♠ Rozdział 08.
– Jesteś tutaj? – Nikolai wszedł do dormitorium i uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie zauważyłby Scarlett, nawet gdyby siedziała na łóżku.
Na myśl nie przychodziło mu żadne inne miejsce, do którego mogłaby uciec. Chociaż karcił siebie za tę myśl, uważał, że Ivy dobrze zrobiła. Może nowa wampirzyca w końcu zrozumie, że Sounce School nie było żadnym żartem i powinna poważniej podchodzić do tego, co działo się w szkole. Ledwo rozpoczęła zajęcia, a już zyskała licznych wrogów. Wszyscy uważali ją za nadętą księżniczkę, która bardziej przypominała rozkapryszone dziecko, niż silną wojowniczkę, a to nie wróżyło niczego dobrego.
– Nie trzeba było tak się zgrywać! – krzyknął, a puchowa poduszka walnęła o ścianę tuż koło jego twarzy. – O, czyli jednak cię znalazłem! – Ponownie uniósł głos, zastanawiając się, po co krzyczał.
Usiadł wygodnie na łóżku Potomkini, rozglądając się dookoła. Niewidzialność wampirzycy była mało komfortowa. Nie miał bladego pojęcia, gdzie stała, jaką miała minę i czego od niego oczekiwała. Nawet nie słyszał, żeby coś mówiła, a z pewnością nie wypowiadała miłych słów.
Zaskoczony widokiem kolejnej lecącej poduszki, schylił się i uniósł dłonie w obronnym geście.
– Hej! To nie ja podałem ci eliksir! Na drugi raz nie będziesz wątpić w działanie eli... – Nie dokończył, ponieważ żółta lampa uniosła się z niebywałą szybkością i skierowała się w jego stronę.
Kamerdyner zaczął uciekać przed „goniącą go" lampą, która tak naprawdę tkwiła w dłoni niewidzialnej Scarlie.
– Chyba nie chcesz mi przyłożyć!? – krzyczał oszołomiony. Nagle zatrzymał się, krzyżując ręce na piersi. – Przesadzasz, nie wydaje ci się?
Lampa utkwiła w miejscu. Niko, uważnie jej się przyglądał, by w razie czego zrobić unik. Wiedział, że Scarlett świadomie nie zrobiłaby mu krzywdy, jednak wolał trzymać się zasady: „Wściekły wampir, to niebezpieczny wampir".
– Przypuśćmy, że przeszła ci ochota na przywalenie mi w łeb – zaczął ostrożnie, powoli wycofując się do tyłu. – Czuję się jak świr, który gada do lampy – burknął pod nosem i przeczesał dłonią blond włosy. – Mam nadzieję, że długo to nie potrwa. Inaczej zwariuję, rozumiesz?
– Ty zwariujesz?! – oburzyła się Scarlett, zaciskając palce na przedmiocie. – To ja jestem niewidzialna! Jakby tego było mało, nawet mnie nie słyszysz!
Chociaż miała ochotę rzucić w niego lampą, odłożyła ją na stolik i zaczęła głośno oddychać. Najchętniej ukradłaby od blondyna miecz i odcięła Ivy głowę za ośmieszenie ją przed klasą. Była tak wściekła, że nie wiedziała, co ze sobą począć. Co mogła zrobić jako niewidzialna? Na myśl przychodziło jej jedynie podglądanie przystojnych wojowników, jednak nie wiedziała, kiedy działanie eliksiru przestanie działać. W jaki sposób wytłumaczyłaby się ze swojego bezwstydnego zachowania, gdyby została przyłapana?
Zerknęła na zamyślonego Nikolaia, który burczał coś pod nosem i zaczęła się zastanawiać, czy nie za bardzo oswoił się z jej prośbą. Gdy zachowywał się jak lokaj, był jej bardziej posłuszny i milszy, a teraz mówił to, co mu ślina na język przyniosła. Potrafił nawet się z nią nie zgodzić, co całkowicie doprowadzało ją do furii. Chociaż musiała przyznać, że dzięki temu rozluźniła się w jego towarzystwie.
Wyjrzała przez okno, słysząc czyjeś kroki. Od razu ujrzała niską dziewczynę o długich, ciemnofioletowych włosach. Wymachiwała energicznie rękoma, rozmawiając o czymś ze swoim kamerdynerem. Kojarzyła ich z lekcji o eliksirach, jednak nie zdołała jeszcze dowiedzieć się, jak mieli na imię.
Nagle chłopak spojrzał na szybę, za którą stała, przez co pospiesznie opadła na kolana. Dopiero po chwili dotarło do niej, że przecież jej nie zauważy. Eliksir wciąż działał.
Pacnęła się w czoło i dumnie wstała, wytężając wampirzy słuch.
–Ivy nie może tego zrobić. Wiem, że to ona tutaj rządzi, ale... – Potomkini urwała w połowie zdania, uciszając rudzielca ruchem ręki.
Scarlett bezszelestnie wykradła się z pokoju, pozostawiając w środku rozgadanego Nikolaia. Na szczęście był tak zajęty dialogiem, że nie zauważył, gdy otworzyła drzwi i wydostała się na zewnątrz. Miała nadzieję, iż dzięki nieświadomej Potomkini, uda jej się dowiedzieć czegoś kluczowego. Odkąd pojawiła się w Sounce School, ktoś próbował ją zabić. Zarówno Ivy, jak i Hessie patrzyły na nią z nienawiścią, choć nic im nie zrobiła. Przynajmniej tak jej się wydawało. Być może to którąś z nich goniła zeszłego wieczoru w lesie?
Dopóki nie pozna prawdy, zachowa spokój. Nie zamierzała jednak stać z podkulonym ogonem i czekać na śmierć. Nawet jeśli zostanie zmuszona zmierzyć się ze wszystkimi Potomkiniami, nie podda się tak łatwo. Będzie walczyła do ostatniego tchu. Może i była strachliwym, zbyt ludzkim wampirem, ale posiadała honor, a on był dla niej najważniejszy.
Miejsce, w którym się znalazła, było małe, zagrodzone jakimiś pudłami, śmieciami i wszędzie śmierdziało odpadami. Scarlett nawet przez myśl nie przeszło, że Sounce School miało tak zaniedbane miejsce.
Wcisnęła się w róg i uważnie przyglądała się zdenerwowanej wampirzycy. Fioletowe włosy zwisały na jej zgrabnych ramionach, a inteligentne zielone oczy patrzyły w jakiś nieodgadniony punkt na ziemi. Rudy kamerdyner stał naprzeciwko niej na wyciągnięcie ręki. Pomimo kilku piegów na twarzy oraz rudych włosów był naprawdę bardzo przystojny. Scarlie jeszcze nigdy nie spotkała atrakcyjnego rudzielca, a nie wątpiła, że ten wojownik nie potrafił odpędzić się od dziewczyn. Wyglądał jak młody Grecki Bóg o dużych czekoladowych oczach. O dziwo, posiadał niesamowicie gęste, ciemne rzęsy, co było niespotykane dla typowej urody rudzielca. Całkowicie odbiegał od schematu, który dotychczas znała.
– Czuję się taka bezradna... – zaczęła nagle wampirzyca, a w jej głosie dało się wyczuć poczucie winy.
Scarlett patrzyła na nią, odnosząc wrażenie, że mogłyby się zaprzyjaźnić. Nie wyglądała na złą osobę i nie przypominała sobie, by choć przez chwilę patrzyła na nią we wrogi sposób. Raczej jej unikała.
McLewis wytrzeszczyła oczy, gdy kamerdyner obszedł wampirzycę od tyłu i otoczył ją silnymi ramionami. Bynajmniej nie był to przyjacielski uścisk. Scarlie była tego pewna. Czy więź pomiędzy Potomkinią a kamerdynerem nie była czasem surowo zakazana?
Pewnie dlatego ukrywają się w takim miejscu, pomyślała. Zdecydowanie nie powinna być świadkiem tego całego zdarzenia. Ledwie pojawiła się w Sounce School, a już poznała czyjś sekret. Gdyby wyjawiła go szkole, ta dwójka straciłaby życie.
– Po prostu rób to, co uważasz za słuszne, Jade. Zawsze będę przy tobie.
Scarlett zdusiła cichy jęk, chociaż i tak nikt by jej nie usłyszał. Stała oszołomiona, wpatrując się w całującą parę. Poczucie winy coraz bardziej pogłębiało się w jej sercu, a straszne myśli bezwzględnie atakowały umysł. Jak mogła zachować ich sekret? Przecież oszukiwali całą szkołę!
Co się stanie w chwili, gdy ktoś inny ich przyłapie?
Pragnęła uciec z tego miejsca, jednak drzwi były zamknięte. Wystarczyło jedno potknięcie, by zdradziła swoją obecność. Nawet nie chciała myśleć o tym, co by się z nią wtedy stało.
– Wracajmy. Ivy z pewnością zamierza zorganizować jakąś naradę – oznajmiła Jade i odwróciła się od kamerdynera. Nacisnęła metalową klamkę, szepcząc: – Kocham cię, Ian.
– Też cię kocham.
Choć nie patrzyli na siebie, Scarlie czuła, że łączyło ich szczere uczucie. Oczy wojownika przepełnione były tęsknotą. Zakazana miłość... Czy to sprawiedliwe, by jakiś chory regulamin nie pozwalał kochać? Przecież serce samo wybierało, dla kogo szybciej zabiło. Każdy patrzył tylko na to, jak miłość pozbawiła Luz Viviany życia. Nikogo nie obchodziło to, że nie wszyscy musieli skończyć tak samo, a przez jeden głupi zakaz Ian i Jade musieli się ukrywać.
Scarlett szczerze im współczuła i zdecydowała, że dochowa ich sekretu.
Gdy drzwi się zamknęły, została zupełnie sama w tym chłodnym, obrzydliwie śmierdzącym pomieszczeniu. Odór z każdą chwilą wydawał się coraz silniejszy. Jakim cudem Jade i Ian tego nie czuli?
Wampirzyca zerknęła w stronę pudeł po lewej stronie i palcami zatkała nos. Odniosła dziwne wrażenie, że stamtąd wydobywał się cały ten smród. Otworzyła pierwsze lepsze pudło i powąchała jego zawartość. To nie to.
Drugie pudło, trzecie...
Przy czwartym omal nie upadła na ziemię. Odrzuciła głowę w bok, wykrzywiając twarz z obrzydzenia. Czyżby czuła stęchłe mięso?
Niechętnie uniosła folię bąbelkową, pod którą ujrzała jakieś bardzo stare zabawki: plastikowe żołnierzyki, sztuczne kły, karty magika. Wyrzucała wszystko z pudła, gdy zauważyła odciętą głowę młodego chłopaka. Oczodoły wypełnione były białymi glizdami. Pod nią leżało jeszcze wiele innych zabawek umoczonych w zaschniętej już krwi.
Scarlett drżącymi dłońmi wrzuciła zawartość z powrotem do pudła i zakryła ludzkie szczątki, rzucając się w stronę wyjścia.
W Sounce School ktoś został zamordowany!
– Muszę powiedzieć o tym Niko – mówiła pod nosem, biegnąc w stronę dormitorium. – Albo zawiadomię o tym wuja... Ktoś musi szukać tego chłopaka! Dlaczego został zamordowany?
Zatrzymała się nagle, chwytając się za boki. Czy podejrzenie nie padnie od razu na nią? W końcu kto normalny chodzi do opuszczonego składzika w środku lasu? A co z Jade i Ianem? Równie dobrze mogli być za to odpowiedzialni... Nawet jeśli nie wyglądali na morderców, wszystko było możliwe.
– Co mam robić? Przecież ktoś umarł... – szeptała, mijając wysoki dąb.
– Co tam mamroczesz pod nosem?
Odskoczyła, słysząc nieprzyjemny, męski głos. Nieufnie przyjrzała się umięśnionemu chłopakowi o kruczoczarnych włosach. Od razu rozpoznała w nim kamerdynera Ivy. Śmiał się wniebogłosy, gdy stała się niewidzialna. Nigdy nie zapomni tego wrednego wyrazu twarzy.
– A co cię to obchodzi? – warknęła i przeszła obok niego, gdy zacisnął palce na jej nadgarstku. Gwałtownie odwróciła się w jego stronę, pewnie wytrzymując spojrzenie jego czarnych oczu. – Bycie niewidzialnym jest naprawdę spoko. Przynajmniej nie muszę natykać się na takich bezczelnych typków jak ty.
– Bezczelnych? Przecież nawet mnie nie znasz.
– Nie muszę. – Odepchnęła jego dłoń.
– Nie wiedziałem, że będziesz taka pyskata – przyznał zadowolony, delikatnie się uśmiechając. – Podobasz mi się.
Scarlett prychnęła, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Zostaw te swoje słowne gierki dla Ivy. Od razu widać, dlaczego jej służysz. Jesteście przepełnieni jadem i chcecie być najlepsi. Zżera was zazdrość, gdy ktoś stoi nad wami i za wszelką cenę chcecie go wyeliminować.
– A niby skąd wiesz?
– Oczy i postawa mówią dużo o człowieku. Dlatego – Pochyliła się nad nim i dokończyła, klepiąc bruneta po ramieniu – odwal się ode mnie.
Odeszła, pozostawiając Leonardo w totalnym osłupieniu.
Nie miała pojęcia, czego od niej chciał i po co zawracał jej głowę, ale nie zamierzała się tym martwić. Musiała odnaleźć Nikolaia. Gdy go zobaczy, zdecyduje, czy może mu zaufać i powiedzieć o znalezionych szczątkach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro