{2}
Odwróciłam się i zobaczyłam czteroosobową grupę, składającą się z samych chłopaków, co za szczęście. Przewróciłam oczami i postanowiłam ich zignorować. Chyba jednak było to moim błędem, bo poczułam owijającą się dłoń wokół mojego nadgarstka. Uśmiechnęłam się sztucznie i odwróciłam w stronę chłopaka. Ku mojemu zdziwieniu był to nasz szkolny „BAD BOY", Aron.
-Czego chcesz? -zapytałam.
-Mam parę rzeczy na liście. -powiedział i jeszcze bardziej się przybliżył.
-To chyba nie dotyczy mnie idioto. -syknęłam.
-Groźnie. -uśmiechnął się szyderczo.
-Jeszcze raz się spytam, czego chcesz? -wyrwałam nadgarstek z jego uścisku.
-A czy mówię, że czegoś chce? -podniósł obie ręce w geście poddania się.
-To po co mnie zatrzymałeś? -zapytałam i skrzyżowałam ręce na klatce.
-Zapomniałaś, że już ze mną trenujesz? -zapytał i przyciągnął mnie do siebie za biodra.
-Nie dotykaj mnie. -warknęłam i strzepnęłam jego dłonie.
-Oj tam nie złość się Sunny. -poprawił swoje włosy.
-Twoi kumple czekają. -powiedziałam i poprawiłam torbę na ramieniu.
-To co? -zapytał niewinnie.
-To, że powinieneś tam iść? -przewróciłam oczami.
-To chyba ja ustalam zasady gdzie mam iść, skarbie. -uśmiechnął się szeroko, gdy zobaczył na moich policzkach rumieńce.
-Oh, spieprzaj McLevis. -oznajmiłam i kiedy miałam iść w stronę boiska, chłopak przyciągnął mnie jeszcze raz do siebie, ale tym razem ja byłam odwrócona do niego tyłem.
-Widzę jak na ciebie działam. -usłyszałam gwizdy i krzyki ze strony jego kolegów, dlatego wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam szybkim krokiem na boisko.
Co za pieprzony palant. -pomyślałam i zakryłam włosami już mniejsze rumieńce.
-Sunny pośpiesz się! -usłyszałam, dlatego podbiegłam do drużyny, wcześniej zostawiając rzeczy w szatni.
-Jestem. -odparłam z lekka zadyszką.
-Mamy chyba dziś szczęście. -powiedziała Emilia.
-Dlaczego? -zapytałam, gdy byłam w trakcie rozciągania się.
-Trener ma dobry dzień. -zaśmiała się cicho .
-Wiesz.. -zaczęłam.
-Nie mów, że dziś nie ćwiczysz. -powiedziała .
-Właściwie to tak. -oznajmiłam.
-Dlaczego nie ćwiczysz? -zapytała.
-Trener kazał mi nagrać parę ujęć z ćwiczeń i tak dalej. -skłamałam i usiadłam na ławce, wyjmując kamerę z torby. Przecież, nie mogłam powiedzieć, że wypisałam się z drużyny już wcześniej. Nie ma to jak udawać co Sunny.
-Okej, to ja lecę. -pomachała mi odbiegła do reszty osób. Oczywiście, gdy odwróciłam wzrok i spojrzałam na drużynę, zauważyłam tam cheerleadereki w swoich kusych strojach. Od razu poznałam tlenione blond włosy Olivii i jej słynny, pełny dekolt, który uważałam za sztuczny. Weszłam na wyższy poziom trybun i usiadłam na jednym z krzesełek, chwilę przyglądając się jak ćwiczą. Niedługo potem usłyszałam głośne śmiechy zawodników, którzy weszli na murawę.
Postanowiłam trochę poczekać z nagrywaniem i zaczęłam obserwować jak trener wchodzi na boisko i sprawdza obecność.
-McLevis! -wyczytał z listy, a gdy nikt mu nie odpowiedział, rozejrzał się dokładnie.
-Gdzie jest do cho.. -zaczął zdenerwowany trener, ale po chwili przerwał mu chłopak wchodzący na boisko i poprawiający swoje włosy.
-Przepraszam, panie trenerze. -powiedział na tyle głośno, iż byłam to w stanie usłyszeć z trybun. Twarz Persona rozjaśnił szeroki uśmiech, gdy tylko to zobaczyłam, cicho prychnęłam pod nosem. Chłopak stanął na linii, obok Dylana posyłając mu chłodne spojrzenie, następnie wyprostował się dumnie, a ja ciężko przełknęłam ślinę, gdy jego wzrok powoli przesunął się na mnie. Z jego twarzy nie mogłam nic odczytać, dlatego starałam się zachować ten sam obojętny sposób. Po krótkiej chwili odwrócił się do Olivii i puścił jej oczko. I tak zaczął się dla nich czas katuszy. Wyszłam z boiska jako ostatnio, ponownie mówiąc trenerowi, że zastanowię się nad propozycją ponownego dojścia do drużyny. Gdy przechodziłam obok łazienek, przede mną wyrosła sylwetką Arona. Podniosłam wzrok i od razu spuściłam, bo miał na sobie tylko przepasany przez biodra ręcznik. Cholera, moje myśli naprawdę nie były prawidłowe w tamtym momencie i udawałam nazbyt zajętą swoim notesikiem, gdzie miałam zapisany plan lekcji.
-Wiem, że na mnie patrzysz Sunny. -usłyszałam stłumiony i zadowolony głos chłopaka, gdy ponownie zniknął w łazience, tym razem z ubraniami w dłoni.
-Nie, nie patrzę. -odpowiedziałam zaciskając usta.
-Patrzysz. -odezwał się, wychodząc już całkowicie ubrany i schował swoje rzeczy do sportowej torby.
-Oh, zamknij się. -przewróciłam oczami i wbiłam zęby w dolną wargę, opuściliśmy teren szkoły w ciszy. Poprawiłam pasek od torby na ramieniu i popatrzyłam na ciemność, którą rozświetliło kilka lamp.
-Wsiadaj odwiozę cię, aniołku. -mruknął do mnie, a ja nie wiedziałam co mam zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro