Rozdział 13
Nevia
Następny dzień w celi nie zaczął się przyjemnie, gdyż, z pewnością o wczesnej porze, obudziła nas Camila. Przez cały ten czas już zdążyłam o niej zapomnieć, jednak ona nadal tu była.
—Nevia, pójdziesz ze mną — oznajmiła bez żadnego przywitania.
Wstałam, choć nie czułam się zbyt dobrze. W celi na pewno nie mogłam się dobrze wyspać, a to było coś czego bardzo potrzebowałam.
Zanim wyszłyśmy Camila popatrzyła jeszcze pogardliwie na Iana, który, jak nie okazało, już nie spał tylko siedział w kącie na swoim łóżku. Jej zachowanie potwierdziło że była ona wierna Vivian, i to sprawiło że zaczęłam się zastanawiać dlaczego Ian nie był, jednak nie mogłam nad tym rozmyślać zbyt długo, gdyż musiałam iść za Camilą która zamknęła już za nami drzwi i podjęła następną wędrówkę przez korytarze.
Naprawdę zastanawiało mnie jak pracownicy zapamiętywali drogę.
Po kilku minutach Camila zatrzymała się przed białymi drzwiami, wyglądającymi bardzo podobnie do tych przez które musiałam przejść ostatnim razem, i to od razu sprawiło że serce zaczęło mi bić szybciej, bojąc się że znów będę musiała wchodzić do tamtej maszyny. Jednak gdy Camila je otworzyła, okazało się że pomieszczenie wyglądało odrobinę inaczej, przez co od razu mi ulżyło.
Choć nie byłam pewna czy słusznie.
Tak samo jak ostatnim razem, po lewej stronie była taka sama ściana co poprzednio, za którą byłam przekonana że stała Vivian, jednak przez którą my nie mogliśmy jej zobaczyć. Na samą myśl o tym że mnie obserwuje robiło mi się niedobrze.
Ku mojemu zdziwieniu, Ava również tu była. Stała przy ekranach wpatrując się w nie w skupieniu. Miała na sobie czarną ołówkową spódnicę i białą obcisłą bluzkę. Mimo jej dojrzałego wyglądu i zachowania nadal można było stwierdzić że ma jedynie około trzynastu lat.
— Avo, panna Bright już tu jest — oznajmił doktor Peters. Zdziwiło mnie trochę że nazywa ją po imieniu, a nie po nazwisku tak jak zwraca się do wszystkich innych osób, w tym nawet do mnie, mimo to że nie jestem uznawana za ważniejszą od niego.
— Wiem — odpowiedziała Ava, nie odwracając się w naszą stronę.
— Czy program jest już gotowy? — zapytała Vivian, która tak jak przypuszczałam, była za ścianą.
— Tak. Możemy wykonać skan w każdej chwili.
— Zatem zaczynajcie.
Już po tych słowach wiedziałam że nie szykuje się nic dobrego. Zdawałam sobie sprawę że nie mam innego wyjścia jak zrobić cokolwiek mi rozkażą. Nie miałam żadnych szans na ucieczkę.
Ava wskazała na szklaną płytkę na ziemi, dając mi znak bym na nią stanęła. Nad nią znajdowała się prostokątna rama umieszczona w ścianie, mniej więcej wysokości człowieka. Zaraz po tym jak się tam ustawiłam usłyszałam cichy pisk, po którym z ramy wyszła szklana szyba zamykająca mnie w środku.
Za nią mogłam nadal zobaczyć Avę, wpatrującą się w monitor, i doktora Petersa, stojącego za nią niezręcznie, jakby bał się podejść. Gdybym była w innej sytuacji, rozbawiłoby mnie to.
Po chwili w tubie w której się znajdowałam rozbłysło jasne światło, podobnie jak ostatnim razem gdy znalazłam się w maszynie która mnie zmusiła do przemowy. Od razu zamknęłam oczy, jednak tym razem cały proces nie potrwał długo i nie był tak nieprzyjemny.
Kilka sekund później usłyszałam jak szklana ściana chowa się w ramie i mogłam znów otworzyć oczy.
— Musimy teraz tylko poczekać aż program wykona resztę pracy. Może to zająć dłuższy czas.
— Zaprowadzić pannę Bright do celi? - zapytał doktor Peters.
— Tak. Chwilowo jej nie potrzebujemy — dobiegł nas głos Vivian zza ściany.
Nie miałam pojęcia co się dzieje ani co to był za program. Domyślałam się jedynie że lepiej by było dla mnie gdybym nie wiedziała.
Strażnik podszedł do mnie i chwycił mnie mocno za ramię, jakbym miała mu uciec w każdej chwili, choć oczywiście nie miałam nawet gdzie, po czym zaprowadził mnie krętymi korytarzami do celi.
***
— Jeszcze o tym nie słyszałem. Ale skoro to ta nowa pracownica Vivian to obsługiwała, to ona musiała to stworzyć — odparł Ian, po tym jak opowiedziałam mu o mojej dzisiejszej wizycie w gabinecie Petersa.
— Właśnie. Chyba na początku, jak weszłam do gabinetu mówiła coś o tym że program jest gotowy... — zamyśliłam się na chwilę — A ta nowa pracownica nazywa się Ava — dodałam, choć nie sądziłam że Iana to choć trochę obchodziło. Nie wydawał się lubić Avy, i ja też nie powinnam. W końcu mnie zdradziła, i od samego początku zachowywała się dziwnie. Jednak gdy weszłam wtedy do gabinetu, byłam pewna że na jej twarzy zobaczyłam szczere współczucie i przez chwilę nawet myślałam że żałuje tego co zrobiła. Ale oczywiście mogło mi się tylko wydawać.
— Dlaczego ty w ogóle pomagałeś Vivian? Przecież ty nawet nie zgadzasz się z tym co ona robi — zapytałam. I musiałam przyznać że to pytanie chodziło mi po głowie od dłuższego czasu.
— Nikt kto pracuje na tym statku nie zaczął robić tego z własnej woli. Na Marsie nie ma demokracji. Zresztą tak jak na Novie-35. Tylko że wy mieliście szczęście trafić na dość dobrego przywódcę. Vivian zawsze kierowała się swoimi celami których nikt nigdy nie rozumiał. Zwłaszcza odkąd Ziemia przejęła nad nami władzę i Vivian musi wykonywać ich polecenia — wytłumaczył Ian.
— Camila jakoś wydaje się jej służyć z własnej woli — zauważyłam.
— Bo właśnie na tym polega strategia Vivian. Każdy jej pracownik był szkolony od wieku pięciu lat. Ona dosłownie zabiera rodzicom ich dzieci, nie przejmując się ich zdaniem, by je szkolić i im wpajać ten sposób myślenia. Dlatego Camila nie widzi świata poza Vivian. Ona już nawet nie pamięta jej życia zanim ją zabrali.
— Ale ty nie myślisz tak jak ona?
— Bo moim rodzicom udało się mnie przed nią ukryć. Ale niestety jak miałem jedenaście lat odnaleźli mnie, a ich wtrącili do więzienia. Tylko że przez to sposób szkolenia Vivian nie zadziałał na mnie tak jak na innych — wytłumaczył — Mimo to w jakiś sposób udało mi się zostać jednym z jej najbardziej zaufanych osób, i przysięgłem. sobie że to wykorzystam by uratować moich rodziców.
— Ale przeze mnie ci się nie udało — stwierdziłam, pełna poczucia winy.
— Nie, to nie twoja wina...
— Oczywiście że moja! W ogóle cały mój plan z lotem na Ziemię był głupi i dziecinny. Nie wiem co sobie myślałam.
Po raz drugi to wszystko mnie uderzyło. Gdybym nie wymyśliła sobie tego wszystkiego, cała sytuacja mogłaby być inna. A teraz tuż przed sobą miałam kolejną osobę która przeze mnie ucierpiała.
Czułam się okropnie.
— Jakoś od niej uciekniemy. Nie wiem jak... Może po prostu ktoś nam pomoże. Przecież ludzie z Novy-35 już wiedzą że zniknęłam i będą mnie szukać — próbowałam dodać sobie otuchy. Jednak przypomniałam sobie o transmisji którą wykonała Vivian. Czy ryzykowaliby jej atak na Novę-35 tylko dla jednej dziewczyny? Mogłam jedynie mieć nadzieję że jednak tak.
***
Po kilku godzinach drzemki znów przyszła do nas Camila. Ostatnio wydawało mi się że jedyne co robiłam to spałam. Wprawdzie nie miałam nic innego do roboty w tej ciasnej i ciemnej celi. Ale ciągłe spanie i siedzenie w odizolowanym miejscu na pewno nie miało na mnie dobrego wpływu. Dowodem na to było to że wciąż bolała mnie głowa, i ciągle wydawałam się wycieńczona, mimo że prawie wcale się nie ruszałam.
Gdy Camila kazała mi pójść za nią ciężko było mi ustać na nogach, a przecież byłam tu najwyżej kilka dni. Szczerze bałam się jak będzie ze mną dalej.
Gdy zaprowadziła mnie do gabinetu Petersa, wszystko wydawało się być dokładnie jak tego ranka. A może to wcale nie było tak dawno i mój mózg mi już płatał figle?
Ava nadal stała przy jakichś urządzeniach a doktor Peters wciąż stał za nią niezręcznie. Camila wepchnęła mnie do środka i zamknęła za sobą drzwi.
— Już jest — poinformowała znajdujące się w pomieszczeniu osoby.
— Dobrze. Możesz odejść — odpowiedziała Ava, nawet nie podnosząc na nią wzroku. Wciąż szokowało mnie jak taka młoda osoba mogła tak po prostu przyjść i wydawać rozkazy o wiele lat starszym od siebie osobom.
— Stań gdzieś z boku. Zaraz się tobą zajmiemy — zwrócił się do mnie Peters.
Podeszłam do ściany przy której znajdował się największy ekran, który po chwili rozświetlił się. Nie spojrzałam na niego od razu, bojąc się tego co mogę zobaczyć, jednak w końcu ciekawość zwyciężyła. Obróciłam głowę, by spojrzeć... Na siebie. Na dwumetrowym ekranie znajdowała się moja twarz. Nie było to jednak żadne nagranie, gdyż uśmiechałam się i znajdowałam się na kanapie która musiała być tą na której siedziałam podczas transmisji. Byłam też ubrana w czarny kombinezon którego nigdy na sobie nie miałam.
Wtedy zdałam sobie ze wszystkiego sprawę.
Maszyna do której weszłam tego ranka była skanerem. Zrobiła skan mojego ciała by zrobić z tego symulację i by Vivian mogła się nią posługiwać kiedy tylko zapragnie.
Ale przecież to nie miało sensu. Na Novie-35 ta technologia już istnieje, więc powinni ją rozszyfrować błyskawicznie. Przecież Vivian nie była głupia, nie zrobiła by czegoś takiego...
— Przesłałam to na pani ekran, Pani White.
— Widzę. Rozpocznijcie.
Nagle moja twarz na ekranie drgnęła, i uśmiechnęła się szerzej, po czym mój głos rozbrzmiał w gabinecie.
— Witajcie. Jestem tu by wam przekazać ważną informację...
Już na te słowa zarówno moje ciało jak i umysł objął paraliż. Czy zamierzali to znów przesłać Novie-35? Na pewno tak.
— ... Dotyczącą wojny na Ziemi. Doszły nas informacje że wysłaliście statki kosmiczne bym mogła powrócić na Novę-35. Powtarzam jednak raz jeszcze że nie zamierzam tego robić i że podjęłam współpracę z Marsem. Jeśli nie zawrócicie statków będziemy musieli to zrobić siłą. Jak wiecie Mars jest w posiadaniu lepszych technologii od was więc możecie łatwo przewidzieć jak to by się skończyło. Mam nadzieję że zrozumieliście to co starałam się wam przekazać.
Nagle moja twarz na ekranie zamarzła w miejscu, wskazując na to że doszliśmy do końca filmu. Nadal nic nie rozumiałam. Mamy tą samą technologię. Przecież mieszkańcy Novy-35 będą mogli łatwo stwierdzić że to nie jestem ja, tylko mój wirtualny klon. Tylko czy na pewno? Z tego co widziałam mogłam wywnioskować że ten program został stworzony przez Avę. I na pewno był nowy, więc... Z pewnością stworzyła jego lepszą wersję, nie do odróżnienia od rzeczywistości.
— A teraz przejdźmy do badań. Musimy się przekonać czy wszystko jest tak jak należy.
Na te słowa odwróciłam nareszcie głowę od ekranu. Ava wpatrywała się we mnie wypranym z emocji wzrokiem, co jeszcze bardziej sprawiło że poczułam się nieswojo.
— Podejdź — usłyszałam głos Petersa.
Podeszłam, choć niechętnie. Nie czułam już tylko bezradności lecz także złość. Złość wobec Vivian, wobec wszystkich obecnych na tym statku, ale także wobec siebie, że nie byłam w stanie nic zrobić. Znajdowałam się na statku, nie miałam jak uciec, i byłam praktycznie sama, nie licząc Iana który był w bardzo podobnej sytuacji jak ja.
— Pobierz jej krew, musimy zobaczyć czy program nie wywołuje żadnych skutków ubocznych — rozkazała Petersowi Ava, na co ten kiwnął głową i kazał mi się położyć na fotelu, po czym wyjął strzykawkę.
— Podaj mi ramię — zwrócił się do mnie Peters.
Popatrzyłam na niego chwilę, rozważając opcje. Miałam tego wszystkiego dosyć. Dosyć tej bezradności. Czułam się jakbym była już całkiem niepotrzebna, podczas gdy to ja jako pierwsza spowodowałam to wszystko.
— Podaj mi ramię — powtórzył.
Ale nie mogłam. Nie byłam w stanie już robić wszystko co mi każe. To było dla mnie zbyt dużo. Zamiast tego w ułamku sekundy sięgnęłam po jakiś flakonik z nieznaną mi substancją i rzuciłam nim z całej siły o ekran. Ten zbił się i poleciały z niego kawałki szkła oraz iskry, a chwilę potem zobaczyłam ogień. Byłam w szoku. Nie miałam pojęcia czym była substancja którą rzuciłam, ale to ona wydawała się spowodować pożar.
Natychmiast otrząsnęłam się z transu i zerwałam się z fotela, po czym pobiegłam do drzwi by spróbować je sforsować. Pomieszczenie, a może i cały statek, przepełnił głośny dźwięk alarmu, a zamiast białego światła rozbłysł czerwony.
Na szczęście nie musiałam się zbyt długo męczyć, bo drzwi otworzyły się same, po to by wszyscy mogli bezpiecznie uciec z pomieszczenia.
— Wezwać strażników! — usłyszałam za sobą krzyk Petersa.
Jeszcze zanim otworzyły się na oścież, prześlizgnęłam się na zewnątrz i puściłam się biegiem. Nie miałam pojęcia w którą stronę się kieruję, więc postanowiłam po prostu unikać strażników skręcając tak często jak to możliwe.
Nagle zza zakrętu wybiegła jakaś osoba, prosto we mnie. Przez prędkość z jaką biegłam nie zdążyłam nawet się zatrzymać i zderzyłam się z nią boleśnie.
— Nevia? Co się stało? Dlaczego włączył się alarm? — usłyszałam nad sobą głos Iana.
Natychmiast mi ulżyło że to nie był strażnik tylko on.
— Nie wiem... Spowodowałam pożar w gabinecie. Ale teraz to nie jest ważne. Musimy uciec.
— Jak to uciec? Ze statku? — zapytał. I miał rację.
— Teraz wszyscy są zajęci pożarem. Mamy mało czasu, ale musimy coś zrobić — oznajmiłam, choć nie za bardzo nam to pomogło.
— Chodź tędy — oznajmił Ian, i chwilowo ogarnęła mnie nadzieja.
Skręciliśmy w prawo, po czym przebiegliśmy przez kilka korytarzy, mijając rzędy białych drzwi, zabarwionych światłem czerwonego alarmu.
Aż w końcu doszliśmy do miejsca które choć trochę różniło się od reszty statku, gdyż wydawało się ono być po prostu końcem korytarza. Znajdowały się tam większe drzwi, i dzięki alarmie przeciwpożarowym się otworzyły. Z daleka wydawało się tam być bardzo dużo światła, i gdy się przybliżyliśmy, zdałam sobie sprawę że było tam ogromne okno.
Wbiegliśmy do środka, lecz wciąż byli tam ludzie. Wyglądało to jak centrum nawigacji, a za oknem widać było... Marsa. Widziałam go wiele razy w szkole na zdjęciach, a nawet w symulacjach, lecz musiałam przyznać że na żywo wyglądał całkiem inaczej. A teraz właśnie się do niego zbliżaliśmy.
— Co wy tu robicie? Jest alarm! Trzeba się udać do specjalnych pomieszczeń! — przekrzykiwała alarm jakaś kobieta, która chyba sobie nie zdawała sprawy z tego kim jesteśmy.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, gdyż zza nas dobiegł nas odgłos kroków, i chwilę potem poczułam jak czyjeś ręce łapią mnie za ramiona, i gdy to samo zrobiono z Ianem, zdałam sobie sprawę że to strażnicy. Jednak za bardzo się tym nie przejęłam. Bardziej przejmował mnie fakt że niedługo mieliśmy lądować na powierzchni Marsa, a po tym niczego nie mogłam się spodziewać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro