Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♠ Rozdział 12.


Otworzyła ogromną szafę i wyjęła z niej czerwony kombinezon. Niechętnie założyła go, zapinając się prawie pod samą szyję. Strój nie opinał jej ciała. Był na tyle luźny, by mogła swobodnie się poruszać i wyglądać przy tym zjawiskowo.

Z grymasem na twarzy zerknęła na swoje odbicie w lustrze i upięła gęste włosy w wysoki kok. Na samą myśl o tym, że za chwilę będzie uczestniczyła w zajęciach pełnych przemocy, robiło jej się niedobrze. Słyszała od Nikolaia, że nauczycielka prowadząca lekcje jest bardzo surowa i nikt jej nie lubił. Nie omieszkał też wspomnieć, iż była bliską przyjaciółką Luz Viviany, co napawało Scarlett nadzieją, że może otrzyma jakieś fory. Była daleko w tyle i szczerze wątpiła, by mogła dogonić niezwyciężone Potomkinie. W dodatku dalszym ciągu nie wiedziała, jak zapanować nad drzemiącą w niej mocą. Tylko raz udało jej się pokonać potwora za pomocą magii, a nawet nie wiedziała, co wtedy zrobiła. Jedyne co pamiętała, to nieprzytomny Nikolai, strach i błękitne światło.

Z westchnieniem odwróciła się w stronę drzwi, w których stanął zmartwiony Niko. Schował ręce do kieszeni spodni i nerwowo zerkał w jej stronę.

– Jak się czujesz? – zagadnął niepewnie, a Scarlett parsknęła głośnym śmiechem.

– A jak myślisz? – Ostatni raz spojrzała w swoje odbicie w lustrze i odwróciła się w jego stronę. – Nie umiem się bić, nie wiem, jaką mam moc ani jak z niej korzystać, a idę na walkę z potworami. Jakbym najpierw nie mogła przejść jakiegoś cholernego szkolenia.

– To przez to, że zjawiłaś się tak szybko w szkole. Inne Potomkinie miesiącami mieszkały w dormitorium.

– Czy ja się o to prosiłam? – warknęła. – Przecież to wy zaciągnęliście mnie w to cholerne miejsce! Ja nawet nie mam własnego zdania. Jestem rzucana jak jakaś marionetka z jednego miejsca w drugie. Jakby tego było mało, to jeszcze wszyscy mnie nienawidzą, a ja nawet nie wiem dlaczego.

Nikolai nie odezwał się już słowem. Doskonale znał odpowiedź na jej pytania, ale to nie był czas na dalsze kontynuowanie tego tematu. Scarlett im bardziej denerwowała się przed lekcją, tym większe istniało prawdopodobieństwo, że nie będzie w stanie spełnić oczekiwań Lucii, a to od niej zależało, czy dziewczyna zostanie w szkole jako szanowana Potomkini, czy zamkną ją w pokoju wraz z pozostałymi wampirzycami, które stanowiły tylko przynętę dla wrogów.

– Zaprowadź mnie na miejsce. Chce mieć to za sobą – oznajmiła, a Nikolai posłusznie otworzył drzwi i puścił ją jako pierwszą.

Przekroczyła próg ogromnej sali, dochodząc do wniosku, że Sounce School jest jeszcze bardziej pokręcone, niż myślała. Nie rozumiała, po co Potomkinie musiały uczyć się walczyć, skoro posiadały kły, niesamowitą siłę, prędkość oraz magiczne zdolności. Bez mrugnięcia okiem mogły pozbawić życia wroga i nawet nie musiały się przy tym spocić.

Zmarszczyła brwi, niepewnie podchodząc do namalowanego kręgu, gdzie stały pozostałe Potomkinie. Na zajęciach „Walki z wrogiem" były pozbawione kamerdynerów i musiały radzić sobie same. Oni w tym czasie szkolili się w innym pomieszczeniu. Chociaż Scarlett nie uśmiechało się spędzanie czasu u boku wampirzyc, które za nią nie przepadały, stała z dumnie uniesioną głową.

Przystanęła w miejscu, które zdawało się na nią czekać. Kobieta stojąca pośrodku okręgu miała czarne włosy ścięte na krótkiego jeża. Gdyby nie makijaż i duży biust z łatwością pomyliłaby ją z mężczyzną. Była tak umięśniona, że postury mógł jej pozazdrościć nie jeden chłopak. Czarne niczym noc tęczówki spojrzały na Scarlie nie tyle z ciekawością, a dezaprobatą. Od razu było widać, że nie wierzy w młodą wampirzycę i w to, iż zdoła poradzić sobie z powierzonym zadaniem.

– Dołączysz do Ivy. Może dzięki niej zdołasz nadrobić zaległości – oznajmiła obojętnie Lucia, a z okręgu zniknęły Hessie oraz Jade. Dosłownie rozpłynęły się w powietrzu. Nauczycielka, widząc zszokowane spojrzenie Scarlett, machnęła lekceważąco ręką. – Zostały wysłane do wymiaru, gdzie toczą walkę z innymi wampirami. Dzięki temu zarówno pomagają ludzkości, jak i uczą się walki z wrogiem. Nigdy nie wiadomo, z kim przyjdzie ci się zmierzyć, dlatego musisz być czujna. Inaczej staniesz się zwierzyną.

Scarlett zerknęła w stronę Ivy, która posłała jej karcące spojrzenie. Nagle wampirzyca złapała ją za dłoń, wbijając długie paznokcie w jej bladą skórę, wypowiedziała jakieś zaklęcie i znalazły się w zupełnie innym miejscu. 

Scarlett przewróciła się na sporej wielkości roślinę. Kształtem przypominała czterolistną koniczynę o wyblakło-zielonej barwie. Miała na łodydze mnóstwo maleńkich kolców, które wbiły się w jej przedramię, wydzielając żółtawą substancję. Oczekiwała pomocy od towarzyszki, jednak ta szła przed siebie żwawym krokiem, nawet nie spoglądając za siebie.

Scarlett ze łzami w oczach wyjęła kolce, a z ran wypłynęła żółtawa ciecz. Gdy zapanowała nad bólem, znalazła się u boku Ivy. Zachowała ostrożność, nie mając pojęcia, z kim musiały się zmierzyć. Miała nadzieję, że ruda wampirzyca wszystkim się zajmie, dzięki czemu sama nie będzie musiała narażać swojego życia. Jeżeli Wood była taka wspaniała i niezwyciężona, to nie powinna potrzebować jej pomocy.

Nagle upadła na stertę liści, widząc przed oczami gęstą mgłę. Każda część jej ciała zaczynała odczuwać lekki paraliż. Przerażona do granic możliwości, próbowała się podnieść, ale nie potrafiła nawet poruszyć palcem.

– Co ty, do cholery, wyprawiasz?! Zwabisz ich tu, kretynko! – wysyczała przez zaciśnięte zęby Ivy, szarpiąc dziewczynę do góry. – Nie wygłupiaj się! – Nagle utkwiła wzrok na głębokich ranach, z których wypływała krew. Z każdą chwilą robiły się coraz większe. Dostrzegając malutki kolec nad nadgarstkiem, wyjęła go bez chwili wahania. Skóra w tym miejscu nie wyglądała tak jak przedramię. Była zdrowa.

Scarlett zdawała się odpływać w głęboki sen. Po jej bladych policzkach spływały czerwone łzy.

Lupus Venemun, pomyślała Ivy, trzymając w palcach malutki kolec. Śmiercionośna roślina dla wampirów, zawierająca w sobie jad wilkołaka. Roślina, której nie powinno tutaj być, ponieważ została usunięta podczas wojny z wilkołakami. Nawet Potomkinie umierały, gdy zetknęły się z tą rośliną.

Chociaż pozostawienie Scarlett na pewną śmierć było niezwykle kuszące, Ivy wolała pozbyć się jej poprzez walkę. Jako wojownik nie mogła zostawić towarzysza bez pomocy i wcale nie chodziło tu o to, że od razu zostałaby zgładzona na oczach całej szkoły za nieudzielenie pomocy poszkodowanej.

Nachyliła się nad dziewczyną i już miała wziąć ją na ramiona, gdy silne uderzenie odepchnęło ją do tyłu. Zderzyła się z wysoką sosną i opadła na dróżkę pokrytą mokrym mchem. Wyszczerzyła kły, rzucając się na potężnego chłopaka o ostrych rysach twarzy, jednak upadła w połowie drogi i zaczęła zwijać się z bólu. Czuła, jakby milion igieł wbijało się w jej serce, wątrobę i nerki, powodując wewnętrzny krwotok. Bezsilna, patrzyła, jak chłopak nachyla się nad ciałem Scarlett, szczerząc paskudne kły. Kły wilkołaka.

– Orry, nie rób tego – poprosiła, wijąc się z bólu. Nie mogła się pomylić. Na świecie przeżył tylko jeden wilkołak. Jej brat. – Sama chcę ją zabić, ale to nie jest odpowiedni czas.

– I tak zginie, więc nie masz co się fatygować – prychnął rudzielec, kopiąc nieprzytomną brunetkę z całej siły. Nawet nie drgnęła. – Ty się wywiniesz, ale jeszcze trochę pocierpisz. Za chwilę się zregenerujesz. Do tego czasu jej stan będzie zaawansowany i nastąpi bolesny koniec. To zabawne, że wygląda na nieprzytomną, a tak naprawdę przechodzi przez prawdziwe katusze – Uśmiechnął się i po raz kolejny kopnął dziewczynę. – Będę już spadał. Miło było cię znów zobaczyć, siostrzyczko – powiedział na odchodne i zniknął w zaroślach.

Wampirzyce stanowiły łatwy cel dla strzyg, z którymi miały się zmierzyć. W obecnym stanie żadna z nich nie przeżyje spotkania z wrogiem. Jak tak dalej pójdzie, obie niebawem doczekają swoich pogrzebów. Leonardo powinien wyczuć, że została ranna i potrzebowała pomocy. Nie rozumiała, dlaczego jeszcze go tu nie było. Zawsze zjawiał się w mgnieniu oka.

Ivy zebrała w sobie wystarczająco dużo siły i w wampirzym tempie znalazła się nad ciałem Scarlett. Przedramię, a także prawa część klatki piersiowej nabrały koloru zgniłej zieleni. Ciało McLewis powoli zaczynało się rozkładać i z każdą minutą było coraz gorzej. Skóra nad ustami odpadła, ukazując szczękę nieprzytomnej Potomkini. Ivy wiele czytała na temat Lupus Venemun, jednak w życiu nie przypuszczała, że roślina mogła mieć tak ogromną moc i siać zniszczenie dla wampirów. Najgorsze było to, że jedyne co mogła zrobić, to przypatrywać się bolesnej śmierci Scarlett z bliska. Jeśli ktoś czym prędzej nie otworzy portalu, zginą obie.

– Wytrzymaj to! – warknęła, ściskając dłonie na srebrnym sztylecie. Uważnie rozejrzała się dookoła, nasłuchując, czy ktoś się do nich nie zbliżał. – To ja zdecyduję, kiedy umrzesz. Żadna roślina nie może cię zabić, rozumiesz?! Fryderick użyje swoich sztuczek i wyjdziesz z tego.

Wątpiła w swoje słowa, ale naprawdę pragnęła w to wierzyć. Jej brat wszystko zepsuł. W dodatku pojawiał się w miejscach, w których nie powinien i narażał ją na śmiertelne niebezpieczeństwo. Kiedyś byli zgodnym, kochającym się rodzeństwem, choć mieli różnych ojców. Orry nigdy nie potrafił pogodzić się z myślą, że nie urodził się wampirem i był synem wilkołaka. W domu zawsze rozmawiano tylko o Ivy i Sounce School. Była dumą rodziny, przez co Orry czuł się odtrącony i nieważny. Mógł w głębi duszy jej nienawidzić, jednak nie sądziła, że był w stanie poświęcić wszystko, by stać się kimś silniejszym od niej. Ktoś musiał mu w tym pomóc.

Gwałtowny wiatr zebrał wszystkie liście, które zaczęły tańczyć wokoło, tworząc portal. Wyskoczyło z niego kilka postaci. Większość pobiegła zbadać teren, a reszta znalazła się tuż przy nich.

– Fryderick musi się nią czym prędzej zająć. Miała w sobie kolce Lupus Venemun – oznajmiła szybko, patrząc na Leonardo bolesnym wzrokiem. – Dlaczego to tak długo trwało?! – krzyknęła nagle w stronę Lucii, gdy kobieta nachyliła się nad ciałem Scarlett.

– Dobrze wiem, że zamknęłaś portal! – Nauczycielka rzuciła jej wściekłe spojrzenie. – Chciałaś jej śmierci?! Co z ciebie za wojownik?!

– To nie ja!

– Nie ma czasu na twoje kłamstwa! – przerwała szorstko, biorąc ranną wampirzycę na ręce bez jakiegokolwiek wysiłku. Jakby podnosiła piórko z ziemi.

Lucia rzuciła Leonardo porozumiewawcze spojrzenie i zniknęła w portalu. Nikolai wybiegł za nią bez słowa.

Dwóch strażników nachyliło się nad Ivy. Mierzyli ponad dwa metry wzrostu i wcale nie wyglądało na to, by byli mile nastawieni do wampirzycy. Bunt tylko pogorszyłby jej sytuację.

– Nie zrobiłam nic złego. Nie chciałam jej zabić. Przysięgam! – krzyknęła zdenerwowana, szukając ratunku u swojego kamerdynera. Czarne oczy Leo wydawały się niewzruszone. Tak jak jego serce. Jedyne co odczuwał, to zawód i smutek, które paraliżowały go od środka.

Nie wierzył jej. Pierwszy raz w nią zwątpił, ponieważ doskonale wiedział, jak bardzo pragnęła śmierci Scarlett McLewis.

– Wracajmy. – Poprosił, wyciągając w jej stronę dłoń. Nawet jeśli chciałby jej uwierzyć, to wiedział, że nikt prócz Potomkiń i nauczycieli Sounce School, nie potrafił posługiwać się portalami. Nawet żaden z kamerdynerów nie posiadał wystarczającej wiedzy na ten temat, dlatego bez Lucii nigdy by się tutaj nie znalazł. Kto więc, jak nie Ivy, blokował portal?

– Nie wierzysz mi. – Odepchnęła jego dłoń. – Co z ciebie za kamerdyner, skoro śmiesz we mnie wątpić?! – Zdjęła złoty pierścień w kształcie węża i rzuciła nim o wilgotną ziemię. Ostatni raz spojrzała w czarne oczy Leonardo i posłusznie podeszła do strażników, którzy wprowadzili ją do portalu, jak jakiegoś więźnia.

Leonardo podniósł pierścień i schował go do kieszeni marynarki. Podarował go Ivy, ponieważ był pewien, że będzie jej służył do końca swojego życia. Chociaż od samego początku bił od niej chłód i nienawiść, naprawdę wierzył, że posiadała lepszą stronę. Jako Potomkini wyrzekła się współczucia oraz wielu innych uczuć, które mogły zadać jej ból. Dlatego stała na czele armii Sounce. Pozbawiona strachu, była niesamowicie silna i niezwyciężona. Nazywano ją drugą Luz Vivianą, co jeszcze bardziej podsycało jej pewność siebie. Smak władzy zaczął prowadzić ją do zguby. Może byłby w stanie ją powstrzymać? Gdyby tylko próbował przekonać ją, że Scarlett nie stanowiła żadnego zagrożenia.

Gdyby nie spełnił jej prośby i nie próbował jej zabić...

W ostatniej chwili przeszedł przez zanikający portal. Jeśli miał w jakikolwiek sposób pomóc Ivy, musiał porozmawiać ze Scarlett. Tylko ona mogła oczyścić imię Ivy i nie pozwolić na jej ukaranie. Tylko jaka jest szansa, że po tym wszystkim będzie chciała jej pomóc? 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro