Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12.

— Jakie spiskowanie?! — zawołała zaskoczona Regentka.

— Innymi słowy, zdradę. Została pani pozbawiona tytułu Regentki i będzie pani przetrzymywana w zamknięciu, oczekując na proces. 

Patrzyliśmy na to wszystko zdumieni. Regentka zdrajczynią?

To nie było możliwe. 

Dziewczyna nawet nie zareagowała, kiedy zapięli jej kajdanki i wyprowadzili z jadalni. Kenji zerwał się na równe nogi.

— Musimy coś zrobić! — wołał. — Nie możemy jej tak zostawić!

— Panikujesz bardziej niż kwoka o jajko — burknął Winston.

Castle wstał i skierował ostre spojrzenie na chłopaka. 

— Kenji... dlaczego tak się martwisz o Regentkę? Wczoraj gdzieś zniknąłeś... A dziś wściekasz się o to, że oskarżono ją o zdradę...

Boże. 

— Czy wy coś knujecie?

Kenji oburzył się.

— Nie!

— W takim razie? — Castle podszedł do niego. — Chłopcze, mam nadzieję, że się w nic nie wplątałeś! Nie znasz tej dziewczyny i nie znasz jej towarzystwa. Możesz mieć nieźle przechlapane za stosunki z nią...

Kenji, blady jak ściana, powiedział ze złością do Castle'a:

— Nie wplątałem się w nic. A nasze relacje to nie wasza sprawa! —   Poczerwieniał.

Adam gwizdnął szyderczo.

— Czyżby miłość dopadła również ciebie?

Kenji wyszedł.


Cholera.

Kenji gdzieś zniknął. A zaraz mamy iść do sali, pogadać z Naczelnymi. Miałam tylko nadzieję, że nie poszedł szukać Aileen.

— Zastanawiam się, co się teraz dzieje z April — mruknęłam. Przeplatałam nerwowo palce, strzelalam z nich, dopóki Aaron nie położył na nich dłoni.

— Tą malutką? — spytała Lily.

— Aha.

— Znając wysoki poziom kulturalny żołnierzy, wparadowali do pokoju i powiedzieli, że zapuszkowali jej siostrę, a ona będzie siedziała sama — prychnął Winston. — Biedne dziecko. Ktoś może do niej zajrzeć i... — Drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł Naczelny Hansen z grobową miną. 

— Witam — powiedział obojętnie. — Chciałbym tylko przekazać, że na spotkaniu teraz oczekujemy jedynie pani Ferrars, pana Castle'a i pana Andersona.

— Warnera, nie Andersona — poprawiłam go.

— Ach tak. — Kiwnął obojętnie głową. — Rozumiem, że zostaliście w ogóle poinformowani o tym spotkaniu?

— Prawie — powiedziałam. — Regentka Stark właśnie nam o tym mówiła, kiedy wpadli wasi żołnierze.

— Nie jest już Regentką. — Hansen spojrzał na mnie lodowato. - W imieniu Naczelnych Przywódców przepraszam za wszelkie niedogodności i przeszkodzenie w posiłku. — Obrócił się na pięcie i wyszedł z sali, a my nie mieliśmy wyboru i poszliśmy za nim na miłą rozmowę.

Moje serce łomotało, przyspieszając prędkość mojej płynącej krwi. 

Wiedziałam, że w końcu porozmawiamy o moim sukcesie i  dalszych rządach, jednak przez całą drogę układałam w głowie, co powiedzieć, bo nie wiedziałam, co oni powiedzą, co zrobią.

Jak zareagują na to, że chcę ich zniszczyć? Że chcę zmienić w s z y s t k o ? Że nie mogę patrzeć na każdą rzecz, która jest dowodem ich zepsucia, ich pogardy dla dobra, ich ZŁA? 

Warner nie odezwał się do mnie przez całą drogę, Castle również.

Dopiero przed drzwiami Warner położył rękę na moich plecach.

— Bądź ostrożna — szepnął.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego uniosłam głowę i zaraz na Hansenem weszłam do sali. Przy długim stole siedzieli czterej Naczelni. 

— Proszę, usiądźcie.

Zajęliśmy miejsca. Hansen dołączył do pozostałych. 

— Czy jesteście zdziwieni tym, że jest was tu tylko troje? — zaczął Naczelny Bhaduri.

Dlaczego?

Ja, jako osoba, która poprowadziła bunt i wyzwoliła sektor, samozwańcza przywódczyni.

Warner, jako syn Andersona, Głównodowodzący sektorem, który odstąpił mi własną pozycję.

Castle, jako przywódca dawnego ruchu oporu, z mocą niemal równą mojej.

Pokręciliśmy głowami. 

— Kiedy przybyliście, ugościliśmy was jak najlepiej, abyście się odprężyli — powiedział Casas. — Jednak mamy wiele rzeczy do omówienia. 

Oj, wiele. Przypuszczam, że nie wyjdziemy stąd przed nocą.


Miałam ochotę na wiele rzeczy.

Śmiech. 

Wrzask.

Jęk.

Płacz.

Ściśnięcie pięści.

Uderzenie.

Miałam ochotę pozwolić na to, by Energia wylała się ze mnie, zatapiając to miejsce zepsucia, źródło zniszczeń, dom diabłów.

Ale nie mogłam. Już na samym początku rozmowy widziałam, jakim spojrzeniem obdarzył mnie Warner.

Wierzył we mnie. 

Wierzył w to, że będę odpowiedzialną za swoich ludzi osobą, która wybierze mądrze.

Więc rozmawiałam  z Naczelnymi. 

Dla Aarona i moich przyjaciół.


Najpierw wypytali Castle'a. Uznali, że jest najłagodniejszy. 

Pytali go o cele jego Punktu, o to, ilu miał ludzi, skąd brali zaopatrzenie.

Castle'a denerwowały te pytania. 

Przecież zaopatrzenie kradziono z magazynów. Na potrzeby ludzi, ale to jednak kradzież. 

Widziałam przez moment łzy w jego oczach. Wtedy, gdy pytali o jego ludzi. Byli jego rodziną. Zginęli niemal wszyscy. 

Anderson zniszczył coś, nad czym pracował całe życie. 

Kiedy Naczelna Brodie mało delikatnie spytała go o to, jak wielu ludzi zginęło dokładnie, przerwałam tę farsę.

— Proszę dać mu spokój — warknęłam do blondynki.

Uniosła brew.

— Pani Ferrars...

— Po co pani pyta o takie rzeczy? — uniosłam się. — Nie wystarczy pani wiadomość, że było ich wielu? Musi pani przymuszać go do myślenia o tym? Byli jego...

— Pani Ferrars. — Castle położył mi dłoń na ramieniu. — Spokojnie. 

Oparłam się o oparcie i wciągnęłam powietrze nosem, licząc w myślach.

Jeden — ziarenko piasku.

Dwa — kropla wody.

Trzy — łza cierpiącego człowieka.

Cztery — kropla krwi.

Pięć — kropla potu wydalona przy życiu.

Sześć — oddech.

Siedem — mrugnięcie.

Osiem — zaciśnięcie pięści.

Dziewięć — skupienie się.

Dziesięć — uspokojenie się.

— Proszę mi wybaczyć — powiedziałam. 

— Nic złego się nie stało. — Naczelna Promise uśmiechnęła się do mnie szeroko. Białe zęby kontrastowały z jej czekoladową skórą. 

— Pani Ferrars, czy możemy teraz zadać pani kilka pytań? — spytał Casas. Kiwnęłam głową. — Kiedy pani zaczęła myśleć o buncie?

— Ja... —   Zastanawiałam się przez chwilę. — W sumie... niezbyt dawno temu.

— Kiedy dokładnie? 

— Jeszcze w czasie, kiedy byłam w bazie Sektora 45 jako więzień.

— Gość — mruknął pod nosem Warner.

— Czy planowała pani coś?

— Niespecjalnie. Nie panowałam wtedy zbyt dobrze nad moją mocą. 

— Kiedy zaczęła pani ćwiczyć? — zainteresowała się Promise. 

— Kiedy uciekłam.

— Czy to w bazie buntowników postanowiła pani w końcu wyrwać się władzy?

— Ja... nie wiem — powiedziałam.

Moje odpowiedzi do czegoś są im potrzebne. Mówię im za dużo.

Spokojnie, Julio

Spokojnie.


W pewnym sensie ten rozdział jest bonusem, bo tego spotkania nie znajdziecie na blogu :O

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro