rozdział 1
Kolejna noc... Nudzę się...
Nie ma co robić... On do mnie nie przychodzi... Boli mnie głowa, nie wiem nawet co to za dzień.
Czuje jak lekki zimny wiaterek, muska moją delikatną twarz.
—śniadanie...— mówil zimno.
Nie obchodziło mnie to... Sypie śnieg, widać go za małym okienkiem w piwnicy.
Podał mi śniadanie i wyszedł.
Jestem od niego uzależniony...
Może gdyby nie on to bym umarł?...
Nie wiem..
Czasem wydaje mi się że ich jest tam dwóch ..
Zjadłem śniadanie i położyłem się na ziemi okrywając się swoim podziurawiony płaszczem.
—głowa mnie boli....— wyszeptałam cicho a łzy zebrały mi się do oczu.
—Nie ma spania!! — wszedł jeden z nich do piwnicy z nożem w ręku.
Już wiem co się świeci..
Podszedł do mnie.
— proszę... Zostaw mnie... Co ja wam zrobilem...— wyszeptałem.
— nie toleruje Rosjan ~ — odrzekł chamsko.
— Francis! Chodzi mi tu pomóż! — krzyknął ponownie do drugiego mojego oprawcy.
Po chwili przyszedł .. jasno włosy chłopak z złotymi kiściami laurowymi na głowie.
— w czym .. — podszedł do nas patrząc na mnie z żalem.
— trzeba go do ściany znowu przywiązac ...— kopnął mnie i się wyprostował.
—prosze nie!— wykrzyczałem wykaszlując krew.
To było na nic... Podnieśli mnie i przyczepili do ściany.
To było upokorzenie... Ale co ja mam zrobić. Znaleźli mnie przypadkiem, chciałem tylko wyjść się przewietrzyć.
Nie ważne, jest za późno...
—Francis... Proszę... Nnie rób mi tego... — patrzyłem na chłopaka z łzami w oczach.
— cicho bądzi! — dał mi z liścia pierwszy oprawca.
Blondyn popatrzył się na mnie z bólem i się odsunął.
— czas zacząc zabawe~ — mówił chcąc jak najbardziej sprawić mi niemiłosierny ból.
Zapomniałem wspomnieć... Pierwszy oprawca nazywał się Ignacy... Miał czarne włosy z czerwonymi końcówkami.
Lubił się za wsze nademną znęcac...
I tak też teraz robi... Bije mnie. Krzyczy i tnie.
Jestem jego zabawką. Czasem mnie upije i zgwałci, a ja ? Ja tylko proszę o więcej. Jestem tylko głupim Rosyjskim gównem jak to inni mówią.
Nikt mnie nie chcę , moja matka , mój ojciec, wszyscy
Po wojnie światowej chowałem się w lesie ale i tak mnie też tam znaleziono.
I dlatego jestem tu.
Tak naprawdę to Ignacy mnie złapał ale zauważył pierwszy Francis.
Ten drugi jest a raczej był moim wspólnikiem ale gdy dowiedział się ci robiłem to się zaczął mnie bać.
Dość tego.
Teraz jest inaczej.
— na dziś tyle zjebie ... — rzucił mnie na ziemie, a ja jak zwleczala szmata leżałem na ziemi w kałuży krwi.
— przepraszam... — powiedział do mnie cicho Francis i wyszedł.
Już nawet nie wiem co się dzieje.
Mam jedyną ochotę to umrzeć..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro