Rozdział XIX
Beauclair, 1205
Kopnęła truchło kobiety na plecy, odsłaniając jej wyżarte od środka wnętrzności. Cofnęła się o krok, gdy do jej nozdrzy dotarł zapach stęchlizny. Coś okropnego. Kucnęła, zatykając nos, po czym zaczęła obserwować rany zadane na ciele. Stopy bose z wbitymi w skórę drobnymi kamykami. Uciekała. Idąc wzrokiem natrafiła na brzuch. Wnętrzności miały świeże ślady, to zwierzę musiało je przegryźć. Skóra była cała sina, lekko zabarwiona na niebiesko. Zmarszczyła brwi, odsłaniając jej szyję. Zobaczyła na niej dwa ślady kłów. Wampir. Często to się zdarzało w Touissant. Po wygnaniu elfów zamieszkało ich tu całkiem dużo. Wyprostowała plecy, następnie zaczęła iść do księżnej, żeby zdać jej dotychczasowy raport. To właśnie ona poprosiła ją o pomoc. Wiedziała, że można jej zaufać.
— To wampir. — Stanęła przed nią. — Prawdopodobnie wyższy, bo zatarł część śladów. Przynajmniej się starał. Zostawił też wisiorek, pewnie mu upadł.
— O matko... — Zakryła ręką buzię. — Wampir wyższy? Przecież.. Przecież jego może zabić tylko inny wampir. Co teraz zrobisz?
— Pójdę z nim porozmawiać.
— Ty chyba oszalałaś! — oburzyła się. — Idziesz na pewną śmierć! Zakazuje ci kontynuowania tego śledztwa, Aster.
Blondynka zaprzeczyła głową.
— Albo pozwolisz mi tam pójść, albo ludzie nadal będą ginąć. Zdecyduj się więc — powiedziała twardo.
Na twarzy Karoliny panowało pewne zmieszanie. Widać było jej rozterkę, aż wreszcie podniosła głowę i obrzuciwszy ją wzrokiem, odpowiedziała.
— Masz rację.
Aster skinęła głową. Obróciła się, następnie zaczęła iść prosto na dziedziniec, a z niego na ławkę przed lasem. Wyciągnęła z kieszeni sukni wisior z czerwonym kryształem, po czym ścisnęła go w dłoni. Wypowiedziała głośno zaklęcie, skupiając się na przedmiocie. Przymykając oczy, dostrzegła opuszczony budynek za lasem. Schowała przedmiot do kieszeni. Wyczarowała portal, do którego się przeniosła. Było już ciemno, dawno po zachodzie słońca. Czy decyzja kobiety była niewątpliwie nieodpowiedzialna? Owszem. Przez tyle lat, jak widać, ani trochę się to nie zmieniło. Każdy bowiem wie, że wampira kołek ani czosnek nie przebije, a co dopiero wyższego, z którym w rozmowy się nie wchodzi.
Dziewczyna stanęła przed drzwiami lekko zniszczonej twierdzy. Wiatr odbijał się od ścian, a wokół szeleściły liście.
Aster weszła do środka, idąc ciemnym korytarzem. Na ścianach były pochodnie. Płonące, co potwierdzało obecność wampira. Gdy znalazła się w jednej sali, przystanęła na chwilę, słysząc za sobą hałas. Za nim zdążyła się obrócić, jej ciało poszybowało kilka metrów do tyłu, odbijając się od ściany. Syknęła głośno, czując ból. Przed nią pojawił się mężczyzna w czarnych, niczym smar włosach.
— Kimżeś jest? — syknął. — Zresztą, nieważne. Zaraz...
— Czekaj! — Wyciągnęła rękę na przeciw siebie. — Chcę pogadać.
Wampir zaśmiał się pod nosem.
— O czym?
— Musisz przestać zabijać mieszkańców stolicy. Nie są niczemu winni. — Spojrzała na niego, powoli podnosząc się z ziemi.
— Jesteś taka głupia, czy mówisz na poważnie? — Zmarszczył czoło. — Księżna jest sama temu winna.
— O czym ty mówisz?
— Księżna wydała rozkaz zabicia mnie, gdy raz zjawiłem się na mieście. Staram się opanować swoją naturę, ale gdy strażnik rozciął temu mężczyźnie rękę... Nie mogłem się powstrzymać. — Oparł się o kamienny mur. — Jeśli chcesz możemy walczyć, chociaż radzę Ci odejść w spokoju.
— Chcę Ci pomóc — rzekła po chwili, na co wampir zdziwił się. — To twoje prawda?
Wyciągnęła rękę, a z jej palców zawisnął czerwony wisiorek. Wampir spojrzał na nią.
— Strażnik mi go zabrał, musiał mu wypaść, jak zdzielił mnie mieczem — powiedział. — Co chcesz więc zrobić?
— Zrzucę trop na kogoś innego.
— Możesz mieć poważne kłopoty — stwierdził, dalej nie rozumiejąc woli dziewczyny.
— Nie interesuje mnie to — rzuciła, podając wampirowi amulet.
Skinął głową, a blondynka czarując portal, zniknęła w nim. Chwilę później, znalazła się w zamku. Noc nastała, więc czekała przed salą, aż nastanie świt. Wreszcie, gdy księżna w długiej sukni znalazła się w głównym holu, Aster wstała.
— I jak, doszłaś do porozumienia z tą krwistą bestią? — zapytała podejrzliwie.
— Nie — zaprzeczyła, a księżna zmarszczyła czoło. — Nie spotkałam jej. Myliłam się. To był fleder, ale już został zabity.
Księżna zmieszała się jeszcze bardziej.
— Pragnę ogłosić to dziś na dziedzińcu. Każdemu już nic nie zagraża — dodała Aster.
Kobieta otworzyła buzię, nie wiedząc co ma powiedzieć, a chwilę później wreszcie zabrała głos.
— Jeśli taka twoja wola. Pragnę jednak dokumentacji zabicia potwora, ponieważ przeto mam nadzieję, że tłum w to nie uwierzy.
— Czemu miałby nie uwierzyć, skoro to prawda?
Księżna zamilkła na chwilę.
— Pójdź to ogłoś.
Aster więc zabrała tyłek w troki. Nad jednym się zastanawiała. Trofeum, którego oczywiście nie posiadała. Zamknęła drzwi jednej z sal, następnie usiadła na kanapie. Zaczęła wyobrażać sobie wygląd potwora. W powietrzu nakreśliła palcem kształty aż wreszcie, na bruku wylądowała głowa potwora. Wyciągnęła z jednej z szuflad worek, po czym schowała łeb do środka. Pewnym krokiem dotarła na dziedziniec, gdzie okoliczni ludzie bawili się w najlepsze. Aster poprosiła o ciszę wszystkich grajków, po czym stanęła na skalnym podniesieniu, spoglądając na zebranych.
— Pragnę ogłosić, że bestia już wam nie zagraża! Ubiłam ją tego ranka, a nim okazał się fleder. Zwykły wampir, który zdecydował się wejść na to terytorium. Od dzisiaj miasteczko jest bezpieczne na nowo! — krzyknęła głośno, wyciągając z torby łeb, który rzuciła na ziemię.
Ludzie zaczęli się patrzeć na nią ze zdziwieniem i podziwem. A przede wszystkim radością. Kątem oka zobaczyła księżną, która zza tłumu obserwowała całą sytuację. Po minucie jednak łeb potwora zaczął iskrzeć oraz zanikać. Aster popatrzyła na łeb, który po chwili zniknął, a publiczność przeraziła się, patrząc na nią.
— Oszustka! — krzyknął ktoś z tłumu, a dziewczyna obróciła się szybko, żeby wyczarować portal.
Zrobiła to, jednak za nim zdążyła do niego wejść, ktoś pociągnął ją za długie włosy, obalając na ziemię. Na nadgarstki założono jej kajdanki z dwumirytu, następnie podniesiono do pionu. Spojrzała na księżna, która nie była tym zaskoczona. Podeszła do przodu czym prędzej. Stojąc przed nią, wydała rozkaz.
— Do więzienia w zamku — powiedziała. — Za oszustwo.
Aster próbowała się wyrwać, ale na daremno. Strażnicy przenieśli ją do celi, której drzwi zamknęli na klucz.
Usiadła na podłodze, wpatrując się w kraty i obmyślając plan, jak może się stąd wydostać. Trwało tak do następnego dnia, kiedy ktoś obudził ją solidnym kopniakiem w brzuch. Splunęła krwią na ziemię, budząc się. Spojrzała na strażnika morderczym wzrokiem.
— Wstawaj, wiedźmo.
— Jestem czarodziejką tępy chuju — odpowiedziała przez zaciśnięte zęby.
Mężczyzna uderzył ją z pięści w twarz, na co aż dostała mroczków w głowie. Chwycił ją za gardło, popychając do przodu, aż upadła na kolana. Wzięła głęboki wdech, gdy nagle usłyszała hałas. Przygotowała się na następny cios, a gdy nie nadszedł, natychmiastowo się odwróciła. Za sobą zobaczyła wampira, któremu złożyła wizytę.
— Co tutaj robisz? — zapytała, a z jej warg leciała krew.
— Pomagam.
Wampir wyciągnął z kieszeni strażnika klucz do celi, po czym je otworzył. Aster rozglądnęła się, a tuż przy korytarzu zauważył ją kolejny strażnik, który zwołał następnych. Blondynka popatrzyła na wampira. Zabrał się do ataku. Kobieta kopnęła strażnika w kolano, następnie stanęła za nim, zaczynając dusić go kajdankami. Drugiego, który się na nią rzucił kopnęła w klatkę, po czym podcięła nogę, aż uderzył głową w mur. Tłum więźniów zawył, a wampir spojrzał po chwili na cieknącą krew.
— Uciekaj — zdążył powiedzieć. — Zanim będzie za późno.
Aster wyciągnęła z budki klucz do kajdanek i wybiegła z nim na dziedziniec. Przekonała małego chłopca, żeby pomógł jej je otworzyć, następnie spoglądając na zamek oraz słysząc krzyki, zniknęła w otoczce portalu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro