Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Zostaniesz ze mną na zawsze?

Kiedy Kuba otworzył rano oczy, pierwsze co zobaczył, to drewniany sufit poddasza. Poczuł gorąco i jak dres przykleił mu się do ciała. Antek spał obok z czołem przytkniętym do jego ramienia, ale to nie on grzał jak piec. Powietrze jakby zgęstniało i stało się suche jak popiół. Nie rozumiał, co się dzieje. Poruszył się i Antek podniósł opuchniętą twarz z poduszki.

— Dzień dobry? — zapytał, uśmiechając się z zamkniętymi oczami. — Już rano? — dodał, jakby jasność pomieszczenia go nie oślepiała i z tego powodu miał zamknięte oczy.

— Czemu tu jest tak gorąco? — zaskrzypiał Kuba.

Gardło miał suche jak papier. Ścierny.

— Temperatura musiała spaść w nocy mocno poniżej zera i piec mocniej przygrzał, a teraz pewnie znów jest koło zera na zewnątrz i stąd to gorąco — wytłumaczył i opadł z powrotem na poduszkę. — Termoizolacja to nie zawsze dobre rozwiązanie, ale uwierz mi, nie chciałbyś tu spać, gdy dach był stary. Czasem miałem wrażenie, że nos przymarza mi do poduszki.

Kuba usiadł na materacu i przetarł oczy. W pokoju było jasno jak nigdy. Spojrzał w stronę okna po drugiej stronie poddasza, bo to obok nich było zasłonięte roletą.

— ŚNIEG! — wykrzyknął i zerwał się na równe nogi.

Przywalił głową w niski strop, zupełnie tak samo, gdy wszedł na to poddasze po raz pierwszy.

— Osszzzz kuurrrwwww — jęknął i rozmasowując obolałe miejsce, podbiegł do okna.

Uklęknął przy nim. Śnieg przykrył wszystko wokoło grubą pierzyną. Za plecami poczuł Antka, jak pochyla się nad jego ramieniem do szyby.

— Tak czułem, że spadnie — powiedział z przekonaniem i uśmiechnął się szeroko.

Popchnął Kubę na swój materac, a sam znów przebiegł przez poddasze, dudniąc piętami o drewnianą podłogę.

— Kto ostatni ten fujara! — krzyknął i zbiegł po schodach.

Kuba zarechotał i stanął do walki o pierwsze miejsce. Niestety, gdy obaj znaleźli się na dole, sznurówki od butów mu się poplątały i stracił cenne sekundy.

Obaj wybiegli z domu dosłownie kilka minut później. W rozpiętych kurtkach, bez szalików i czapek. Śnieg zasypał podwórko i ciężko było się po nim poruszać.

— Wyjdźmy koło pustku, tam pewnie jest niesamowity widok — zaproponował Kuba.

Antek złapał go za rękę i pobiegli razem przez zaspy w stronę drugiego podwórka. Widok, gdy wyszli za bramę, a potem stanęli na rozebranej do połowy ścianie pustku, istotnie był niesamowity. Wszędzie tylko biel i szary skraj lasu na horyzoncie, ale też coś jeszcze... lisie łapki świeżo odbite na śniegu, prowadzące w tę i z powrotem oraz na około pustku. Antek się uśmiechnął.

— Skąd ona zawsze wie, że tu będziesz?

Kuba uścisną jego dłoń w swojej mocniej, patrząc w stronę lasu, jakby miał ją tam wypatrzeć.

— Pierwszy śnieg jest wyjątkowy — odpowiedział z rozrzewnieniem.

Antek spojrzał na niego szybko.

— Pierwszy śnieg? Wyjątkowy? Dlaczego? — zapytał.

Kuba popatrzył na niego i sam się zastanowił.

— Pojęcia nie mam, ale Oliwia zawsze tak mówiła — odpowiedział zgodnie z prawdą. — Poczekasz? — zapytał.

Na twarzy Antka wymalowało się zaskoczenie.

— Na co?

— Poczekasz? — zapytał dobitniej Kuba, ale jego oczy uśmiechały się przekornie.

— Poczekam.

Kuba zawrócił w stronę domu. Po chwili zjawił się z szalikiem, który przewiesił Antkowi przez szyję oraz kalendarzem, który mu sprezentował.

— Otwórz tutaj — poprosił. — To najlepsze miejsce — dodał.

Już nie czuł niepewności. Teraz czuł w sobie odwagę i determinację.

Antek popatrzył na niego pytająco, ale nie powiedział ani słowa. To był znak, że ma się spodziewać czegoś wyjątkowego. Uchylił okienko ciepłymi palcami, a z niego dosłownie coś wyskoczyło, bo szarpnął za kartonik, który nie chciał się otworzyć i zatonęło w śniegu pod jego stopami. Szybko to odnalazł, bo było przewiązane czerwoną wstążeczką i spojrzał na Kubę zaskoczony.

— Kuba? Co to jest? — zapytał oszołomiony, ale też wystraszony jednocześnie.

W palcach trzymał cieniutki ni to pierścionek, ni obrączkę, bo miała małe, białe oczko wtopione w gładką powierzchnię niczym płatek śniegu.

Kuba uśmiechnął się szeroko.

— Zostaniesz ze mną na zawsze? — zapytał.

— Przecież to niemożliwe — zakwestionował Antek, mając na myśli ślub, którego symbolem było to, co trzymał w palcach.

Nie wyobrażał sobie takich świateł reflektorów i rozgłosu. Nie chciał tego. Nie mówiąc o tym, ze wedle prawa było to przecież niemożliwe. Serce ścisnęło mu się boleśnie. To przed tym miał zamiar uciec z miasta i poczuł się dziwnie.

Kuba rozejrzał się wokoło, mrużąc zielone oczy od roziskrzonej bieli. Policzki miał zaróżowione od mrozu, a z jego ust unosiła się para. Wciąż się uśmiechał, ale teraz już inaczej. Jakby z nostalgią, ale też ogromną pewnością siebie i przekonaniem.

— Kto tak powiedział? — podał w kwestię buntowniczo. — Myślę, że tu, tylko między nami i wśród tych kamieni wszystko jest możliwe i wyjątkowe, jak ten pierwszy śnieg — dodał i spojrzał mu w oczy. — Nic i nikt przecież nie jest nam więcej potrzebny. Żaden urząd, kościół — zapewnił. — Proszę. Powiedz „tak" tylko dla mnie. Dla nas.

Oczy Antka uśmiechnęły się rozczulone. Przecież jego Kuba nigdy nie liczył się z żadnymi regułami. Miał je za nic. Liczyło się tylko to, co czuł i czego doświadczał. A to przecież było najważniejsze. Znów spełnił jego pragnienie i uciszył obawy. Nikt oprócz nich miał się nie liczyć. Mieli wrócić na wieś, gdzie światła miasta miały ich nie dosięgnąć.

Zrobił jednak zdegustowaną minę i zajrzał do okienka w kalendarzu.

— Ale tak bez cukierka? — zapytał urażony. — We wszystkich okienkach były cukierki, a tu nie ma.

Kuba zmarszczył brwi, choć jego usta się uśmiechały.

— Osz ty łajzo, zaraz natrę cię śniegiem! — pogroził, ale Antek już zdążył zeskoczyć ze ściany i uciekł w popłochu w szczere pole.

Kuba rzucił się za nim w pogoń i złapał raptem po kilkunastu krokach. Objął w pasie i przewrócił ich obu w zaspę.

— Czekam na odpowiedź.

Antek objął jego policzki dłońmi i pocałował go w zmarznięte usta, przytrzymując przy nich swoje, odrobinę dłużej, jakby chciał je ogrzać i przymknął na chwilę powieki. Nie mógł sobie wymarzyć lepszej przyszłości niż tej z nim. Z łamagą z miasta.

Potem wsunął pierścionek na palec i spojrzał mu znów w oczy.

— Oczywiście, że tak. Wesołych świąt, kochanie.

— Wesołych świąt. 

🎄🌟🌲🌟🎄🌟🌲🌟🎄

No, to Wesołych Świąt kochani ;)

Podobało się zakończenie?

Zapraszam jeszcze na jutro ;) na ostatnie słowo i drogowskaz ;)

Monika :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro