Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Na szklanym stole paliły się świece dające jedyne źródło światła w całym pomieszczeniu. Usadowiłam się na końcu długiego stołu, przy którym byłam sama, i zdecydowałam zjeść obiad który dla mnie przygotowano. Był zrobiony z nieznanych mi składników, na pewno z Marsa. Koloniści sztucznie zaczęli tam hodować rośliny modyfikowane genetycznie. Na moim talerzu znajdowały się jakieś fioletowe kawałki owoców, przypominających kiwi, ułożone na liściach tak jasnych, że można by powiedzieć że są białe, oraz coś przypominającego ziemniaki, lecz o bardziej mokrej teksturze i również o fioletowym kolorze.

Na szczęście okazało się bardzo dobre.

Zapewniono mi tu lepsze warunki niż na orbicie Novy-35 co mnie trochę zaskoczyło. Za oknem o długości całej ściany miałam widok na przestrzeń kosmiczną. Łóżko było gigantyczne, z baldachimem i górą oświetloną przez ledowe światła o niebieskim kolorze. Miałam tu też wielką białą szafę w której znalazłam trochę ubrań i biurko przy ścianie koło okna obok którego znajdowała się również biała kanapa. Wnętrze było minimalistyczne jednak jednocześnie można je było nazwać luksusowym.

Ciężko mi było stwierdzić ile minęło czasu. Gdy tu przyszłam od razu położyłam się spać gdyż po tym wszystkim czułam się naprawdę zmęczona a wstrzyknięty środek nadal dawał o sobie znać.

Nagle na panelu koło drzwi ukazał się komunikat i usłyszałam dźwięk oznaczający że ktoś czeka przed drzwiami i chce wejść. Podeszłam do nich by je otworzyć.

Ochroniarz Vivian przekazał mi po przyjściu tutaj że odda mi soczewkę bym mogła używać wszystkiego na statku i że podobno odebranie mi jej było jedynie dla bezpieczeństwa. Nie za bardzo mnie to przekonało.

Za drzwiami stał Ian. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się akurat jego.

- Czego chcesz? - zapytałam trochę zbyt agresywnie, co go chyba przestraszyło bo się wzdrygnął.

- Vivian kazała mi sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku - odpowiedział po chwili.

- Wszystko dobrze. Ale może byś mi wytłumaczył dlaczego mnie uśpiłeś? I dlaczego najpierw mnie porywacie a później mówicie że nie macie złych zamiarów? - w moim głosie można było usłyszeć szczerą irytację.

- Wszystko ci wytłumaczę, ale nie tutaj - objął wzrokiem mój pokój - Twój pokój jest monitorowany i masz podsłuchy.

Cofnął się do korytarza i poczekał aż sama wyjdę. Po zamknięciu drzwi poszliśmy w lewą stronę która wiodła do labiryntu innych korytarzy w których jeszcze nie byłam, gdyż wraz z ochroniarzem przyszliśmy tu drogą z przeciwnej strony.

- W korytarzach nie ma podsłuchu, ale staraj się nie okazywać zbyt wiele emocji bo mimo to na kamerach nas widać - oznajmił Ian.

- A dlaczego nie chcą żebyś mi cokolwiek powiedział?

Przez chwilę jakby się zawahał.

- Vivian nie jest za tym byś wiedziała zbyt dużo.

- A nie będą się zastanawiać gdzie idziemy? - zapytałam podejrzliwie.

- I tak miałem cię oprowadzić.

Przez chwilę chłopak się nie odzywał, co mnie jeszcze bardziej zirytowało gdyż chciałam nareszcie otrzymać dawkę informacji która mi się należała.

- A więc? Kim wy w ogóle jesteście? I dlaczego byliście na naszym statku?

Westchnął, po czym zdecydował się w końcu odezwać.

- Byliśmy tam by zbierać informacje.

- Czyli jako szpiedzy?

Kiwnął niechętnie głową, potwierdzając.

- Ale dlaczego poszliście akurat na nasz oddział? - nie dawałam za wygraną.

Zacisnął usta, jakby wachając się czy mi odpowiedzieć.

Nagle usłyszeliśmy melodyjny głos dobiegający z jakiegoś głośnika w korytarzu którego nie byłam w stanie zobaczyć.

- Nevio, przyjdź proszę do mnie za chwilkę. Przygotowałam dla ciebie coś specjalnego. - Był to głos Vivian.

Popatrzyłam zaskoczona na Iana, i ten okazał się równie zdezorientowany co ja, dał mi jednak znak głową żebyśmy szli.

Szczerze nie miałam ochoty jej teraz widzieć. Wysłała szpiegów na nasze statki, a w dodatku była właściwie wrogiem, skoro dowodziła Marsem.

Biuro kobiety znajdowało się niedaleko naszego wcześniejszego położenia, więc dojście tam zajęło nam niecałe kilka minut. Gdy doszliśmy do drzwi, nacisnęłam przycisk z prośbą o wejście, i te chwilę później się otworzyły.

W środku, za szklanym biurkiem siedziała Vivian, a za nią rozpościerał się widok na próżnię z milionami gwiazd, planet i innych obiektów kosmicznych. Pomieszczenie było równie sterylnie białe co reszta statku, jednak ku mojemu zaskoczeniu znajdowały się tu rośliny. Po obu stronach drzwi stały białe, marmurowe donice z prawdziwą ziemią i liściastymi roślinami różnego rodzaju.

Spojrzałam w stronę kobiety i ujrzałam że również spoglądała w tamtą stronę, a jej twarz wydawała się inna, ukazywała trudne do określenia emocje. Jednak gdy zobaczyła na sobie mój wzrok, uśmiechnęła się szeroko, choć mogłam ujrzeć sztuczność tego gestu.

- Witaj. Czy wszystko dobrze? Jeśli tylko czegoś potrzebujesz, możesz mnie o to poprosić. Pamiętaj że możesz się tu czuć jak u siebie - przez cały czas utrzymywała przyjazny uśmiech i mówiła spokojnym i serdecznym tonem.

- Nie... Dziękuję. Niczego nie potrzebuję. - odpowiedziałam niepewnie. Ona naprawdę oczekiwała że będę ich sprzymierzeńcem? Obawiałam się że to właśnie dlatego była dla mnie taka miła.

- To dobrze. Mówiłam że mam coś dla ciebie. Obiecałam że oddam ci soczewkę tak szybko jak to możliwe, pamiętasz?

- Tak.

Wstała i podeszła do metalowej szafy obok biurka i wyciągnęła z niej czarne pudełko wielkości dłoni, po czym wskazała kanapę po drugiej stronie pomieszczenia, nakazując mi bym usiadła.

Zrobiłam to co mi kazała, i zauważyłam że Ian robi to samo, gdyż widocznie postanowił zostać.

Gdy Vivian to zauważyła, uniosła brwi i odchrząknęla.

- Możesz już odejść. Dziękuję za odprowadzenie Nevii.

Jego mina stężała i popatrzył dziwnie na pudełko, jakby bał się jego zawartości. Przez chwilę się nie ruszał, wyraźnie zaniepokojony.

- Może zostać ?

Nie wiem za bardzo co mnie nakłoniło do tego pytania, ale jego nerwowy wyraz twarzy we mnie również wywołał trochę niepokoju, i wolałam nie zostawać sam na sam z Vivian.

- Dobrze... - odparła po chwili kobieta, choć usłyszałam w tej odpowiedzi prawdziwe niezadowolenie, i ucieszyłam się ze swojej decyzji.

Dowódczyni usadowiła się w fotelu na przeciw kanapy i położyła pudełko na niskim stoliku pośrodku. Obróciła je w naszą stronę, tak byśmy mogli od razu zobaczyć jego zawartość kiedy je otworzyła. W środku była nowa soczewka, dokładnie tak jak powiedziała wcześniej. Najzwyklejsza, z pojedyńczym przewodem, tak cienkim że ciężko go było zobaczyć. Z tego co wiedziałam służył do połączenia soczewki z mózgiem przez nerw wzrokowy.

Vivian uśmiechnęła się szeroko.

- Doktor Peters zjawi się za chwilę by ci ją założyć. Zaprowadzi cię do specjalnej sali.

Kilka sekund po tych słowach, jak na zawołanie zjawił się mężczyzna w podeszłym wieku, z siwiejącymi włosami oraz profesjonalnym uśmiechem. Był już ubrany w specjalny strój, i chyba tylko czekał by tu przyjść.

- Witaj Nevio. Zaprowadzę cię. Sala jest niedaleko stąd.

Niepewnie uniosłam się lekko z kanapy, lecz poczułam czyjąś rękę która pociągnęła mnie z powrotem w dół, przez co opadłam na siedzenie.

Była to ręka Iana, którą zacisnął na moim ramieniu i chyba nie miał zamiaru puścić.

- Co się stało? - zapytałam, jednak nie musiał odpowiadać, gdyż po jego minie od razu zrozumiałam o co mu chodzi. To był podstęp. To nie była zwykła soczewka. Jak mogłam o tym nie pomyśleć? Przecież to było takie oczywiste.

- Ian. - głos Vivian już nie był miły i przyjacielski, lecz stanowczy, jakby starała się ukryć gniew. Jednak już niepotrzebnie, bo i tak nie zamierzałam tam iść.

- Nie chcę. - oznajmiłam nerwowo.

Gdy kobieta na mnie popatrzyła, aż się wzdrygnęłam. Jej wzrok wydawał się wypalać we mnie dziurę, pełny gniewu, wręcz furii.

- Peters - to jedyne co usłyszałam zanim lekarz zaczął się do mnie szybko zbliżać, lecz ja wstałam i cofnęłam się szybko.

- Nie próbuj Nevio. Nie uciekniesz stąd. - powtarzał Doktor Peters, w ręku trzymając już strzykawkę. Nie zamierzałam dać sobie wstrzyknąć już żadnych środków!

Za plecami poczułam ścianę, a raczej szybę, oddzielającą biuro od pustki, a lekarz już złapał moje ramię. Wciąż walczyłam, strzepując z siebie jego ręce, co go wyraźnie irytowało.

Nagle zobaczyłam jak mężczyzna upada na ziemię tuż przede mną, odsłaniając Iana z jakimś wazonem w rękach, którym zapewne uderzył doktora, i Vivian tuż za nim, w szoku.

Do pomieszczenia nagle weszli ochroniarze, na pewno wezwani przez kobietę, z którymi nawet nie próbowałam już walczyć.
Wyprowadzili nas z biura, zostawiając tam Vivian i nieprzytomnego mężczyznę.

***

Leżałam na twardym łóżku, w zamkniętej celi do której nas zaprowadzono. Ian siedział na swojej nie ruszając się chyba od piętnastu minut, i oboje czekaliśmy aż ktoś do nas przyjdzie, lecz na razie nikt o nas nie pomyślał.

Widocznie skoro nie zamierzałam współpracować to już się nie trudzili z zapewnianiem mi luksusowych warunków.

- Wiesz co zamierzają z nami zrobić? - zapytałam w końcu, chcąc zająć się chociaż rozmową.

- Tobie nic, a ze mną... Nie wiem.

- Dlaczego mnie nic?

- Bo ciebie jeszcze potrzebują. Właściwie to od początku nie oczekiwali że dostarczysz im zbyt dużo informacji. Mogą sami je sobie zdobyć - odpowiedział spokojnie.

- Jak to? Niczego nie chcieli? To po co ja tu jestem? - gdy wypowiedziałam to pytanie na głos, zaczęłam zdawać sobie sprawę jaka może być odpowiedź.

- Jesteś dla nich zwykłym zakładnikiem. - potwierdził moje przypuszczenia - Na razie Vivian czeka, ale podejrzewam że niedługo zacznie grozić twojemu ojcu. Możliwe że każe im zawrócić statki, wtedy kiedy będzie się im to najmniej opłacać.

Pokiwałam głową, dając mu znać że to co mówi ma sens. Vivian od samego początku tylko starała się mnie zatrzymać na statku, sprawić bym nie próbowała uciekać albo nawet dać im choć trochę informacji, chociaż nie oczekiwali ode mnie zbyt wiele. Niczego zbyt ważnego nie wiedziałam.

- Jak myślisz, co chcieli mi zrobić kiedy mówili że założą mi soczewkę? - zapytałam niepewnie.

- Nie jestem pewien...

Przez chwilę oboje zastanawialiśmy się nad sytuacją.
Było pewne że zostanę przy życiu. Lecz mimo to ciągle bałam się tym do czego mogą się posunąć dla własnego zysku.

Nagle do głowy przyszło mi jeszcze jedno pytanie, nad którym w ogóle nie myślałam choć było jednym z ważniejszych.

- Dlaczego ty mi w ogóle pomagasz?

W końcu podniósł na mnie wzrok, i po chwili jedynie wzruszył ramionami.

Nagle drzwi otworzył ochroniarz.

- Ian Keith, proszę za mną.

Gdy chłopak wyszedł z pomieszczenia, światła w celi zgasły.

- Życzę dobranoc, panno Bright.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro