11. Powspominamy?
Rano Kuba nie miał czasu myśleć o kłopotach. Miał pełne ręce roboty. Ojcu zbliżał się spory wiec świąteczny przed ostatnim rokiem kadencji i kolejnymi wyborami. Wszyscy byli zdenerwowani i nie chciał nikomu wchodzić w drogę. Miał kupę zajęć, ale przecież nie byłby sobą, gdyby nie udało mu się wymknąć do herbaciarni o czternastej.
Dla Antka był w stanie stanąć na głowie.
A może to właśnie źle? Może nie powinienem? Może powinienem przestać się tak morderczo starać i desperacko zabiegać? — zadawał sobie pytania.
Ulice wciąż były przygnębiająco szare, gdy szedł jedną z nich na spotkanie, które doskonale wiedział, że się nie odbędzie i żal wymieszany z irytacją wypełniał mu serce. Mieli dziś według kalendarza powspominać ich wspólne cztery lata i przygotował nawet na tę okazję całą rolkę zdjęć i filmików w telefonie, ale nie liczył na zbyt wiele. Antek dał tylko przypuszczenie, że prawdopodobnie nie będzie się mógł zjawić, ale on doskonale wiedział, że przesądził sprawę. Na przemian czuł złość i żal, gdy o tym myślał, ale tak ostatecznie i gdzieś głęboko w środku dokładnie dziś rano poczuł się zmęczony. Nie tylko tą sytuacją. Czuł się zmęczony Antkiem. Tą jego ciągłą chwiejnością i brakiem pewności siebie oraz zaufania, jeśli chodziło o jego emocje, i tym, że to on, Kuba, zawsze musiał stać na pierwszej linii, naprawiać go, starać się za nich dwóch, żeby było dobrze i wyciągać z niego siłą dręczące go myśli. I choć nigdy w życiu nie przypuściłby, że poczuje coś podobnego, to teraz nie mógł oszukiwać sam siebie, że tak właśnie było.
Był zmęczony.
Teraz znów szedł na spotkanie, które przecież nie miało prawa bytu, ale oczywiście obiecał, więc musiał się stawić. Cała ta sytuacja zaczęła budzić w nim sprzeczne emocje. Nie lubił, gdy tak się działo. Nie lubił tego uczucia rozterki, gdy jadowita złość podpowiadała mu złośliwości wobec Antka. Zupełnie jak z tą dziewczyną. Celowo mu o niej nie wspomniał. Chciał go przyprzeć do muru i dociskać tak długo, aż sam to z siebie wykrztusi. To było podłe, a z drugiej strony niby dlaczego? Jeśli Antek miał coś na sumieniu, czemu znów miał mu podawać rozwiązanie na tacy? Czemu miał mu o tym wspominać i rozpoczynać za niego rozmowę, którą to on powinien rozpocząć i stawić jej czoło?
Tak, był zmęczony. Zdecydowanie.
Nigdy w podobnej sytuacji by tak nie pomyślał, ale teraz... teraz miał dość.
Oliwia zawsze mówiła, że potwory nie żyją pod łóżkiem, one żyją w naszych głowach, a czasem są nami samymi.
Miała rację.
Cytowała wtedy pewien wiersz, ale słabo pamiętał jego wersy.
Kiedy dotarł do Smoczego Czajnika, zamówił tylko jedną herbatę i usiadł przy stoliku, zrezygnowany. Chciało mu się płakać, gdy patrzył znów w szklaną filiżankę, a listki zielonej herbaty krążyły na powierzchni gorącej wody, zabarwiając ją na żółto-zielony kolor. Znów przypomniała mu się lisica i po raz pierwszy pomyślał, że być może nadejdzie dzień, że nie będzie mu dane jej spotkać nigdy więcej. Że być może Antek wycofa się z danej obietnicy, może z niego zrezygnuje. Zerwie z nim? Dla tej dziewczyny? Ją zabierze wtedy na wieś? Pocałuje w pustku?
Co ja wtedy zrobię? — zapytał sam siebie ze strachem i czuł, jak serce rozpada mu się od tych myśli na kawałki. Zawsze tego bał się najbardziej i chyba dlatego zawsze tak o niego zabiegał.
Jego życie związało się z Antkiem nierozerwalnie niemalże na każdej płaszczyźnie i to było z jednej strony takie oczywiste, że wiązał z nim każdą myśl, każde marzenie, po prostu przyszłość, a z drugiej, przerażające.
Kiedy to się stało, że nie mogę bez niego żyć? — jadowite pytanie znów zadźwięczało mu w głowie.
Nie chciał myśleć w ten sposób, ale to była po prostu samoobrona. Wiedział o tym, znał ten mechanizm. Długie sesje u psychologa po śmierci Oliwii uświadomiły mu bardzo wiele rzeczy i naświetliły procesy, jakie zachodzą w umyśle człowieka, gdy traci coś, na czym mu bardzo zależy. Próbuje odepchnąć potrzebę, zależność, żeby tak mocno nie bolało, ale to tylko chwilowa ulga. Wyładowanie.
— Kuba? — usłyszał nagle swoje imię tuż nad sobą.
Podniósł oczy i zobaczył uśmiechniętą twarz.
— Michał? — zwrócił się do kolegi.
Chodzili razem do liceum. Dawno się nie widzieli. Właściwie to od zakończenia szkoły, bo ten wyjechał na studia do Łodzi.
Michał uśmiechnął się jeszcze szerzej i rozpiął puchową, czarną kurtkę, spod której wyjrzała biała koszula z kołnierzykiem. Poprawił palcami przydługawe, czarne włosy.
— Dobrze mi się wydawało, to ty — ucieszył się na jego widok.
— Co tu robisz? — zapytał ucieszony Kuba. — Myślałem, że studiujesz w Łodzi.
Michał podrapał się w tył głowy.
— Przyszedłem na rozmowę o pracę — powiedział skrępowany.
Kuba otworzył szeroko oczy.
— O pracę? — zapytał z niedowierzaniem. — Ojciec się wreszcie na tobie poznał, czy o co chodzi? — zadrwił.
Michał się roześmiał.
— Coś w ten deseń — przyznał. — Wywalili mnie ze studiów, więc nakazał mi znaleźć zajęcie i oddać co do grosza, co na mnie stracił.
— I wszystko jasne — zaśmiał się Kuba. — Nareszcie ktoś cię utemperuje.
Ojciec Michała też był politykiem. Majętnym i wpływowym, zawsze pobłażającym synowi, ale najwidoczniej nastał tego kres.
— Często tu przesiadujesz? Czekasz na kogoś? — dopytał Michał, ale nie siadał na krześle.
— Jestem tu codziennie, pracuję u ojca w kancelarii i o tej godzinie mam przerwę — wyjaśnił Kuba, nie chcąc wspominać Antka i tłumaczyć całej tej zawiłej teraz sytuacji między nimi.
Michał przestąpił z nogi na nogę i obejrzał się na bar.
— No to może będziemy mieli okazję się spotykać częściej i powspominać stare czasy, jak mnie przyjmą — powiedział wesoło i dostrzegł, jak barman przywołuje go do siebie skinieniem ręki. — Idę, trzymaj za mnie kciuki. Fajnie było cię zobaczyć.
Kuba odwzajemnił uśmiech i uniósł zaciśniętą na kciuku pięść.
— Byłoby miło. Trzymam kciuki.
Kilkanaście minut później, gdy był już z powrotem w biurze, dostał wiadomość na Instagramie.
„Przyjęli mnie! Do zobaczenia! Jutro zaczynam!" — pisał Michał.
Kuba się uśmiechnął.
— Chociaż z tobą się zobaczę i powspominam stare czasy — powiedział cicho sam do siebie, ale zamiast żalu poczuł ekscytację. — To będzie miła odmiana.
Naprawdę cieszył się z tego spotkania i na kolejne, już jutro, też.
🎄🌟🌲🌟🎄🌟🌲🌟🎄
A którz to się na horyzoncie nam pojawił? Nowa postać? O ile pamięć mnie nie zawodzi, Antek był o jego wpisy na instagramie zazdrosny, heh.
Mam nadzieję, że nie będą to dodatkowe kłopoty...
Do jutra!
Monika.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro