Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33.


Sean, który mógł mieć najwyżej trzynaście lat, patrzył nerwowo na liderów oraz siedzących przy nich Jamie'go i Aileen. Odrzucił z czoła czarne włosy. Przełknął ślinę.

— Nic nie zrobiłem. Przysięgam, Aileen, ta Lena to był żart —   niemal wybełkotał te słowa.

— Zrobiłeś to bardzo, bardzo porządnie — powiedziała powoli dziewczyna. — Nigdy bym się na to nie nabrała, a tym razem to zrobiłam. 

W niebieskich oczach chłopca widać było strach spowodowany tonem dziewczyny.

— Sean specjalizuje się iluzją.   — Jamie spacerował spokojnie po pokoju. — Potrafi zrobił fałszywą kopię każdej osoby i rzeczy. Jest bardzo utalentowany.

Grayson splótł razem palce i oparł na nich brodę, wpatrując się w chłopaka.

— Pokaż nam, co umiesz.

Sean obdarzył ich zaskoczonym spojrzeniem. Kiedy zorientował się, że to nie żarty, wziął głęboki oddech. To samo zrobił drugi Sean, który siedział w powietrzu obok niego. Liderzy zmierzyli iluzję badawczym spojrzeniem.

— Nie do odróżnienia — wymamrotał Temple.

— Jest idealnie, prawda? — Jamie położył dłoń na ramieniu chłopaka i poklepał go.

— Kto jeszcze będzie potrzebny?

— O co tu chodzi? — spytał zaskoczony Sean. — Jeżeli mogę spytać.

— Wszyscy ludzie z darami są w niebezpieczeństwie. Naczelni żądają widzenia ich.

— I zamierzacie ich posłuchać?! — Sean był oburzony.

Grayson parsknął.

— Gdybym zamierzał ich pokazywać, nie byłbyś tu potrzebny, tak? Słuchaj, chłopcze. — Nachylił się do niego. — To, co jest omówione w tym pokoju, zostaje w tym pokoju. Jak będzie trzeba, utniemy ci język.

Chłopak kiwnął przestraszony głową.

— Kto jeszcze się przyda? — Lider skierował wzrok na Aileen.

— Kishimoto. Kameleon będzie potrzebny — odparła natychmiast. — I Warner.

— Co on ma?

— Prąd.

— Trzeba ich wezwać. — Jamie kiwnął głową, słysząc słowa liderów i wyszedł z pokoju. — A ty, mój drogi, posłuchaj teraz uważnie...



Samobójstwo.

Tak nazwał to Warner. Poparł go Kenji. Castle. Lily. Wszyscy z Sektora. Viatorzy byli tak zapatrzeni w swoich liderów, że mogli zrobić wszystko.

— Nie pozwalamy na to — powiedział ostro Kenji. — Jeżeli mamy iść, to wszyscy. Nie zostawiamy się na lodzie.

— Mój drogi... — westchnął Grayson. — Zażądali widzenia wszystkich. Mają nas. Nie chcą zabić kolejnych ludzi, którzy nie walczą. Sprawdzili ruiny Gniazda i odkryli tam, że większość ludzi to nie żołnierze.

— Nie.

— Powiedzieli, że jeżeli nie zobaczą wszystkich z darami, zrzucą tu bomby, które są znacznie mocniejsze od tych, które zniszczyły Gniazdo.

— I zamierzacie nas tak po prostu oddać? — warknął Kenji. — Macie, patrzcie na te kąski! Tak chcecie powiedzieć?

— To konieczne — powiedział Temple. — I nie mamy zamiaru was oddać. Pójdą ci, którzy są najpotężniejsi. Pozostali zostaną tu.

— I tak pokażesz nas wszystkich? — parsknął Winston.

— Sean. — Temple skinął na chłopca stojącego obok liderów. Sean skierował niebieskie oczy na Winstona. Ten spojrzał na niego gniewnie.

— Popatrz na lewo — mruknął chłopiec. Mężczyzna zrobił to i gwałtownie odskoczył.

— Jasna cholera! —   Spojrzał na samego siebie. Kopia stała i uśmiechała się kpiąco znad okularów. Winston obszedł ostrożnie dookoła tego zjawiska. — Naprawdę taki jestem z boku? — wybełkotał pytanie.

Grayson uśmiechnął się zadowolony. Widział w oczach obdarzonych z Sektora zaskoczenie i podziw. Musiał to wykorzystać.

— Wybraliśmy od was i od nas kilka osób, które muszą iść. Spotkanie odbędzie się za trzy miesiące. Tak wybraliśmy. Wtedy... pozostali będą obserwować transmisję z ukrytych kamer, jak wasze iluzje zmierzają na spotkanie. Wiecie, że jesteście tu ważni. Każdy z was ma jakąś rolę — mówił z błyskiem w oczach. — Dlatego zostaniecie tu. Nie wątpię, że Naczelni spróbują coś zrobić. A wy będziecie się bawić przy oglądaniu, jak ich pokonujemy. A kiedy nadejdzie pora... dołączycie do nas.

Wszyscy Viatorzy zerwali się z krzeseł. Zaczęli głośno wiwatować i wykrzykiwać imię liderów. Temple i Charlie stanęli obok Graysona. Cała trójka uśmiechała się triumfalnie. Grayson starannie omijał wzrokiem Warnera, który patrzył na nich z powątpiewaniem. A obdarzeni z Sektora jedynie klaskali. Aileen wymieniła ponure spojrzenie z Jamiem.



Trzy miesiące później, dzień przed spotkaniem.


— Gdzie są Kentowie? — spytał Kenji.

Obdarzeni z Sektora siedzieli w pokoju chłopaka, który dzielił go z Adamem i Jamesem. Wszystkim rzuciła się w oczy ich nieobecność, ale przez wydarzenia z tego dnia nie mogli o to spytać liderów.

— Może Aileen albo Jamie będą wiedzieć —  powiedział Castle.

— Wątpię — rzucił Warner. — Oni też się zastanawiali. Widziałem, jak się rozglądali. — Usiadł na łóżku obok Castle'a.

Byli podenerwowani. Każdy. Bez wyjątku. Nie wiedzieli, co przyniesie im przyszłość. Nie wiedzieli, czy to, co chcą zrobić, wypali. Tak wiele do zyskania. A jeszcze więcej do stracenia, bo nie tylko życie i rodzinę, ale szansę na naprawę świata. Bo to właśnie chcieli zrobić - naprawić to, co zrobił Komitet.

Zauważalne było to, że liderzy nie planują tego zrobić. Jerome Grayson, Kay Temple i Charlie Stark mogli ukrywać swoje motywy, ale bystrzejsi ludzie zauważyli ich imperialistyczne zapędy. Warner, Castle, Kenji, nawet wieloletni członkowie organizacji, Aileen i Jamie, zauważyli, że liderzy Viatorów mydlą wszystkim oczy i nie kierują się w stronę ratunku, ale przejęcia. A na to nie mogli pozwolić.

I dlatego, trzy miesiące po usłyszeniu wiadomości o tym, że Julia Ferrars żyje i jest Naczelną, planowali w nocy, aby zapobiec wcieleniu się w życie planu Viatorów. Jednak to, że zniknęli Adam z Jamesem, nie pomogło. Nie pomogło też ciche pukanie do drzwi. Brendan, który był najbliżej nich, powoli podszedł. Wszyscy napięli się w oczekiwaniu.

W końcu to, co planowali, było w pewnym sensie zdradą Viatorów i ich idei.

— Brendan, gdzie są wszyscy? — usłyszeli spanikowany głos. Chłopak wpuścił do środka spanikowaną... Lenę?

— Co się stało? — Warner wstał z łóżka.

— Aileen i Jamie. Zabrali ich gdzieś.

Kenji podbiegł do niej.

— Jak to?

Dziewczyna jęknęła.

— Odkryli spisek, w porządku? Wiedzą, że coś kombinowaliśmy. Na razie nie są pewni, czy wy też w tym jesteście, ale niedługo mogą tu przyjść.

— Do pokoi! — wydał polecenie Castle.

Ale było już za późno. W korytarzu już z daleka słychać było dudniące kroki żołnierzy Viatorów, którzy szybko maszerowali w stronę przymkniętych drzwi.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro