ROZDZIAŁ 4
Otworzyłam oczy. Wstałam powolnie i otworzyłam szafę. Szybko włożyłam na siebie białą koszulkę i wsunęłam czarne jeansy. Na koniec założyłam czerwone trampki. Chwilę później złapałam za szczotkę i zaczęłam czestać swoje długie blond włosy.
- Hej pajączku- podskoczyłam wypuszczając przy tym szczotkę z ręki.
- Jeju! Czy musisz mnie starszyć Spidey?- zapytałam, patrząc się z wyrzutem na chłopaka.
- Przepraszam nie wiedziałem, że jesteś aż tak straszliwa- powiedział cicho się śmiejąc. Moją odpowiedzią było jedynie przewrócenie oczami- a tak wogóle to po co tu jesteś?
- Pomyślałem, że może Cię odprowadzę do szkoły...- lekko podrapał się po karku z zakłopotania.
- Spoko. Akurat idę sama- wzruszyłam ramionami- ej chwila moment. Czy ty nie chodzisz do szkoły?- podniosłam brew do góry.
- Chodzę, ale dziś mam na 8;55, więc no ten... postanowiłem Cię odwiedzić- uśmiechnęłam się. Umyłam zęby, wzięłam plecak i wyszłam ze Spider Man'em z bloku. Zaczęłam przyśpieszać kroku by zdążyć na lekcje.
- Ej co ty robisz?- zapytał, patrząc się na mnie.
- Idę do szkoły? Szybko, bo się spóźnie- w mgnieniu oka w okół mojego pasa zaplątnych było kilka pasków pajęczyny- nie wiem co ty kąbinujesz, ale...- nie zdążylam dokończyć, bo ten już wzbił się w powietrze razem ze mną, skacząc na pajęczynie.
- SPIDEEEEEEEEEEEY- zaczęłam się drzeć na całe gardło.
- Tak?
- Mam lęk wysokości- powiedziałam z wielkimi oczami wpatrując się w dół.
- Jeszcze chwilka, tylko kawałeczek i będziemy pod szkołą.
- DEBILU ODSTAW MNIE NA ZIEMIĘ! CHOLERNIE SIĘ BOJE!- ten tylko wzruszył razmionami jakby nigdy nic i mocnej przycisnął mnie do swojej piersi.
- Jesteśmy, muszę już lecieć gdyby co masz 15 minut do lekcji. Do zobaczenia!- kręciło mi się w głowie, przy czym wyglądałam jak bym coś ćpała. Pomachałam mu ręką na pożegnanie.
- Przynajmniej jestem szybciej w szkole- szepłam cicho, wchodząc do szkoły. Usiadłam w bibliotece, bo miałam jeszcze trochę czasu. Wzięłam telefon i zaczęłam przeglądać instagrama i inne portale społecznościowe. Przeglądałam sukienki, bo nie długo miał się odbyć bal gimnazjalny. Nagle przyszedł sms:
"Hej. Co jest, że nie ma cb w szkole?".
Nagle do mnie dotarło, że przegapiłam dzwonek. Wyjęłam słuchawki z uszu, schowałam telefon do kieszeni i wybiegłam z biblioteki.
Biegłam ile sił w nogach, bo pierwszą lekcją była fizyka. Nauczyciel nie nawidził gdy ktoś się spóźniał. Zbiegałam z piętra na piętro. Nagle uderzyłam głową o coś lekko twardego przez co upadłam na podłogę.
- Nic Ci nie jest?- złapałam się za głowę i otworzyłam oczy. Gdy popatrzałam w górę zauważyłam, że przede mną stoi nie jaki Peter Parker, którego ostatnio mierzyłam wzrokiem na chemii.
- Nie, ja tylko jestem już spóźniona- uśmiechnęłam się krzywo.
- Nie pędź tak, bo następnym razem nie będzie tak dobrze- powiedział ozięble, ale widziałam, że ukrywał śmiech.
- Wybacz Peter, muszę już iść- zostawiłam chłopaka i pognałam do klasy. Otworzyłam drzwi.
- Przepraszam za spóźnienie.
~
Heeej ;)
Rozdział ma 442 słowa myślę, że spoko jeżeli dodaje rozdziały co 2 dni :))
Zostaw kom. i ☆ po sobie.
Papa ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro