Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I

Bondar 1174

Rozweselona od ucha do ucha dziewczynka o jasnych włosach, biegała w kółko na dworze, bawiąc się w berka wraz z innymi dziećmi. Aster miała już dziesięć lat i była całkiem inteligentna. Chętnie poznawała nowe dzieci, ale zawsze była odpowiednio zdystansowana. Kiedy słońce już zachodziło, a wszystkie dzieci zbierały się do swoich domów, Aster zrobiła to samo. Weszła do środka, gdzie czekała na nią Maria i usiadła na jednym z krzeseł w kuchni. Jej kontakt z mamą był dobry, chociaż już jako dziecko rozumiała, kiedy Maria przyjmowała swoich klientów w sypialni. Nie znała szczegółów, ale rozumiała w kilku procentac, co tak naprawdę jest grane.

Była już wiosna, czyli ulubiona pora roku dziewczynki, która zawsze zrywała z łąk ulubione kwiatki, układając je w wazonie. Uwielbiała naturę, a nawet jej imię było szczególnie związane z kwiatem, który jej mama wręcz kochała. Dlatego postanowiła tak ją nazwać.

Cały wieczór przechodził normalnie, kiedy wokół chaty słychać było kilka trzasków. Zaniepokojona Maria, chwyciła w ręce miotłę, po czym wychyliła się lekko za drzwi. Kiedy nikogo nie zauważyła, wróciła ponownie do chaty, lecz wnet w tym samym momencie pewien mężczyzna, którego widziała z pewnością kilka razy, gdy przychodził do rodzicielki, założył na jej szyję sznur. Aster zerwała się z krzesła, odchodząc do tyłu. Jako biedne dziecko nie mogła nic zrobić, tylko patrzeć jak Maria próbuje zepchnąć z siebie przeciwnika. Mężczyzna popchnął Kobietę na szafkę, a blondynka uciekła wgłąb mieszkania, żeby się schować w szafie. Uchyliła delikatnie drzwi cała roztrzęsiona, patrząc na zaistniała sytuację, kiedy napastnik wbił kobiecie nóż kilka razy prosto w brzuch. Odepchnął ją od siebie, patrząc na Marię, która osunęła się ciałem. Odszedł kilka kroków do tyłu, zabierając wszystkie korony z szafki, po czym wybiegł w stronę drzwi.

Jednak nie zdążył uciec, bowiem w drzwiach stanął kolejny mężczyzna, który widząc go oraz krew na podłodze, zaczął z nim walczyć. Napastnik opadł na ziemię wraz z woreczkiem monet, który rozsypał się z dźwiękiem na deski, wysypując z nich złoto.

Dziewczynka siedziała zalana łzami w szafie, próbując nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, lecz gdy tylko ruszyła nogą, z szafy wypadła fioletowa piłka do zabawy. Pokaturlała się wprost pod nogi czarnowlosego, który zaczął powoli iść w tym kierunku. Stanął przed szafą, po czym otworzył drzwiczki.

— Proszę, nie rób mi krzywdy! —  wystraszyła się.

Mężczyzna zmarszczył brwi, po czym rzucił miecz na bok.

— Aster? — dopytał, a dziewczynka skinęła głową.

— Nic Ci nie zrobię, obiecuję. — Klęknął  przed nią. —  Byłem znajomym twojej mamy.

— Nie ufam Ci — odpowiedziała.

— Nie oczekuję tego od Ciebie. Chcę Ci tylko pomóc —  rzekł, wystawiając w jej stronę rękę.

Aster dopiero teraz zdała sobie sprawę, że widziała go już wcześniej, więc podała mu rękę, wychodząc z kryjówki. Mężczyzna zabrał swoje miecze, po czym wyszedł z chaty wraz z Aster.

_  Gdzie mnie zabierasz?

— Tam, gdzie będziesz bezpieczna —  odparł, pomagając jej wsiąść na konia.

Nie ufała mu ani trochę, jednak była zbyt rozpaczona, a przy tym roztrzęsiona, żeby myśleć o czymkolwiek innym niż jej matka. W pewnym momencie płakała tak bardzo, że Gardis użył znaku Aksji, żeby ją uspokoić. Nigdy nie miał doświadczenia z dziećmi, więc nie wiedział jak ma się zachować. Jednak czuł, że nie może jej zostawić samej. Nie wiedział, czy robi dobrze, prowadząc ją wprost w mury Kaer morhen, lecz to był dla niego dom i musiał pomyśleć, co ma zrobić dalej. Gdyby ją zostawił pewnie umarłaby z głodu, albo zginęłaby w milion innych sposobów. To miasto było zbyt niebezpieczne, żeby mogła w nim zostać sama.

Ich podróż do zamku trwała dwa dni z licznymi przystankami, więc gdy tylko dotarli do celu, oboje byli wykończeni. Gardis pomógł jej zejść z konia, następnie zaczął iść przez wysokie mury wprost na dziedziniec. Aster rozejrzała się dookoła, a gdy zobaczyła wokół kilkoro młodych chłopców, którzy trenowali, doznała lekkiego szoku. Szła cały czas za Gardisem, dopóki nie dotarli do Wielkiej sali, w której znajdowało się kilka starszych ludzi.

— Kto to? —  natychmiast zapytał jeden z mężczyzn, który miał szare włosy.

Dziewczynka odwróciła wzrok, patrząc się w ścianę. Wiedźmin odszedł od niej do przodu, wdając się w dyskusję.

— Gardis, czyś ty na łeb oszalał? Nie będę jej szkolił pod żadnym pozorem, jest dziewczyną! — Szarowłosy zaczął gestykulować rękami.

—  Nie mamy wyboru — odparł. —  Nie mam co z nią zrobić. Jej matka właśnie zmarła, a wiem, że jest w stanie sobie poradzić z mutacją.

—Nie biorę w tym udziału — zaznaczył. —  Możesz robić co chcesz, ale ja nie wezmę za to odpowiedzialności.

Czarnowłosy obrócił się plecami, po czym zawołał do siebie dziewczynkę. Usiadł z nią na dziedzińcu, gdzie przez chwilę milczał.

— Aster, wiesz gdzie teraz jesteśmy?

Zaprzeczyła głową.

— Tutaj się szkoli wiedźminów. Wiesz kim jest wiedźmin? —  zapytał.

Aster ponownie się nie odezwała.

— Wiedźmini zabijają potwory. Każdy z tych chłopców, których teraz widzisz przechodzą trening, dzięki którym mogą nimi być —  wytłumaczył, wzdychając ciężko.

—  To boli?

— Bardzo, ale nie ma większej satysfakcji niż to, kiedy się udaje. Wtedy dostajesz takie miecze jak ja. Zmieniają ci się oczy. Zmieniasz się cały.

—  Co z moją mamą?

—  Twoja mama teraz jest w miejscu, gdzie nie ma żadnego potwora. Żadnych złych ludzi. Jest szczęśliwa.

—  Ale ja chce się z nią zobaczyć!

—  Aster, minie długi czas zanim zobaczysz swoją mamę. Teraz musisz zadbać o siebie, bo nikt inny tego nie zrobi. Chcę cię przygotować na to, co teraz ma nadejść. —  Odgarnął spocone włosy do tyłu.

Dziewczynka zmarszczyła brwi.

—  Będziesz szkolona na wiedźminkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro