Rozdział VI
Tej samej nocy dziewczyna przeniosła swoje rzeczy do nowego pokoju, który różnił się tym, że po prostu nie było w nim szczurów i krzyków zza ściany. Aster czuła się wniebowzięta. Miała wrażenie, że powoli wstępuje w dorosłość, chociaż nic szczególnego się nie wydarzyło. Bowiem jedynym jej marzeniem, była wolność. Każdego wieczoru wyobrażała sobie moment, w którym sama będzie mogła wyjść na szlak i decydować o swoim losie. Siedem lat spędzonych w jednym miejscu nie służyło jej. Co prawda zakochała się w tym miejscu, ale chciała poczuć w ustach smak rozczarowań oraz innych wrażeń. Była zupełnie inna niż Lambert, który uważał, że jest stuknięta myśląc o tym, że to, co jej się przytrafiło jest szczęściem. Lambert uważał to za najgorsze przekleństwo, natomiast ona - za jej największe szczęście. Może to był fakt, bo od dziecka musiała radzić sobie sama i wreszcie czuła się do czegoś przydatna. Czuła, że jest ważna.
Na niebie już wisiał księżyc, oświetlając Kaer Morhen sceną jak z pięknego kadru. Słyszeć można było wycie wilków oraz leśna zwierzynę, chociaż w środku tłumiły to dźwięki obijających się szklanych kufli wśród wiedźminów. Aster po odłożeniu swoich rzeczy zaczęła iść do głownej sali, gdzie usiadła z resztą wiedźminów.
— A ty gdzie małolato? — rzekł Ivess, zatrzymując ją ręką.
Blondynka zmarszczyła brwi, przepychając się na przód. Gbur.
Usiadła na drewnianej ławce obok Geralta, który grał w gwinta. Obserwowała jego rozgrywkę i to, jak skutecznie udaje mu się zwyciężać. Po kilku sekundach zgarnął ze stolika monety, zwycięsko się uśmiechając. Po chwili białowłosy odstąpił jej miejsce przy grze, a ona uniosła do góry swoją zawziętą brodę. Przesunęła się, siadając przed Ivessem. Pochyliła się delikatnie nad stołem, wyjmując z kieszeni korony. Mężczyzna prychnął pod nosem. Nastąpiło rozdanie kart, a dwójka zaczęła ze sobą uważnie walczyć o drobną sumę. Pierwszą rundę wygrał Ivess, ale cieszył się za szybko, ponieważ następne dwie rundy wyszły na korzyść Aster. Mężczyzna rozchylił usta, patrząc się jak nastolatka zabiera monety. Geralt poklepał ją po plecach na znak dumy.
— Musisz się nauczyć przegrywać — szepnęła nad jego uchem, odchodząc od stolika.
Geralt oraz Eskel słysząc to zaśmiali się. Nikt nie umiał odjąć jej pewności siebie. Wydawała się wręcz niemożliwa.
— Może sprawdzimy się w takim razie na szermierce. — Wstał do pionu. — Wiedźminko.
Kilka zebranych wsysło powietrze, będąc ciekawym jak się to potoczy. Odeszła na chwilę na bok, zabierając ze stojaka miecz. Powędrowała z mężczyzną na środek sali, rozpoczynając starcie. Aster zaczęła szarżować za bardzo mieczem, co zaczęło ją gubić. Chciała zaimponować reszcie, jednak gdy wylądowała na podłodze upadając na plecy z mieczem przy gardle, wszystko z niej wyparowało.
— Przyznaj, że nadajesz się do kuchni, nie do walki. Albo do roli swojej matki. — powiedział.
Do nastolatki dotarły jego słowa. Bicie jej serca diametralnie podskoczyło.
— Pierdol się — odpowiedziała, po czym kopnęła go z całej siły w krocze.
Mężczyzna się skrzywił, zataczając koło. Blondynka natychmiastowo przeturlała się na bok, wstając na nogi. Odrzucila miecz na bok, zaciskając pięści.
— Nie mogę cię uderzyć. — Wywrócił oczami.
— Bo jesteś cipą. — Popatrzyła na niego, podchodząc bliżej.
Uderzyła go pierwsza, na co mężczyzna od razu odpowiedział ciosem. Widać było zdezorientowanie wśród zebranego tłumu. Eskel chciał się pomiędzy nich wtrącić, ale Lambert go zatrzymał. Dwójka wiedźminów zaczęła się bić na poważnie, do momentu, gdy do pomieszczenia nie wszedł Vesemir.
— Dosyć! — krzyknął, na co dziewczyna ostatni raz uderzyła mężczyzne.
Dwójka odsunęła się od siebie, patrząc na idącego w ich stronę starszyznę.
— Ty! — Wskazał ręką na mężczyznę.— Nie chce cię widzieć w tej sali.
— A ty. — Przeniósł palec na nastolatkę. — Z tobą porozmawiam sobie później.
Aster otarła krew z wargi, a Ivess wyszedł natychmiastowo z sali. Słowo Vesemira to słowo Vesemira i rzadko kto kiedy próbował je podważać. Blondynka rozejrzała się wokoło siebie, patrząc na miny każdego, następnie pośpiesznie zaczęła iść w stronę laboratorium, które stało puste. Wzięła głęboki wdech, opierając się rękoma o drewniany blat. Jedna z łez spłynęła jej, kąpiąc na powierzchnię. Aster mimo wszystko zawsze była emocjonalna. Każde niepowodzenie albo cokolwiek wyprowadzało ją z równowagi. To nieprawda, że każdy wiedźmin podczas uczenia pozbywa się emocji. Uczy się jak je ukrywać w odpowiednim momencie.
— Trzymasz się? — Do sali wszedł Eskel.
Otarła łzę, następnie obróciła się w jego stronę.
— Oczywiście, że tak.
Eskel pokiwał głowa, podchodząc do dziewczyny. Wskazał jej ręką krzesło, następnie zabrał ze stolika czystą szmatkę i namoczył w wodzie z liści blekotu.
— Nic mi nie jest. — Machnęła ręką.
— Aster, nie chce ci nic mówić, ale krwawisz jak Lambert po spadnięciu z klifu.
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Eskel przyłożył jej szmatke do czoła, ścierając krew. Dopiero kiedy adrenalina zaczęła z niej schodzić, zaczęła czuć skutki walki. Wzięła głęboki oddech. Eskel odłożył szmatke na bok.
— Jak bardzo mam przechlapane u Vesemira?
— Ciężko stwierdzić, ale na twoim miejscu zacząłbym się przygotować do wyprawy tygodniowej do lasu — zażartował.
Aster przymknęła na chwilę oczy, po czym zaczęła iść z brunetem ponownie do sali. Po drodze minęła kilka spojrzeń, które wyrażały milion emocji. Po dotarciu okazało się, że część z nich zaprosiła do środka elfie prostytutki. Dziewczyna rozchyliła buzie, próbujac to przeanalizować, następnie zrobiła kilka kroków w tył. Czysta bezczelność. Nigdy nie wnikała w życie towarzyskie wiedźminów, co prawda, często słyszała i widziała różne rzeczy, ale jednego była pewna - pomysł musiał należeć do Ivessa, żeby wytrącić ją z równowagi. Poszła wprost do łazienki, w której stanęła przy lustrze. Próbowała się uspokoić, trzymając rękę na jednej ze szmatek. Po chwili jednak materiał się podpalił, a dziewczyna szybko wrzuciła go do kubła pełnego wody. Spokój. Tego potrzebowała. Jeszcze tego jej brakowało, żeby niechący coś podpalila.
Po kilku minutach wróciła do pokoju, następnie położyła się na łóżku. Wpatrywała się w ścianę, podczas gdy do środka wszedł Vesemir. Aster usiadła na brzegu łóżka, wpatrując się w podłogę.
Vesemir patrzył jej prosto w oczy. Jego wzrok wyrażał czystą złość i frustrację.
— Co ty sobie wyobrażałaś? — zapytał. — Myślisz, że wybuchy gniewu i prowokacje pomogą Ci? Jak będziesz na szlaku jedyne co będzie Ci potrzebne to spokój. Inaczej zginiesz z własnej głupoty.
— Przepraszam? — rzekła niepewnie.
— Nie przepraszaj mnie. Jutro będziesz przepraszać samą siebie — odpowiedział, zamykając drzwi.
Aster położyła głowę na poduszce, próbując dojść do jakiegokolwiek wniosku. Zawiodła go, a to była ostatnia rzecz, której chciała. Nie tak to miało wyjść.
Kiedy do jej pokoju ponownie ktoś zapukał, miała ochotę rzucić w tę osobę Aardem, ale musiała się opanować. Odpowiedziala krótko, a w pokoju pojawił się ponownie Eskel.
— Czy możecie wszyscy mi dać spokój? — oburzyła się, odwracając do ściany.
— Na pewno chcesz siedzieć teraz sama? — zapytał.
Aster nie odpowiedziała. Dopiero kiedy mężczyzna zbliżył się do drzwi zabrała głos.
— Czemu zawsze wszystko robię źle?
— Nie robisz źle — odpowiedział, siadając na brzegu łóżka. — Po prostu starasz się tak bardzo, że przestaje Ci to wychodzić. To normalne. Po prostu musisz odpocząć.
— Chyba po prostu się muszę z tym przespać — westchnęła, przykrywając się kocykiem.
— Jasne — rzekł, otwierając drzwi. — Miłych snów, Aster.
Blondynka uśmiechnęła się pod nosem, przyciskajac twarz do poduszki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro