Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

DRAKA W KLUBIE. OPÓŹNIONY LOT.

[...] Dzień wyjazdu nadszedł,przed wyjazdem na lotnisko, Izis odwiedziła jeszcze klub, by sprawdzić z Dominikiem , czy wszystko zostało załatwione, pozakanczane, pozabezpieczane i pozamykane. W tedy do klubu weszły trzy kafary, dryblasy napakowane.[...]

[...]DRUGI KAFAR
-Oczywiście kwiatuszku. Śmieszna jesteś, wyjdziemy kiedy zechcemy, ty stulecia swój dziubek i siedział cicho, bo zrobimy tu Salon lub Wietnam.

IZIS
- Ciekawe spostrzeżenie, jak na takiego głąba, jakim Pan jest. Jeżeli nie spostrzegł Pan , iż nie jesteśmy ni w Chinach , czy innym Azjatyckim kraju. Nie rozpętał Pan, Salonu ni Wietnamu, bo teraz znajdujemy się w innym kraju.

Izis krzyknęła za Dominikiem , który wyłonił się zza barowej lady. Spojrzał na trzech gotów, aż dziewczyna ujrzała w jego oczach, strach , lek i obawę. Wyszła iż coś jest nie tak, skoro jej współpracownik, bie był zadowolony, z tej wizyty. Więc usiadła swobodnie, na barze pupa i przyglądała się uważnie z powagą. Jednak nie odezwała się , ani słowem tylko dostrzegła że drzwi znowu się otwierają , a do wnętrza wchodzą jej przyjaciele z walizkami ,bo to tu, się umówili na spotkanie przed błotem. Dominik dalej był wystraszył, na co Izis odezwała się pewnym tonem.

IZIS
- Wyluzuj Domiś , nic się nie stanie. Panowie , zaraz wyjdą tylko podaj naszym klientom, coś dobrego i mocnego.

Natomiast trzeci KAFAR, który wogóle nie wyglądał groźnie, wręcz przeciwnie był tajemniczy ponieważ, nie ściągnął nadal kultura, który przykrywa i zycal cień , na całą twarz jego.

TRZECI KAFAR
- Ją dziękuje, prowadzę. Nie przyszliśmy tu , po to by pić , tylko...

Tu spojrzał na Dominika , znacznie który był w pełni świadomi , po co oni przyszli.

-...ten tu wie, po co przyszliśmy. Mam nadzieję że masz to, po co jesteśmy? Tym razem , noego będziemy pobłażliwi i delikatni .

DOMINIK
-Mam ale...- tu wymownie spojrzał , na dalej siedząca na barze, czerwono włosa dziewczynę. Która z pewnością , zimnym wychowaniem i obojętnym spojrzeniem , przyglądała się swoim paznokcią .

Izis , zrozumiała obawy Dominika, wyczuła jego strach. Powiadomiła przyjaciół by, trochę poczekali ale byli w pogotowiu , by pomoc w razie czego.

IZIS
" Mike, Berni, Jesica widzicie tych trzech , oni szykują tu rozruch, bądźcie proszę w gotowości. Szybko to rozegra , ale nie wiem , czy oni nie będą tego utrudniać. Proszę was wtedy o pomoc, czuje że Domiś , się ich boi. Więc pewno, przyszli po haracz"

BERNI
"Na mnie, możesz liczyć"

MIKE
" Na mnie, również"

JESICA
" Oczywiście Tobie pomogę, bez obaw Izis"

Trzeci kafar był lekko zirytowany czekanie, więc stanowczym , nie noszącym sprzeciwu głosem, odezwał się do chłopaka za barem.

TRZECI KAFAR
-Ale, co?! Cholera Dominik, nie pogrywaj z nami. Nie mamy czasu, chce wrócić przed świętami do domu. Więc z łaski swojej , dawaj ten chajs i już nas nie ma. Albo...

Izis która , do tej pory, nie odzywał się ani jednym słowem, do nieproszonych gości , przemówiła.

IZIS
-Albo, co?!

Wszystkie oczy, popatrzył się w stronę osoby. Która wypowiedziała te dwa słowa, w kpiacym tonie. Wtedy podszedł do niej, jeden z osiłków , położył ręce, po obu jej stronach , na blacie baru. Uchylił się do niej i zadał pytanie.

DRUGI KAFAR
-Możesz powtórzyć , słoneczko co żeś powiedziała . Miała się nie odzywać tak chyba się umówiliśmy, nie prawdaż .

IZIS
-Nie umówiliśmy się wcale, ty głupim ,głuchy bałówanie . A co, powiedziałam ? Było słuchać uważnie, ale skoro nie zażywasz prysznic. Bo czuć od ciebie, "psem" brudnym i uszu nie myjesz ... No cóż, nie wnika. Jak o swoją dasz higienę, ale powtórzę jeszcze raz, te dwa proste słowa, które wydobyła , z mych strun głosowych...

Nadal Izis siedziała, nie wzruszona że nad nią , pochyla się całą morda czerwoną,niby purpury jej kolor odbiegał, chłopak z nerwów szczękę, mocno zacisnął. Pięści o mało nie uszczerbiły blatu , chłopak wyprostować się, i się zamachnął . Na co szybko zamarł i nawet nie drgnal, po słowach wydobytych, z ust czerwono włosej dziewczyny.

IZIS
-Albo, Co?! O to, ci chodziło? A teraz z łaski swojej , wsadzi swoje łapy w kieszenie spodni. Bo nie ręce za siebie, kiedy te łapy dotkną mej skóry. I radzę waszejk, trójce, spieprzać stąd jak najszybciej, bo nie robią na mnie wrażenia, te wasze nie odpowiednie zachowania. Kasy, żadnej już nie dostańcie, teraz to , mój lokal a ją sama o niego się zajmę najlepiej. Nie robi , na mnie wrażenia wasza postawa. Wilkołaka idioty , Łowcy hakera i zamaskowanego potrafi, lecz muszę przyznać , że jako jedyny, ma dobre maniery.

PIERWSZY KAFAR
-No to, jaja jakieś. Dziewczyna będzie, dyktować nam warunki. Dominik coś ty zqmurowala dziwadło znalazł, do swojej obrony. Przecież ta mała, nie da nam trzem rady, no i jeszcze oberwie , za swoją nie wyparzoną gębę.

Pochylił się i złapał Dominika za koszulkę, wyciągnął go za lady barowej. Kiedy chłopak , stał już pewnie na nogach, usłyszeli warkot wilka. Po czym, odwrócili głowy w stronę Izis, czerwono włosej.

TRZECI KAFAR
-Kim ty , do cholery jesteś? Wiesz o naszym pochodzeniu, a my niczego nie czujemy od ciebie. Oprócz tych , co tam stoją , dwie marne Omegi i Bety. A ty, kim jesteś?

IZIS
-O to, właśnie mi chodziło. By żadne podrzędne ścierwo , nie wyczuło , kim jestem. Ale skoro, tak ładnie mnie prosisz, to ci pokaże. A później stąd wyjdziecie , grzecznie bez kasy.

TRZECI KAFAR
-To się , zobaczy.

Dziewczyna uniosła głowę, w między czasie od niej, aura czerwoną wybiła, zrobili się jaśniej. Nawet Dominik , Mike, Berni i Jesica byli pod wrażeniem. Lecz gdy spojrzeli w jej , szkarłatne ślepia aż się zlękli. Jeden z trójki chłopaków, aż się na tyłek przewrócił, drugi zaś stanął zamroczony. Trzeci natomiast, ten zakapturzony , oczy wytrzeszczył , jakby z orbity, usta rozszezył w niedowierzaniu .

TRZECI KAFAR
-To ty?... To nie możliwe.... Jesteś..chłopaki wychodzimy, pędem.

I na tym, zakończył i wybiegli z baru. Gdy za ostatnim , drzwi się już zamknęły. Izis wróciła do normalnego, koloru oczu.

DOMINIK
-Roger mówił, że dasz sobie , z nimi radę. Ale , co to było, do jasnej cholery? O mało w macie , nie na robiłem. O co im chodziło? Nie ważne, dziękuje tylko Izis, za wszystko.

IZIS
-Oki, spoko. Chodźmy już , bo każdy chce do domu.

Całą piątka wyszli, zamykając wszystko. Zasowajać lokal rolami, antywlamaniowymi , z każdej strony. Odprowadził przyjaciela, do samochodu a sami, zamówili taksówkę i ruszyli w kierunku lotniska. Po czterdziestu minutach, byli już na miejscu, ponieważ po drodze nie było korków. Myśleli że się spóżnili , lecz odetchnęli z ulga, bo to samolot miał parominutowe opóźnienie.

MIKE
-Oki, więc idziemy , napić się kawy . To postawi nas na nogi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro