Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Odwiedzimy dziadka?

W samych Kostrzankach nie było ani kościoła, ani cmentarza. Dlatego dziadek został pochowany we wsi obok, w Sosenkach. Cmentarz był niewielki, a gdyby spojrzeć na niego z lotu ptaka, przypominałby krzyżówkę z czasopisma dla dzieci. Miał ledwo dwie alejki pionowo i cztery poziomo, a ogrodzony był niewysokim murem z czerwonej cegły oraz kamieni. Zamykany bramą z kutego żelaza, do której prowadziła żwirowa ścieżka, nieco pod górkę od miejsca, gdzie można było zaparkować samochód, wyglądał naprawdę niepozornie. W niczym nie przypominał tych wielkich cmentarzysk, jakie Kuba widywał w Warszawie. Było tu cicho i spokojnie, choć cmentarz nie mieścił się na zupełnym odludziu.

Podróż w to miejsce po nocnej libacji, jaką urządził dwie noce temu w hotelu, nie była najlepszym pomysłem, ale aż tak lekkomyślny nie był, aby prowadzić po pijaku. Najpierw trzeźwiał cały wczorajszy dzień, a dziś po śniadaniu wyruszył w drogę powrotną do domu. Do Warszawy. Przyjechał na wiec własnym samochodem, bo według kalendarza taki był plan, aby tu zajrzeć po drodze, więc nie zbaczał z kursu. Dla niego karteczki z kalendarza wciąż były w mocy.

Już wchodząc przez bramę, zauważył, że nad grobem dziadka stoi Antek, co było dziwnym zrządzeniem losu. Ubrany w tę swoją czerwoną puchową kurtkę i granatową czapkę, stał pochylony i chyba zamyślony. Jak wielki był to zbieg okoliczności i zaskoczenie, sam Kuba nie był w stanie sobie uzmysłowić. Serce wywinęło mu koziołka w piersi, a pierwsza myśl, jaka pojawiła się w głowie, to, że może wreszcie otworzył kalendarz. Szybko jednak odrzucił ją na bok.

Nie łudź się — warknął sam na siebie.

Spojrzał na kwiaty i znicz, który trzymał w ręce, a celofan zaszeleścił cicho, gdy je opuścił znów na dół. Westchnął. Już nie było odwrotu. Poza tym niby dlaczego miałby się wycofać? Przyjechał tu do dziadka, a nie do Antka.

Kiedy podszedł bliżej, zdał sobie sprawę, że Antek płacze. Brwi powędrowały mu w górę.

— Antek? — zwrócił się do niego, a chmurka pary uleciała z jego ust jak jego imię.

Pogoda stawała się chłodniejsza z każdym dniem i mróz zaczął piec w policzki. Śniegu jednak jak nie było, tak nie było.

Antek odwrócił się na pięcie jak oparzony.

— Kuba? Co tutaj robisz? — zapytał i szybko wytarł łzy rękawem kurtki.

Kuba patrzył na niego oszołomiony. Antek nie płakał zbyt często. Swoją żałobę po dziadku już dawno przepracował i już dawno nie płakał tu nad jego grobem, a jego pytanie utwierdziło go w przekonaniu, że kalendarza nie otworzył.

— Przyjechałem odwiedzić grób dziadka. Dlaczego płaczesz? — zapytał zatroskany.

Antek się zmieszał. Odwrócił znów przodem do nagrobka.

— Tak po prostu. Tęsknię za nim — wyłgał się.

Płakał z innego powodu, ale nie chciał o nim rozmawiać.

Kuba podszedł bliżej i stanął obok. Położył kwiaty przy tablicy i uklęknął, żeby zapalić znicz. Kiedy nikły płomień rozświetlił stalowe popołudnie, wstał i poprawił swój czarny płaszcz na ramionach. Chłód był przenikliwy i wdzierał się pod ubranie niczym żyletki.

— Jak tu przyjechałeś? — zapytał, bo przecież Antek nie miał samochodu.

Antek wzruszył ramionami.

— Pociągiem, a jak inaczej — burknął zmieszany.

— Mogłeś napisać, że się wybierasz, zgadalibyśmy się...

— Serio? — warknął Antek i spojrzał na niego spod byka. — Powiedziałeś, że ja też mam ci dać przestrzeń, pamiętasz?

Kuba nie odwzajemnił spojrzenia, za to zerknął gdzieś w bok i zrobił krzywą minę.

— Dzięki, że mi przypomniałeś, bo kompletnie wypadło mi z głowy — odpowiedział rozgoryczonym tonem.

Antek czuł się rozbity. Był roztrzęsiony i zrozpaczony. Znów zrobił najgłupszą rzecz w życiu, jak wtedy, gdy wysłał Kubę w pole i spaliło go słońce i jak zwykle nie miał odwagi się do tego przyznać.

Kuba by mu nie wybaczył tego, co zrobił. Przecież już mu nie zależało. Był obojętny i nawet powieka mu nie drgnęła, gdy krzyczał na niego w herbaciarni, a teraz zgrywał takiego wyrozumiałego i zdystansowanego.

Stali znów chwilę w milczeniu. Kuba nie miał pojęcia jak się zachować. Antek tym bardziej. To było krępujące i dezorientujące, że się tu właśnie spotkali.

— Zostajesz w domu? Czy wracasz do Warszawy? — zapytał w końcu Kuba, gdy mróz zaczął dawać im się we znaki i czas było się zbierać.

— Wracam — bąknął Antek.

— Chcesz wrócić ze mną? — zaproponował Kuba.

— Nie. Dzięki. Poradzę sobie — odpowiedział Antek.

Kuba tylko pokiwał głową twierdząco i odwrócił się na pięcie.

— To cześć — powiedział na odchodnym, ale nie czekał na odpowiedź.

Kiedyś zabiegałby o to, żeby Antek nie był uparty i nie zachowywał się w ten niedojrzały sposób. Jednak nie tym razem. Był tym naprawdę zmęczony. A potem całą drogę powrotną ledwo widział jezdnię. Płakał i złorzeczył, gdy łzy rozmazywały mu obraz za szybą.

— Piękne święta nam zgotowałeś, Antek. Nigdy ich nie zapomnę. Dzięki.

🎄🌟🌲🌟🎄🌟🌲🌟🎄

<facepalm> Antek, błagam ogarnij się!

Do jutra!

Monika :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro