, to jest to!
Wszyscy zostawili gwałtownie to, czym się zajmowali i rzucili się w kierunku piwnookiego anioła.
Zuzia skupiła swój wzrok na tekście i uśmiechnęła się zadowolona.
- To część tego, czego potrzebujemy, ale lepsze to niż nic. Tylko... - cmoknęła, marszcząc czoło w zastanowieniu. - Ktoś zna to zaklęcie?
- Pierwszy raz na oczy to widzę. - Lucyfer z uwagą przypatrywał się skomplikowanym znakom, ale zaraz spojrzał na wejście, w którym stała już przebrana Oliwia, ale wciąż mająca na nosie okulary.
- Co wy się tam tak kotłujecie? - Podbiegła i spojrzała na zaklęcie. - Co to jest?
- Może się mylę, ale czy my nie mamy w ukrytym pokoju w archiwum speca od zaklęć? W końcu jego matka to wiedźma. - mruknął Balthazar, unosząc brew.
Zuzka odbiła się od stołu i zabierając po drodze laptop z kolan piwnookiego archanioła, pognała w odpowiednim kierunku. Z rozmachem otworzyła przejście, przez co prawie wypadło jej urządzenie z ręki. Sam na ten widok zmroził ją wzrokiem, ale ta niezbyt się tym przejęła i wparowała do pokoju zajmowanego przez Króla Piekła. Mężczyzna na ich widok podniósł się i zaśmiał się z kpiną, rozkładając ręce.
- Nie wierzę! Ktoś mnie odwiedził w tym zatęchłym lochy, e znaczy moim pokoju! A widząc wasze miny, nie przyszliście mnie wypuścić więc, czego dusza pragnie? - zapytał z wrednym uśmiechem.
Zuzanna szybko postawiła przed nim urządzenie przodem ekranu do niego. Oczy demona szybko przefiltrowały tekst i uniosły się na młodą historyczkę.
- No zaklęcie i co ja mam do tego?
- Crowley. - warknęła wykładowczyni pod nosem, posyłając zielonymi oczami w kierunku ciemnowłosego gromy.
- To moje imię i co? - wyszczerzył się i wciąż drażnił się z brunetką, która zaczęła tupać nogą w nerwach.
- A ja myślałem, że Fergus. - sapnął teatralnie zszokowany Lucyfer, przykładając dłoń do piersi i opierając się o framugę drzwi.
- Niech zgadnę, Księga Potępionych?
- Zgadza się, Łosiu. - Zaśmiał się król demonów.
- Gdzie jest Rowena, Crowley? - Dean zmrużył zielone oczy, podchodząc bliżej do biurka.
- A bo ja wiem, gdzie ona się szwenda?! - wyrzucił ręce w górę, wywracając oczami.
- Sam, da się ją znaleźć? - zapytał Liwia, poprawiając spadające z nosa okulary.
- Dam radę. - Skinął jej głową i wyszedł, ciągnąc za nadgarstek swojego anioła, który prawie wywalił się na progu.
- Crow, jak Sam ją znajdzie, idziesz z nami. - powiedziała twardo Zuźka i zamknęła z trzaskiem laptopa, podając go Weronice.
- Po kij mi to dajesz? - fuknęła Weronika.
- Zamknij się. - nakazała wkurwiona brunetka i zaraz szybko spojrzała na jej niezbyt dobrze przefarbowaną przyjaciółkę o imieniu Weronika. - Sorry, Zarza, to nie do ciebie, to do tego jełopa. - wskazała kciukiem na swojego kochanka. - Idziesz i koniec, czy to jasne? To twoja matka. Dogadasz się z nią. - rzuciła mu twarde, nieznoszące sprzeciwu spojrzenie.
- Powiedzieć ci coś, Zuziu? - mruknął gardłowo jej imię, przez co przeszedł jej dreszcz po karku. - Ona chciała sprzedać mnie za trzy świnie! - wykrzyknął nagle, robiąc się czerwony na twarzy.
- No tak, przecież jesteś wart więcej. - pokiwała z uwagą głową z jawnym sarkazmem w głosie.
- Dokładnie!
- I tak idziesz. - Postanowiła i wyszła wraz z resztą z archiwum.
...
Trzy godziny później już stali w czwórkę pod cholernie drogim hotelem, w którym podobno stacjonowała obecnie pani MacLeod.
Gabriel chwycił ją i Sammy'ego za ramię, a Zuzia chwyciła dłoń Crowleya, gdy ten chciał po prostu ni mniej ni więcej jak zwiać.
W czasie krótszym niż mrugnięcie oka, stali w pięknym, jasnym salonie, w którym no cóż, czuć było przepych.
Na ich widok kobieta siedząca na skórzanym fotelu podniosła się z niego nerwowo, a wręcz podskoczyła, pod wpływem niespodziewanego wtargnięcia.
Gdy ujrzała, kto ją "zaszczycił" swoją obecnością jej strach zamienił się w chłodny wyraz uprzejmości.
- Gigant?! Fergus?! - wykrzyknęła, ale zaraz zaczęła żywo kręcić głową, roztrzepując swoje loki. - Nie, nie nie i jeszcze raz nie! Nie ma mowy, abym znowu coś dla was zrobiła! Nie będę się narażać dla tych waszych akcji twoich i twojego durnowatego braciszka, Samuelu!
- Roweno, skąd takie przypuszczenia? - zapytał spokojnie Sam, podnosząc dłoń, chcąc uspokoić kobietę.
- Jak to skąd? Zawsze zjawiacie się u mnie, gdy coś chcecie i zmuszacie mnie do niewolniczej pracy w łańcuchach! - syknęła oburzona.
- Nie, żeby teraz było inaczej. - prychnęła ze śmiechem Zuzka do ucha Gabriela.
Jednak coś jej nie poszło i zamiast usłyszeć ją tylko archanioł, zrobili to wszyscy.
- Cholera. - rzuciła pod nosem. Wiekowa już wiedźma przyjrzała jej się uważnie, mrużąc oczy w wąskie szparki.
Oj, Nasza wykładowczyni pracująca na uniwerku w Krakowie, nie pozostała jej dłużna.
Mamą Crowleya okazała się nie dużo starzej wyglądająca od niej kobieta o przeciętnym wzroście i ogniście rudych włosach. Mimo późnego wieczora i raczej braku chęci wyjścia w jakieś miejsce ubrana była w karmazynową suknię, którą jawnie można by uznać za wieczorową i szpilkach. W jej twarzy pierwszym co się rzucało w oczy, był niezwykle mocny, kolorowy makijaż.
- Fergusie, kto to jest? - Wiedźma spojrzała na syna znacząco, a ten wyglądał, jakby miał zaraz wyjść stamtąd jak najszybciej się da. - I czemu trzyma cię za rękę?
Zielonooka po tym zdaniu spojrzała na rękę, którą złapała brązowowłosego. Ich dłonie wciąż były ciasno splecione bez ingerencji ich właścicieli.
Dziewczyna, widząc to, szybko je rozłączyła i schowała swoją do kieszeni spodni.
Usłyszała jeszcze cichy, niezwykle zadowolony chichot Gabriela, który w najlepsze siedział sobie na jakiejś komodzie tuż przy kosmetykach rudowłosej.
- Czyżby moja nowa synowa? - Zaśmiała się wrednie wiedźma, lecz Crowley prędko wcisnął się jej, zanim coś jeszcze powiedziała.
- Matko, mamy do ciebie sprawę. - oświadczył spokojnie, patrząc z powagą na rodzicielkę.
...
Kilkanaście kilometrów dalej.
Dean wszedł z obojętną miną do knajpy i przedzierając się przez tańczących ludzi, dosiadł się do baru. Skinął na barmana i zamówił whisky z lodem.
Starszy Winchester pojawił się w tym miejscu tylko i wyłącznie, aby odpocząć, a może po prostu się nachlać?
Na jedno wyjdzie.
I tak zapomni o wszystkich swoich problemach.
A było ich całkiem sporo.
Może już nie było żadnej apokalipsy, może Michał kopnął w końcu w kalendarz, może dali radę odzyskać Jacka z drugiego wymiaru, sprowadzić Chucka z powrotem i zyskać w tym idiocie Lucyferze sojusznika... No dobra, za dużo powiedziane, ale na pewno nie chce ich już zabić!
Ale i tak kłopoty wciąż przybywały, a niektóre nigdy nie znikały i ciągnęły się dalej.
Teraz ich największym problemem został Loki, cholerny bóg psotniś z jakiegoś tam Asagardu..? - Zastanowił się blondyn. - Asgerdaru? A nie nie, Asgardu! Tak, to chyba było tak.
Ale to nie to najbardziej ściskało serce.
Głowę od naprawdę wielu lat zaprzątał mu niezwykle przystojny anioł o niesamowicie błękitnych oczach jak bezchmurne niebo.
Jego prywatny anioł stróż, którym się z jakiegoś powodu stał, wyciągając zielonookiego z Piekła.
Anioł, który zna go aż zbyt dobrze.
Castiel zawsze przyglądał mu się uważniej niż inni. Zaglądał głębiej w oczy, wiedząc, że to tam ukrywa swoje uczucia zazwyczaj skrzętnie ukryte za złotą maską pewnego siebie, wesołego i czarującącego mężczyzny. Dean pod tym spojrzeniem zawsze czuł się odkryty i na wierzch wychodziło to, co ukrywa wciąż przed wszystkimi.
Winchester od powrotu z Piekła zawsze czuł się brudny, a spotęgowało to uczucie jeszcze jego bycie przez jakiś czas demonem i pobyt w Czyśćcu. Podobało mu się tam, a nie powinno. Żaden normalny człowiek nie czułby się tam tak wolny. Blondyna nawiedzały zawsze stare rany, które otwierały się tylko nocami, gdy był sam. Jego dusza, umysł i ciało pokryło się już licznymi bliznami, których nie powinna mieć osoba w jego wieku. Nie czuł się na swoje lata, wręcz przeciwnie. Miał wrażenie, jakby był osiemdziesięcioletnim dziadkiem.
Z depresji leczyli go zawsze bliscy.
Szczególnie jego braciszek i Cassie.
Dean zdawał sobie sprawę, że koszmary, które go już od dłuższego czasu nawiedzały, zniknęły tylko i wyłącznie dlatego, że Cas siadał obok niego na łóżku i delikatnie ogarniał swoją mocą i obecnością złe sny.
Nawet w nocy go broni, jakby dniem nie było to męczące i niebezpieczne. Jego pierzasty przyjaciel zawsze nawet bez jego wiedzy chronił mu dupsko z wielką determinacją, nie tracąc wiary w Winchestera. A Dean starał się, jak tylko mógł, by obronić swoją rodzinę, która raz rosła, a raz mała, bardzo często się narażając.
Tak, blondyn już dawno zdał sobie sprawę z tego, co czuje do swojego czarnowłosego przyjaciela, ale zawsze to wypierał, starając się sobie wmówić, jest na sto procent hetero.
Jasne, jestem tak hetero, jak i Sam, który od roku kryje przede mną, dość nieumiejętnie, swój związek z Gabrielem. - prychnął z przekąsem.
Zawsze mówił sobie, że powinien być dla niego przyjacielem i kochać go jak brata, ale to było jasne, że poniesie w tym porażkę.
Kochał go.
Tak cholernie go kochał.
Jego rozmyślania niespodziewanie przerwała mu wysoka blondynka o soczystych zielonych oczach, w których czaiły się psotne iskierki.
Była bardzo ładna i zgrabna, ubrana w czarną, dość krótką sukienkę, z której dekoltu prawie wylewał się jej biust. Usiadła obok niego, zakładając nogę na nogę i uśmiechając się do niego kokieteryjnie. Zalotnie zamrugała długimi, czarnymi rzęsami, siorbiąc delikatnie pomalowanymi na krwistą czerwień ustami jakiegoś jasnoniebieskiego drinka przez różową słomkę.
Wszędzie ten cholerny niebieski kolor! - jęknął i szybko wypił do dna swój drink.
- Co taki przystojny mężczyzna robi sam, popijając w barze? - zapytała słodkim głosem, odgarniając blond loki z twarzy.
- Nic takiego. Przyszedłem pomyśleć. - uśmiechnąłem się do niej czarująco i poprosiłem o kolejną porcję bursztynowego alkoholu.
Łowca bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, iż ta ślicznotka go podrywa. Gdyby nie to, że ktoś zajął już całe jego serce, na pewno zwróciłby na nią uwagę i nie pozostał obojętny na flirt. W końcu to bardzo często za właśnie takimi kobietami podążał spragnionym wzrokiem.
- A o czym? - dopytała przymilnie, nieznacznie jeżdżąc butem po jego kostce.
Dean miał ochotę wywrócić oczami, ale jedyne, do czego się zmusił, to szeroki uśmiech, który mimo woli nie sięgnął oczu.
Odwrócił od niej na chwilę wzrok i zobaczył aż nazbyt znaną sobie sylwetkę. Mocno zasyczał, wciągając głęboko powietrze.
Brunet stojący w drzwiach lokalu patrzył prosto na niego, by zaraz przenieść wzrok na dziewczynę obok niego, która wciąż wpatrywała się w niego jak w obrazek. Anioł tylko przymknął oczy, pokręcił głową i odbijając się dłonią od framugi drzwi i prędko wyszedł na zewnątrz, nawet się nie oglądając.
Dean ze strachem zerwał się ze stołka, prawie go przewracając i z hukiem odstawił szklankę, wylewając z niej procentowy płyn. Bez żadnego słowa zostawił blondynkę i wybiegł z mocno bijącym sercem za swoim ukochanym, potrącając po drodze wszystkich ludzi stojących mu na drodze.
Zielonooka dalej siedząca przy barze odprowadziła go nienawistnym wzrokiem, zaciskając kurczowo palce na szyjce kieliszka.
- Cas! Cas! - krzyczał prawie rozpaczliwie w kierunku oddalającego się żołnierza niebios.
Szybko przyśpieszył biegu i dopadł mokrego już od deszczu, który lał z nieba, płaszcza, chwytając go mocno. - Co się stało? Dlaczego wyszedłeś? Castiel, powiedz coś do mnie! - krzyknął prosto w beznamiętną twarz niebieskookiego.
Anioł tylko stał na środku ulicy, nie patrząc na swojego człowieka, który przeniósł dłoń z beżowego płaszcza na jego ramię.
- Nic się nie stało Dean. Nie chciałem ci po prostu przeszkadzać. - odparł brunet spokojnie i bez uczuć, tylko na dosłownie sekundę podniósłszy wzrok na zielone oczy jego rozmówcy.
- Przeszkadzać? - sapnął Winchester, marszcząc brwi.
Już wiedział.
Castiel coś znowu coś źle zrozumiał.
Tylko dlaczego tak bardzo się przejął tym, że niby flirtował z jakąś laską?
A może...?
Serce załopotało mu w piersi jak spłoszony ptak z rozgorzałej w nim nadziei.
Dean pchany przez jakąś dziwną odwagę bardziej potęgowaną przez niewielkie, ale jednak promile płynące w krwi.
- Cassie, źle to odebrałeś, nie podrywałem jej. - oświadczył żarliwie.
- To nie ważne, Dean. - Anioł pokręcił głową i tym razem na dłużej zatrzymał wzrok na twarzy łowcy.- W ogóle, po co ty mi to mówisz?
Winchester z frustracji wywrócił oczami i spojrzał twardo w niebieskie oczy swojego słońca, wykrzykując. - Kurwa, kiedy ty zrozumiesz, że zależy mi na tobie jak na nikim innym?!
- Co? - Tym razem twarz Castiela nie była tak ekspresyjna, jak kawałek ściany, wręcz przeciwnie, przepływała przez nią masa sprzecznych uczuć, ale najbardziej rzucały się w oczy dwie rzeczy. Kompletny szok i malutka iskierka w tym prześwietlającym na wskroś spojrzeniu.
- To. - warknął blondyn i pociągnął Casa za rękę w swoim kierunku, wpijając mu się czule w usta, przekazując mu swoje uczucia najlepiej, jak tylko umiał.
Kocham go i teraz już wiem, że zwisa mi to, czy komuś to się podoba, czy nie. - Myślał, z uczuciem muskając te cudowne usta swojego aniołka.
Z początku Serafin stał zdumiony jak kołek z szeroko otwartymi oczami, ale po chwili zaczął równie gorliwie oddawać tę czułość. Ze szczęścia i rozkoszy rozłożył nawet swoje skrzydła, ciasno oplatając nimi ich dwójkę jak kokonem.
Castiel czasami strasznie ubolewał nad tym, że blondyn, który teraz położył obie dłonie na jego policzki, nie może ich zobaczyć. A anioł co jak co, ale po naprawie był z nich naprawdę dumny. Wyglądały lepiej niż na początku.
Dean uśmiechnął się, gdy poczuł, że Cas odpowiada na jego gesty. Polizał mu delikatnie dolną wargę i delikatnie starał się rozchylić mu wargi, na co brunet przystał bardzo chętnie i zielonooki już bez przeszkód mógł badać podniebienie swojej miłości. Niebieskooki cicho sapnął i mocniej przywarł do ciała łowcy, łapiąc go za biodra.
Blondyn oderwał się na moment, by zaczerpnąć oddech i spojrzał mu głęboko w roziskrzone oczy.
Jeszcze nigdy nie widział swojego ukochanego w taki stanie.
Błękitne oczęta były zamglone, głodne i chciały więcej, znacznie więcej.
Dean prawie się zachłystną powietrzem i szepnął ochrypłym głosem.
- Cas, sypialnia, ale już.
Anioł tylko zamachnął się skrzydłami i już lądowali na materacu łóżka w pokoju blondyna.
Dean sprawnie zmienił ich pozycję i to on teraz znajdował się nad Casem, a nie na odwrót. Ponownie pocałował wygłodniale żołnierza niebios, siadając mu na biodrach. Z lubością błądził dłońmi po jego całym ciele, chcąc się nim jak najmocniej nacieszyć. Zwinne palce Winchestera dobrały się do tego typowego dla Casa niebieskiego krawatu, sprawnie go rozwiązując. Anioł nie pozostawał bierny, o nie. Prędko ściągnął płynnym ruchem koszulę z pleców kochanka i zaraz potem od razu i koszulkę. Zielonooki nie zamierzał się kłopotać i jak najprędzej zdarł z partnera prochowiec i z niewielką pomocną błękitnookiego ściągnął mu przez głowę koszulę. Łowca zbliżył się do ucha mężczyzny pod nim i podgryzł delikatnie jego płatek, szepcząc z podnieceniem, bardzo pragnąc odpowiedzi.
- Kocham cię, Cas. Tak bardzo kocham.
Brunet w odpowiedzi uśmiechnął się, ukazując urocze łapki wokół oczu, co nie było u niego częstym zjawiskiem i wplątał palce w jego blond czuprynę.
- Upadłem z miłości do ciebie, Dean. - szepnął równie czule i zaczął obcałowywać jego obojczyk. Od zapachu zielonookiego Serafinowi zakręciło się lekko w głowie.
Dean miał jednak inny plan, przewrócił ich z powrotem na pościel i zaczął kąsać każdy skrawek wrażliwej szyi Castiela, przyciskając swoje biodra do tych należących do anioła, doprowadzając go do tłumionego jęku. Cas z westchnieniem dał mu większy dostęp do swojej szyi, na której mężczyzna nad nim się zassał. Cholernie mu się podobało to, co robił z nim Dean. Ich oba ciała były niesamowicie gorące, a anioł drżał co chwilę pod wpływem nawet najmniejszego muśnięcia warg czy opuszków palców. Ich oddechy z każdą chwilą stawały się coraz szybsze, a wypuklenia w spodniach zaczynały nieprzyjemnie uciskać wrażliwe miejsca.
Dean zaczął schodzić z szyi wąskim, śliskim szlakiem w kierunku torsu ukochanego bruneta i zrobił niewielkie kółeczko wokół nabrzmiewającego sutka. Ssał go i odrobinkę podgryzał, powodując u swego partnera cichutkie jęki uciekające mimowolnie zza zaciśniętych warg. Gdy stwierdził, że gruzełek już stwardniał, przeniósł się na drugi, dobierając się przy okazji zwinnymi palcami do obu ich rozporków. Skończył na chwilę pieszczotę i na prendce ściągnął z siebie spodnie wraz z bielizną i skarpetkami, rzucając je gdzieś w kąt pokoju. Po ognistym pocałunku zrobił to samo z Casem i już nie mógł oderwać zachwyconego wzroku od ukochanego.
Winchester uniósł delikatnie nogę partnera i złożył na jego udzie delikatny pocałunek. Cas, gdy to poczuł, jęknął mimowolnie jeszcze bardziej. Dean z premedytacją unikał jego pachwin i erekcji, chcąc przeciągnąć to jeszcze dłużej, lecz gdy usłyszał nasilające się jęki rozkoszy bruneta z nutką dezaprobaty, polizał główkę jego penisa. Niebieskooki zaskoczony doznaniem pachnął biodra ku górze, jęcząc już znacznie głośniej. To zdecydowanie zachęciło drugiego mężczyznę, który wziął już penisa w usta, ssąc go i liżąc z ogromnym skupieniem, aby zapewnić Castielowi jak najwięcej przyjemności. Anioł jęknął przeciągle, gdy jedna z dłoni blondyna znalazła się na jego jądrach, pieszcząc je.
- Dean! Proszę. - sapnął anioł, wyginając plecy w łuk.
Jego niewypowiedziana prośba od razu została wykonana. Zielonookiego zostawił swojego partnera i sięgnął do szafeczki, wyjmując buteleczkę, którą tam ostatnio schował. Nabrał na palce żelu i spojrzał czule na czerwonego od podniecenia Castiela, który wyczekiwał go z niewyobrażalnym głodem w oczach.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że to cudowne stworzenie oddało serce komuś takiemu jak on.
Niebieskooki spiął się nieznacznie, gdy coś śliskiego dotknęło jego dziurki. Dean, starając się odwrócić uwagę ukochanego, pocałował go siarczyście w nabrzmiałe i czerwone już usta.
Łowca pieścił swoje kochanie, dokładając co chwilę kolejne palce w wejście. Gdy w Casie znajdowały się już trzy palce, a anioł jęczał samemu się na nie nabijając potem, jak trafił w jego prostatę, wyjął je i zwilżył swojego do granic możliwości nabrzmiałego penisa. Już dawno, oj cholernie dawno nie był tak twardy, jak teraz. Ciało bruneta krzyczało pod nim, że jest już na niego gotowe, że pragnie znacznie więcej i Dean z radością mu to da. Pewnie naparł na niego swoim członkiem, na co z gardła jego kochanka wydobył się cichy krzyk. Blondyn zagłębiał się w już bardziej rozluźnione ciało, wiedząc, że nie zrobi swojej miłości krzywdy. Cas będąc aniołem, miał duży próg bólu. Pokonywał kolejne centymetry powoli, aż ścianki odbytu bruneta pochłonęły go w całości i tej cudownej, ciepłej ciasnoty.
- Cassie, wszystko dobrze? - zapytał.
- Zdecydowanie. Rusz się już, bo nie wytrzymam. - wysapał Serafin, łapiąc dłońmi kołdrę.
Dean zaczął powoli się poruszać, by zaraz potem zwiększyć tempo, a zarazem poziom ich rozkoszy. Anioł już bez najmniejszej krępacji jęczał pod nim, wychodząc mu naprzeciw. Brunet zarzucił mu na szyję ramiona, a nogami ciasno oplótł do w pasie. Zielonooki przedłużał to jak tylko mógł, ale gdy poczuł, jak Cas ciasno się na nim zaciska, szczytując, sam nie wytrzymał i doszedł z głuchym krzykiem.
Zmęczeni, ale na pewno szczęśliwi, przytulili się do siebie. Pod prysznic pójdą najwyższej później.
....
Po otrzymaniu zaklęcia od Roweny wszyscy Zuzia, Sam, Gabe i Crowley wrócili do bunkra, wcześniej dzwoniąc do Bobby'ego, by przyjechał, aby znowu szukać broni na pieprzonego Lokiego, który znowu gdzieś się ukrył i prawdopodobnie szykuje kolejnego psikusa.
Sam chodził dzisiaj jakoś dziwnie zadowolony i nikt nie wiedział, o co chodzi.
Kiedy już wszyscy byli w kryjówce Zuzia usiadła jak zawsze do swojego komputera, Crowley jak zwykle nadąsany w swoim pentagramie, Dean z Weroniką, a gdzie by indziej niż w kuchni przy jedzeniu, Cas rozmawiał z Balthim o tylko im znanych tematach, a Nikola siedziała spokojnie przy Zuźce i pomaga jej szukać.
Kiedy w komputerze nic nie było, Zuzia wyciągnęła swoje książki, które przytaszczyła i zapisy w języku polskim, więc nikt nie wiedział, o co w nich chodzi oprócz dziewczyn i oczywiście wszech obytych z językami aniołów.
Oliwia poszła gdzieś z Lucyferem i nie wiadomo kiedy wrócą.
Każdy zajął się sobą.
Nikt nie zwracał uwagi na to, że Sam i Gabe gdzieś zniknęli ukradkiem, gdy nikt nie patrzył.
*Sypialnia Sama i Gabriela*
Mężczyźni całowali się zapamiętale, nie starając się nawet łapać oddechów. Gabe zamknął drzwi na klucz, nie odrywając ust od tych szatyna. Sam zaczął prędko zdejmować koszulkę przyszpilonemu do ściany Archaniołkowi, a ten nie był mu dłużny i zaczął zwinnie rozpinać pasek od spodni swojego chłopaka. Obaj byli już cholernie podnieceni.
Ich spodnie już bardzo mocno naciskały nabrzmiałe od krwi penisy. Gabe pociągnął długie włosy kochanka, chcąc go trochę obniżyć, czym podniecał go jeszcze bardziej. Słychać było ciche jęki chłopaków, którzy spragnieni siebie dotykali się dosłownie wszędzie.
Anioł zdjął prędko swoje spodnie, a zielonooki koszulkę, którą jeszcze dziwnym trafem miał na sobie. Całkiem nadzy zaczęli się znowu ogniście całować i przemieszczać naprawdę niezdarnie, odbijając się o wszystko w stronę łóżka.
Gabriel pachnął szatyna na pościel i złapał za sterczącego na penisa Sama, powoli ruszając swoją dłonią.
Samuel nie przestawał całować Trickstera ani na moment.
Schodząc pocałunkami na szyję swojego ukochanego, kazał mu się odwrócić. Krótkowłosy przywarł ustami do członka swojego partnera, od razu biorąc go w swoje usta. Winchester założył swoje nogi na kark Anioła i jęczał oszołomiony podniebieniem. Po chwili odwdzięczając się mu, wziął jego przyjaciela do buzi i zaczął go lekko ssać i podgryzał, uważając, by nie zrobić mu krzywdy. Robił to z każdą chwilą coraz szybciej i mocniej.
Ręka Sama powędrowała do wejścia jego kochanka, zagłębiając w nim od razu nawilżony palec. Gabe krzyknął zaskoczony z jego penisem między wargami, ale lizał go po chwili dalej, pozwalając pieścić swoje wnętrze.
Po 15 minutach obaj doszli z błogim zadowoleniem w swoje usta.
Jednak dla nich to było zdecydowanie za mało.
Sam położył Gabe'a na łóżku i wszedł w niego z głuchym jękiem.
Ruszał biodrami w przód i w tył, tak szybko i głęboko, że ani on, ani krótkowłosy nie mogli wytrzymać długo z przykrości i po parunastu minutach znowu razem doszli.
Ich jęki roznosiły się po pomieszczeniu.
Całe szczęście, że jest dźwiękoszczelne, bo byłoby niezręcznie.
Szatyn opadł na łóżko, ciężko oddychając, ale uśmiechnął się do mężczyzny leżącego obok. Po minutach bezczynnego gapienia się na siebie wstali i ubrali się, po czym ze spokojnymi oddechami wyszli z sypialni, jakby nigdy nic się nie stało. Oczywiście oddzielnie, aby sprawiać pozory, że nic niestosownego się tam nie wydarzyło.
-Mam!-krzyknęła uradowana Zuzanna, prawie skacząc na zajmowanym krześle.
Nagle wszyscy jak jeden mąż pojawili się obok Zuzy, sprawdzając, co takiego znalazła. Dziewczyny przybiły sobie po kolei piątki, a reszta patrzyła na niezrozumiałe dla połowy z nich znaki.
- Co takiego?- zapytał Dean z dziwną miną.
- Zapomniałam, że nie umiecie czytać po polsku. Otóż znalazłam broń, która zabije boga post, a do tego zwróci wszystko, co do tej pory zostało przez niego zniszczone.- odpowiedziała Zuzia z szerokim uśmiechem na twarzy. Gdyby nie uszy, to jej uśmiech byłby też z tyłu jej głowy.
- Ale różowy biały dom jest fajny.-powiedział zasmucony Gabriel, liżąc lizaka, którego znalazł w kuchni z pozostałości tego, co przyniosła wcześniej Zarza. Wszyscy popatrzyli się na niego zdziwieni, ale potem wrócili do gadania o broni.
- To, co to takiego?-zapytał zniecierpliwiony oraz zaciekawiony Dean.- Włócznia Hajmdala. Według Mitologii Nordyckiej właściciel tej włóczni w dzień Ragnaroku ma zadmić w wielki róg Giallarhorn, a w bitwie, która po tym nastąpi, zabić Lokiego i sam zginąć z jego rąk.-Mówiła Zuzia z pamięci wszystko, co wie o tej broni bez zająknięcia. Wszyscy oprócz jej przyjaciółek spojrzeli na nią dziwnie i niezrozumiale, a dziewczyna wzruszyła tylko ramionami i popatrzyła w książkę, pokazując im zdjęcie włóczni.
Przypominała ona do złudzenia glewie. Na długim, bo aż dwumetrowym drzewcu, a raczej nie drzewcu, tylko wykutej, karbowanej stali przypominającej fakturą łuski. Ostrze było z tego samego materiału i przypominało bardzo nóż. Pióro broni było wygięte sztychem ku górze, tworząc estetyczny spadek grzbietu.
Z niego otóż wyrastał ostry kolec trochę skierowany ku dołowi. Dolna część ostrza ozdobiona była jakimiś dziwnymi roślinnymi wzorkami.
-Wszystko pięknie ładnie, ale skąd my ją weźmiemy? - Zapytał Sam, zakładając ręce na piersi.
- Mamy szczęście. Paweł dał cynk, że włócznia znajduje się w Muzeum Mitologii Nordyckiej jakieś dwie godziny drogi stąd. Dlatego ja z Deanem po nią pojedziemy, a wy przygotujcie wszystko na jutrzejsze poszukiwanie boga kłamstw.-Oznajmiła dumnie Zuzanna i szybkim krokiem ruszyła do garażu, w którym stała Impala starszego Winchestera i usiadła na miejsce kierowcy.
-Co ty wyprawiasz?-zapytał zdezorientowany Dean, patrząc jak za kierownicą jego Dziecinki, rozsiadła się brunetka.
-Po pierwsze, to ja będę prowadzić, a ty sobie odpoczniesz przed jutrzejszym polowaniem. Po drugie, ja wiem, gdzie jest to muzeum, a nie będzie mi się chciało ci tłumaczyć, gdzie masz skręcić, a gdzie nie, więc albo wsiadasz, albo jadę sama. Droga wolna. - powiedziała stanowczo kobieta.
Po chwili starszy z Winchesterów usiadł już na miejsce pasażera z obrażoną miną i słuchając właśnie "Carry on my wayward son" zespołu Kansas ruszyli w drogę.
*Bunkier*
Wszyscy rozsiedli się wygodnie, uznając, że mają jeszcze czas na przygotowanie. Jednak byli tak zmęczeni, że od razu poza sypialni w byle jakich miejscach.
Do domu wpadła niespodziewanie Oliwia z Lucyferem.
Gdy zobaczyli, jak wszyscy smacznie śpią, postanowili ich pobudzić. Oczywiście stylem Lucyfera, który wziął do ręki megafon, który wytrzasnął nie wiadomo skąd.
-Good Morning Vietnaaam!!!-Krzyknął, a raczej wrzasnął Lucyfer i wszyscy pospadali ze swoich miejsc, trzymając się za serca i o mało nie umierając z powodu zawału.
Po kolei spojrzeli z wkurwem na zadowoloną z siebie dwójkę.
-Dzwoniła do mnie Zuza. Kazała wam chyba coś robić. Ja i Nikola mamy was przypilnować. Lucyfer właź do Crowleya. Chwile ze sobą posiedzicie. Tylko nie pozabijać mi się tam!!-Krzyknęła Oliwia za odchodzącym w stronę archiwum upadłym i wszyscy zaczęli wstawać ze swoich miejsc.-Fajnie jest tak nimi rządzić.-powiedziała ta niższa z satysfakcją do zakonnicy.
Po czterech godzinach wrócili Zuzia z Deanem oraz na ich szczęście, włócznia.
Jednak tak szybko jak weszli do domu położyli się spać.
Na następny dzień wszyscy powstawali o dwunastej.
Po śniadaniu przygotowanym przez Deana zaczęło się poszukiwanie Lokiego.
Zuzia szperała w internecie i szukała wskazówek, dotyczących boga, albo chociaż dziwnych zjawisk, które na niego wskazywały.
Okazało się, że jest nie daleko ich.
W okolicy ktoś namalował na ścianach i murach jakieś dziwne rysunki i znaczki zdaniem autora postu.
Zuzia od razu skojarzyła, że był to był podpis Lokiego zapisany runami w staronordyckim.
Czyżby bóg wiedział o ich zamiarach i chce ich do siebie przyciągnąć?
Jeśli tak, to skąd?
Wieczorem wszyscy oprócz Bobby'ego, Lucyfera i Crowleya pojechali szukać psotnika.
Chodząc po ulicach Lebanonu w stanie Kansas, coś ich niepokoiło.
Czuli się od jakiegoś czasu obserwowani.
Niestety zapomnieli o jednej rzeczy.
O włóczni, która została u najstarszego łowcy z ich składu. Jednak nie mogli teraz zawrócić.
Z prędkością światła bóg pojawił się przed nimi.
Nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak.
W końcu to bóg iluzji, tak?
-Witajcie. Czyżbyście mnie szukali?- zapytał białowłosy z wrednym uśmiechem na twarzy. Niebieskie oczy zaświeciły mu się niebezpiecznie.
Znał odpowiedź na to pytanie.
*W Bunkrze*
Bobby zauważył włócznię, która leżała na stoliku w bibliotece.
Chociaż miał pilnować tych dwóch, żeby się nie pozabijali, on wolał pomóc przyjaciołom.
Chwycił włócznię i wybiegł z bunkru.
Miał, jak podsłuchał, tylko niewielki kawałek drogi.
*W tym samym czasie*
-Jesteście tacy naiwni. Myśleliście, że ja was nie obserwuje? Widziałem każdy wasz ruch i każde wasze posunięcie. -Mówił Loki z kpiną w głosie. Nagle znalazł się przy Castielu i trzymając go za gardło jedną ręką, a drugą zrobił dziwny ruch i po chwili Sam zaczął się dusić, trzymając się kurczowo za swoje serce.
Każdy stał zdezorientowany i nie wiedział jak im pomóc.
Bobby, który czaił się w krzakach przy drzewie, po tym jak ich zobaczył, podszedł chicho bliżej nich.
Zaczął mocnym głosem recytować zaklęcie, które miało uwięzić Lokiego, jak przyświadczała ta ruda wiedźma o imieniu Rowena.
Bóg nagle zaczął się cały trząść w konwulsjach, puszczając tym samym Casa i Sama, który zdążył już pluć krwią.
Gabe szybko podbiegł do wyższego i zaczął go czule i mocno przytulać, pytając się, czy wszystko już dobrze.
W jednej chwili nicpoń nie mógł się w ogóle ruszać i osłabły jego zaklęcia rzucone dookoła.
Teraz ktoś spokojnie mógł podejść i wbić mu w żebra włócznię przyniesioną przez Bobby'ego.
Jednak nie może być tak łatwo, jak to na Winchesterów przystało.
To, że jego moce osłabły, wcale nie oznacza, że zniknęły.
On je nadal miał.
Kiedy Dean podchodził już, aby zabić psotnika on telekinezą wyrwał mu gwałtownie włócznię i teraz on trzymał ją w garści.
Dzięki niej mógł pozbyć się też zaklęcia Roweny, co oznacza, że jest teraz jeszcze groźniejszy.
*W tym samym czasie w bunkrze*
-Oni mają kłopoty. -Odezwał się kompletnie wystraszony Chuck, spoglądając na demona i swojego syna siedzących w pentagramie.
Chociaż Lu nie musiał, ale jak Oliwia każe, to trzeba.
-Kto?! -Zapytali w tym samym momencie z przestrachem oraz zdziwieniem Lucyfer i Crowley, wstając z podłogi.
No nie dziwmy im się. Gdyby ktoś z nas zobaczył Boga, który przyszedł nie wiadomo jak i nie wiadomo skąd też byśmy byli w szoku.
-Wszyscy. Loki przejął włócznię, a tym samym złamał zaklęcie twojej matki.-Mówiąc to, spojrzał na Crowleya. W głowach obu mężczyzn pojawiła się niezwykle wyraźna wizja.
*Tym razem Loki podchodzi do Zuzy z wyciągniętym w jej stronę ostrzem i mówi, że teraz to jej kolej.*
Król piekła słysząc i widząc to, przeraził się.
Zaczął się denerwować i nawet nie zauważył, kiedy Bóg przerwał pentagram, aby demon mógł wyjść i ich ochronić razem z Lucyferem.
Nie zastanawiając się nawet, szybko wybiegli z domu i w mgnieniu oka za pomocą skrzydeł Lu znaleźli się w miejscu, gdzie wszyscy byli razem. Loki miał ostrze coraz bliżej piersi Zuzi. Nagle Crowley pobiegł do nich z przerażeniem, aby uchronić ukochaną przed atakiem i to on został ugodzony włócznią.
Jednak na Crowleya to nie podziała. Mogła zabić poza Asgardem, nie licząc ludzi, tylko Lokiego.
Wyjął ostrze z piersi i patrząc w świecące na zielono oczy boga psot, wsunął mu szybko i dosadnie ostrze prosto w serce.
Wszystko dookoła stało się jasne, a Nordycki bóg rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając po sobie tylko ciemnoszary dymek, który powoli unosił się do góry, mieniąc się jeszcze drobinkami magii.
Zuzanna podbiegła szybko do Crowleya i mocno go do siebie przytulając, dziękowała mu.
Po czym razem oznajmili, że zostali od jakiegoś czasu parą i od teraz to ona jest królową piekła.
O swoich uczuciach powiedzieli także o dziwo pchnięci odwagą, Dean i Cas oraz Sam i Gabe, a wszyscy niewzruszeni ich wyznaniem mówili tylko, że wiedzieli o tym od dawna, bo to było widać i słychać.
Wszyscy z uśmiechami gratulowali nowej parze królewskiej piekła.
Po zwyciężeniu z bogiem psot wszyscy postanowili wybrać się na imprezę.
Oczywiście w stylu polskim, bo jakże by inaczej.
Zuzia i Weronika znalazły niezły klub do wynajęcia.
Dokładniej jakiś stary budynek, który idealnie nadawał się do zrobienia tam tej ich małej zabawy.
Miał kilka pokoi, gdzie w trzech znajdowały się łóżka i to w całkiem dobrym stanie.
Sam i Dean wzięli jakieś duże głośniki.
Nikt nie wiedział skąd, ale to nieważne.
Ważne, że są.
Wszystko przewieźli Impalą do tego budynku. Stoliki już tam były i to też nie wiadomo skąd, ale w porządku.
Pewnie palce mieszali w tym Gabe, Balth i Lu.
Kiedy wszyscy już się zjechali, to się zaczęło.
Zuza wyciągnęła na stół polską wódę. Ktoś mówił, że anioła jest trudno upić? Otóż Cas po trzecim kieliszku Sobieskiej zaczął wchodzić na stół i zdejmować z siebie ubrania, drąc się do wszystkich, że to on jest bogiem seksu i dyskretnie zerkał na Deana, po czym zaczął śpiewać (a raczej drzeć ryja) piosenkę "Szalona Ruda" wskazując przy tym na Weronikę, która chciała przefarbować się na blond, ale wyszło jak zawsze. Czyli do dupy.
Dziewczyna, która była już lekko wstawiona dołączyła do Casa na stół i zaczęła tańczyć i drzeć ryja razem z nim.
Jack wydawał się trochę zazdrosny, chociaż dobrze wiedział, że jego wuj nie gustuje w dziewczynach.
Wszyscy zaczęli tańczyć, rozmawiać, śpiewać, krzyczeć i nawet była raz gra w butelkę, ale trochę nie wychodziła, bo chłopaki nie mogli połapać się w zasadach, których tak naprawdę nie było.
Gdy było już po drugiej w nocy, zabawa nadal się nie kończyła.
Po ubywało trochę par takich jak Sam i Gabe, czy Lucyfer z Oliwią.
Ale nikt praktycznie nie zwracał na to uwagi.
Dean i Cas pożerali sobie twarze gdzieś pod stolikiem, Weronika już prawie zasypiała na starej rozwalonej kanapie leżącej gdzieś w rogu, Zuzia i Nikola gdzieś zniknęły, a Crowley i Baltazar śmiali się z tylko sobie znanych żartów.
A może to od alkoholu?
Dogadywali się między innymi dlatego, że ten pierwszy bał się swojej ukochanej, która zakazała mu kłócić się z kimkolwiek i kiedykolwiek. Oczywiście obowiązywało to tylko w tym gronie.
Dziewczyny nagle wróciły i zaczęły budzić i pytać Weronikę, gdzie jest Jack.
Ta odpowiedziała tylko cichym mruknięciem, żeby spadały, bo ona chce się wyspać.
Okazało się, że wspomniany wcześniej chłopak leży obok kanapy na, której śpi jego dziewczyna, bo został brutalnie z niej zepchnięty.
Około czwartej impreza jeszcze się nie skończyła.
Wszyscy wstali i wszystko zaczęło się od początku.
Po skończeniu się wódki wszyscy chcieli jechać do Bobby'ego.
Pewnie zastanawiacie się, gdzie podziewał się Bobby.
Otóż uznał, że jak kiedyś wypił polską wódkę, ona mu zaszkodziła i cytując jego słowa "Nigdy więcej nie tknę tego cholerstwa matoły" nie poszedł na tę imprezę, tylko popijał whisky spokojnie w swoim salonie bez nikogo...
Chłopcy poprosili dziewczyny o zapas tego cudownego napoju, bo uznali, że wódka polska to najlepsze, co ich w życiu spotkało.
Na następny Dean i Sam zbierali zwłoki Casa i Weroniki z podłogi, bo jak się okazało, nie zdążyli oni wejść do swoich pomieszczeń, a położyli się na podłodze i tam spali przez całą noc.
Wszyscy byli szczęśliwi i pijani.
THE END.
Uwaga, powstała druga część tego opowiadania pod tytułem "Ucieczka".
Serdecznie zapraszam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro