Rozdział 25.
Dziękuję za każdy głos i komentarz. Podobają mi się Wasze teorie spiskowe :D
Rozdział złożony z rozdziałów 35 i 36 :)
Warner zerknął na Aileen. Stała na baczność, tak jak wszyscy. Jej twarz była nieprzenikniona, jednak przez ułamek sekundy dostrzegł na niej żal. Kent podszedł do nich razem z Jamesem. Chłopiec ścisnął lekko rękę przyrodniej siostry.
— Cześć — powiedział niepewnie. Aileen nie spojrzała ani na niego, ani na Adama, jednak delikatnie odwzajemniła uścisk.
Ciało Hansena zostało wniesione do windy i zabrane na dół. Wszyscy, którzy nie musieli zostać w hangarze, by uporządkować auta, wsiedli do innych wind. Aileen podeszła do auta, w którym było jeszcze kilku rannych. Pomogła im wysiąść, po czym zaczęła po kolei prowadzić ich do Claire, która szybko oceniała stan ludzi i wysyłała najciężej rannych, a pozostałym sprawdzała prowizoryczne opatrunki. Jamie chodził za żoną krok w krok, pomagając jej.
Adam z Jamesem wrócili do przyjaciół. Warner nie poszedł za nimi. Zamiast tego podszedł do żołnierza sprawdzającego silnik jednego z samochodów.
— Coś uszkodzone? — spytał.
— Nie. I dziwi mnie to. — Mężczyzna zmarszczył brwi. — Chyba przedtem widziałem, jak koło auta kręcili się jacyś kolesie z Komitetu. Spodziewałem się przeciętego przewodu hamulcowego, a tu? Nic.
Warner poczuł dreszcz przebiegający po kręgosłupie.
— To raczej dobrze. — Czuł jakiś podstęp.
Wszyscy ranni zjechali już na dół, a za nimi poszli inni. Warner dołączył do Graysona. Lider Viatorów spytał go, czy był już na zewnątrz.
— Nie — odparł chłopak. Był zaskoczony pytaniem.
— To chodź na chwilę. — Wyszli razem przez małe drzwi obok wrót.
Słońce powoli zachodziło za górami. Niewysokie szczyty otaczały piękną dolinę, przez którą płynęła migocząca rzeka. Wyglądała na niezamieszkaną. Nie było ani jednego śladu ludzkiej obecności.
Z tego, co dostrzegł Warner, hangar, będący przedsionkiem prowadzącym do Gniazda, był częściowo schowany we wzgórzu. Wrota były świetnie zakamuflowane, niemal zlewały się z tłem. Wzgórze było pełne drzew.
— Czy to bezpieczne? — spytał Graysona.
— To, że jest tu tyle drzew? — Lider w mig zrozumiał, o co chodzi Warnerowi. — Tak. Ktoś nas zawsze pilnuje.
Warner spojrzał na niego sceptycznie. Grayson uśmiechnął się łagodnie.
— Podejdźmy tam.
Wspięli się wąską ścieżynką na wzgórze. I Warner zrozumiał, kto pilnuje Gniazda.
Zamek. A raczej jego ruiny. Warner podniósł głowę, osłaniając oczy przed słońcem. Wysoka wieża z omszałymi ścianami sięgała niemalże czubków wysokich drzew. Ruiny wyglądały na opuszczone, ale szybkie oczy Warnera wyłapały ruch w jednym z okienek.
Za sobą usłyszał cichy, niemal niedosłyszalny trzask. Obrócił się i zacisnął dłonie w pięści. Patrząc uważnie szybko dostrzegł postać stojącą między drzewami. Osoba wyczuła jego wzrok i wyszła do nich.
— Liderze. — Kiwnął głową Graysonowi. Zerknął z ciekawością na Warnera. — Pierwszy raz ktoś mnie tak szybko wyczuł.
— Witaj, Rupercie — powiedział wesoło Grayson. — Właśnie pokazywałem naszą obronę nowemu sojusznikowi.
Warner miał mieszane odczucia do tego "sojusznika", lecz nie dał nic po sobie poznać. Kiwnął tylko głową niezbyt szczupłemu i brodatemu mężczyźnie. Rupert miał na sobie ubrania w zielone wzory, zlewające się z poszyciem lasu, a spod kurtki wystawał mu kawałek koszulki w kratkę.
— Rozumiem. Wszystko w porządku? Widzieliśmy nasze samochody i sprawdziliśmy je. Ile osób dokładnie jest rannych? — spytał Rupert. Był zaniepokojony.
— Nie jestem pewny. Claire i reszta lekarzy ma mi dać znać.
— Claire? — Strażnik otworzył szeroko oczy. — Ta czarownica wróciła? Jak dobrze wiedzieć! — Uśmiechnął się promiennie.
— Jamie nie byłby zadowolony z takiej reakcji — rzucił żartobliwie Grayson.
— Oj tam — parsknął Rupert. — Babeczka spoko, wiele razem wszyscy przeżyliśmy.
Coś zapiszczało przy jego pasie. Wyjął małe walkie-talkie.
— Muszę iść. Do widzenia panom. — Uśmiechnął się do nich i pobiegł do lasu. Grayson patrzył za nim przez chwilę, po czym się odwrócił. Pokazał na szczyt wieży.
— Widzisz tamtą wyrwę? — Poczekał, aż Warner mruknie potwierdzenie. — Nie powstała z winy czasu. Pięć lat temu byłem tu, czekając na transport, który miał... kogoś przywieźć. — Uśmiechnął się blado. — Wychyliłem się z okna dosłownie na moment. Zarwał się pode mną mur. Prawie spadłem. W ostatniej chwili mnie złapali.
Warner spojrzał na niego ponuro.
— Czemu ma służyć ta opowieść? — Nie obchodziło go to, że był nieuprzejmy.
Grayson wpatrywał się zamyślony w wyrwę.
— Wiesz, jaki jest tego morał? Możesz sam wpaść w tarapaty. Jednak powinieneś mieć przyjaciela, z którym nawzajem będziecie nad sobą czuwać. Wszystko zostawia na tobie blizny — odsłonił kołnierzyk kurtki pokazując szarpaną bliznę na obojczyku — lecz dzięki takiej osobie nie liczą się one w twoim życiu jako coś potwornego.
***
Zanim Aileen poszła do swojego pokoju, poprosiła Jenny, aby znalazła April i zabrała ją gdzieś. Nie chciała pokazywać siostrze swojego widoku; była cała we krwi. Jenny kiwnęła głową ze zrozumieniem. Szybko poszukała dziewczynki i zabrała ją na stołówkę. Aileen skorzystała z tego czasu, jaki dostała i schowała się pod prysznicem.
Stała pod strumieniem ciepłej wody. Do odpływu spływała woda zabarwiona krwią, lecz nie widziała tego. Przed oczami ciągle miała Mila, jego oczy, twarz, krew... Słyszała ten głos... "Wybacz mi... wszystko". Przypomniała sobie tamten dzień.
Poczuła ból i wyrzuty sumienia.
Milo przed śmiercią poprosił ją o wybaczenie. Powiedziała, że mu wybacza.
Skłamała.
Usiadła w kabinie i zaczęła cicho płakać, wbijając paznokcie w ramiona.
***
Cała grupa z sektora siedziała przy jednym stole na stołówce. Jedli ciepłą zupę, nie rozmawiając między sobą o niczym. Ian mruknął raz, że jedzenie jest lepsze niż w Punkcie Omega, jednak nikt się nie odezwał.
Otworzyły się drzwi i wszedł przez nie Warner. Podszedł do stołu i usiadł. Kenji spojrzał na niego spod oka.
— Tu nie ma kelnerki. Sam się obsłuż.
— W życiu bym nie pomyślał, że tam przy drzwiach jest okienko, ale może je zignorować z braku apetytu — odparł sarkastycznie Warner. — Przecież człowiek zawsze musi odczuwać głód. Straszliwy głód — powiedział z naciskiem. — Taki, że aż głodujący robi raban na całą salę, żądając dokładki. — Wytykał Kenjiemu jego zachowanie jeszcze na służbie.
Kenji spojrzał na niego zaskoczony, a potem wyszczerzył zęby.
— Jasna cholera, ty żartujesz? Wiesz, jak to robić?
Warner uniósł brew.
— Zgadnij, od kogo się NIE nauczyłem.
Wszyscy zgromadzeni przy stole powstrzymywali się od śmiechu. Kenji zrobił teatrzyk, udając, że się zastanawia. Nagle Warner drgnął.
— Zaraz wejdą wasze bliźniaczki.
Castle wyprostował się i popatrzył w stronę drzwi.
— To one. — Wstał i podbiegł do nich, mówiąc reszcie, żeby nie wstawali wszyscy. Kenji i Winston poszli szybko za nim i na środku stołówki wszyscy Viatorzy mogli ze wzruszeniem zobaczyć, jak dwie identyczne dziewczyny ze szlochem obejmują mężczyznę z dredami, który był dla nich jak ojciec, a potem witają się z resztą swojej "rodziny".
***
— Aileen! — April wpadła do pokoju.
Aileen podniosła się z łóżka, na którym położyła się przed kilkoma minutami. Siostrzyczka skoczyła na nią, wołając "Wróciłaś!". Dziewczyna objęła ją z całej siły.
— Cześć, malutka — powiedziała. Czuła ulgę widząc zdrową i szczęśliwą Aprilynne.
Dziewczynka spojrzała na nią ze łzami radości w oczach.
— Dlaczego nie wysłałaś wiadomości, że wracasz? Pozwolili ci na to? Wiesz, że Claire też wróciła? I są nasi bracia! O, i jest też Kenji! Nie gadałam z nimi, ale chciałam! Tylko przedtem Jenny wzięła mnie na stołówkę i nie pozwoliła mi do nich podejść. I przyszły do nich jakieś dziewczyny i wszyscy się cieszyli. No i mają jeszcze jakieś inne osoby ze sobą, nie było ich w stolicy! Tylko ten poważny, Warner, nie uśmiechał się! Czemu on jest taki smutny? — Aileen zasłoniła jej usta dłonią.
— Cii, nie gadaj tak, katarynko. — Kiedy April kiwnęła głową, zdjęła rękę. — Co robiłaś przez ten czas, kiedy mnie nie było?
— Oj, dużo rzeczy. Uczyłam się różnych rzeczy... już umiem dobrze czytać! Jenny mówiła, że bardzo ładnie czytam!
— Świetnie — parsknęła Aileen. — I teraz się dobierzesz do moich rzeczy.
— Niee, to niegrzeczne. Kiedy dziadek Charlie pomagał mi z nauką mojej mocy, powiedział, że nie wolno mi grzebać w niczyich głowach, bo to prywatne. No więc przecież inne rzeczy też są prywatne, więc nie ruszam.
Aileen uśmiechnęła się lekko do April.
— Zdolna dziewczynka.
— Ale wujek Jerome raz mi powiedział, że chyba czasem będę musiała to robić, żeby znaleźć ludzi, którzy mogą zrobić coś złego. Teraz nawet pytał, jak mi idzie.
— Widziałaś Jerome'a?
— W korytarzu, szedł na stołówkę. Jamie był z nim, i Claire też. Czemu tak szybko wróciliście?
Aileen złapała siostrę i położyła na łóżku.
— Tak trzeba było. Nie mówił nic do ciebie?
April zasłoniła usta i otworzyła szeroko oczy. Nagle sobie przypomniała o czymś.
— Masz do niego natychmiast iść! Wyjeżdżamy! — zawołała.
— Teraz mi o tym mówisz?! — Aileen zerwała się z łóżka. — Jaki wyjazd?
— Masz do niego iść!
— Zostań tu — powiedziała starsza z dziewczyn. Szybko złapała buty, wciągnęła je na nogi i wypadła na korytarz.
Pobiegła do gabinetu Graysona. Zapukała, ale nie czekając na odpowiedź, weszła. Grayson dyskutował o czymś z Jamiem i Charliem.
— Aileen! Co tak... szybko? — spytał kpiąco Charlie. Postawny mężczyzna, od zawsze obecny w życiu sióstr, zmierzył ją surowym spojrzeniem spod siwych brwi.
— Dopiero teraz Aprilynne mi powiedziała.
— Usiądź. — Grayson był cholernie poważny.
Aileen usiadła posłusznie na krześle. Jamie i Charlie zajęli krzesła obok Graysona. 'Wielka trójka", przemknęło przez głowę dziewczyny. Chociaż Jamie nie zaliczał się do liderów. Był jedynie pomocą. Grayson podał jej teczkę z dokumentami.
— Twoja od niedawna przyjaciółka, Lena, została ranna. Prawdopodobnie straciła pamięć. Zajmiesz się nią. Jedziesz z siostrą do drugiej kwatery. Aprilynne musi coś z tym zrobić.
Aileen otworzyła teczkę. Zobaczyła zdjęcia zabiegu, dane, stan pacjentki i zdjęcia. I dalszy plan działania. Kiedy przeczytała to, co było zawarte na karcie z napisem "zabiegi", zesztywniała.
— To podłe — wyszeptała zmartwiałymi wargami. — Nieludzkie.
— April tylko jej zmodyfikuje niektóre wspomnienia. O niektórych rzeczach nie powinna pamiętać.
— Nie. — Odłożyła teczkę z hukiem na biurko. — Nie przyłożę do tego ręki.
Grayson wstał.
— Pamiętaj, że żyjecie dzięki mnie — powiedział zimno. — I dzięki mnie możecie zostać odnalezione przez Naczelnych...
Charlie wstał z krzesła.
— Nie waż się grozić moim wnuczkom, Jerome — wycedził.
— Chyba się zapomniałeś. - Grayson był wyraźnie zaskoczony wściekłością towarzysza.
— Nie, to TY się zapomniałeś — odparł chłodno Charlie, mierząc wspólnika groźnym spojrzeniem. — Czy pamiętasz, kto jako pierwszy nawiązał kontakt z Jamiem i jego ludźmi? Ja. A kto pomógł ci rozwinąć sieć Viatorów na cały glob? Też ja. I kto poświęcił prawie całą rodzinę, żeby wykonać twój plan? Ja! — Żyłka na skroni Charliego pulsowała z wściekłości. — Więc nie waż się grozić odesłaniem na pewną śmierć córkom mojej córki. Inaczej oskarżę cię o zdradę przed wszystkimi.
Jamie i Aileen przenosili wzrok z jednego mężczyzny na drugiego. Grayson uniósł ręce do góry.
— Nie wyciągaj przeciwko mnie takiego działa — powiedział, śmiejąc się niepewnie. — Nic takiego nie mówiłem.
— Może to dzięki tobie i twojej łasce obie znalazły tu schronienie... ale tylko dlatego, że są dla ciebie użyteczne. — Charlie wpatrywał się zimno w Graysona. — Gdyby były zwyczajnymi dziewczynami, bez mocy i powiązań z Komitetem, już dawno byś się ich pozbył. Aileen ryzykowała życie, by zdobyć dla ciebie wszystkie informacje, jakie zdołała. Chciała ci się odwdzięczyć. A ty, zamiast zaakceptować to, że nie podoła temu zadaniu, chcesz ją postraszyć.
Aileen wstała.
— Dość, Charlie — powiedziała stanowczo. Nigdy nie mówiła do niego inaczej, niż po imieniu.
Jamie pokręcił ukradkiem głową. Nie wtrącaj się do ich kłótni, mówiły jego oczy. Zignorowała to. Podeszła do obu mężczyzn i stanęła między nimi.
— On ma rację — skierowała się do Graysona. Charlie położył jej dłoń na ramieniu, ale ona ją zrzuciła. — Jednak nie miałeś żadnego prawa tak mówić, Charlie. Nie poświęciłeś prawie całej rodziny. Poświęciłeś całą. Każdego jej członka. — Odwróciła się z powrotem do lidera. — Zrobię to.
***
Bliźniaczki siedziały na łóżku w pokoju, który miały dzielić z Lily i Alią. Skończyły opowiadać wszystkim, co się działo u nich. Castle siedział zamyślony.
— Mówicie, że wylądowaliście w lesie? A posterunek był na polanie?
— Gdzie my możemy być? — mruknął Kenji.
Warner stojący przy drzwiach obserwował wszystkich. Lily, jakby czując jego spojrzenie, obróciła się i spojrzała na niego podejrzliwie.
— Nie patrz tak.
— Jak? — spytał obojętnie Warner.
— Masz minę, jakbyś się zastanawiał, jak nas zabić.
Parsknął drwiącym śmiechem.
— Ciężko wymyślić sposób, naprawdę. Castle. — Wywołany spojrzał na niego zaskoczony. — To prawdopodobnie Europa.
— Skąd wiesz?
— Lecieliśmy parę godzin. Sektor 45 jest w Ameryce Północnej. A Jamie mówił coś z pilotami o oceanie. No i klimat. Typowa Europa.
— Typowa Europa — przedrzeźniał go Kenji.
Warner odepchnął się od framugi, o którą się opierał.
— Masz problem?
— Może — odparł zaczepnie Kishimoto.
— To go rozwiąż w głowie. Nie mam zamiaru się z tobą patyczkować — warknął Warner. Otworzył gwałtownie drzwi. — Słucham? — spytał.
Szczupła uzdrowicielka — Claire — spojrzała na niego zaskoczona i opuściła rękę, którą miała właśnie zapukać do drzwi.
— Warner. Czy są tutaj Sonia i Sara? — spytała.
Bliźniaczki szybko wstały.
— Co się dzieje? — spytały.
— Czy mogłybyście pomóc z chorymi? Oczywiście, jeżeli możecie.
— Chętnie. — Dziewczęta wyszły, a reszta mieszkańców sektora została z parszywym humorem.
Przez otwarte drzwi weszła Aileen. Kenji na jej widok błyskawicznie się zerwał.
— Aileen! - powiedział zaskoczony.
Reszta także patrzyła ze zdziwieniem na dziewczynę. I nic dziwnego. Alia i Ian w życiu jej nie widzieli, nie licząc przyjazdu z posterunku, a pozostali zapamiętali Regentkę zupełnie inaczej. Aileen upięła czarne włosy w kucyka i miała ubrany luźny sweter i zbyt duże getry. Kości policzkowe były bardziej wydatne, a pod pięknymi fioletowo-szarymi oczami były cienie. Rana na jednym z policzków była już zagojona, prawdopodobnie dzięki bliźniaczkom.
— Mogłabym na chwilę zabrać Warnera? — spytała. Była ponura.
Kenji był zdziwiony i zawiedziony brakiem zainteresowania dziewczyny. Warner wyszedł za nią z pokoju, zamykając drzwi.
— Kto to był? — zapytał Ian.
— Aileen Stark. Siostra Warnera, Adama i Jamesa — odparł Castle.
— Siostra? — Alia spojrzała ze zdumieniem na Adama.
— Przyrodnia. Jedna z dwóch. — Chłopak wzruszył ramionami. — Wspólny ojciec.
— Rany.
***
— Musisz mi pomóc — szepnęła Aileen.
Szli obok siebie korytarzem.
— W czym? — Warner spojrzał na nią pytająco.
— Muszę wyjechać. Moja... przyjaciółka miała wypadek. Jadę z April do innej kwatery.
— Przykre.
Aileen przygryzła wargę.
— Milo przed śmiercią powiedział coś o... skrzyni. — Zmarszczyła brwi. — Podobno moja matka ją miała. Mogą być tam przydatne rzeczy... dla mnie i April.
— Co mam niby zrobić? — spytał ją Warner.
— Chyba ma ją teraz Grayson. Ja... wyjeżdżamy dziś wieczorem. Nie mogę go o to spytać. Nie bez powodu chował ją przede mną kilka lat. Możesz ją dla mnie załatwić? Dyskretnie.
Warner przeczesał palcami włosy.
— Mam spytać lidera dużej organizacji o skrzynię, w której jest nie wiadomo co, należącą do kobiety, z którą miał romans mój ojciec? Ten, który skrzywdził osoby, na których mi zależy?
Aileen opuściła ramiona. Nadzieja zniknęła z jej twarzy.
— Trudno, zapomnij. — Chciała odejść korytarzem, ale Warner jej nie pozwolił. Złapał ją za rękę.
— Dlaczego ja? — spytał.
— Jesteś jedyną osobą, co do której mam pewność, że nie zawiedzie. Mogę mieć znajomości, ale tylko ty jesteś w stanie to zrobić. — Złożyła ręce jak do modlitwy. — Proszę. Wypytaj go. Grayson ma do ciebie słabość. Nie wiem dlaczego, ale wyraźnie jesteś jego faworytem.
Warner złapał się za głowę.
— Rozumiem, że jak zawiodę, to mnie zatłuczesz?
— Twój wybór.
— W porządku. Zrobię, co mogę.
Aileen odetchnęła z ulgą i spontanicznie go objęła.
— Dziękuję.
Warner niepewnie odwzajemnił uścisk. Poklepał ją po plecach. Coś go ścisnęło w gardle.
— Uważajcie na siebie — powiedział cicho.
Dziewczyna puściła go, uśmiechnęła się do niego blado i już miała odejść, gdy nagle się zatrzymała.
— Prawie zapomniałam. — Podała mu kopertę. — Możesz to dać Kenjiemu? Gdy będziecie sami? Nie mogę z nim teraz porozmawiać.
— Dam.
Odeszła.
***
— Powinna być wieczorem, Kay — mówił Grayson do telefonu. — Tak... tak, bierze dziewczynkę. Mhm... mam nadzieję, że tego nie spartolicie. Lena ma niczego nie pamiętać. Włożycie jej do głowy dokładnie to, co kazałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro