Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21.



— Co teraz? — spytał Castle.

Przetransportowano ich do bazy Sektora 45. Alia siedziała obok Kenta i szlochała w jego pierś. Ian obejmował Lily, a po jego twarzy płynęły łzy.

— Bunt — powiedział Kenji ochrypłym głosem. — Tego chciała.

— Chciała czego?

— Kazała nam się zjednoczyć z wszystkimi sektorami i kontynentami. Mamy skopać dupska Komitetowi.

Warner siedział w rogu pokoju, oparty o ścianę.

— Warner? — usłyszał głos Adama. — Masz jakieś kontakty?

Nie słuchał. Nie słyszał, nie czuł.

Patrzył na wszystkich, ale ich nie dostrzegał.

— Warner. — Adam klęknął przed nim. — Co teraz?

— Pomścimy ją — wyszeptał zdrętwiałymi ustami. — Pomścimy. 

***

Aileen siedziała otępiała pod ścianą. Razem z nią w celi byli Milo Hansen i uzdrowicielka Claire.

— Niech to szlag — szeptała zmartwiałymi ustami. Milo spojrzał na nią krzywo.

— Dasz radę nas stąd zabrać?

Dziewczyna pokręciła głową.

— Nie teraz. Przez ostatnią teleportację się wyczerpałam. W końcu odległość między Kapitolem a Gniazdem... i to dwa razy... — jęknęła i rozmasowała skronie. — No i zabrali moje wzmacniacze.

Siedzieli w milczeniu.

— Żałuję, że tak się to potoczyło — mruknął nieoczekiwanie Hansen. — Wiedziałem, że niejedna osoba zginie, ale w taki sposób...

— Nie miałam pojęcia, że Brodie tak nie znosi Julii. — Przypomniała sobie ciało dziewczyny padające na ziemię. — Podeszła i po prostu ją zastrzeliła.

— Pytanie jest takie... dlaczego? — powiedziała Claire. Obrócili się ku niej. Kobieta, niespeszona, mówiła dalej. — Co takiego zrobiła Julia, że Lacey Brodie ją zabiła z zimną krwią?

— Nie wspominała o zabiciu jej — rozmyślał na głos Hansen. — Chciała ją kontrolować, ale nie zabić.

— Ta kobieta jest po prostu... — Aileen zastanowiła się, jakim epitetem obdarzyć Naczelną.

Nie zauważyła, że Hansen i Claire spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

— Dość.— Dziewczyna zerwała się na równe nogi. — Nie możemy tu tak siedzieć.

— Jesteś za słaba, żeby nas stąd teleportować.

— Więc odpoczniemy chwilę. A potem odbijemy te bliźniaczki i zabierzemy je do Gniazda.

— Bliźniaczki? — uniosła brwi Claire.

— Uzdrowicielki. Jeżeli to, co mówili o nich obdarzeni z Sektora 45, jest prawdą, to one są jednymi z ważniejszych figur. Podobno potrafią uzdrowić najgorsze rany dotykiem.

— Czy Julia nie opowiadała, że uratowały ją po jakimś postrzale?

— Tak. — Aileen kiwnęła głową. — Więc powinny być naszym priorytetem. Jak się załaduję, idziemy po nie i uciekamy. Hansen, nie wiesz, gdzie je zamknięto?

— Hansen... — westchnął Naczelny.  — Dalej mnie tak nazywasz. — Był smutny.

Aileen poczuła się bardzo nieswojo.

— Ja...

— Nieważne. —   Pokręcił głową. — Idź spać. Obstawiam, że będą niedaleko kwater Naczelnych... może w tych pokojach dla rodzin. Są dla nich cenne.

Dziewczyna leżała na wąskim łóżku zwinięta w kłębek, twarzą do ściany. Otwarte oczy wpatrywały się w pęknięty tynk tuż przy jej głowie. Wiedziała, że musi wypocząć, ale bała się zasnąć.

Kiedy zamykała oczy, widziała twarze.

Twarz Hansena. Graysona. Warnera, Kenta i małego Jamesa. Kenjiego...

Matki... i ojca.

Dlaczego właśnie jego?

Zacisnęła szczęki. Nie chciała pamiętać człowieka, który zniszczył jej piękną matkę i omal nie zniszczył jej i April.


*4 lata wcześniej*

-— Skup się —  powiedział zimno.

— Nie dam już rady, ojcze — wyszeptała.

Uderzył ją w twarz. Niezbyt mocno, by nie zostawić śladów, ale żeby wiedziała, że stać go na więcej.

— Jesteś do niczego. Nie umiesz niczego. Nie używasz broni, nie potrafisz się obronić, nie potrafisz przeprowadzić porządnej i inteligentnej dyskusji. Zajmujesz się bzdurami...

— To, co robię, nie jest bzdurą! — krzyknęła.

-—Twoja siostra jest niepełnosprawna umysłowo...

— Ma zwykłe bóle, a ja ją uspokajam.

— Najlepiej by było, gdybyś ją po prostu zabiła. Nie cierpiałaby.

— Ty chory gnojku! — wrzasnęła na ojca. Popchnęła go z całej siły. -— Nie mów tak o niej! Nie masz prawa!

Paris Anderson złapał ją z całej siły za brodę i spojrzał prosto w jej oczy.

— Wyobrażasz sobie, że możesz mi się stawiać? — spytał zimno.

— Tak — odpowiedziała butnie.

— W tym przypadku nie jestem zadowolony z tego, że jesteś uparta.

— Sam mi kazałeś stawiać na swoim.

— Więc spodziewaj się kary za postawienie się mi. — Uderzył ją tak mocno, że upadła na podłogę. Kiwnął na żołnierza stojącego pod ścianą.

— Idź do mojej najmłodszej córki i ukarz ją za przewinienia siostry.

Poczuła, jak robi jej się zimno.

— Nie... proszę... — jęknęła. Ojciec obserwował z lekkim uśmiechem na doskonałej twarzy, jak dziewczyna z wysiłkiem siada. Powstrzymał żołnierza gestem.

— O co mnie prosisz? — zapytał miękko.

— Zostaw April — powiedziała błagająco. Jej oczy lśniły od łez.

Patrzył na nią wyczekująco. Uklękła przed nim i złożyła ręce jak do modlitwy.

— Błagam. Zrobię, co zechcesz, tylko nie rób jej nic.

—Och, słoneczko. — Przykucnął przed nią i niemal czule pogładził ją po twarzy, ocierając zbłąkaną łzę.  Naprawdę myślisz, że mógłbym zrobić krzywdę własnej córeczce?

Nie odpowiedziała.

— Naucz się jednego, Aileen Eleanor. Bez względu na to, kim jesteś, nie masz szans na przeżycie w tym świecie. Jesteś jak twoja matka — zbyt naiwna. Kłam, by ciebie nie okłamano. Zadawaj cios pierwsza.

Obudziła się, dygocząc.


Warner stał w garderobie. Był wyszorowany do czysta, rany miał opatrzone. Biodra owinął ręcznikiem.

Patrzył pustym wzrokiem na szafy z ubraniami. Bezmyślnie wyciągnął czarne dżinsy i sweter.

Nagle jak piorun poraziła go jedna myśl: sweter miał kolor jej oczu. Rzucił nim w ścianę, z wysiłkiem powstrzymując się od krzyku.

Ubrał się szybko i spojrzał z wahaniem na szafę stojącą w rogu.

Jej szafę. Pełną jej ubrań.

Po powrocie z kapitolu chciał zrobić mały remont i dorzucić szafki, które byłyby identyczne jak reszta.

Żeby miała tam swoje rzeczy. Wszystko, co jego, było i jej.

Otworzył pierwszą szufladę. Łzy stanęły mu w oczach.

Obok starannie ułożonych pasków leżał grzebień. Tydzień po tym, jak zabiła Andersona, kąpali się razem, a potem czesali nawzajem swoje włosy.

Przypomniał sobie, jak odrzucając włosy do tyłu ochlapała lustro wodą. Była wtedy taka szczęśliwa.

Ten błysk w jej pięknych oczach.

Radość na twarzy.

Śmiech odbijający się echem od ścian łazienki.

Zatrzasnął z całej siły szufladę. Chciał krzyczeć.

Wykrzyczeć światu cały ten ból.

Ale nie mógł. Powodem jego rozpaczy był brak osoby, która potrafiła go wysłuchać i zrozumieć.

Świat nie zrozumie.

Wyszedł z garderoby, nie oglądając się za siebie.

Pozbędzie się tej szafy. Ale nie teraz.

***

— Szlag. Że też nie wiemy, gdzie jest Gniazdo — mruknął Kenji.

Cała grupa siedziała w sali treningowej. Tam, gdzie zaczęła się ich współpraca z Warnerem.

— Czyli? — spytał obojętnie Warner.

— Miejsce, gdzie mieszkają i pracują wszyscy ci... Vlatrarzy.

— Viatorzy. Byliście u nich?

Kenji kiwnął głową.

— Tak. Musimy się z nimi skontaktować, na pewno nam pomogą.

— Skąd wiesz? — zapytał Castle. — A jeżeli nam nie pomogą?

— Musimy spróbować — odparł hardo Kenji. — Wydają się godni zaufania. Zabiorą nas do Gniazda. Będziemy pracować z nimi.

Cała grupa, poza Warnerem, kiwała entuzjastycznie głowami. Zadawali Kenjiemu różne pytania na temat Viatorów, Gniazda, zajęć, które mogą tam być.

Warner miał tego dość. Wstał z ławki treningowej. Tej, na której zawsze siedziała obok niego Julia.

— Nie.

Wszyscy obrócili się w jego stronę.

— Słucham? — warknął Adam.

— Słuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał. Nie. Nie kontaktujemy się z Viatorami. Pracujemy tu.

— Żartujesz?

— Nie. Ściągając Viatorów, ściągniecie tu Komitet. Nie chcę, żeby coś się stało cywilom.

— Nic im się przecież... — zaczęła Lily.

— Nie stanie? — Warner uniósł brew. Zapamiętał, jak ta mina działa to na dziewczynę. I nie pomylił się. Jej prawa powieka zaczęła podskakiwać, a cała twarz poczerwieniała ze złości. — Jak sobie wyobrażasz, co by zrobili Naczelni, gdyby się dowiedzieli, że kontaktujemy się z niebezpieczną szajką rebeliantów?

— I co? Tak po prostu chcesz sam ratować świat? Uda ci się pomścić Julię bez pomocy? — palnął Kenji.

Znieruchomiał na wzmiankę o Julii. Spojrzał prosto w oczy Kenjiego.

— Chcę ją pomścić. I zrobię to. Kazała ci skontaktować się z sektorami. I to zamierzam zrobić — wycedził zimno. — Ja wypełniam jej ostatnie słowa, a ty? Chyba nie. — Obrócił się na pięcie i ruszył w stronę windy.

— Myślisz, że tylko ty cierpisz?! — usłyszał za sobą krzyk.

Kenji podbiegł i stanął mu na drodze.

— Myślisz, że tylko ty ją kochałeś? I tylko tobie wolną ją opłakiwać? — pytał go Japończyk z oczami pełnymi łez. — Była moją najlepszą przyjaciółką. To ja wyciągałem ją z bagna, w które się przez ciebie wpakowała. Więc nie udawaj wielce zranionej istoty. Bo ja też ją kochałem. I pozostali także.

Warner wpatrywał się w twarz Kenjiego. Chłopak nie ukrywał swoich uczuć, w przeciwieństwie do byłego dowódcy.

Pomogą mi ją pomścić. 

Taka myśl przeszła przez głowę Warnera.


Wieczorem, po długiej dyskusji, niejednokrotnie przerywanej krzykami, dogadali się. Wszyscy, którzy mieszkali w Punkcie Omega, rozeszli się do swoich pokoi, a Warner uzgodnił kilka rzeczy z Delalieu i również udał się do sypialni. Nie wiedział, dlaczego.

Potrafił spać tylko dwie godziny na dobę. Dzięki niej zaczął więcej odpoczywać.

Leżał na łóżku, w samych bokserkach, wpatrując się w sufit. Mały budzik stojący na nocnej szafce pokazywał godzinę siedmiu minut po dwudziestej trzeciej.

— Cześć — usłyszał.

Ten głos... Ten, TEN głos...

— Julia... — wychrypiał. Stała przy nim. Ubrana w jego koszulkę, z rozpuszczonymi włosami.

Uśmiechnęła się.

— To ty... — wyszeptał. Chciał wstać, ale mu nie pozwoliła. Wskoczyła na jego kolana i objęła go za szyję.

— Nawet nie wiesz, ile o tobie myślałam — powiedziała. Nachyliła się do niego. Delikatnie dotykał jej twarzy.

Chciał zrobić więcej. Chciał zdjąć jej tę koszulkę i dotykać więcej, niż tylko twarzy.

— Ty... nie żyłaś. Widziałem.

— Nie wszystko to, co widzisz, jest prawdą.— pokręciła głową. — Uratowałeś mnie.

Patrzył na nią przez łzy zbierające się w jego oczach.

— Nie było mnie przy tobie.

Julia znieruchomiała.

— Nie było. — Ze smutkiem wypisanym na twarzy zeszła z jego kolan.

— Poczekaj... — powiedział.

Obróciła się na moment. Na jej twarzy widniał żal.

— Kocham cię. — Podeszła do drzwi i otworzyła je. Wypłynęła z nich gęsta, szara mgła, która ją wchłonęła.

Zerwał się z łóżka.

— Julio! — krzyknął z wysiłkiem. Mgła sięgała również po niego. Zrobił krok w stronę drzwi i wylądował twarzą na dywanie.


Otworzył oczy. Leżał na dywanie. Jego ciało dygotało, nie mógł tego opanować.

Wstał z wysiłkiem. Jego koszulka była mokra od potu. Do tego upadł na prawą rękę, na której miał bandaż chroniący jego zwichnięty nadgarstek.

Powlókł się do łazienki. Tam ściągnął z siebie ubrania i wszedł pod prysznic.

Chłodna woda przynosiła ulgę rozpalonemu ciału.

Zagapił się na kurek. Wolno sięgnął ku niemu lewą ręką. I przekręcił na gorącą. Czuł palenie na plecach i reszcie ciała.

Ale ten ból był niczym w porównaniu do tego, który czuł wewnątrz siebie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro