24. Zostaniesz ze mną na zawsze?
Kiedy Kuba otworzył rano oczy, pierwsze co zobaczył, to drewniany sufit poddasza. Poczuł gorąco i jak dres przykleił mu się do ciała. Antek spał obok z czołem przytkniętym do jego ramienia, ale to nie on grzał jak piec. Powietrze jakby zgęstniało i stało się suche jak popiół. Nie rozumiał, co się dzieje. Poruszył się i Antek podniósł opuchniętą twarz z poduszki.
— Dzień dobry? — zapytał, uśmiechając się z zamkniętymi oczami. — Już rano? — dodał, jakby jasność pomieszczenia go nie oślepiała i z tego powodu miał zamknięte oczy.
— Czemu tu jest tak gorąco? — zaskrzypiał Kuba.
Gardło miał suche jak papier. Ścierny.
— Temperatura musiała spaść w nocy mocno poniżej zera i piec mocniej przygrzał, a teraz pewnie znów jest koło zera na zewnątrz i stąd to gorąco — wytłumaczył i opadł z powrotem na poduszkę. — Termoizolacja to nie zawsze dobre rozwiązanie, ale uwierz mi, nie chciałbyś tu spać, gdy dach był stary. Czasem miałem wrażenie, że nos przymarza mi do poduszki.
Kuba usiadł na materacu i przetarł oczy. W pokoju było jasno jak nigdy. Spojrzał w stronę okna po drugiej stronie poddasza, bo to obok nich było zasłonięte roletą.
— ŚNIEG! — wykrzyknął i zerwał się na równe nogi.
Przywalił głową w niski strop, zupełnie tak samo, gdy wszedł na to poddasze po raz pierwszy.
— Osszzzz kuurrrwwww — jęknął i rozmasowując obolałe miejsce, podbiegł do okna.
Uklęknął przy nim. Śnieg przykrył wszystko wokoło grubą pierzyną. Za plecami poczuł Antka, jak pochyla się nad jego ramieniem do szyby.
— Tak czułem, że spadnie — powiedział z przekonaniem i uśmiechnął się szeroko.
Popchnął Kubę na swój materac, a sam znów przebiegł przez poddasze, dudniąc piętami o drewnianą podłogę.
— Kto ostatni ten fujara! — krzyknął i zbiegł po schodach.
Kuba zarechotał i stanął do walki o pierwsze miejsce. Niestety, gdy obaj znaleźli się na dole, sznurówki od butów mu się poplątały i stracił cenne sekundy.
Obaj wybiegli z domu dosłownie kilka minut później. W rozpiętych kurtkach, bez szalików i czapek. Śnieg zasypał podwórko i ciężko było się po nim poruszać.
— Wyjdźmy koło pustku, tam pewnie jest niesamowity widok — zaproponował Kuba.
Antek złapał go za rękę i pobiegli razem przez zaspy w stronę drugiego podwórka. Widok, gdy wyszli za bramę, a potem stanęli na rozebranej do połowy ścianie pustku, istotnie był niesamowity. Wszędzie tylko biel i szary skraj lasu na horyzoncie, ale też coś jeszcze... lisie łapki świeżo odbite na śniegu, prowadzące w tę i z powrotem oraz na około pustku. Antek się uśmiechnął.
— Skąd ona zawsze wie, że tu będziesz?
Kuba uścisną jego dłoń w swojej mocniej, patrząc w stronę lasu, jakby miał ją tam wypatrzeć.
— Pierwszy śnieg jest wyjątkowy — odpowiedział z rozrzewnieniem.
Antek spojrzał na niego szybko.
— Pierwszy śnieg? Wyjątkowy? Dlaczego? — zapytał.
Kuba popatrzył na niego i sam się zastanowił.
— Pojęcia nie mam, ale Oliwia zawsze tak mówiła — odpowiedział zgodnie z prawdą. — Poczekasz? — zapytał.
Na twarzy Antka wymalowało się zaskoczenie.
— Na co?
— Poczekasz? — zapytał dobitniej Kuba, ale jego oczy uśmiechały się przekornie.
— Poczekam.
Kuba zawrócił w stronę domu. Po chwili zjawił się z szalikiem, który przewiesił Antkowi przez szyję oraz kalendarzem, który mu sprezentował.
— Otwórz tutaj — poprosił. — To najlepsze miejsce — dodał.
Już nie czuł niepewności. Teraz czuł w sobie odwagę i determinację.
Antek popatrzył na niego pytająco, ale nie powiedział ani słowa. To był znak, że ma się spodziewać czegoś wyjątkowego. Uchylił okienko ciepłymi palcami, a z niego dosłownie coś wyskoczyło, bo szarpnął za kartonik, który nie chciał się otworzyć i zatonęło w śniegu pod jego stopami. Szybko to odnalazł, bo było przewiązane czerwoną wstążeczką i spojrzał na Kubę zaskoczony.
— Kuba? Co to jest? — zapytał oszołomiony, ale też wystraszony jednocześnie.
W palcach trzymał cieniutki ni to pierścionek, ni obrączkę, bo miała małe, białe oczko wtopione w gładką powierzchnię niczym płatek śniegu.
Kuba uśmiechnął się szeroko.
— Zostaniesz ze mną na zawsze? — zapytał.
— Przecież to niemożliwe — zakwestionował Antek, mając na myśli ślub, którego symbolem było to, co trzymał w palcach.
Nie wyobrażał sobie takich świateł reflektorów i rozgłosu. Nie chciał tego. Nie mówiąc o tym, ze wedle prawa było to przecież niemożliwe. Serce ścisnęło mu się boleśnie. To przed tym miał zamiar uciec z miasta i poczuł się dziwnie.
Kuba rozejrzał się wokoło, mrużąc zielone oczy od roziskrzonej bieli. Policzki miał zaróżowione od mrozu, a z jego ust unosiła się para. Wciąż się uśmiechał, ale teraz już inaczej. Jakby z nostalgią, ale też ogromną pewnością siebie i przekonaniem.
— Kto tak powiedział? — podał w kwestię buntowniczo. — Myślę, że tu, tylko między nami i wśród tych kamieni wszystko jest możliwe i wyjątkowe, jak ten pierwszy śnieg — dodał i spojrzał mu w oczy. — Nic i nikt przecież nie jest nam więcej potrzebny. Żaden urząd, kościół — zapewnił. — Proszę. Powiedz „tak" tylko dla mnie. Dla nas.
Oczy Antka uśmiechnęły się rozczulone. Przecież jego Kuba nigdy nie liczył się z żadnymi regułami. Miał je za nic. Liczyło się tylko to, co czuł i czego doświadczał. A to przecież było najważniejsze. Znów spełnił jego pragnienie i uciszył obawy. Nikt oprócz nich miał się nie liczyć. Mieli wrócić na wieś, gdzie światła miasta miały ich nie dosięgnąć.
Zrobił jednak zdegustowaną minę i zajrzał do okienka w kalendarzu.
— Ale tak bez cukierka? — zapytał urażony. — We wszystkich okienkach były cukierki, a tu nie ma.
Kuba zmarszczył brwi, choć jego usta się uśmiechały.
— Osz ty łajzo, zaraz natrę cię śniegiem! — pogroził, ale Antek już zdążył zeskoczyć ze ściany i uciekł w popłochu w szczere pole.
Kuba rzucił się za nim w pogoń i złapał raptem po kilkunastu krokach. Objął w pasie i przewrócił ich obu w zaspę.
— Czekam na odpowiedź.
Antek objął jego policzki dłońmi i pocałował go w zmarznięte usta, przytrzymując przy nich swoje, odrobinę dłużej, jakby chciał je ogrzać i przymknął na chwilę powieki. Nie mógł sobie wymarzyć lepszej przyszłości niż tej z nim. Z łamagą z miasta.
Potem wsunął pierścionek na palec i spojrzał mu znów w oczy.
— Oczywiście, że tak. Wesołych świąt, kochanie.
— Wesołych świąt.
🎄🌟🌲🌟🎄🌟🌲🌟🎄
No, to Wesołych Świąt kochani ;)
Podobało się zakończenie?
Zapraszam jeszcze na jutro ;) na ostatnie słowo i drogowskaz ;)
Monika :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro