Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20.

Dziękuję za wejścia, głosy i komentarze :)

Nie zabijajcie. I pamiętajcie - to nie koniec! Zależy, jak bardzo mili będziecie :P Bo na blogu sobie nagrabili. Nie opuszczajcie mnie mimo wszystko.

Tak, wiem, że po weekendzie, ale musiałam wrzucić. Potrzebowałam dodać jakiś rozdział po trzech dniach. Wiem, że krótki i przepraszam, ale musiałam tak to zakończyć.


Stałam nieruchomo, z ramionami opuszczonymi. Kenji podbiegł do mnie.

— Ty głupia idiotko, nie dam ci...

— Dasz — przerwałam mu. —   Wrócicie do Sektora. —   Obniżyłam głos. — Jeżeli chcesz mi jakoś pomóc, to zjednoczcie się z innymi sektorami i kontynentami. Podnieście bunt i ich obalcie. Ja nie mam szans. Już właściwie... nie żyję. — Prawda zwaliła się na mnie niczym ciężki głaz.

Kenji objął mnie mocno. I zaczął szlochać.

— Nie. Nie, do diabła.

— Idź już — wyszeptałam. Uścisnęłam go z całej siły. To znaczy takiej, którą może przeżyć.

Reszcie grupy nie pozwolono do mnie podejść. Chciałam ich pożegnać.

Powiedzieć, jak bardzo ich kocham, jak mi zależało i zależy na nich, że nie chcę ich opuszczać.

Żołnierz trzymali ich na muszkach, wyprowadzali z sali.

Naczelni obserwowali mnie z uśmiechami przepełnionymi satysfakcją.

Zamknęłam oczy. Czas na najtrudniejsze pożegnanie.

— Jesteś szalona — usłyszałam głos za sobą. Warner stał za mną, jego zielone oczy płonęły. Ze łzami w oczach dotknęłam rozcięcia na jego czole.

— Co za dupki — szepnęłam. Warner objął mnie w pasie.

— Za dużo czasu spędziłaś z Kenjim. —   Przyłożył swoje czoło do mojego, nie zważając na ranę. — Zostaję z tobą.

— Nie zostaniesz.   —   Pokręciłam głową. — Masz pracować z Kenjim. Powiedziałam mu, co ma zrobić.

— Skarbie... troszczysz się o to, co trzeba zrobić, a zapominasz o sobie.

— Aaronie, jeżeli chodzi o mnie... to już koniec.

— Nie — warknął. Z ogniem w oczach złapał mnie za ramiona. — Nie będzie żadnego końca. Chyba, że ich.  Nie zamierzam cię tu zostawiać.

— Nie — odpowiedziałam. — Nie po to negocjowałam, żebyś teraz tu został.

— Nie chcę żyć bez ciebie — wychrypiał.

— Wolisz umrzeć? — zaczęłam płakać.

— Dla ciebie? Zawsze. — W jego oczach widziałam łzy.

— Musisz żyć. Jesteś stworzony do walki, do uczuć...

— Nauczyłaś mnie tego.

— Nie. To ty mnie tego nauczyłeś. Dzięki tobie się zmieniłam, chociaż sądziłam, że nie jest to możliwe. Dziękuję. — Ujęłam jego twarz w dłonie. — Obiecaj mi jedno.

— Julio...

— Bądź szczęśliwy. Pamiętaj o mnie i o tym, że cię kochałam. Kocham. I będę kochać. Na zawsze.

Pocałowaliśmy się ostatni raz. Słodki smak jego ust zmieszał się z solą naszych łez. 

— Zabierzcie go — powiedziałam cicho, kiedy zmusiłam się do odstąpienia od niego. Warner uderzył pięścią żołnierza, który chciał go złapać za ramię.

— Nie idę stąd — powiedział.

— Nie! — krzyknęłam, kiedy zobaczyłam, jak inny żołnierz Komitetu uderza go w tył głowy.

Przepraszam, Aaronie. To dla twojego dobra.

Patrzyłam, jak na wpół go wloką, na wpół prowadzą w stronę wyjścia. Miał mętne spojrzenie.

Wciągnęłam powietrze. Odcięłam się od krzyków protestu moich przyjaciół, którzy byli obezwładniani i wyprowadzani.

Kiedy wyszli, nagle to poczułam. Delikatne dotknięcie. 

Samotność powróciła. Była ze mną zawsze. Dotrzymywała towarzystwa w nocy i w dzień, w celi i w bazie Warnera, na początku. Kiedy pokonałam swój strach, pokonałam i ją.

A ona wróciła.

Spostrzegła sytuację, w której byłam sama. Z własnej woli. Przyszła i powiedziała "Cześć, to znowu ja. Będę przy tobie. Odejdziemy stąd razem".

Deja vu.

Pistolet wycelowany w moją klatkę piersiową.

***

Warner powoli odzyskiwał pełnię świadomości. Patrzył, jak rozmazany Kenji próbuje się wyrwać żołnierzom, a po jego twarzy płyną łzy. Krzyczał, choć Warner tego nie słyszał.

Jedynym dźwiękiem, jaki do niego dochodził, był prędki rytm jego serca.

Kenji krzyczał imię Julii. I słowo "nie".

Z wysiłkiem się odwrócił. To, co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach. 

Szukał w sobie siły, która pomogłaby mu przerwać to, co się działo przed jego oczami.

Julia stała wyprostowana, bez cienia strachu w postawie. Patrzyła w oczy Naczelnej Lacey Brodie, która trzymała w ręce pistolet.

Wycelowany w Julię.

Przez walenie jego serca doszedł go huk wypalanej broni. 

A jedynym obrazem, jaki dotarł do jego świadomości, był upadek ciała Julii.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro