Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII

Noga do przodu. Skok, obrót i cios. To właśnie powtarzała sobie w głowie, skacząc na belkach z zawiązanymi oczami. Musiała być uważna przy każdym najmniejszym kroku, a zarazem zwinna. Jeden mały błąd, a mogłaby przez to stracić życie. Lambert obserwował każdy jej ruch, nie szczędząc sobie słów na temat jej techniki. Rudowłosy uwielbiał mieć z nią treningi. Nie, nie dlatego, iż ją lubił. To była jedna z niewielu okazji, kiedy mógł ją powyzywać bez konsekwencji. Dostała taki przydział od Vesemira, licząc na to, ze nauczy się cierpliwości i znoszenia krytyki. Kpina. Żałosne. Okropne. Tylko to przychodził jej na myśl.

Chwilę później, gdy nie potrafiła już złapać tchu z wysiłku, usiadła na murku. Mężczyzna wywrócił oczami, ponieważ najchętniej zaćwiczyłby ją do upadłego.  Przetarła rękawem pot z czoła, następnie odłożyła miecz na bok.

— Ile jeszcze będziemy tak trenować?

— Godzinę, może trzy... —  odpowiedział.

Aster wyłupiła oczy.

— Nie ma takiej opcji. Przecież umrę.

— Umrzesz jak nie będziesz ruszała swojego tyłka do treningów — stwierdził, zakładając ręce na klatce. — A teraz szybko tor.

Dziewczyna wzięła głęboki wdech, następnie zaczęła pokonywać tor przeszkód na czas. Powtórzyła go trzy razy, dopóki Lambert nie był pewny, że pobiła swoj czas.

— Jeszcze raz każesz mi pobić czas, a ja pobije ciebie przysięgam... — sapała ze zmęczenia jak konający pies.

Lambert zaśmiał się pod nosem, twierdząc, że musi go przebiec jeszcze raz. Na szczęście przerwał im Eskel, mówiąc, że ma się spotkać z Vesemirem. Blondynka, czując się uratowana, szybko poszła do niego, zastanawiajac się co od niej może chcieć. Weszła do środka laboratorium, siadając na jednym z krzeseł.

— Chciałeś mnie widzieć?

— Tak — rzekł. — Zbierz się, bo za dwadzieścia minut idziesz na wyprawę w góry z Eskelem po składniki do eliksirów.

— Vesemirze, ale jest zima — zaśmiała się. — Większość roślin jest zamarznięta.

— Eskel ci wszystko wyjaśni po drodze. — odpowiedział, odkładając książkę.

Aster skinęła głową, zakładając na siebie płaszcz z wilczej skóry. Zaczęła ostrzyć miecz, który później wsadziła do skórzanego pasa. Dziewczyna wróciła na dziedziniec, na którym czekała na mężczyznę. Brunet zaczął iść na przód, a ona dorównała mu kroku. Przez chwilę szli w ciszy.  Kiedy zaczęli zagłębiać się bardziej w ośnieżone szczyty, Aster zdziwiła się.

— Nie powinniśmy iść na niższe warstwy? — zapytała.

— Nie, to co Vesemir chciał rośnie tylko przy szczytach — oznajmił, idąc do przodu.

Gdy wiedźmini doszli do pewnej jaskini, oboje przystanęli.

— Poczekaj tutaj, muszę coś sprawdzić. — rzekł, odchodząc w głąb.

Mężczyzna na chwilę zniknął z pola widzenia, a blondynka oparła się o jedną ze skał. Rozglądała się wokół, pstrykając palcami. Gdy Eskel jednak przez dłuższy czas nie wychodził, postanowiła wejść do środka. Mężczyzny dalej nie widziała, jednak gdy dotarła do pustego, rozległego zakątka   usłyszała potężny ryk. Obróciła się za siebie, gdzie z jednej ze skał podniósł się lodowy troll. Aster przeklnęła pod nosem, chowając się przed rzuconym kamieniem w jej stronę. Zdziwiła się, ponieważ rzadkością było je spotkać gdziekolwiek indziej niż Skellige.   Blondynka przebiegła na drugi koniec jaskini, wyciągając z pasa grom. Oczy naszły jej ciemnością, a jej pole widzenia zwężyło się na obiekcie terroru.  Kiedy ponownie zaczął rzucać kamieniami, Aster użyła Quenu. Jej uniki wyglądały jak taniec. Unikała każdy cios, starając się co jakiś czas zranić ostrzem przeciwnika. Jej walka trwała już piętnaście minut, podczas gdy troll nie dawał za wygraną. Rzucił nią o jedną ze skał, którymi odbiła się plecami. Poczuła ogromny ból, ale przekatrulała się na bok, żeby nie dostać kamieniem. Kiedy zaczął ponownie szarżować, wykorzystała resztki siły, po czym wskoczyła na skałę, następnie rzuciła się na niego, przebijając mu serce.  Aster opadła na ziemię, jak i również potwór. Wzięła kilka  głębokich wdechów. Wstając do pionu, wyciągnęła z potwora  ostrze, następnie oparła się o skałę. Podniosła głowę do góry, kiedy przed sobą, na wejściu do jaskini, zobaczyła opartego Eskela.

— Dobrze się bawiłeś? —  zapytała, odgarniając włosy z twarzy.

— Jak najbardziej  — odparł, obracając w palcach purchawkę.

Aster zaczęła iść w stronę mężczyzny lekko kulejąc. Mężczyzna poklepał ją po plecach, lecz szybko ją zabrał, kiedy zmierzyła go zimnym wzrokiem.

— Hej, to był pomysł Vesemira, nie mój. Chciał się przekonać na jakich umiejętnościach stoisz — bronił się, chowając roślinę do torby.

Po chwili podszedł do zabitego potwora, odcinając nożem jego język. Schował go do torby. Oboje wyszli z jaskini.  Po drodze zbierali jeszcze drobne rzeczy, aż wreszcie dotarli do bram twierdzy.

— Na wiosnę znowu wyruszasz, prawda? — zapytała, chociaż odpowiedź wydawała się jasna.

— Pewnie tak — odparł, otwierając bramę.

— Co ja bez was wszystkich zrobię — westchnęła. — Kolejne kilka miesięcy samotności.

— Przecież masz Vesemira i kilku adeptów — zdziwił się.

— I o czym mam pogadać z Vesemirem? O pogodzie? — zaśmiała  się.

— Jeśli tak bardzo chcesz — zażartował.

Weszli oboje do środka, czując potulne ciepło, dzięki któremu ich dłonie przestały zamarzać.  Dziewczyna zabrała od Eskela torbę, idąc z nią prosto do laboratorium. Postawiła ją na stole, patrząc wyczekująco.

— Czyli sobie poradziłaś  — rzekł. — Gratulacje.

— Nie jestem dzieckiem, wujku. — Założyła ręce na piersi. — To jasne, że sobie z nim poradziłam.

— Określenie wujek, chyba nie nadaje ci poważności  droga damo.

Aster zaprzeczyła głową z lekkim uśmiechem, po czym odwróciła się do wyjścia.

— Jeszcze się nie rozleniwiaj, czeka cię przygotowywanie eliksirów — powiedział, kiwając palcem.

Dziewczyna ściągnęła z siebie płaszcz, wieszając na wieszaku, następnie usiadła na drewnianym taborecie. Vesemir wyszedł z pomieszczenia, a Aster zaczęła wyciągać z szuflady fiolki. Chwilę później tuż za nią pojawił się czarodziej, który kiedyś pomagał przy jej Mutacjach.

— Hej, Assvan. — Uśmiechneła się. — Co tutaj robisz?

— Przyszedłem na lekcje odczynania klątw. Vesemir Ci nie mówił? — zaskoczył się.

Aster zaprzeczyła głową.

— Mówił o alchemii, ale pewnie staruszek się pomylił — zaśmiała się.

Assvan usiadł koło dziewczyny, tłumacząc główne zasady. W pewnym momencie jednak ich konwersacja zeszła na całkiem inny tor.

— Nie jesteś zmęczona swoją wrażliwością? — dopytał nagle.

Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad pytaniem.

— Trochę.

— Wiesz, wszystko zależy od ciebie, ale gdybyś kiedykolwiek chciała to zmienić, jestem w stanie temu zaradzić.

— Naprawdę? — Otworzyła buzię ze zdziwienia.

Asvaan kiwnął głową, a w głowie Aster pojawiło się tysiąc możliwych scenariuszy.

— Możesz to zrobić teraz? — Rozejrzała się. — Dopóki nie ma Vesemira.

Czarodziej uśmiechnął się, wstając. Podszedł do drugiej części laboratorium, zaczynając mieszać w jednej z fiolek eliksir. Aster rozmyślała już nad  tym, jak twarda będzie. Ile odejdzie jej zmartwień. Jaka silna może być. Po kilku minutach postawił fiolkę na stole, wypowiadając kilka słów ze starszej mowy. Eliksir zabulgotał.

— To na pewno bezpieczne? — dopytała żartobliwie, a on pokiwał głową.

Aster przechyliła fiolkę, wypijając jej zawartość, która po chwili rozeszła się ciepłem po całym ciele. Przez chwilę było w porządku, lecz po minucie zaczął ją boleć brzuch. Aster podniosła się z ławki, następnie czuła, jak wszystko wypala jej ciało.

— Asvaan chyba coś poszło nie tak... —
Przytrzymała się ściany, a jej ciało po chwili opadło bezwładnie na ziemię.

Mężczyzna popatrzył się na nią, następnie zaczął szybko wychodzić z pomieszczenia, lecz przykuło  to uwagę Geralta, który szykował się na lekcje alchemii z dziewczyną. Obrócił się za siebie, następnie powalił mężczyzne Aardem. Z jednej z sal wyszedł  Vesemir, który podszedł do dziewczyny, przenosząc ją na drewianie łóżko. Zawołał jednego z czarodzieji, następnie podał jej eliksir na odtrutkę. Czarodziej wypowiedział kilka słów, na które dziewczyna otworzyła oczy. Zaczęła pluć krwią, czując jak wszystko ją pali. Po kilku minutach zaczęła dochodzić do siebie, jednak dalej była bardzo osłabiona. W twierdzy rozległ się jeden wielki chaos w poszukiwaniu Asvanna, który zdołał być złapany. Aster popatrzyła na niego, skutego w kajdany.

— Przyznaj się co jej dałeś — warknął Geralt.

Czarodziej zaśmiał się pod nosem, wskazując na fiolkę. Geralt wziął fiolkę w ręce, wąchając ją i patrząc na kolor cieczy. Roztarł ją w palcach, po czym obrócił się w stronę reszty.

— To  mutagen do  tworzenia wiedźminów.











Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro