Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♠ Rozdział 04.


– Czuję się, jak jakaś stara baba z epoki kamienia łupanego – Scarlett zmarszczyła gniewnie brwi, z niesmakiem przeglądając swoje odbicie w lustrze. Miała na sobie koronkową suknię do kostek i wyglądała co najmniej tragicznie.

– W epoce kamienia łupanego nie noszono takich sukien – stwierdził spokojnie Nikolai i wygrzebał z torby drugą sukienkę. Tym razem czarną z czerwoną różą na lewym ramieniu i bardziej odpowiednią dla dzisiejszych czasów. Nim podał ją wampirzycy, jeszcze raz przyjrzał się jej zdegustowanej minie. Chociaż nie znał się na modzie i nie zwracał uwagi na to, co w szkole noszą Potomkinie, musiał przyznać, że Scarlett wyglądała okropnie w znalezionej przez niego sukni. Bardzo możliwe, że należała ona do jakiejś starszej kobiety, która niegdyś pracowała tutaj jako gosposia.

– Dasz mi się w końcu przebrać, czy będziesz się tak na mnie gapił?! – warknęła zirytowana, a blondyn posłusznie oddał jej trzymaną w dłoni sukienkę. Przyjrzała się jej uważnie i zrezygnowana pokręciła głową. – Nie mogłeś najpierw podać mi tej? Kompletnie nie masz gustu.

Odwrócił się do niej plecami, by nie posądzono go o podglądanie. Nie mógł uwierzyć, że za chwilę wprowadzi córkę Ephraima do Sounce School. Czuł, że praca z tą upartą wampirzycą będzie bardzo ciężka, ale wierzył, iż poradzi sobie z trudnościami losu. Jeżeli to właśnie o niej krążyły legendy, stanie się niepokonany. O ile Scarlett pozwoli, by został jej kamerdynerem. Wtedy będzie mógł ją ochronić w każdej sytuacji obdarzony przeczuciem, które ostrzeże go przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.

– Zapniesz mi sukienkę?

Ostrożnie podszedł i przesunął zamek do samej góry, uważnie spoglądając na niewielką bliznę, która widniała na ramieniu dziewczyny. Nie miał pojęcia, w jaki sposób Scarlett pozbyła się potwora z chatki. Ocknął się w momencie, gdy olbrzyma już nie było, a ranna wampirzyca leżała nieprzytomna naprzeciwko wejścia do zniszczonego pomieszczenia. Ponadto, zastanawiało go, gdzie podziały się bąki, które powinny chronić tego miejsca. Tylko Fryderick mógł je odwołać. Czyżby miał z tym coś wspólnego?

– Dlaczego tak długo goiły mi się rany? – spytała brunetka, a Niko spojrzał na nią zdezorientowany.

– Chciałbym ci powiedzieć, ale nie mam pojęcia, co się wydarzyło.

– Coś wyszło z mojej dłoni – Otworzyła prawą rękę i uważnie jej się przyjrzała. – Jakiś niebieski promień, który zamienił tego stwora w proch. A potem... Potem obudziłam się tutaj. Musiałam stracić przytomność.

– Zamieniłaś go w proch? – Wytrzeszczył oczy, dotykając jej dłoni. Widząc jej przestraszoną minę, dodał spokojniejszym tonem: – Po prostu żadna z Potomkiń nie ma takiej mocy. Ivy włada ogniem i wodą, przez co jest najsilniejszą ze wszystkich. Hessie, potrafi przenosić przedmioty za pomocą telepatii i może odczytać twoje myśli, mącąc ci w głowie, a Jade włada roślinami i ziemią. A ty... – Spojrzał na nią wciąż zaskoczony, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Wypuścił głośno powietrze i uśmiechnął się dla rozluźnienia atmosfery – ... po prostu jesteś inna. Musimy być ostrożni, ponieważ dopiero odkryłaś swoją moc i prawdopodobnie możesz zniszczyć wszystko, co tylko znajdzie się w zasięgu twojej ręki.

Obyś tylko nie okazała się naszą zgubą, pomyślał zmartwiony.

Opuścili pokój medyczny i od razu znaleźli się na ogromnym holu, które aż lśniło od złota. Scarlett z uznaniem patrzyła na spiralne schody o złotych, ozdobnych poręczach, które prowadziły do różnych pomieszczeń. Otaczały ją okrągłe drzwi. Każde wyglądały inaczej, zachęcając jej ciekawską naturę, by odwiedziła je wszystkie, a nie tylko pokój medyczny, w którym nie było zbyt przyjemnie.

Wyminęła ciemnego blondyna i podeszła do ogromnego kryształowego posągu, który stał w centrum bogatego holu. Rzeźba przedstawiała przepiękną kobietę o wysuniętych kłach. Na jej szyi wisiał sporej wielkości kryształ, który niespodziewanie ją oślepił, nakazując tym samym, by zmieniła swój obiekt zainteresowania.

– To Luz Viviana – Nikolai stanął naprzeciwko rzeźby. W jego twarzy można było odczytać całkowite oddanie i dumę. – Patronka Potomkiń. Założyła tę szkołę wieki temu, chcąc zagwarantować wam bezpieczeństwo. Zginęła z rąk ukochanego, który wbił bursztynowy sztylet w jej serce, gdy urodziła wampira. Nigdy nie powinna zakochać się w czarnoksiężniku, ale serce nie sługa. Musiała wybrać: śmierć syna albo jej. Ukryła gdzieś dziecko, przez co wydała na siebie wyrok.

Scarlie z uwagą przyjrzała się posągowi, który wyglądał prawie jak żywy. I chociaż było to absurdalne, wydawało jej się, że oczy kobiety są skierowane wprost na nią. Wcześniej spoglądały gdzieś w dal, ale w obecnej chwili mierzyły się z jej spojrzeniem.

– Odnaleziono jej dziecko? – spytała, a przez całe ciało przeszył ją nieprzyjemny dreszcz.

Nagle ogarnął ją niepokój, a historia Nikolaia sprawiła, że przed jej oczami zaczęły pokazywać się dziwne obrazy. Czuła się obserwowana. Jakby była intruzem, który musiał zostać unicestwiony. Sounce School wydało jej się miejscem, w którym panowały żelazne zasady.

Nie powinna była tutaj przychodzić.

– Nie. Do dziś nie wiadomo, co się z nim stało.

Nie odrywając wzroku od rzeźby, zrobiła kilka kroków w tył, przez co natknęła się na umięśniony tors kamerdynera. Zaklęła w duchu, rozglądając się dookoła.

– Wszystko w porządku? – spokojny głos blondyna rozbrzmiał w jej uszach niczym kojąca melodia, łagodząc niespokojne myśli oraz wątpliwości, które z każdą chwilą przybierały na sile.

Scarlett przytaknęła, mówiąc śmiertelnie poważnym tonem:

– Nie mogę zostać w tej szkole. W ogóle tutaj nie pasuje, a wampir ze mnie taki, choćby wcale – prychnęła, unosząc brwi. – Jedyne co robię, to poluję na słodkie, niewinne stworzonka i za wszelką cenę staram się nie uwalniać swojej mrocznej strony. Nie chcę być bestią.

Nikolai uważnie przyjrzał się zagubieniu, które pojawiło się na bladej twarzy wampirzycy. Niewielkie usta brunetki zwęziły się w wąską linię, a piwne oczy błądziły dookoła w poszukiwaniu pomocy. Czyżby opowieść o Luz Vivianie ją przestraszyła?

– Ta szkoła jest teraz twoim domem – zaczął spokojnie, patrząc na kryształowy posąg. – Twoja babka ją stworzyła i z pewnością chciałaby, żebyś poszła w jej ślady. Teraz gdy pan Ephraim nie żyje, wiele wampirów z młodego pokolenia zacznie się buntować i bez wątpienia stałabyś się ich pierwszą ofiarą. Ten, kto zamordował twych rodziców, z pewnością ma jakiś plan. Być może czeka nas kolejna bitwa o panowanie nad światem. Mogę cię ochronić, jeśli wyrazisz na to zgodę i pozostaniesz w budynku tej szkoły.

Scarlett przysiadła na złotych schodach i oparła głowę na kolanach.

– Kim ona była? – spytała trochę od niechcenia. Nikolai w dalszym ciągu nie spuszczał wzroku z posągu pięknej kobiety. 

– Luz Viviana. Mówiłem na początku, że to ona stworzyła tę szkołę.

Jakim cudem ta wspaniała wampirzyca mogła być z nią spokrewniona?

– Jak to?! Przecież urodziła syna, którego gdzieś ukryła...

– Nim Luz Viviana zmarła, pozostawiła wiernej przyjaciółce list, w którym przekazała władzę nad szkołą swoim dwóm synom: twemu ojcu i wujowi. Niestety nikt nie ma pojęcia, kim był jej poprzedni partner, ale Pan Ephraim sprawił, że to miejsce stało się prawdziwą szkołą. Podczas gdy on szukał Potomkiń, twój wuj odnalazł odpowiednich nauczycieli i za sprawą przyjaciółki twej babki zamienili ten budynek w to, co widzisz obecnie.

– Czego ode mnie oczekujecie? – spytała zrezygnowana, odtrącając od siebie wspomnienie uśmiechniętego ojca. Bolał ją fakt, że chociaż była jego dzieckiem, tak naprawdę w ogóle go nie znała.

– Wszystko ci wyjaśnię, ale teraz pozwól za mną. Musimy powiadomić Pana, że przybyłaś.

Jakiego znowu „Pana"?, pomyślała i z niezadowoleniem dotrzymała kroku kamerdynerowi. Z każdą chwilą utwierdzała się w przekonaniu, że znalazła się w ogromnym labiryncie, z którego nie było drogi ucieczki.

Szmaragdowe oczy Ivy rozbłysły niebezpiecznym blaskiem, gdy ujrzała Nikolaia i niepewnie kroczącą obok niego młodą wampirzycę. Z daleka wyczuwała strach i brak jakiegokolwiek doświadczenia w walce u nieznajomej. Te cechy nigdy nie powinny charakteryzować wampira, o Potomkini nawet nie wspominając. Najsłabsi ginęli niczym muchy z rąk silniejszych. Nie mieli prawa bytu. Potomkinie bez mocy upokarzały całą rasę, dlatego ze wszystkich tylko trójka stała na czele w hierarchii i zwyciężała w bitwach. Cała reszta była odseparowana grubym sznurem i odgrywała rolę przynęty.

Ivy nie mogła uwierzyć, że ktoś tak słaby był spokrewniony z niepokonaną Luz Vivianą. Do Potomkiń należała ochrona ludzkości. To one szły na pole walki, by wyjść z niej zwycięsko. Jako najsilniejsze z najsilniejszych łączyły krew z kamerdynerami, przez których były wybrane. Dzięki temu zyskiwały nie tylko oddanego obrońcę, ale i rosły w siłę z każdym wypiciem jego krwi. Jednak to nie wszystko. Musiały dodatkowo szkolić się w samoobronie, ataku, przyrządzaniu eliksirów, a także w ujarzmieniu mocy, którą miały okazję poznać.

Ulubionym zajęciem Ivy Wood było władanie bronią. Na świecie nie istniała istota, która pokonałaby ją w walce.

Odrzuciła do tyłu długie, cienkie włosy o barwie jasnej miedzi i za pomocą skinienia palca, zamroziła zwisający żyrandol nad głową nieznajomej.

– Ta dziewucha opuści Sounce School w przeciągu dwóch tygodni. – Pewnie spojrzała na przystojną twarz swojego kamerdynera. Kwadratowa szczęka i skóra o barwie mlecznej czekolady dodawały mrocznego wizerunku Leonardo. Jego duże czarne oczy patrzyły na nią niewzruszone.

Ivy machnęła ręką i w mgnieniu oka roztopiła lód, od razu wyparowując wodę, by przypadkiem nie zwrócić na siebie uwagi Nikolaia. Nie chciała go rozgniewać.

Nakazała Leo, by ruszył za nią. Służył jej wiernie od pięciu lat. Był najstarszym z kamerdynerów i posiadał ogromne umiejętności, jednak to Nikolai zajmował czołowe miejsce w szeregu najlepiej wyszkolonych obrońców. Dlatego nie mogła uwierzyć, że wybrał kogoś tak słabego, a zarazem nieodpowiedniego na swoją Panią.

To było wręcz absurdalne.

– Musimy uwolnić Niko od tej podróby wampira. Jeśli sama odejdzie, nikt nie zarzuci, że nie wykonał powierzonego mu zadania, a na pewno o to chodzi. – Liczne ciemne piegi na twarzy Wood pociemniały ze złości. Delikatność jej wyglądu było zupełnym przeciwieństwem stanowczego charakteru.

– Myślę, że najlepiej będzie poddać ją próbie, która sprawi, że sama zrezygnuje – stwierdził Leonardo, przeczesując długą, gęstą grzywę i odsłonił czoło. – Nawet mając przy boku Nikolaia, nie będzie w stanie tego wszystkiego znieść. Od razu widać, że jest zbyt słaba.

– Jeszcze nigdy mnie nie zawiodłeś – przyznała z uśmiechem. – Pozwólmy jej się zadomowić. Później uprzykrzymy jej życie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro