♠ Rozdział 14.
Nim zdążyła otrzeć usta z lepkiej krwi Nikolaia, ujrzała za plecami chłopaka niezadowoloną twarz czarodzieja. Doskonale znała powód, przez który zielone oczy mężczyzny lśniły gniewnie, a usta, zamiast uśmiechać się z ulgą, utworzyły grymas niezadowolenia.
Scarlett dumnie wytarła usta, mierząc czarodzieja uważnym spojrzeniem. Jak zwykle trzymał w prawej dłoni drewnianą laskę, a srebrnoszara szata pozostała bez najmniejszej skazy, choć powinna się nieco ubrudzić.
– Jakim cudem... – zdołał z siebie wydukać, gdy wampirzyca mu przerwała.
– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami, chcąc nieco podziałać mu na nerwach. – Gdy przestałam czuć ból, znalazłam się w nicości i w jednej chwili, jakby... coś mnie ostrzegło. Kazało mi się wybudzić.
– Miałaś w swoim ciele truciznę! Nie mogłaś ot tak się wybudzić! – krzyknął sfrustrowany Fryderick. Ścisnął pomarszczone palce tak mocno, że knykcie mu zbielały, a policzki nabrały purpurowych rumieńców. – Strzała nawet cię nie drasnęła!
Scarlett ledwie powstrzymała się od kąśliwej uwagi na temat „uzdrowicielskiej" strzały. Doskonale wiedziała, co by się z nią stało, gdyby jakimś cudem utkwiła w nicości. Być może zostałaby skazana na wieczność okrutnych tortur albo spotkałoby ją coś dużo gorszego.
– Najważniejsze, że nic jej nie jest – zauważył Nikolai, uważnie lustrując spojrzeniem staruszka. Nie potrafił zrozumieć jego zdenerwowania. W końcu wszystko ułożyło się tak, jak powinno.
– Być może posiadam moc, która wyleczy mnie ze wszystkiego. Kto wie.
Wybacz, że twój plan się nie powiódł, starcze, pomyślała z ironią, mierząc mężczyznę obojętnym spojrzeniem. Nie wiedziała, jak długo uda jej się udawać, że o niczym nie wiedziała. Miała ochotę wyjawić całej szkole prawdę o zdradzieckim czarowniku, który stał po stronie największego wroga Sounce, jak i całej ludzkości. Nie miała pojęcia, dlaczego wszyscy pragnęli jej śmierci, ale przypuszczała, iż chodziło o siłę, której jeszcze nie poznała.
– W takim razie jesteś szczęściarą – bąknął niezadowolony Fryderick.
– Najwyraźniej. – Scarlett uważnie rozejrzała się dookoła, aż jej wzrok przystanął na Niko. – Zabierz mnie do lochów. Trzeba wypuścić Ivy.
Blondyn posłusznie przytaknął, nie spuszczając wzroku z czarodzieja. Mężczyzna zachowywał się w dość dziwaczny sposób. Sprawił, że dookoła rozniosła się nieprzyjemna atmosfera.
– Wszystko w porządku? – zwrócił się do mężczyzny, który zbył go machnięciem ręki i wyszedł bez słowa. Zapewne poszedł powiadomić wszystkich o nagłym cudzie w Sounce School. Jeszcze nikt nie słyszał o wampirze, który przeżył spotkanie z Lupus Venemun. Scarlett McLewis bez wątpienia wpisała się do nowej legendy, która będzie przekazywana z pokolenia na pokolenie.
Mordercza roślina dla wampirów nie zdoła zabić najpotężniejszej ze wszystkich Potomkiń, Scarlett McLewis, pomyślał Nikolai, czując rozpierającą jego serce dumę.
Nie mógł się doczekać, gdy zaproponuje wampirzycy połączenie krwi. Dzięki temu sam stanie się jeszcze silniejszy. Jeśli okaże się, że najsilniejszą ze wszystkich Potomkiń rzeczywiście była Scarlie, będzie niepokonany.
Scarlett przystanęła, dostrzegając umięśnione ciało Lucii. Towarzyszyli jej strażnicy, którzy nie dorównywali jej groźnym wyglądem w najmniejszym stopniu, jednak nie było wątpliwości co do tego, że ciężko będzie ich ominąć.
– Widzę, że wieści o moim stanie szybko się rozchodzą – zauważyła cierpko Scarlie, pewnie wychodząc przed kamerdynerem. – Ivy jest niewinna. Musicie ją wypuścić – oznajmiła bez ogródek.
Lucia roześmiała się na głos, krzyżując ręce na piersi. Doprawdy, gdyby nie ten ogromny biust, mogłaby zostać porównana do Terminatora.
– Nie ty o tym decydujesz. – Lucia pokręciła z rozbawieniem głową. Widząc niezadowolenie na twarzy uczennicy, dodała: – Cieszę się, że żyjesz i nie ukrywam, że jestem z tego powodu bardzo... zaskoczona. Nie zmienia to jednak faktu, iż ktoś blokował portal i najwyraźniej nie chciał, by pomoc nadeszła. Tylko Ivy w tamtej chwili posiadała moc oraz wiedzę na ten temat. Jak więc widzisz, musiała maczać w tym swoje palce.
– To kłamstwo! – krzyknęła rozzłoszczona McLewis. Miała zamiar zbliżyć się do nauczycielki, jednak Chernov z całej siły trzymał ją za nadgarstek. Zacisnęła więc dłonie i ponownie zaczęła krzyczeć: – Ivy również została ranna! Ktoś ją zaatakował i to ta sama osoba z pewnością blokowała portal!
– Wiedzę o portalach posiadają jedynie Potomkinie i niektórzy nauczyciele Sounce School, więc przestań bredzić!
Tak bardzo pragnęła powiedzieć im o Orry'm! Chciała wydusić z siebie całą prawdę, uniewinniając Ivy, ale nie mogła tego zrobić. Najpierw musiała porozmawiać o tym z Wood, by mieć pewność, że nie wpakuje jej w jeszcze większe kłopoty. Sam fakt, iż jej brat wilkołak opanował portale i w każdej chwili mógł ich zaatakować nie wpływał dobrze dla jego siostry. Tym bardziej, że Orry po krwiożerczej bitwie, gdzie wilkołaki zostały brutalnie zamordowane powinien już dawno nie żyć.
Ugryzła się w język, odrzucając na bok natłok nurtujących pytań i powiedziała nieco spokojniej:
– Gdy umierałam, Ivy zamierzała mnie ochronić przed niebezpieczeństwem, z którym miałyśmy się zmierzyć. Chociaż sama była ranna, powtarzała mi, że nie mogę umrzeć...
– Jak mogłaś to słyszeć skoro twoje ciało się rozkładało i jedyne co czułaś to przerażający ból?
– To było chwilę po tym, jak te zatrute kolce mnie zamroczyły! Na początku byłam sparaliżowana, nie nieprzytomna!
Lucia przewróciła oczami wyraźnie niezadowolona.
– Zabierz ją do pokoju. Niech odpocznie i da sobie spokój z tą całą sprawą – zarządziła, zwracając się do Nikolaia. – Odnoszę wrażenie, że nieco poprzewracało jej się w głowie – dodała nieprzyjemnym tonem, wprawiając wampirzycę w jeszcze większą złość.
– To tobie poprzewracało się w głowie! – warknęła Scarlett, rzucając się na nauczycielkę. W wampirzym tempie przycisnęła kobietę do ściany i patrzyła w jej rozbawione oczy z ogromną nienawiścią. Lucia specjalnie ją prowokowała. Widziała to, ale nie potrafiła powstrzymać gotującej się w niej złości. Widząc, jak kobieta powstrzymuje strażników od ataku, wysyczała: – Nie wiem, co zrobiła ci Ivy, ale widzę, że jest ci na rękę posądzać ją o coś, czego nie zrobiła.
– Nie przypominam sobie, byśmy przeszły na „ty"...
– Nie pozwolę na to, by niewinna osoba ucierpiała! – warknęła, mocniej zaciskając dłonie na kombinezonie kobiety.
– Radzę ci nie wtrącać się w cudze sprawy. Jesteś tylko pionkiem w tej szkole, którego z łatwością można się pozbyć. Nie jesteś niezastąpiona, pamiętaj o tym – poklepała wampirzycę po ramieniu. – Tym razem dam ci ostrzeżenie, ale następnym razem spotka cię kara za brak szacunku.
– Scarlett, uspokój się! – poprosił roztrzęsiony Nikolai. Nie miał pojęcia co działo się z McLewis. Nikt nie miał prawa podważać autorytetu Lucii ani żadnego innego nauczyciela, a Scarlett potraktowała ją jak równej sobie. Jej zachowanie mogło wiązać się z poważnymi konsekwencjami, w tym wyrzuceniem ze szkoły albo zamknięciem w pokoju, gdzie znajdowały się Potomkinie bez mocy. – Jeśli okaże się, że Ivy jest niewinna to zostanie wypuszczona. Musi zostać przeprowadzone najpierw śledztwo...
Scarlie puściła nauczycielkę, zaciskając gniewnie wargi.
– Na szacunek trzeba sobie zasłużyć – oznajmiła pewnie i odwróciła się w stronę Nikolaia. – Chodźmy do pokoju. Najwyraźniej zwariowałam przez tę cholerną roślinę, ponieważ widzę same żmije w swoim otoczeniu.
Chernov wybałuszył oczy, nie potrafiąc uwierzyć własnym uszom. Jak Scarlett mogła być tak lekkomyślna?! Powinna zapanować nad swoim gniewem i zważać na słowa, które posiadały moc zniszczenia. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Lucia była przyjaciółką jej zmarłej babki, a to oznaczało, iż posiadała ogromny wpływ na to, co działo się w Sounce School. Nawet przedszkolak wiedział kiedy powinien ugryźć się w język, by nie dostać lania od rodziców.
Przerażony podszedł do rozgniewanej Lucii i zaczął przepraszać ją w imieniu Scarlett, dopóki nie został przywołany do porządku przez swoją Potomkinię.
Naprawdę myślał, że zaraz serce eksploduje mu ze strachu.
Miała dość wszystkiego, co ją otaczało. Niesprawiedliwości, bólu, samotności oraz faktu, że tak wiele istot pragnęło jej śmierci. Odkąd pojawiła się w Sounce School, nie było ani jednego dnia, w którym mogłaby usiąść, wziąć głęboki oddech i odpocząć od całego zamętu, wokół którego toczyło się jej życie.
Zaczęła nawet nienawidzić Nikolaia, który w kółko powtarzał, jaką była idiotką, narażając się Lucii. Podobno jej gniew mógł wywołać ogromne nieszczęście, ale ona nie zamierzała w to wierzyć. Nawet jeśli ta umięśniona baba zechce się na niej zemścić, to co jej zrobi? Wpuści do portalu pełnego wilkołaków, mogących zadać jej okropne rany, przez które miałaby halucynacje i na dwa dni zamieniłaby się w krwiożerczą maszynę do zabijania? Bardzo wątpliwe. Nigdzie nie znajdzie wilkołaków, ponieważ zostały wymordowane. Wszystkie prócz jednego, Orry'ego.
Przymknęła powieki, rozkoszując się przyjemnym zapachem płynu do kąpieli oraz ciepłą wodą. Musiała pobyć chwilę sama, by zastanowić się nad tym, co powinna zrobić. Nie znała szkoły, przez co nie miała pojęcia, jak mogła ukradkiem znaleźć się w lochach. Nikolai od razu dał jej do zrozumienia, że nie zamierzał brać udziału w misji samobójczej dla kogoś takiego jak Ivy, dlatego została zupełnie sama.
Nie rozumiała tego. Była pewna, że Leonardo zaryzykowałby dla Ivy życie, gdyby tylko go o to poprosiła. To samo tyczyło się pozostałych Potomkiń i ich kamerdynerów. Dlaczego więc Nikolai stanowczo się jej sprzeciwił? Dlaczego jej nie wspierał, skoro nie zamierzała nikogo zabić? Pragnęła jedynie porozmawiać z Ivy, by dowiedzieć się, jak bardzo była w stanie jej pomóc. Nie miała pojęcia, jak wyglądał jej brat. Pamiętała jedynie jego męski, ciężki głos, który brzmiał złowrogo.
– Rzeczywiście nic ci nie jest. – Wzdrygnęła się, ochlapując podłogę, gdy ujrzała Leonardo. Siedział na progu wanny, z zamyślonym wyrazem twarzy nabierając pianę na dłoń. Jakim cudem nie usłyszała, gdy wszedł? – To cud. Widziałem, jak twoje ciało rozpadało się na kawałki i szczerze wątpię, bym kiedykolwiek o tym zapomniał.
– Czyżby to była obietnica? – Widząc pytające spojrzenie, dodała: – Nigdy mnie nie zapomnisz i już zawsze będziesz myślał o tamtym dniu...
Uśmiechnął się. Tym jednym, niewielkim gestem sprawił, że zrobiło jej się nieco lżej na sercu. Nie na długo, ponieważ już kilka minut później wróciła myślami do Ivy.
Spuściła wzrok, zakrywając pianą swoje krągłości. Chociaż nie czuła się zawstydzona niezapowiedzianą wizytą chłopaka, nie zamierzała pokazać mu się w całej okazałości.
– Nie przypominam sobie, byśmy byli przyjaciółmi, więc co tu robisz? W dodatku ponownie pojawiasz się w chwili, gdy biorę kąpiel. Jeszcze trochę, a zacznę cię posądzać o niecne zamiary.
Przez chwilę przyglądał jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W jego czarnych oczach tkwił ogromny żal i smutek, które nie sposób było wyrazić słowami.
– Powinienem ją powstrzymać, nim zabrnęło to tak daleko. Zamiast tego pomagałem jej, przez co chęć zemsty i przelania krwi całkowicie zawładnęły jej umysłem. Nie myślałem, że to wszystko może tak daleko zajść...
– Albo raczej nie myślałeś, że ktoś przyłapie na tym Ivy i będzie musiała ponieść konsekwencje swoich czynów.
Westchnął. Chociaż wiedział, że miała rację, wstyd mu się było do tego przyznać. Siedział przy Scarlett, chcąc z nią porozmawiać, a przecież omal nie umarła. W dodatku sam próbował ją zabić, chcąc spełnić prośbę Ivy. Tak bardzo się tego wstydził! Gdyby tylko mógł cofnąć czas, nie popełniłby ponownie tego błędu. Już nigdy nie spełniłby prośby Ivy o usunięciu istot, które zagrażały jej pozycji. Rozwiązałby konflikt w inny sposób. Teraz było jednak za późno.
– Spoko, nie chowam urazy. Tyle osób pragnie mojej śmierci, że już sama nie wiem, kiedy jestem bezpieczna. Kto wie, czy zaraz nie rzucisz jakiegoś zaklęcia, które się mnie pozbędzie raz na zawsze.
– Nie zrobię tego. Nigdy więcej nie będę próbował cię zabić! – zapewnił, ściskając dłoń na jej nadgarstku. Piwne oczy wampirzycy wpatrywały się w niego ze strachem, wywołując jeszcze większe poczucie winy w jego sercu. Rozluźnił palce, wyswobadzając dziewczynę z uścisku. – Szczerze przepraszam cię za wszystko. Pragnąłem być wartościowym kamerdynerem, dlatego spełniałem każdą prośbę Ivy. Jest mi jednak wstyd za to, co ci zrobiła. Widok twojego rozkładającego się ciała uświadomił mi, jakim Ivy Wood jest potworem. Jakim potworem stałem się również ja.
– Ivy jest niewinna – oznajmiła znudzona Scarlett, wpatrując się w przystojną twarz chłopaka. Wyglądał tak seksownie w szkolnym mundurku, że nie potrafiła skupić się na niczym innym. Sam fakt, iż siedziała w wannie całkowicie naga, doprowadzał ją do frustracji. Naprawdę nie rozumiała tego chorego zakazu, który jasno i wyraźnie głosił, że wszelakie romanse w Sounce School były surowo zakazane. Odrzuciła nieprzyzwoite myśli i kontynuowała nieco drżącym głosem: – Ktoś inny musiał blokować portal. Ivy zamierzała mnie chronić w razie niebezpieczeństwa, choć sama ledwo się trzymała.
– Trzeba powiadomić o tym radę szkoły!
– Rzuciłam się na Lucię, by przemówić jej do rozumu, ale na nic się to nie zdało – Wzruszyła ramionami. Uśmiechnęła się, widząc zaskoczoną minę Leonardo. – No, co? Wkurzyła mnie. Nienawidzę niesprawiedliwości.
Tak bardzo chciałby powiedzieć o sobie to samo.
Nagle nachylił się nad brunetką i złożył na jej czole pocałunek, czule trzymając dłonie na jej policzkach. Nie rozumiał uczucia, które nim kierowało, jednak nie potrafił się powstrzymać. Z każdym dniem coraz bardziej żałował, iż nie znalazł się na miejscu Nikolaia. Choć z początku popierał niechęć Ivy do Scarlett i był w stanie ją zabić, szybko zrozumiał, że ta młoda, niedoświadczona wampirzyca była wyjątkowa. Nie wyrzekła się swych uczuć, przez co wszystko przeżywała ze zwiększoną siłą. Potrafiła stanąć w obronie kogoś, kto próbował ją zabić. Nikt, zapewne nawet człowiek, nie byłby w stanie postąpić w taki sposób.
– Myślałam, że to ja mam coś z głową, ale chyba jest odwrotnie – burknęła McLewis, gdy kamerdyner odsunął twarz na bezpieczną odległość. Czuła, że ten niepotrzebny gest miał jej podziękować za to, co chciała zrobić dla Ivy, jednak nie czuła się z tym dobrze. – Nigdy nie powinieneś tego robić. Jesteśmy wrogami i ktoś mógłby to źle zrozumieć. Z kolei, jeśli myślisz, że zawrócisz mi w głowie, to wybij sobie ten plan z głowy. Nie dam się uwieść i zapędzić w kozi róg, by stać się ofiarą.
– Przepraszam. Nie wiem, co się ze mną stało...
– Po prostu nigdy więcej tego nie rób – przerwała stanowczo, marszcząc gniewnie brwi. Choć serce biło jej jak oszalałe, a usta pragnęły jego ust, zdołała powstrzymać rozwijającą się w jej umyśle fantazję. Po prostu dawno nie była z żadnym mężczyzną w „ten" sposób i z pewnością dlatego jej hormony zaczęły się odzywać. Nic dziwnego, skoro otaczały ją same przystojniaki. – Chciałabym porozmawiać z Ivy, ale nie znam szkoły i nie wiem, jak dostać się do niej niezauważona – zmieniła pospiesznie temat, spokojnie oddychając.
– Zdołasz jakoś uciec przed Niko? Śmiem wątpić, by cię poparł w tym pomyśle – Uśmiechnął się, odgadując jej myśli.
– Nigdy nie miałam z tym problemu, więc i tym razem powinno się udać.
– Spotkajmy się przy kryształowej kuli o północy. Wszyscy powinni już spać, a jeśli chodzi o strażników, to znam sposób, by ich ominąć.
Przytaknęła. Z żalem patrzyła, jak kamerdyner otwiera okno i znika, pozostawiając ją zupełnie samą. Choć z początku potrzebowała samotności, teraz nie chciała, by odchodził. Z jakiegoś powodu uwierzyła, że nigdy więcej nie będzie próbował jej zabić. Jego przeprosiny wydały się szczere. Tak samo, jak zawód, który przeżywał względem Ivy. Choć Wood nie należała do niewiniątek i miała swoje za uszami, na pewno nie można było jej posądzić o to, co wydarzyło się podczas zajęć „Walki z bronią".
Wyszła z wanny i opatuliła ciało miękkim ręcznikiem. Musiała wymyślić, w jaki sposób pozbędzie się Nikolaia. Nie wątpiła w to, że będzie jej pilnował jak oka w głowie, przez to, co się wydarzyło, ale musiała zrobić wszystko, by porozmawiać z Ivy. Nawet jeśli wiązało się to z okłamaniem kamerdynera.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro