Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♠ Rozdział 10.


Wszystko szło źle, a Nikolai zdawał się tego nie zauważać. Stał nad nią z woreczkiem pełnym krwi, jakby było to czymś naturalnym, a jeszcze kilka dni temu twierdził, że to on stanowił jej jedyne pożywienie. Ostatnim razem omal go nie zabiła, a teraz okazało się, że mogło do tego nie dojść. Czyżby specjalnie ją okłamał?

– Żartujesz sobie ze mnie?! – warknęła, mierząc kamerdynera surowym spojrzeniem ciemnych oczu. Brutalnie odrzuciła szklankę, chcąc, by roztrzaskała się na podłodze, jednak Nikolai skutecznie ochronił ją przed upadkiem. Chciał ponownie postawić ją na stole, jednak wampirzyca boleśnie zacisnęła palce na jego nadgarstku, mówiąc: – Dlaczego ryzykowałeś własnym życiem, skoro macie woreczki z krwią?!

Blondyn uklęknął przed nią i chwycił jej dłonie. Nie wyglądał na kogoś, kto bał się śmierci.

– Ważny był czas, dlatego to zrobiłem. To, że jesteś wampirem, nie robi z ciebie bestii. Musisz to zrozumieć.

Coś drgnęło w jej chłodnym sercu. Patrzyła w jego błękitne tęczówki, nie potrafiąc uspokoić nerwowych myśli. Skóra pod jego dotykiem zaczęła ją parzyć, przez co pospiesznie odsunęła rękę. Nieważne, jak bardzo starała się mu zaufać, wciąż miała wątpliwości. Ponadto nie potrafiła zapomnieć o znalezionych zwłokach i reakcji kamerdynera, gdy się o tym dowiedział.

– Czuję, że mnie okłamujesz. – Odebrała chłopakowi pustą szklankę i napełniła ją krwią. – Zwłoki, które znalazłam, wcale nie należały do jakiegoś nauczyciela. Jeżeli masz z tym coś wspólnego, dowiem się tego. – Upiła trunek i skrzywiła się z obrzydzenia. Chociaż smakowała paskudnie, wolała to od krwi Niko.

Dłonie kamerdynera zacisnęły się w pięści, co nie uszło uwadze wampirzycy.

– Wyjdź. Nie chcę, byś stał się dla mnie smakowitym kąskiem. – Nim blondyn zdążył zaprotestować, dodała władczym tonem: – Zostaw mnie samą. To rozkaz!

Gdy usłyszała odgłos zamykanych drzwi, zerknęła w ich stronę z ulgą. Nie mogła uwierzyć, że Nikolai nawet nie próbował się tłumaczyć. Milczał w chwili, gdy posądziła go o udział w morderstwie. Jak mogła mu ufać, skoro wydawał jej się coraz bardziej tajemniczy? Chociaż nie wyglądał na złą osobę, nie mogła tego stwierdzić po tak krótkiej znajomości. Najchętniej opuściłaby Sounce School, ale co by się wtedy z nią stało? Zginęłaby z rąk mordercy jej rodziców?

Przedziurawiła woreczek zębami i zaczęła sączyć zimny trunek. Chociaż była ludzka, nie smakowała tak dobrze, jak ciepła, świeża krew Nikolaia.

Oszołomiona od razu wypchnęła tę okropną myśl z głowy. Nie mogła zachowywać się jak bestia!

Zaklęła głośno, gdy w pomieszczeniu rozległo się głośne pukanie. Chociaż krzyknęła, by niezapowiedziany gość wszedł, ostatecznie musiała ruszyć się z wygodnego miejsca i otworzyć drzwi.

– Po cholerę... – zamilkła, widząc na podwórku Ivy oraz jej wierną gromadkę przyjaciół. Prychnęła pod nosem, krzyżując dłonie na ramionach i warknęła w stronę dziewczyny: – Czego jeszcze chcecie?! Nie wystarczy wam jutrzejszy pojedynek?!

– Żadnego pojedynku nie będzie. – Usłyszała pewny, męski głos, a zza pleców uczniów wyłoniła się postać chudego mężczyzny o wyjątkowo dużym brzuchu. Guziki jego białej koszuli wyglądały, jakby zaraz miały wystrzelić, a brązowe, nieco przydługawe włosy sprawiały wrażenie ulizanych przez krowę. Jego okrągła twarz i czekoladowe oczy wydały jej się znajome, choć mężczyznę widziała pierwszy raz na oczy.

– A pan to kto? – spytała nieuprzejmie.

– Henry McLewis. Twój wuj, a zarazem dyrektor szkoły.

Ivy przewróciła oczami, wyraźnie niezadowolona z ponownego spotkania ze Scarlett. Jako jedyna stała z uniesioną głową.

– Świetnie. O co więc chodzi z tym pojedynkiem? – spytała obojętnie. Nie zamierzała rzucać się mężczyźnie w ramiona ani udawać specjalną radość z jego wizyty. Od razu wyczuła, że wuj  pojawił się tutaj, ponieważ miał ku temu powód i wcale nie chodziło mu o poznanie bratanicy.

Henry szarpnął Ivy w jej stronę, nerwowo pocierając dłonią o kark.

– Zasady w tej szkole się zmieniły. Nie ma żadnych pojedynków pomiędzy Potomkiniami. Macie być jedną drużyną, a nie rwać sobie włosy z głowy – rzucił ivy ostrzegawcze spojrzenie. – Poza tym, jaki jest sens w zmuszaniu kamerdynera do tego, by ci służył, skoro  mają wolną wolę i nikt za nich decydować nie może.

– Regulamin mówi coś innego! – krzyknęła Ivy, a policzki zapłonęły jej purpurą. Jeszcze nigdy nie czuła się tak upokorzona. Najgorsza była świadomość, że znajomi na nią patrzyli. Chociaż w ich oczach zawsze była niezwyciężona, teraz została zmuszona do płaszczenia się przed najbardziej znienawidzoną przez nią osobę.

– Regulamin został zmieniony. A teraz przeproś moją bratanicę za kłopoty.

– Nie potrzebuję żadnych przeprosin – zaprzeczyła szybko Scarlett, mierząc wuja surowym spojrzeniem. – Nie zamierzam słuchać, że jestem lepiej traktowana przez wzgląd na nasze więzy krwi, dlatego proszę dać sobie spokój. Myślę, że same jesteśmy w stanie dojść do porozumienia.

Oczywiście, że w to nie wierzyła, ale nie mogła pozwolić wujowi całkowicie zniszczyć jej wizerunku. Skoro nie pofatygował się, by ją powitać, to nie powinien zawracać jej głowy. Oczywiście zmienione zasady wydały jej się o wiele rozsądniejsze i dziękowała w duchu za to, że do żadnego pojedynku nie dojdzie. Nikolai był bezpieczny, a Ivy przegrała. Nie wyglądało jednak na to, by zamierzała się z tym pogodzić.

– W porządku. Zatem Nikolai pomoże ci się spakować i przyprowadzi cię do szkoły. Słyszałem o grożącym ci niebezpieczeństwie, dlatego nie pozwolę dłużej zostać ci w tym miejscu.

– Czy Scarlett nie powinna najpierw przejść testów, by móc pozostać w szkole? – zauważyła Ivy, nie mogąc uwierzyć w słowa dyrektora. Najpierw zmiana regulaminu, a teraz to... Czy naprawdę sądził, że nikt nie zauważy faworyzowania bratanicy? Żadna z innych Potomkiń nie miała takich forów, gdy trafiła do Sounce School. Ivy doskonale pamiętała długie miesiące spędzone w tym chłodnym dormitorium. Wiele razy obudziła się z jakimś robalem w ustach albo musiała użerać się z zatkaną toaletą, czy też zimną wodą w wannie. Hessie, Jade... wszystkie przechodziły przez to samo, a Scarlett po kilku dniach dostała zgodę na zamieszkanie w szkole? Przecież to absurd! – Wszystkie musiałyśmy żyć w tym okropnym miejscu przez długie miesiące, a ona ot tak zamieszka w szkole?! – Furia zalśniła w jej zielonych oczach.

Henry roześmiał się na jej uwagę, by po chwili zgromić ją lodowatym spojrzeniem.

– A czy was ktoś próbował zabić? Myślisz, że nie wiem o waszych sztuczkach z drzewem?! – krzyknął. Ivy całkowicie zamilkła, wiedząc, że była pod odstrzałem. Nikolai musiał o wszystkim poinformować dyrektora, a to oznaczało, iż zarówno ona, jak i jej kompani byli pod stałym nadzorem. Musiała uważać, by nie stać się wrogiem Sounce School. – Rozejść się, nim was pozabijam, wy piekielne bachory!

Scarlett obojętnie patrzyła, jak wszyscy rozchodzą się w swoje strony. Nawet Henry odszedł bez słowa, pozostawiając po sobie jedynie niesmak. Chociaż posiadał twarz jej ojca, bardzo się od niego różnił. Próbował być groźny i starał się sprawiać wrażenie kogoś ogarniętego, ale prawda była taka, że szanowano go ze względu na posadę dyrektora. Wampirzyca szczerze wątpiła, by w kimkolwiek wzbudzał strach.

– Scarlett – Niechętnie odwróciła wzrok w stronę Nikolaia – musisz się spakować. Przygotowałem twój nowy pokój.

– Co zrobiłeś? – skrzyżowała ramiona, nie wierząc jego słowom. Czyli chłopak o wszystkim wiedział, a to oznaczało, iż był blisko z jej wujem. Nie miała wątpliwości co do tego, kto powiedział Henry'emu o pojedynku. – Po czyjej stronie stoisz? Z tego, co widzę, liżesz tyłek dyrektorowi i o wszystkim mu mówisz!

– Robię wszystko, by cię chronić. Nieważne co o tym wszystkim myślisz, ważne, że jesteś bezpieczna – Chciał ją minąć, jednak brutalnie szarpnęła go w swoją stronę.

– Dlatego też masz coś wspólnego z martwym ciałem, które znalazłam?! – krzyknęła, rozwścieczona. Zaciskała usta w wąską kreskę, dłoń boleśnie ściskając na jego nadgarstku.

Nikolai wyszarpał się z jej uścisku, a w jego błękitnych oczach pojawił się gniew. Napiął wszystkie mięśnie, wyglądając na rozwścieczonego. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Jeszcze nigdy nie wyglądał tak poważnie.

– Nie masz pojęcia, o czym mówisz! – odkrzyknął sfrustrowany. Patrzył wampirzycy głęboko w oczy, odczuwając niesamowitą bezradność. Jak miał zdobyć jej zaufanie, skoro traktowała go jak wroga? – Jesteś tu zaledwie kilka dni i nie musisz wszystkiego dowiedzieć się od razu! Ba, nawet nie powinnaś wtrącać się w czyjeś sprawy, ale jesteś zbyt wścibska, by usiedzieć spokojnie na tyłku!

– Słucham?!

– Mam dość twojego wiecznego niezadowolenia, rozumiesz?! – warknął. – Pogadaj z wujem i poproś o kamerdynera, który zdobędzie twoje zaufanie! Mnie się to z pewnością nie uda.

Odszedł, pozostawiając po sobie echo bolesnych słów.

Scarlett chwyciła nocną lampkę i rzuciła nią o drewnianą ścianę, próbując rozładować gotującą się w niej złość. Czy ten chłopak właśnie wzbudził w niej poczucie winy? Jakim prawem obarczył ją całą winą, skoro to on coś przed nią ukrywał?! Oczekiwał, że mu zaufa, chociaż nie był z nią całkowicie szczery?

– Co za hipokryta! – krzyknęła, opadając na krzesło.

Ivy weszła do swojego pokoju z hukiem. Od razu chwyciła porcelanową figurkę, która gdyby nie szybka reakcja Leonardo, wylądowałaby na ziemi.

Ruda wampirzyca zgromiła kamerdynera wzrokiem, jednak odłożyła przedmiot na miejsce. Musiała się uspokoić. Inaczej zrobi coś głupiego i będzie musiała liczyć się z konsekwencjami, a tego nienawidziła. Wolała działać z ukrycia, by nie zostać w żaden sposób ukarana. Była zbyt szanowaną osobą w Sounce School, by pozwolić komukolwiek zhańbić jej imię.

– Zmiana zasad panujących w szkole? – prychnęła, patrząc wprost w ciemne oczy towarzysza. – To nie ujdzie mu na sucho, słyszysz?! Musimy się pozbyć tego cholernego dyrektora!

– To głupi pomysł – oznajmił bez ogródek Leonardo, wprawiając Potomkinię w jeszcze większą złość. Nienawidziła, gdy ktoś się z nią nie zgadzał. – Jeżeli pozbędziesz się Henry'ego, jego miejsce zajmie Scarlett i to ona zacznie sprawować pieczę nad szkołą.

– Czy to ma jakikolwiek sens? Jest na to za młoda i zbyt głupia!

– Ale wciąż jest McLewis i bez względu na wszystko odziedziczy tę szkołę.

Tak, to miało sens i nie mogła niczego zrobić, by to zmienić. Dlatego czuła się tak wściekła. Przez pojawienie się tej dziewuchy w szkole, wszystko mogło się posypać. Gdy mniej ważni uczniowie, dowiedzą się o tym, że Scarlett tak szybko zamieszkała w szkole, stanie się ona głównym tematem do rozmów. Dla niektórych będzie niczym wspaniała Luz Viviana, choć nie potrafiła nawet walczyć. Było to niesprawiedliwe, ponieważ najważniejsze z Potomkiń musiały się wykazać, by zamieszkać w Sounce School, a Scarlett udało się to ze względu na więzy rodzinne.

– Co więc proponujesz? – spytała przygnębiona, zaciskając palce na błękitnej sukni.

– Musisz udowodnić, że jesteś od niej lepsza, a to nie będzie trudne. Pamiętaj, że masz nad nią ogromną przewagę – Ułożył dłonie na jej piegowatych ramionach, uśmiechając się przy tym promiennie. – Jesteś najlepszą wojowniczką i nikt nie potrafi cię pokonać. Ponadto jesteśmy połączeni krwią, dzięki czemu w każdej chwili przybierasz na mocy i szybko zdrowiejesz.

– Scarlett jeszcze nie połączyła się z Nikolaiem? – Wytrzeszczyła oczy w zdumieniu.

– Ona za bardzo mu nie ufa, dlatego wątpię, by stało się to w najbliższym czasie.

– Naprawdę jesteś najlepszy, Leo – oznajmiła z zadowoleniem.

Skoro jestem najlepszy, to czemu wciąż wolałabyś Nikolaia?, przeszło mu przez myśl, jednak nie odezwał się słowem.  


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro