20. Targi świąteczne?
Kuba wstał wcześniej niż zwykle. Zjadł śniadanie, umył się i ubrał, a potem usiadł przy oknie w kuchni, bo miał jeszcze sporo czasu i zamyślił się głęboko.
Oczy wciąż miał opuchnięte od wieczornego płaczu, a serce bolało go niepomiernie, gdy spojrzał na kalendarz.
Dwudziesty grudnia. Cztery dni do świąt. Kompletnie tego nie czuł. Gdzie ta magia? Gdzie zapach pierników? Śnieg?
Znów spojrzał za okno.
Szary świat wydawał się zwykłą jesienią, gdyby nie mróz, który spowił Warszawę lodowatym oddechem i oszronił parapety.
Zastanawiał się, dlaczego Antek wczoraj płakał i jak wrócił z Sosenek. Mówił, że przyjechał pociągiem, ale jak wjechał i wyjechał z samej wsi? Przecież stacja kolejowa była trzydzieści kilometrów od tamtego miejsca, a autobus jeździł może dwa razy w ciągu dnia i to latem.
Może poprosił Adama, właściciela stajni pod lasem, żeby go podwiózł? — rozmyślał zatroskany w swojej głowie. — Z tego, co wiedział, Natan też miał już samochód. Może jego poprosił? — rozmyślał uparcie, szukając jakiegoś wyjaśnienia.
Nic nie mógł poradzić na to, że się po prostu o niego martwił. Antek miał ewidentnie jakieś kłopoty. Płakał nad grobem babci i dziadka, a to nijak inaczej nie dało się zrozumieć, jak tylko, że pojechał się do nich wyżalić. Poczuł ukłucie zawodu, że nie przyszedł mimo wszystko do niego.
Czy ta dziewczyna go wykorzystała? — pytanie zadźwięczało mu w głowie, a złość na nią zapłonęła pod skórą.
Potem przywalił sobie dłonią w czoło.
To on mnie dla niej zostawił, a ja martwię się, że go wykorzystała? Czy ja jestem jakiś głupi? — zapytał sam siebie, ale nie czas było szukać odpowiedzi, bo musiał się zbierać do pracy. Jednak do przerwy nie mógł przestać o tym myśleć, dlatego, gdy wybiła czternasta, zerwał się zza biurka, złapał za kurtkę wiszącą na wieszaku i wybiegł przez szklane drzwi gabinetu, w którym pracował.
Na korytarzu prowadzącym do wyjścia natknął się na ojca i Ostrego. Szli w jego stronę, więc nie było szansy ich jakoś zgrabnie wyminąć. Zwolnił, spuścił głowę i zatrzymał się, gdy zbliżyli się do siebie. Nie miał okazji przeprosić ojca, za to, co zrobił w hotelu, więc postanowił zrobić to teraz.
— Dzień dobry — przywitał się z nim pierwszy ojciec, nieco kpiąco.
— Dzień dobry, tato — powiedział z żalem Kuba i podniósł na niego odważnie spojrzenie. — Chciałem cię przeprosić, za to, że się upiłem.
Ojciec miał na twarzy drwiący uśmieszek. Odwrócił się do Ostrego.
— Słyszałeś? — zapytał z kpiną.
Ostry poprawił czarną marynarkę na ramionach, a na jego twarzy wymalował się równie drwiący wyraz.
— Istotnie niebywałe — odpowiedział niemalże ze śmiechem. — Ale dziś nie wigilia, żeby zwierzęta mówiły ludzkim głosem.
Kuba przeskoczył wzrokiem od niego do ojca i z powrotem. Jawnie stroili sobie z niego żarty.
— Mówiłem ci, że dojrzał — zapewnił go ojciec. — To już nie jest Kuba spod klubu nocnego. Mój syn ma honor — znów zażartował.
Kuba wytrzeszczył na niego swoje zielone oczy.
— Nie jesteś na mnie zły? — zapytał z niedowierzaniem.
Ojciec się zdumiał i uniósł brwi.
— Oczywiście, że jestem, ale wiem co to złamane serce, bo wbrew temu, co o mnie sądzisz, to je mam — zakpił znów.
Kuba nie czekał dłużej. Tu na korytarzu rzucił się ojcu na szyję, jak kiedyś, gdy był mały i tak, jak planował, będąc na wsi, aby nie zsyłał go tam z powrotem, ale brakło mu odwagi.
— Dzięki tato.
Ojciec chwilę stał oniemiały, ale potem objął go i uścisnął.
— Wciąż jestem zły — zażartował.
Ostry zachichotał jak hiena. Kuba puścił ojca i spojrzał na niego. Miał ochotę utrzeć mu nosa za ten chichotanie. Nie czekając znów ani chwili dłużej, cmoknął go w policzek.
— Tobie też dzięki.
Ostry odepchnął go z udawaną odrazą.
— Aaaa idź ty...
Kuba, rechocząc z nich obu, wybiegł na szarą i mroźną ulicę. Serce biło mu w piersi szybciej. To było niesamowite doznanie, mieć znów z ojcem taką relację jak kiedyś. Może to nie była jeszcze dosłownie ona, ale dobry początek, aby do tego wrócić. Jednak im bliżej był herbaciarni, tym jego entuzjazm gasł jak niedopałek. Wiedział, że Antek nie będzie tam na niego czekał, ale on szedł tam nie na spotkanie z nim, a z Michałem.
— Powiedz mi, kim jest ta dziewczyna, muszę wiedzieć — zażądał wręcz od niego, gdy usiadł przy barze.
Michał westchnął, stojąc przy automacie do herbaty.
— Z cukrem? — zapytał, chcąc wyminąć temat.
— Powiedz mi. Znasz ją, kto to jest? Czy ona go wykorzystuje? — dopytał bez ogródek.
Michał się zasępił. Postawił przed nim parującą filiżankę zielonej herbaty i wytarł ręce w białą wykrochmaloną ścierkę, którą przerzucił przez ramię jak zawsze.
— Hania to fajna dziewczyna. Nikt podejrzany — wyjaśnił. — Nie mogę zdradzić nic więcej, obiecałem mu, że ci nie powiem.
Kuba uniósł brwi tak wysoko, jakby dostał w twarz tą ścierką z jego ramienia. To zabolało do żywego.
— Powiedział ci? Zwierzył? — zapytał zdławiony. — Powiedział tobie, a nie mi? — nie dowierzał, że Antek zrobił mu coś podobnego. — Powiedz mi, kto to jest? — warknął.
Michał pokręcił głową.
— To delikatna sprawa — zastrzegł. — Nie chcę się w to mieszać, a ty po prostu bądź cierpliwy. Myślę, że on prędzej czy później ci powie, ale nie ma odwagi. Nie naciskaj na niego, bo tylko pogorszysz sprawę.
— To jest śmieszne — fuknął Kuba i zeskoczył z wysokiego stołka. — Teraz to ja jestem ten zły? Bo MAM PRAWO WIEDZIEĆ, a nie wiem? Bo nikt nie chce mi tego zdradzić? Czy wyście powariowali? — zapytał z pretensją.
— Mówisz, jakbyś nie znał własnego chłopaka — podał w wątpliwość Michał i oparł się rękami o bar.
— A ty niby go znasz? — zapytał hardo Kuba.
Michał pokiwał głową twierdząco.
— Rozgryzłem go w jedną chwilę — stwierdził rzeczowo i z ogromną pewnością siebie. — On ma ogromne problemy ze swoją tożsamością.
— Miał — zaprzeczył Kuba. — Już nie ma.
Michał pokręcił głową z powątpiewaniem.
— Ma — zawyrokował. — Wciąż. Jemu nie służy życie w mieście. Marzy o powrocie na wieś. Wiesz o tym?
Kuba milczał z szeroko otwartymi oczami. Niby to wiedział i na myśl znów przyszedł mu kalendarz, w którym była o tym wzmianka. Przecież przychyliłby Antkowi nieba, ale jak miał to zrobić, jeśli nie mówił mu otwarcie o swoich pragnieniach, uznając je za słabość?
Zgadywać? Już przecież i tak to robił w bardzo wielu sprawach i rozwiązywał jego problemy.
— Mogę się tylko domyślać, bo on niczego mi nie mówi. I jestem tym zmęczony, Michał — postanowił też mu się zwierzyć. — Jestem zmęczony byciem ciągle tym silniejszym — dodał i oklapł z powrotem na krzesło.
Michał pokiwał głową, że rozumie.
— Widocznie ta rozłąka jest potrzebna wam obu — stwierdził i podsunął mu herbatę do wypicia. — Uspokój się i zdystansuj, nie wyciągaj pochopnych wniosków. Daj mu czas, aby stanął z demonami twarzą w twarz i sam się z nimi uporał. Myślę, że go na to stać, ale jeśli ty go cały czas wyręczasz, to on po prostu nie robi postępów i chowa się za tobą, wiedząc, że może tak robić — wyjaśnił. — Miłością czasem wyrządzamy krzywdę, choć intencje mamy szczere. Jednak nie na tym to polega, żeby zagłaskać kogoś na śmierć. Tylko tyle mogę ci poradzić.
Kubie przyszło na myśl, że Antek faktycznie to potrafi. Kiedyś przecież przyjechał do niego do szkoły z truskawkami. Uciekł co prawda chwilę później, ale zdobył się na to. Potrafił.
Pokiwał głową twierdząco.
— Dzięki — przyznał mu rację i spojrzał na zegarek. — Muszę już iść.
— Trzymaj się i tak jak mówię, bądź cierpliwy. Antek popełnił błąd, który wiem, że na pewno cię dotkliwie zaboli. Nie zaufał ani sobie, ani tobie, dlatego tylko od niego musi zależeć, czy ci się do przyzna i to naprawi.
Kuba spojrzał na niego uważnie. Chodziło o tę dziewczynę? Naprawdę coś go z nią łączyło? Michał od razu wyczytał to z jego twarzy i wycelował w niego palcem.
— I bez pochopnych wniosków, mówiłem — pogroził. — I może... spróbuj być dla niego wyrozumiały, gdy już przyjdzie, bo przyjdzie, jestem tego pewien.
Z Kuby uszła para i pokiwał głową raz jeszcze, że rozumie. Postanowił zaufać jego słowom. W końcu był jego najlepszym kumplem od chwili, gdy usieli razem w jednej ławce w liceum.
Potem wyszedł z herbaciarni i wrócił do biura.
Do samego wieczora myślał o tym, że dziś mieli pójść na świąteczne targi rolnicze. Wiedział, że Antkowi nic tak nie sprawi przyjemności, jak widok tych wszystkich maszyn i urządzeń. Chciał go tym nieco nakierować na zakończenie kalendarza, a zamiast tego targował się z Michałem na temat informacji związanych z jego własnym chłopakiem, ale...
Czy to oznaczało, że Antek wciąż nim był?
🎄🌟🌲🌟🎄🌟🌲🌟🎄
Kuba, co ja mam Ci powiedzieć?
A Wy, co byście mu powiedzieli?
Do jutra!
Monika :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro