1. Obiecaj codziennie powiedzieć: tak
Filiżanka była nieduża. Wykonana z cieniutkiego przezroczystego szkła, jak cała zastawa herbaciarni, sprawiała wrażenie kruchej i delikatnej. Listki zielonej herbaty dryfowały w niej na powierzchni wrzątku i powolutku zabarwiały go swoją zielono-żółtą esencją. Kuba przyglądał się im, jak błądzą od krawędzi do krawędzi leniwie, zamyślony, wsparty na łokciach; i temu, jak złoty płomień świeczki stojącej tuż obok, przenika przez szkło, rozświetlając je i dodając napojowi magicznej poświaty. Przypomniały mu się oczy lisicy mieszkającej już trzeci sezon na skraju pola kukurydzy. Były dokładnie tego herbacianego koloru. Uśmiechnął się sam do siebie na to wspomnienie i ocknął z zamyślenia.
Rozejrzał się wokoło.
Japońska herbaciarnia Smoczy Czajnik była urokliwym, zawsze pełnym gwaru ludzkich rozmów, przytulnym miejscem. Drewniane, okrągłe stoliki przykryte lnianą serwetą, brązowe, miękkie, choć nieduże fotel z grubą, lnianego koloru poduchą oraz podłoga z ciemno-brązowego azulejosu tworzyły harmonijny i estetyczny dla oka obraz, kusząc nim, aby zostać tu odrobinę dużej, niż się zamierzało. W powietrzu unosił się miły zapach cynamonowych drożdżówek, co potęgowało uczucie błogości i rozleniwienia, wprawiając w dobry nastrój.
Kuba poprawił się nieco na fotelu, który zazgrzytał charakterystycznie, jak na fotel z dermy przystało i zerknął nerwowo na tarczę zegarka na swojej lewej ręce. Dochodziła czternasta. Czekał na Antka, który jak zwykle w przerwie między wykładami wpadał tu, dawał mu buziaka, upijając łyk herbaty ze szklanej filiżanki, parząc przy tym opuszki palców i koniuszek języka, a potem znikał jak kamfora, zostawiając po sobie jedynie zapach truskawkowego balsamu do ust.
Tyle jednak Kubie wystarczało.
Codziennie niemalże od trzech lat spotykali się w tym miejscu, aby choć przez chwilę ze sobą porozmawiać w ciągu dnia. Taka była ich umowa. Obietnica. Rutyna, aby utrzymać się na powierzchni pędzącego w zawrotnym tempie życia i nie zatonąć w zapomnieniu. Nie mieli zbyt wiele czasu dla siebie w tygodniu, każdy zajęty swoimi sprawami, Antek studiami, a on pracą w kancelarii ojca, dlatego codziennie, poza weekendami, spotykali się, chociaż na kilkanaście minut w Smoczym Czajniku, który mieścił się w zaułku głównej ulicy równo wpół drogi między uczelnią a kancelarią.
Panował tu dziś większy ruch niż zwykle, zapewne dlatego, że zaczął się grudzień i wszyscy zaczęli celebrować czas oczekiwania na święta, jak i z powodu pogody, która stała się chłodniejsza i szukali przytulnego miejsca, aby spędzić przyjemnie czas.
Smoczy Czajnik był do tego idealnym miejscem.
Kuba znów spojrzał na zegarek. Supeł w żołądku ścisnął mu się mocniej. Miał złe przeczucia. Antek nigdy nie spóźniał się dłużej niż kilka minut, a jeśli już, to oznaczało tylko jedno.
Nie przyjdzie — pomyślał z rezygnacją. — Szkoda.
Dziś rano wysłał mu kurierem do akademika kalendarz adwentowy i był ciekawy jego reakcji. To była niespodzianka, którą miał nadzieję mile go zaskoczyć. Całe dwa tygodnie wymyślał, co umieści w okienkach, a potem cztery razy przepisywał karteczki, które w końcu zdecydował się tam powkładać, żeby każda literka była równa i ładnie wyglądała. Dodatkowo wrzucił tam cukierki w kształcie truskawek, po jednym na każdy dzień, aby pod sam koniec znalazł tam coś innego niż słodką chwilę zapomnienia.
Całość miała z pozoru wyglądać niewinnie i świątecznie. Magicznie. Ale tak naprawdę dwa ostatnie okienka były decydujące i Kuba sam nie mógł się doczekać, aż Antek je otworzy. Koniecznie chciał zobaczyć jego minę. Dwudziesty trzeci i dwudziesty czwarty grudnia wypadał właśnie w weekend, dlatego miał szansę zobaczyć to na żywo. Na samą myśl, serce uderzyło mu w piersi mocniej i poczuł, jak przyjemne ciepło wlewa mu się na policzki.
Antek lubił święta, a od kiedy dwa lata temu jesienią nagle zachorował na zapalenie płuc i zmarł dziadek, najbardziej uwielbiał właśnie ten czas oczekiwania, bo przypominał mu o domu, który stał teraz opuszczony. O dziadku, z którym zawsze przywoził z lasu choinkę i o babci, z którą piekł pierniki, ozdabiając własnoręcznie lukrem. To dlatego Kuba wpadł na pomysł, że może mógłby ten czas wykorzystać do pewnych swoich zamiarów i jednocześnie sprawić Antkowi przyjemność. Specjalnie na tę okazję uprosił ojca o wolne popołudnia. Pracował w jego kancelarii. Nie pełnił jakiejś szczególnej funkcji, ale się starał. Wpisywał faktury do systemu, prowadził kalendarz spotkań, ot takie tam formalności organizacyjne. Na studia przecież nie poszedł, oceny miał zbyt słabe, aby zdać maturę i chęci żadnych, bo nie lubił się uczyć, a praca była pracą. Nie wstydził się, że dał mu ją ojciec i że zarabiał u niego grosze. Wręcz przeciwnie, zaczął doceniać to, kim był jego ojciec i że mógł korzystać z jego wsparcia. Ich relacje nigdy jakoś szczególnie się nie poprawiły, ale od tego lata, które spędził na wsi, patrzył na ojca łaskawszym okiem. Relacja z Antkiem pomogła mu dojrzeć, zrozumieć wiele rzeczy i spojrzeć na nie z innej perspektywy. Zrozumiał, że nie każdy miał szansę być tak wspieranym przez rodziców, jak on. Siedział w ciepłym biurze, zamiast na przykład rozwozić pizzę w mrozie lub deszczu.
W kieszeni zadźwięczał mu telefon i westchnął z rozgoryczeniem. Już wiedział co to za wiadomość. Wyciągnął go i spojrzał na ekran.
„Kuba, bardzo cię przepraszam, ale nie dam rady wpaść do herbaciarni. Mamy urwanie głowy z tym jarmarkiem"
Kuba się skrzywił. Kompletnie zapomniał, że dziś zaczynają. Antek jako student ostatniego roku, według tradycji Uniwersytetu sprzedawał na jarmarku choinki wraz z kolegami.
„Jasne, nie ma sprawy" — odpisał wyrozumiale, choć poczuł zawód.
„Rozpakowałeś prezent?" — dopisał, ale nie wysłał, wykasował.
Nie chciał go zajmować dłużej, niż to było konieczne. Pisał przecież, że ma urwanie głowy.
Jutro będzie okazja, żeby zapytać — pomyślał. — Napisze mi na pewno wieczorem.
A potem wstał od stolika i zapłacił u miłouśmiechającego się ekspedienta za herbatę, której nie wypili i wyszedł. Teżmusiał już wrócić do biura.
🎄🌟🌲🌟🎄🌟🌲🌟🎄
Kochani, przed nami druga część "Pustku", czyli: "Powiedz tak" :)
Mam nadzieję, że miło będzie ją czytać :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro