19. Odwiedzimy dziadka?
W samych Kostrzankach nie było ani kościoła, ani cmentarza. Dlatego dziadek został pochowany we wsi obok, w Sosenkach. Cmentarz był niewielki, a gdyby spojrzeć na niego z lotu ptaka, przypominałby krzyżówkę z czasopisma dla dzieci. Miał ledwo dwie alejki pionowo i cztery poziomo, a ogrodzony był niewysokim murem z czerwonej cegły oraz kamieni. Zamykany bramą z kutego żelaza, do której prowadziła żwirowa ścieżka, nieco pod górkę od miejsca, gdzie można było zaparkować samochód, wyglądał naprawdę niepozornie. W niczym nie przypominał tych wielkich cmentarzysk, jakie Kuba widywał w Warszawie. Było tu cicho i spokojnie, choć cmentarz nie mieścił się na zupełnym odludziu.
Podróż w to miejsce po nocnej libacji, jaką urządził dwie noce temu w hotelu, nie była najlepszym pomysłem, ale aż tak lekkomyślny nie był, aby prowadzić po pijaku. Najpierw trzeźwiał cały wczorajszy dzień, a dziś po śniadaniu wyruszył w drogę powrotną do domu. Do Warszawy. Przyjechał na wiec własnym samochodem, bo według kalendarza taki był plan, aby tu zajrzeć po drodze, więc nie zbaczał z kursu. Dla niego karteczki z kalendarza wciąż były w mocy.
Już wchodząc przez bramę, zauważył, że nad grobem dziadka stoi Antek, co było dziwnym zrządzeniem losu. Ubrany w tę swoją czerwoną puchową kurtkę i granatową czapkę, stał pochylony i chyba zamyślony. Jak wielki był to zbieg okoliczności i zaskoczenie, sam Kuba nie był w stanie sobie uzmysłowić. Serce wywinęło mu koziołka w piersi, a pierwsza myśl, jaka pojawiła się w głowie, to, że może wreszcie otworzył kalendarz. Szybko jednak odrzucił ją na bok.
Nie łudź się — warknął sam na siebie.
Spojrzał na kwiaty i znicz, który trzymał w ręce, a celofan zaszeleścił cicho, gdy je opuścił znów na dół. Westchnął. Już nie było odwrotu. Poza tym niby dlaczego miałby się wycofać? Przyjechał tu do dziadka, a nie do Antka.
Kiedy podszedł bliżej, zdał sobie sprawę, że Antek płacze. Brwi powędrowały mu w górę.
— Antek? — zwrócił się do niego, a chmurka pary uleciała z jego ust jak jego imię.
Pogoda stawała się chłodniejsza z każdym dniem i mróz zaczął piec w policzki. Śniegu jednak jak nie było, tak nie było.
Antek odwrócił się na pięcie jak oparzony.
— Kuba? Co tutaj robisz? — zapytał i szybko wytarł łzy rękawem kurtki.
Kuba patrzył na niego oszołomiony. Antek nie płakał zbyt często. Swoją żałobę po dziadku już dawno przepracował i już dawno nie płakał tu nad jego grobem, a jego pytanie utwierdziło go w przekonaniu, że kalendarza nie otworzył.
— Przyjechałem odwiedzić grób dziadka. Dlaczego płaczesz? — zapytał zatroskany.
Antek się zmieszał. Odwrócił znów przodem do nagrobka.
— Tak po prostu. Tęsknię za nim — wyłgał się.
Płakał z innego powodu, ale nie chciał o nim rozmawiać.
Kuba podszedł bliżej i stanął obok. Położył kwiaty przy tablicy i uklęknął, żeby zapalić znicz. Kiedy nikły płomień rozświetlił stalowe popołudnie, wstał i poprawił swój czarny płaszcz na ramionach. Chłód był przenikliwy i wdzierał się pod ubranie niczym żyletki.
— Jak tu przyjechałeś? — zapytał, bo przecież Antek nie miał samochodu.
Antek wzruszył ramionami.
— Pociągiem, a jak inaczej — burknął zmieszany.
— Mogłeś napisać, że się wybierasz, zgadalibyśmy się...
— Serio? — warknął Antek i spojrzał na niego spod byka. — Powiedziałeś, że ja też mam ci dać przestrzeń, pamiętasz?
Kuba nie odwzajemnił spojrzenia, za to zerknął gdzieś w bok i zrobił krzywą minę.
— Dzięki, że mi przypomniałeś, bo kompletnie wypadło mi z głowy — odpowiedział rozgoryczonym tonem.
Antek czuł się rozbity. Był roztrzęsiony i zrozpaczony. Znów zrobił najgłupszą rzecz w życiu, jak wtedy, gdy wysłał Kubę w pole i spaliło go słońce i jak zwykle nie miał odwagi się do tego przyznać.
Kuba by mu nie wybaczył tego, co zrobił. Przecież już mu nie zależało. Był obojętny i nawet powieka mu nie drgnęła, gdy krzyczał na niego w herbaciarni, a teraz zgrywał takiego wyrozumiałego i zdystansowanego.
Stali znów chwilę w milczeniu. Kuba nie miał pojęcia jak się zachować. Antek tym bardziej. To było krępujące i dezorientujące, że się tu właśnie spotkali.
— Zostajesz w domu? Czy wracasz do Warszawy? — zapytał w końcu Kuba, gdy mróz zaczął dawać im się we znaki i czas było się zbierać.
— Wracam — bąknął Antek.
— Chcesz wrócić ze mną? — zaproponował Kuba.
— Nie. Dzięki. Poradzę sobie — odpowiedział Antek.
Kuba tylko pokiwał głową twierdząco i odwrócił się na pięcie.
— To cześć — powiedział na odchodnym, ale nie czekał na odpowiedź.
Kiedyś zabiegałby o to, żeby Antek nie był uparty i nie zachowywał się w ten niedojrzały sposób. Jednak nie tym razem. Był tym naprawdę zmęczony. A potem całą drogę powrotną ledwo widział jezdnię. Płakał i złorzeczył, gdy łzy rozmazywały mu obraz za szybą.
— Piękne święta nam zgotowałeś, Antek. Nigdy ich nie zapomnę. Dzięki.
🎄🌟🌲🌟🎄🌟🌲🌟🎄
<facepalm> Antek, błagam ogarnij się!
Do jutra!
Monika :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro